Generalnie prawie
wszystkie, a zwłaszcza duże firmy mogą zapomnieć o dwucyfrowych
wzrostach. Dlaczego? Ano dlatego, że po pierwsze wzrost gospodarczy będzie co
najmniej umiarkowany. Oczywiście politycy będą nas przekonywać, że jest
wspaniały (to ci od koalicji rządzącej), a inni, że tragicznie słaby (to
ci od „winy Tuska”). Tak czy owak, będzie na poziomie niewystarczającym do
przełamania stagnacji inwestycyjnej. Druga kwestia to absolutny brak nowych
trendów i nowości technologicznych zwiększających skłonność użytkowników
do wydawania pieniędzy. Po trzecie powolna migracja rozwiązań do „chmury
obliczeniowej” (nie wiem właściwie dlaczego, ale tej frazy wyjątkowo nie lubię)
napędzać będzie przychody firm, które się w tym specjalizują, ale
zmniejszać nakłady na lokalne inwestycje w sprzęt i oprogramowanie.
Sumarycznie w tym obszarze da to rezultat ujemny. Wszak jednym
z argumentów migracji do chmury jest slogan: oszczędności po stronie
nakładów.

Kolejna sprawa to
indolencja decyzyjna w tych obszarach państwa polskiego, które są
technologicznie i funkcjonalnie zacofane. Należy do nich przede wszystkim
obszar usług publicznych. Powodem jest oczywiście zbliżająca się fala wyborów,
kiedy to nikt mający instynkt samozachowawczy nie będzie podejmował ryzykownych
decyzji inwestycyjnych, które łatwo mogą obrócić się przeciw niemu. Do tego
nakładają się zmiany personalne na kilku czołowych pozycjach w MAC (nie
chodzi o produkty firmy Apple, a o Ministerstwo Administracji
i Cyfryzacji) oraz niesfinalizowana śledczo afera w CPI. Wreszcie
trzeba powiedzieć o spadających cenach i kosztach wymiany sprzętu
– wszak tablet średnio kosztuje jednak znacznie mniej niż notebook. Przy
czym do gry będą wchodzić z coraz większym impetem gracze, którzy chcą
osłabić dominację Samsunga i Apple’a (jak Lenovo i Toshiba,
a może też w końcu Microsoft). To odbije się na cenach, ze szkodą dla
firm dystrybucyjnych i resellerskich. I jeszcze jedno: czołowi polscy
gracze, zanim znów zaczną rosnąć geograficznie, muszą skonsumować efekty swych
działań z roku poprzedniego: choćby ABC Data przejęcie iSource’a, zaś
Action zakup aktywów Devila w Niemczech.

Na koniec wyliczanki
zasadne jest pytanie: co z tego wynika? Postaram się odpowiedzieć krótko.
Wedle mnie w roku 2014 trzeba zachować daleko idącą ostrożność
i uważać. Powinno się to przejawiać w racjonalizacji planów. Walka
o realizację nierealnie wysokich budżetów to jeden z największych
wrogów każdej firmy, gdyż może doprowadzić do katastrofy. Poza tym we
wszystkich działaniach należy przestrzegać ścisłej dyscypliny kosztowej
i operacyjnej. W tym nie wchodzić w projekty o ryzykownej
lub silnie zależnej od czynników zewnętrznych stopie zwrotu. Zwracam tu uwagę
na kursy walut, które znów, zwłaszcza w pierwszej połowie roku, mogą
kształtować się dynamicznie i dla branży IT niekorzystnie. Dodatkowo
należy wszystkie publikowane dane i informacje czytać krytycznie i ze
zrozumieniem, zawsze zadając sobie odwieczne pytanie: kto i z jakich
powodów je publikuje? Wszak stara i do dziś obowiązująca rzymska zasada cui
bono nie wzięła się z powietrza, tylko z dobrej znajomości natury
ludzkiej.

 

Autor od
1996 r. do lutego 2012 r. pełnił funkcję dyrektora zarządzającego Tech Data
Polska.