Władysław Bartoszewski powiedział kiedyś, że Polska jest brzydką panną na wydaniu, a na dodatek pozbawioną posagu. To stwierdzenie wywołało narodową debatę, w ramach której część interlokutorów przyklaskiwała naszemu dyplomacie, podczas gdy inni odsądzali go od czci i wiary. Swego czasu zastanawiałem się na ile atrakcyjną panną jest Europa, a tak właściwie Unia Europejska. Wiem, że niektórzy postrzegają ją jako długonogą blondynkę z wielkim domem i najnowszym modelem Audi A6 w garażu, ale ja widzę to trochę inaczej.

Na pierwszy rzut oka to ponętna niewiasta, aczkolwiek swój wygląd zawdzięcza nie tyle wrodzonej urodzie, co wielu godzinom spędzonym w salonach kosmetycznych i gabinetach medycyny estetycznej. Jednak malejące limity na karcie kredytowej, sprawiają, że tych wizyt jest coraz mniej. A co z posagiem? No cóż, rodzice niegdyś byli dość zamożni, ale w ciągu ostatnich kilkunastu lat roztrwonili znaczną część swojego majątku, choć nadal robią dobrą minę do złej gry. Ktoś może wprawdzie powiedzieć, że wiano to już przeżytek, a panna Europa jest na tyle wykształcona i kreatywna, że bez trudu poradzi sobie bez wyprawki od rodziców. Niestety, sytuacja wcale nie jest tak różowa, jak wielu chciałoby ją widzieć. Panna Europa wygląda zaskakująco skromnie na tle swoich dwóch konkurentek – Ameryki i Azji. Ta pierwsza może pochwalić się Facebookiem, Microsoftem, Amazonem, Teslą, Google’m czy Dellem, zaś druga Samsungiem, Xiaomi, Sony, Huawei czy LG. A Europa? Próbuje walczyć, co skutkuje rodzeniem się w jej głowie szeregu rozmaitych pomysłów.

Na pewno nie chce konkurować na polu elektronicznego handlu, bo większość zakupów i tak robi na amerykańskim Amazonie. Jedną z jej ulubionych aplikacji jest Netflix i jakoś Europie nie przeszkadza, że ta najpopularniejsza platforma dystrybucji masowej kultury pochodzi z Ameryki. Nasza panna chętnie używa przy tym komputerów i smartfonów wyprodukowanych przez azjatyckich i amerykańskich producentów i raczej nie tęskni za czasami, kiedy korzystała z własnej Nokii. Natomiast jej orężem ma być walka o ochronę klimatu. Zielona Europa –  to brzmi dumnie! Jednak aby zrealizować to zadanie trzeba ograniczyć emisję gazów cieplarnianych o 55 proc. względem poziomów z roku 1990. Z pakietu propozycji legislacyjnych – „Fit for 55” – dowiadujemy się, że ten cel ma być osiągnięty do 2030 r. Jak to zwykle bywa, nie brakuje malkontentów narzekających, że to zbyt ambitna inicjatywa i po co się tak spieszyć. Zwłaszcza, że UE odpowiada za mniej niż 10 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla…

Co ciekawe, Azja i Ameryka chwalą swoją konkurentkę za jej proekologiczne nastawienie, choć same są dużo bardziej ostrożne i nie narzucają sobie aż tak morderczego tempa w zakresie redukcji CO2. Jednak nie ulega wątpliwości, że „Fit for 55” to doskonała okazja do realizacji ciekawych projektów. Jednym z nich jest stworzenie sztucznej wyspy o wielkości 18 boisk piłkarskich, która będzie zlokalizowana 80 kilometrów od zachodniego wybrzeża Jutlandii. Na wyspie nie będą mieszkać ani ludzie ani zwierzęta, natomiast znajdzie się na niej kilkaset wiatraków. Koszt tej inwestycji to, bagatela, 28 miliardów euro. Co by nie powiedzieć, Europa nie jest tuzinkową panną i ciężko się z nią nudzić. Choć obawiam się, że większość pretendentów postawi jednak na dwie pozostałe kandydatki, choć są tak żałośnie nudne i skandalicznie pragmatyczne. A może właśnie dlatego?