Artykuł Zwrot VAT czyli „nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?” pochodzi z serwisu CRN.
]]>Zasadniczo zwroty VAT dokonywane są w trzech terminach. Standardowy termin – 60 dni, przyśpieszony – 25 dni, i wydłużony – 180 dni. Ostatnimi czasy fiskus zapowiada jeszcze szybsze zwroty (dla mikroprzedsiębiorców świadczących usługi budowlane) – w ciągu 15 dni!
Brzmi wspaniale, ale termin ten nie jest zapisany w żadnym przepisie prawa. W przeciwieństwie do zwrotu w ciągu 25, 60 i 180 dni, z czego fiskus i tak sobie nic nie robi. To znaczy robi propagandę, twierdząc w mediach, że zwroty VAT dokonywane są szybciej niż w przewidzianych ustawowo terminach.
Przedsiębiorcy, którzy miesiącami walczą o zwrot podatku, uważają taką propagandę za wyjątkową bezczelność. Występowanie o zwrot VAT może bowiem zakończyć się walką z urzędnikami o coś, co należy się podatnikom jak psu buda. Moi klienci występujący o zwrot opowiadają nieprawdopodobne historie z przeprowadzanych kontroli. Poniżej napomknę o kilku z nich, układając je w jedną całość.
Załóżmy, że mówimy o sprzedawcy głośników. Czyli mamy podatnika, który kupuje ten towar od ich dystrybutora na Polskę. Dystrybutor oczywiście kupuje je od producenta, ale do tego wrócimy za chwilę. Reseller taki handluje głośnikami i postanawia podbić rynki zachodniej Europy. Zamawia raporty dotyczące tamtejszego rynku głośników, a przez pośredników wynajduje odbiorców. Powiedzmy w Hiszpanii i Francji. Zawiera dobry kontrakt na dostawy głośników i sprzedaje swoje produkty przez kilka miesięcy zagranicznym kontrahentom.
Po pierwszym miesiącu dostaw wykazuje w deklaracji nadwyżkę podatku VAT naliczonego nad należnym (wszak kupował głośniki ze stawką 23 proc., a sprzedaje Hiszpanom i Francuzom ze stawką 0 proc.) – do zwrotu na rachunek w ciągu 60 dni. Ktoś temu resellerowi mówił, że taki zwrot może wiązać się z kontrolą, ale przecież nie ma czego się obawiać – po prostu czeka na zwrot VAT i handluje dalej. Mijają kolejne tygodnie, a kontroli nie ma (zwrotu też). Reseller myśli sobie: lada moment dostanę pieniądze, a kontrolują pewnie tych podejrzanych. W międzyczasie składa kolejne deklaracje, w których znowu wykazuje VAT do zwrotu.
I nagle przychodzi dzień 30 od daty złożenia deklaracji, czyli niejako półmetek terminu, kiedy reseller powinien otrzymać zwrot. Do jego księgowego dzwoni ktoś z urzędu skarbowego. Okazuje się, że podobno zrobił błąd w deklaracji. Urzędnik twierdzi, że księgowy wpisał kwotę do zwrotu tylko w pozycji nr 59 deklaracji VAT-7, czyli że chce uzyskać zwrot w terminie 60 dni od daty złożenia deklaracji. I nie wpisał jej w pozycji nr 57 „Kwota do zwrotu na rachunek bankowy podatnika”.
Słowem, straszny błąd formalny… Taki na miarę telefonu do podatnika, ale dzień, dwa po weryfikacji, czyli zaraz po złożeniu deklaracji podatkowej, a nie w połowie okresu, na jaki wnioskowany był zwrot podatku. No dobrze, urząd skarbowy nakazuje księgowemu korektę deklaracji. Księgowy składa korektę. Urząd skarbowy traktuje termin, od którego podatnik złożył korektę deklaracji jako ponowną datę – i od niej liczy termin zwrotu. Zatem miesiąc stracony. Nic to, handel głośnikami trwa dalej.
