Wracając do Ukrainy: skąd w ogóle decyzja o wejściu na tamten rynek w 2018 roku?

Na rynku polskim jesteśmy liderem w zakresie systemów wspomagania handlu hurtowego na rynkach energii i gazu. Na rynku ukraińskim pojawiliśmy się w związku z zapowiedziami liberalizacji sektora energetycznego, co finalnie nastąpiło w lipcu 2019 roku. Jak do tej pory dostarczyliśmy i wdrożyliśmy tam nasze oprogramowanie dla kilku klientów z tego sektora.

  Na czym polegała wspomniana liberalizacja?

Od 2014 roku Ukraina realizuje plan konwersji swojego rynku energetycznego na kierunek europejski. Jednym z efektów była częściowa liberalizacja rynku sprzedaży energii elektrycznej na wzór tego, jak działają giełdy energii w Europie. Od lipca 2019 roku podjęto też próby doprowadzenia do hurtowej sprzedaży energii po cenach rynkowych. A ponieważ nasze systemy informatyczne obsługują ponad 80 procent sprzedaży energii w Polsce, to rynek ukraiński w naturalny sposób stał się dla nas atrakcyjny.

  A czy borykacie się z kwestią korupcji, o której tyle się mówi w odniesieniu do naszego wschodniego sąsiada?

To nas nie dotyczy, bo mamy zasadę, że po prostu nie wchodzimy w jakiekolwiek dziwne układy. Prowadzimy transparentne interesy z lokalnymi klientami, którzy działają na normalnych zasadach biznesowych. Oczywiście dostrzegamy pewne niedobre zjawiska, a nawet dla zasady odwoływaliśmy się do tamtejszego urzędu antymonopolowego w pewnych sytuacjach, które z naszego punktu widzenia były wręcz jednoznaczne, ale bez sukcesu. No tak tam bywa i nic na to nie poradzimy. Działamy dalej, zgodnie z naszymi zasadami i procedurami.

  Nie jest to jednak dla was rynek kluczowy?

Tak, póki co nie są to duże wolumeny, ale decyzja o wejściu na tamten rynek była słuszna. Paradoksalnie, rozważamy teraz większe niż dotychczas zaangażowanie, łącznie ze wspomnianymi planami akwizycji. Ukraina będzie się po wojnie odbudowywać, a zachodni, demokratyczny i wolnorynkowy kierunek rozwoju tego kraju wydaje się już w pełni przesądzony.

  W podobnym czasie, jak oddział kijowski, otworzyliście spółkę na Tajwanie. Z geostrategicznego punktu widzenia to kolejny potencjalny punkt zapalny na mapie świata.

Nasze biuro na Tajwanie otworzyła spółka Transition Technologies PSC w celu zwiększenia obrotów w projektach związanych z wdrożeniami systemów PLM i wspomagania produkcji. Obecnie liczy kilkadziesiąt osób i rozwija się prawidłowo, zgodnie z planami. Realizujemy projekty na Tajwanie i na rynkach azjatyckich, a czasami nasi lokalni inżynierowie wspierają projekty w innych częściach świata. Na razie nie widzimy zagrożenia geostrategicznego, a własne biuro na obszarze Azji jest niezbędne, jeśli mamy zamiar konkurować na rynku globalnym. To typowa droga szybko rosnących firm technologicznych, które po wyjściu z lokalnego rynku krajowego budują oddziały zagraniczne na początku niedaleko od granic swojego kraju, a w następnym kroku także na innych kontynentach. Warto jednak zauważyć, że działalność zagraniczna zawsze jest wielokrotnie trudniejsza niż praca na rynku lokalnym i wiąże się z wieloma zagadnieniami, w rodzaju różnic kulturowych, konieczności zatrudniania lokalnych menadżerów i personelu, współpracy międzynarodowej, szczegółów prawnych itp. A jeśli patrzymy na rynek azjatycki, to te wyzwania są jeszcze większe niż w przypadku Europy czy USA.

  Pozostając przy temacie waszych działań międzynarodowych: wasz francuski oddział ma status placówki badawczej. Dlaczego?

Jest to potrzebne do uczestniczenia w pewnego rodzaju przetargach. Daje więc pewne korzyści, ale patrząc globalnie na naszą firmę nie mamy jakiegoś dominującego udziału projektów badawczych finansowanych ze środków publicznych w naszych obrotach. Co więcej, staramy się nie przekroczyć tych kilkuprocentowych wartości. Nowoczesna firma musi radzić sobie głównie samodzielnie na konkurencyjnym, komercyjnym rynku, a projekty badawcze finansowane zewnętrznie i dotacje mogą być drobnym dodatkiem.