Jeszcze do niedawna „nowa normalność” jakoś mnie nie uwierała, ale przedłużająca się pandemia i towarzyszący jej chaos sprawiają, że ten powtarzany do znudzenia zwrot coraz częściej wzbudza we mnie irytację. No bo czymże tak naprawdę jest „nowa normalność”? Jak na razie chyba nikt nie zdefiniował tego terminu lepiej niż stand-uper Łukasz „Lotek” Lodkowski, który w ramach akcji Hot16Challenge rapował: „Dwa tysiące chorych, zamykamy lasy, osiem tysięcy chorych, otwieramy lasy”. Oczywiście w epoce nowej normalności ludzie musieli opuścić nie tylko lasy, ale również szklane drapacze chmur. Niemal wszyscy przenieśli się do domów, które stały się jednocześnie szkołą, biurem, centrum rozrywki, a nierzadko także salą konferencyjną.

I wyszło nagle tak, że w nowej normalności trzeba się było, chcąc nie chcąc, w jakiś sposób urządzić. Całkiem nieźle dała sobie z tym radę branża IT. Jej przedstawiciele sami siebie obsadzili w roli zbawców świata, oznajmiając wszem i wobec, że bez nich życie stanęłoby w miejscu. W sumie równie dobrze mogliby to powiedzieć energetycy i jeszcze kilka innych grup zawodowych, ale to informatycy wykazali się najlepszym refleksem.

Niektórzy kupili ich opowieść, ale jak to zwykle bywa, pojawili się malkontenci, którzy twierdzą, że nie mamy do czynienia z żadnym przełomem technologicznym. Szefowie firm wyciągnęli kasę na dodatkowy sprzęt i software, który był im po prostu w danej chwili potrzebny, zaś Kowalscy uwięzieni na kilkudziesięciu metrach kwadratowych musieli coś zrobić, żeby nie umrzeć z nudów. Piarowcy nazwali to szumnie transformacją cyfrową i według ich wersji proces przebiega sprawnie oraz bezboleśnie, a firmy wydają pieniądze na rozwiązania informatyczne z głową.

Ktoś jednak niepotrzebnie wkłada kij w szprychy, próbując zburzyć tę narrację. IBM opublikował na początku roku sondaż, z którego wynika, że aż 60 proc. amerykańskich oraz brytyjskich przedsiębiorstw posiada programy modernizacji, ale nie uwzględniają one scenariuszy dalszego rozwoju w kolejnych latach. W Polsce jest jeszcze gorzej – według badania Krajowego Rejestru Długów i NFG tylko 5 proc. małych i średnich firm opracowało tego typu strategię na 2021 rok. Reszta wyznaje filozofię „jakoś to będzie”.

Jednak, co by nie mówić, pandemia wyzwala kreatywność w przedstawicielach branży nowych technologii. Główna nagroda należy się chyba firmie SimpliSafe. Ten dostawca systemów bezpieczeństwa dla gospodarstw domowych opracował… bezpieczny sweter, który wszczyna alarm, kiedy tylko ktoś zbliży się do jego właściciela na odległość 2 metrów. Sweter, zaprojektowany jako zabawny prototyp, wyprzedał się na pniu (!).

Nie mniejszą inwencją wykazał się Microsoft. Gigant z Redmond niedawno ujawnił patent, któremu nadano roboczą nazwę „system przetwarzania informacji o spotkaniach”. Rozwiązanie pozwala tworzyć zestawienia dotyczące nastrojów ludzi, ich mimiki, mowy ciała, a także temperatury pomieszczenia, aby ocenić w ten sposób jakość spotkania… Jak łatwo się domyślić każdy mityng będzie punktowany. Ot i nowa normalność.