W końcu – po upływie 1,5 miesiąca (82 dni od dnia złożenia pierwotnej deklaracji z wykazanym zwrotem) – przychodzą urzędnicy na kontrolę. Machają legitymacjami, żądają dokumentów, zabierają się z nimi do urzędu lub kontrolują u podatnika. Przewidywany termin zakończenia kontroli – za około trzy miesiące. W międzyczasie reseller dostaje wezwanie do przedstawienia kolejnych dokumentów. Po kolejnych niemal trzech miesiącach dowiaduje się, że urzędnicy będą przesłuchiwać świadka – pośrednika, który wystarał się o kontrakty z Hiszpanami i Francuzami.
Niemrawo, ale coś się dzieje, choć pieniędzy nadal nie widać na horyzoncie. Podatnik zaciska zęby i czeka dalej. Po kolejnych tygodniach urząd skarbowy przesyła postanowienie o przesunięciu terminu zakończenia kontroli i postępowania zwrotowego o następne 3 miesiące. Zatem kolejny przewidywany termin zakończenia kontroli upłynie najwcześniej około 8 miesięcy od momentu, kiedy reseller po raz pierwszy wystąpił o zwrot VAT. Czym przedłużenie terminu uzasadnia urząd? Musi sprawdzić francuskich i hiszpańskich kontrahentów, do których trafiły głośniki.
Poza tym zaczęto sprawdzać firmy transportowe, które świadczyły usługi przewozu głośników z Polski do Francji i Hiszpanii. A że branża transportowa jest mocno rozdrobiona i bazuje na podwykonawcach, to urzędnicy musieli napisać do kilkudziesięciu podmiotów z prośbą o wyjaśnienia. I czekać, aż te kilkadziesiąt podmiotów odpisze. Do tego dochodzą jeszcze zapytania do GDDKiA o system Via Toll – czy ciężarówki o numerach rejestracyjnych występujących w dokumentach transportowych faktycznie pojechały tego i tego dnia w stronę Francji i Hiszpanii?
Do uzyskania takich informacji potrzebna jest cała machina biurokratyczna. To nie tak jak w biznesie, że ktoś zadzwoni, wyśle maila i szybko ustali, co i jak. Tutaj polski urząd skarbowy przygotowuje wniosek z takim zapytaniem do zagranicznego fiskusa. Wniosek przesyła do nadrzędnego dyrektora Izby Administracji Skarbowej celem akceptacji. Gdy wniosek jest w porządku, dyrektor Izby Administracji Skarbowej przesyła dokument do specjalnego urzędu skarbowego, który jest wyznaczony do przekazywania informacji i zapytań do zagranicznych administracji podatkowych. Tenże urząd wysyła to do Francji i Hiszpanii i czeka na odpowiedź. Średnio taka procedura trwa 3 miesiące. Choć zdarza się, że na odpowiedź czeka się nawet pół roku.
Cierpliwość podatnika się wyczerpuje, a urząd skarbowy chce od niego kolejnych dokumentów. Co najśmieszniejsze, trzy miesiące temu reseller sam chciał przekazać te właśnie dokumenty kontrolującym. Nie chcieli ich wówczas, uważając, że nie mają znaczenia dla sprawy. Dokumenty są w języku angielskim, więc trzeba je przetłumaczyć (na koszt podatnika). Tak to wygląda… i nie ma wyjścia – trzeba tańczyć tak, jak nam zagrają.
W końcu urząd wzywa resellera na przesłuchanie w charakterze strony. Na przesłuchaniu kilkadziesiąt pytań – od takich, jak nawiązano kontakt z kontrahentami, przez pytania, czy reseller był w Hiszpanii i Francji u kontrahentów i poznał ich osobiście, kończąc na pytaniach dotyczących transportu towarów (jakiej narodowości byli kierowcy, czy podatnik osobiście nadzorował załadunek itp.). Po kilku godzinach podatnik wychodzi całkowicie wymęczony przesłuchaniem.
