Artykuł Amazon wykorzystuje dane sprzedawców? Gigant odpowiada UE pochodzi z serwisu CRN.
]]>Amazon chce dogadać się z Komisją Europejską, której nie podoba się podwójna rola giganta na rynku e-commerce. Otóż udostępnia on swoją platformę e-commerce sprzedawcom, ale też oferuje na niej własne produkty. Od 2018 r. unijny urząd antymonopolowy sprawdza, czy wykorzystuje on masę danych sprzedażowych resellerów i retailerów, aby odpowiednio poprawić swoją ofertę i pozycję na rynku, pogarszając pozycję konkurencyjną zewnętrznych partnerów.
UE uważa też, że Amazon nierówno traktuje sprzedawców, działających na platformie, oferując lepsze warunki tym, którzy korzystają z jego usług logistycznych.
Amazon nie zgadza się z zarzutami, ale próbuje wyjść naprzeciw oczekiwaniom unijnych urzędników. Zapewnia, że wprowadzi odpowiednie mechanizmy, które uniemożliwią praktyki, o jakie podejrzewa go Bruksela. Ponadto sprzedawcy będą mogli dowolnie wybrać dostawcę swoich towarów.
Za nierówne traktowanie sprzedawców w ub.r. włoski odpowiednik UOKiK naliczył Amazonowi ponad 1 mld euro kary. Urząd twierdzi, że resellerzy i retailerzy korzystający z logistyki Amazona mają przywileje (jak usługi dostaw Prime) niedostępne dla innych firm sprzedających na platformie koncernu, które dodatkowo muszą liczyć się z zaostrzoną kontrolą jakości. Amazon zaprzecza tym zarzutom.
Artykuł Amazon wykorzystuje dane sprzedawców? Gigant odpowiada UE pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Unijny program to ryzyko dla chmury pochodzi z serwisu CRN.
]]>Niepojące dla branży wieści z Brukseli. Unijna agencja ds. cyberbezpieczeństwa przedstawiła Europejski Program Certyfikacji Cyberbezpieczeństwa w zakresie Usług Chmurowych (EUCS). Regulacja może stać się obowiązującą w całej UE normą dostarczania usług chmurowych.
Założenia projektu budzą wątpliwości przedstawicieli polskiej branży cyfrowej.
„Niosą znaczne ryzyko dla rozwoju sprawiedliwego, otwartego rynku cyfrowego, powstawania innowacyjnych usług korzystających z technologii chmury obliczeniowej i wzrostu ambitnych przedsiębiorstw, pragnących konkurować na światowych rynkach” – twierdzi Związek Cyfrowa Polska w piśmie do premiera.
Nie podoba się zwłaszcza niejasne i nieprecyzyjne w jego ocenie opisanie wymagań, których spełnienie będzie niezbędne do uzyskania tzw. certyfikatu EUCS.
Groźna „suwerenność”
Szczególnie niepokojący jest wymóg tzw. suwerenności, który zakłada, że podmiot kandydujący do uzyskania najwyższego certyfikatu musi mieć główną siedzibę w Europie, a firma ta nie może być w posiadaniu organizacji spoza Unii.
To zdaniem Cyfrowej Polski wymóg trudny do wdrożenia i kontroli. Może uderzyć w dostawców usług chmurowych i firmy wykorzystujące ich usługi (w tym start-upy). Zagraża tworzeniu innowacji i podkopuje zdolmości europejskich firm do konkurowania na światowych rynkach – alarmują eksperci.
Brakuje przejrzystości, konsultacji i jasnych wytycznych
Cyfrowa Polska uważa, że program certyfikacji usług chmurowych nie może być oparty wyłącznie o wizję polityczną, ale przede wszystkim powinien odpowiadać na realia rynkowe.
Domaga się konsultacji z udziałem ekspertów od cyberbezpieczeństwa i przedstawicieli branży w sprawie nowych regulacji.
Postuluje przedstawienie precyzyjnej oceny efektów projektu EUCS, wskazówek i wytycznych dotyczących wdrażania nowego programu, możliwości audytu i egzekwowania wymogów programu certyfikacji usług chmurowych. Uważa również, że udział w tym programie powinien być dobrowolny.
Związek apeluje do polskiego rządu, aby poruszył sygnalizowane kwestie w odpowiednich instytucjach unijnych.
Artykuł Unijny program to ryzyko dla chmury pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Zmiany w prawie autorskim zastopowane pochodzi z serwisu CRN.