A niebawem dostaje pismo, z którego się dowiaduje, że urząd wyłącza z akt postępowania część dokumentów ze względu na… ważny interes publiczny. Doradca podatkowy twierdzi, że urząd może tak zrobić, reseller jednak nie do końca rozumie, o co chodzi. Kontrolujący tłumaczą mu, że chodzi o dane poufne kontrahentów i innych podmiotów występujących w sprawie. Co to za dane? Podatnik dowie się tego… za kilka miesięcy.
Z dokumentów zebranych w sprawie wynika, że urząd zgromadził wszystkie „kwity”, które mógł, świadczące o tym, że towar faktycznie sprzedano zagranicznym kontrahentom i opuściły one Polskę. Trudno wymyślić, co jeszcze i w jaki sposób urząd mógłby sprawdzić, aby dokonać zwrotu. Podczas wizyt w urzędzie reseller pyta więc kontrolujących – na co jeszcze czekają? Okazuje się, że jedyny dowód, jakiego brakuje, to potwierdzenie od francuskiego i hiszpańskiego fiskusa, że towar trafił do kontrahentów i rozliczyli oni tamtejsze podatki. Urząd skarbowy oczekuje na odpowiedź już kilka miesięcy.
Urzędnicy wciąż nie potrafią powiedzieć, kiedy skończą kontrolę i zwrócą podatek – ciągle czekają na pismo od hiszpańskich i francuskich władz podatkowych. Niezła wymówka! Podatnik postanawia złożyć skargę na przewlekłość postępowania do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Po upływie półtora miesiąca od jej złożenia reseller otrzyma pismo z urzędu skarbowego, w którym urząd poinformuje, że właśnie przekazał skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Po upływie półtora miesiąca! A sądy, jak to sądy – nierychliwe. Reseller powoli zaczyna się zastanawiać, co będzie pierwsze – zwrot VAT czy wyznaczenie terminu rozprawy przez sąd w sprawie skargi na przewlekłość…
Nareszcie! Światełko w tunelu! Urząd otrzymał odpowiedź z francuskiej i hiszpańskiej administracji podatkowej. No to teraz będzie już z górki, myśli sobie reseller, widząc w wyobraźni zwrot VAT-u w rocznicę wystąpienia z wnioskiem. Trudno, uszczelnienie podatków musi być, trzeba się jakoś przemęczyć.
Niestety, urząd informuje podatnika, że odpowiedź hiszpańskich i francuskich władz była niekompletna. Potwierdzili co prawda, że kontrahenci odebrali i rozliczyli towar, ale polski urząd chce wiedzieć… co dalej zrobili z tym towarem. Dlatego wysyła wniosek o uzupełnienie danych. Chciałby wiedzieć, czy sprzedali je konsumentom, czy może innym podatnikom VAT, a jeżeli tak, czy w swoich krajach, czy gdzieś dalej? Niestety, cała sytuacja jest jak najbardziej zgodna z obowiązującymi przepisami prawa podatkowego. Urzędnicy mogą sprawdzać wszystkich, którzy handlowali towarem sprzedanym przez podatnika. Zarówno na wcześniejszych etapach obrotu, jak i na kolejnych.
W międzyczasie dyrektor Izby Administracji Skarbowej uznaje ponaglenia resellera za bezzasadne, bo urząd skarbowy mógł przedłużać terminy zakończenia kontroli i postępowania zwrotowego. Co więcej, przedłużał je przed upływem terminów dotychczas wyznaczonych, więc jak najbardziej wszystko formalnie jest w porządku. Dyrektor nie dopatruje się też znamion przewlekłości, bo przecież urząd sprawnie zbiera dowody w sprawie, pyta zagranicznego fiskusa itd.
Wreszcie, po 15 miesiącach od złożenia deklaracji z wykazanym podatkiem do zwrotu, kwota znajduje się na rachunku firmowym resellera. Nawet z odsetkami! Z tym że liczonymi według stawki 2,5 proc. rocznie, choć kilka lat temu, jak reseller miał zaległość podatkową, urząd skarbowy policzył mu od niej odsetki według stawki 14,5 proc. rocznie… Te odsetki i tak nie zrekompensują podatnikowi wartości pieniądza w czasie, w którym mógł realizować kolejne kontrakty za te pieniądze. Na dodatek dziwnym trafem zwrot VAT przyszedł w grudniu, po Bożym Narodzeniu, na chwilę przed końcem roku. Aha, sąd administracyjny nie zdążył wyznaczyć terminu rozprawy w sprawie skargi na przewlekłość postępowania przed zakończeniem postępowania i dokonaniem zwrotu.
Historia opisana powyżej, choć nie zdarzyła się naprawdę, jest zbudowana z wielu prawdziwych zdarzeń. Dlaczego tak się dzieje i dlaczego podatnicy muszą czekać miesiącami czy latami (najdłuższy okres zwrotu VAT, z jakim się spotkałem, wyniósł 4 lata) na coś, co im się należy? Odpowiedź jest prosta – bo fiskus może tak robić. Przepisy są tak skonstruowane, że tworzą dla urzędników piękny kokon ochronny. Mogą oni sprawdzać podatników w nieskończoność, wynajdując kolejne wątki, dalszych kontrahentów itp., przetrzymując jednocześnie pieniądze ze zwrotów podatników. Cena, jaką fiskus musi płacić za niezwrócony w terminie VAT, jest śmieszna – wynosi tyle, co oprocentowanie kredytu lombardowego ustalane przez Narodowy Bank Polski (obecnie 2,5 proc. rocznie).
Co z tym można zrobić? Niewiele. Klimat dla przedsiębiorców nie jest sprzyjający i można mieć pesymistyczną wizję, że będzie tylko gorzej, bo na razie uszczelnia się VAT, ale na tapecie są już podatki dochodowe. Dodatkowo cały system podatkowy jest tak skonstruowany, że podatnik ma przede wszystkim szereg obowiązków, ale realnie niewiele praw. Za to fiskus ma cały arsenał środków służących do „walki z wyłudzeniami”, czytaj: niezwracania VAT w terminie.
Autor jest prawnikiem i licencjonowanym doradcą podatkowym.
Od kilkunastu lat świadczy usługi doradztwa podatkowego, prawnego i celnego różnym podmiotom,
od najmniejszych jednoosobowych działalności gospodarczych po globalne korporacje.
Prowadzi serwis internetowy podatki.blog.
Artykuł Zwrot VAT czyli „nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?” pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Plajta MGM: w pajęczynie niemocy pochodzi z serwisu CRN.
]]>Dystrybutor z podwarszawskich Marek popadł w kłopoty po kontrolach dwóch urzędów, które zakwestionowały znaczącą liczbę transakcji z podmiotami zagranicznymi i naliczyły zaległy – ich zdaniem – podatek VAT w łącznej kwocie 23,5 mln zł, a jednocześnie wstrzymały zwrot VAT-u w wysokości 9 mln zł. Zarząd MGM do końca walczył o swoje, dowodząc, że wyłudzenie podatku nie miało miejsca. Jednak 5 kwietnia br., ze względu na utratę płynności finansowej, został zmuszony do złożenia wniosku o upadłość. Pracę w firmie straciło ponad 40 osób.
Wiem, ale nie powiem
Oprócz MGM główne role w tej nieprzyjemnej opowieści grają: III Mazowiecki Urząd Skarbowy w Radomiu (III MUS) oraz Urząd Kontroli Skarbowej w Białymstoku (UKS). W latach 2012–2016 te dwa urzędy regularnie sprawdzały księgi finansowe dystrybutora. Teraz nie chcą jednak komentować sprawy MGM. Przedstawiciele III MUS w nadesłanym do redakcji piśmie powołują się na art. 293 par. 1 ustawy Ordynacja podatkowa.
Informują tym samym, że indywidualne dane zawarte w deklaracji oraz innych dokumentach składanych przez podatników są objęte tajemnicą skarbową, a co za tym idzie „Naczelnik III MUS w Radomiu nie będzie się wypowiadał na temat sprawy MGM”. Nasze szczegółowe pytania wysłane do urzędu drogą mailową publikujemy w ramce na str. 24. Reakcja UKS w Białymstoku była podobna. W odpowiedzi na nasze pytania otrzymaliśmy krótkiego maila, utrzymanego w podobnym tonie, co pismo wysłane przez III MUS.
Organy skarbowe domagają się 23 proc. podatku VAT od transakcji transgranicznych sprzedaży sprzętu komputerowego (objętych zerową stawką podatku) z 2012 r., twierdząc, że MGM nie przeniosło prawa własności towaru sprzedanego za granicę na nabywców. Według spółki UKS nie ma żadnych dowodów na poparcie tej tezy. Decyzję o zabezpieczeniu majątku MGM na poczet VAT, UKS wydał w lipcu 2016 r. Co kuriozalne, według zapewnień ze strony MGM, zarząd firmy nie otrzymał decyzji wymiarowej w tej sprawie, a więc nie mógł odwołać się do sądu.
Za to w listopadzie 2016 r. spółka złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez inspektora UKS, który sporządził protokół. Miał on poświadczyć nieprawdę w celu osiągnięcia korzyści majątkowych oraz nie dopełnić swoich obowiązków. Sprawa ta nie znalazła na razie finału w postaci wyroku sądowego, ale od tamtego czasu UKS miał zintensyfikować kontrole w spółce. Zarząd MGM interweniował w tej sprawie w Ministerstwie Finansów, ale bezskutecznie.
Po myśli spółki postąpił natomiast Wojewódzki Sąd Administracyjny, wydawszy korzystny dla MGM wyrok w sprawie decyzji UKS-u z lipca 2016 r., w której skarbówka określiła przybliżoną kwotę zobowiązania MGM z tytułu VAT za styczeń – grudzień 2012 r. i zabezpieczyła ją na majątku spółki. W styczniu 2017 r. WSA nakazał UKS wstrzymanie wykonania zaskarżonej decyzji, ale urzędnicy skarbowi nie zastosowali się do wyroku (nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że ułatwiło im to nieprecyzyjne uzasadnienie wyroku sądowego).
Pytania do UKS w Białymstoku
• Jak ustosunkują się Państwo do zarzutów MGM, że odmówiono firmie przedstawienia wniosków dowodowych?
• Jak ustosunkują się Państwo do zarzutów MGM, że nie przesłuchano pracowników MGM?
• Jak ustosunkują się Państwo do zarzutów MGM, że kontaktowaliście się Państwo tylko z byłymi pracownikami MGM, a nie obecnymi?
• Czy z perspektywy czasu decyzja o nałożeniu na firmę MGM zabezpieczenia w wysokości ponad 20 mln zł wydaje się Państwu słuszna? Jeśli tak, to dlaczego?
• Czy można było porozumieć się z firmą, na przykład poprzez rozłożenie – wątpliwych zresztą – należności VAT na raty? Byłoby to znacznie bardziej ludzkie i korzystne dla wszystkich.
• Jak skomentują Państwo decyzję WSA kwestionującą nałożenie zabezpieczenia?
• W zasadzie UKS zignorował decyzję sądu. Dlaczego? Jakie były przesłanki?
• Dlaczego pieniądze nie zostały zwrócone?
• W MGM straciło pracę ok. 50 osób. Czy przy nałożeniu zabezpieczenia w wysokości grożącej spółce utratą płynności, braliście Państwo pod uwagę ten aspekt (potencjalne bezrobocie)?
• Dlaczego kontrola trwała tak długo?
Pytania do III MUS w Radomiu
• W zeszłym tygodniu WSA nakazał uchylenie obu decyzji, tj. UKS w Białymstoku i IAS w Warszawie. Jaki jest Państwa komentarz do tego wyroku?
• Czy nakładanie zabezpieczenia w takiej wysokości, która może zniszczyć firmę jest zgodna z obyczajami panującymi w Unii Europejskiej?
• Dlaczego pieniądze z zabezpieczenia nie zostały oddane firmie?
Prezes MGM Grzegorz Słoniewski zapowiada, że spółka nie złoży broni. Zamierza odwołać się do Izby Skarbowej, a potem ewentualnie do WSA, gdy zostaną wydane decyzje wymiarowe. Prezes zapewnia, że spółka ma mocne dowody, które obalają tezę będącą podstawą decyzji skarbówki.
– Nie możemy przegrać. Materiał dowodowy wskazuje na wynik konfrontacji tysiące do zera na korzyść spółki – zapewnia Grzegorz Słoniewski.
Dalsze kroki urzędników nie są natomiast znane. Resort finansów i Prokuratura Krajowa nie odpowiedziały na nasze pytania, zaś rzecznik prasowy KAS odpisał: „ze względu na obowiązującą nas tajemnicę skarbową nie możemy informować o szczegółach postępowania kontrolnego. Właściwe organy administracji skarbowej, działając w granicach obowiązującego prawa, na bieżąco monitorują tę sprawę, dokonując tym samym wszechstronnej analizy działalności i stwierdzonych faktów”.
Nie wiadomo, czy i kiedy spółka odzyska pieniądze wpłacone na poczet zabezpieczenia. Pewne jest, że MGM w poprzednim kształcie już się nie odrodzi.
Sprawa dystrybutora z Marek to nie tylko kwestia podatkowa. Jej wymiar jest o wiele szerszy i dotyczy niezwykle istotnej kwestii, jaką jest zaufanie przedsiębiorców do organów państwowych.
– Decyzja fiskusa wobec MGM jest zaskakująca. Firma wspólnie z nami podejmowała działania zmierzające do uszczelnienia systemu podatkowego. Przedstawiała konkretne propozycje i ekspertyzy, np. dotyczące wprowadzenia mechanizmu odwróconego VAT na dyski twarde i procesory – wymienia Michał Kanownik, prezes ZIPSEE „Cyfrowa Polska”.
Jego zdaniem skarbówka powinna zmienić podejście do przedsiębiorców na partnerskie.
– Również nam zależy na tym, aby pozbyć się z rynku oszustów podatkowych. Nie można jednak tego robić kosztem uczciwych podatników – uważa Michał Kanownik.
Szef ZIPSEE „Cyfrowa Polska” podzielił się też smutną refleksją na temat aktywności fiskusa w branży elektronicznej, która wyraźnie zwiększyła się po sygnałach ze strony ZIPSEE i firm zrzeszonych w organizacji, że oszuści podatkowi wyłudzają wielkie pieniądze na VAT. W efekcie skarbówka dobrała się przede wszystkim do działających od lat przedsiębiorców, nie mogąc dosięgnąć organizatorów przekrętów.
– Dziś widać, że największe koszty tych działań ponoszą uczciwe firmy, które z własnej inicjatywy zgłaszały problem, proponowały rozwiązania. Doprowadza się je do upadłości, a organizatorzy wyłudzeń mają się nieźle. Ich „firmy” już dawno nie istnieją – podsumowuje Michał Kanownik.
ekspert podatkowy Business Centre Club
Z niepokojem obserwuję efekty kontroli skarbowych w ostatnich miesiącach i to w różnych branżach. Coraz częściej słyszymy o skrzywdzonych firmach, które muszą zwalniać pracowników i ogłaszać upadłość z powodu błędnych lub wątpliwych decyzji urzędników. W państwie prawa nie może być tak, że dobrze prosperująca spółka, uczciwie wywiązująca się ze zobowiązań podatkowych, przestaje istnieć, na przykład wskutek niewykonania wyroku sądu lub w wyniku nadgorliwości kontrolujących. Nie może być tak, że decyzje skarbówki są wydawane na postawie przeczucia urzędnika, że doszło do nieprawidłowości. To organ podatkowy musi udowodnić, że podatnik działał z rozmysłem lub miał uzasadnione podejrzenie, że uczestniczy w nieprawidłowościach, lub że nie dochował staranności. To nie jest zarzucanie sieci, to strzelanie do podatników przy użyciu artylerii, do podatników, którzy nie mieli powodu przypuszczać, że są zamieszani w przestępstwa.
Artykuł Plajta MGM: w pajęczynie niemocy pochodzi z serwisu CRN.
]]>