]]>Przeciwko zapisom dyrektywy protestowały m.in. organizacje przedsiębiorców z branży cyfrowej. Ostrzegano, że niektóre propozycje o ile wejdą w życie uderzą m.in. w polskie firmy i innowacyjność całej europejskiej gospodarki. Zastrzeżenia budził zwłaszcza pomysł "podatku od linków" oraz monitorowania treści przez dostawców usług cyfrowych i przeniesienie na nich odpowiedzialności za naruszenie praw autorskich. Do tego wątpliwości powodowały niejasne sformułowania dyrektywy. Co jest stawką w grze, piszemy tutaj.
Artykuł Zmiany w prawie autorskim zastopowane pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Uderzenie w polskie firmy? pochodzi z serwisu CRN.
]]>„Wszelkie próby sztucznego ograniczania dostępu do kontentu odbiją się na rozwoju innowacji” – podkreślono.
„Podatek od linków”
Błędem jest według nich pomysł wprowadzenia w art. 11 dyrektywy licencjonowania treści dostępnych online poprzez tzw. „podatek od linków”. Sprowadza on się do tego, że serwisy udostępniające linki do treści chronionych prawami autorskimi miałyby płacić ich twórcom czy np. wydawnictwom za zamieszczenie linka.
Sygnatariusze listu argumentują, że wydawcy są obecnie wystarczająco chronieni przez przepisy dotyczące praw autorskich. Dodatkowo doświadczenia krajów, w których wprowadzono takie regulacje, wskazują, że „płatne” linki nie są zamieszczane, co z kolei odcina internautów od dostępu do treści. Zaś autorzy takich publikacji tracą czytelników. Czyli korzyść mają żadną.
„Z doświadczeń niemieckich i hiszpańskich niezbicie wynika, że z ekonomicznego punktu widzenia koncepcja pobierania opłat za linkowanie nie ma sensu i nie przyniesie żadnych dochodów wydawcom, za to doprowadzi do zamknięcia wygodnych dla użytkowników dróg dotarcia do poszukiwanych informacji oraz ruiny małych, lokalnych i specjalistycznych wydawców, którzy polegają na agregatorach, social mediach i wyszukiwarkach jako źródłach ruchu generującego dochód z reklam” – tłumaczą organizacje.
Ostrzegają, że dyrektywa zagraża wolnej konkurencji, ponieważ tak sformułowane przepisy będą sprzyjać największym wydawcom – o ile można sobie wyobrazić umowę na „podatek od linków” z dużym podmiotem, który kontroluje powiedzmy setki tysięcy publikacji, to jest ryzyko, że mniejsi autorzy publikacji znikną z sieci.
„Zagrożona zostanie przyszłość mniejszych wydawnictw i inicjatyw dziennikarskich czy start-upów, którzy nie będą w stanie uzyskać wszystkich licencji – od dużych wydawców – niezbędnych do zaistnienia na rynku” – podkreślili sygnatariusze listu.
Dostawcy e-usług mają filtrować
Zastrzeżenia budzi też art. 13 dyrektywy, który wprowadza obowiązek filtrowania Internetu w celu ochrony praw autorskich, a także odpowiedzialność prawną dostawców usług internetowych za treści zamieszczenie przez ich użytkowników (obecnie odpowiadają za nie osoby czy podmioty zamieszczające treści, a nie serwis internetowy czy firma hostingowa).
Jak tłumaczą przedstawiciele przedsiębiorców, tak skonstruowane przepisy wywołają nieprzewidywalne szkody dla innowacyjnych przedsięwzięć funkcjonujących w sieci, a także całego rynku e-commerce.
Dostawcy usług w Internecie będą bowiem zobligowani do wprowadzenia specjalnych filtrów (co kosztuje) w celu uniknięcia grożących im konsekwencji za ewentualne naruszenie praw autorskich. Rzecz jasna nie ma gwarancji, że kontrola treści będzie działać idealnie i firma udostępniająca treści online nie poniesie konsekwencji za nieumyślne naruszenie czyichś praw autorskich. Ten problem będą mieli też dostawcy usług chmurowych.
Regulacja ta zdaniem sygnatariuszy uderzyłaby znów w najmniejsze podmioty.
„Można z góry założyć, że nadmierna ostrożność wydawców skutkowałaby wręcz cenzurą” – zauważono w liście.
Polskie centra R&D opustoszeją?
Z kolei proponowany kształt prawa autorskiego na Jednolitym Rynku Cyfrowym zgodnie z zapisami w art. 3 projektu dyrektywy zdaniem przedsiębiorców zagrozi zablokowaniem postępu w dziedzinie przepływu i wykorzystywania danych (text and data mining; TDM).
„Wprowadzenie wyjątku swobodnego praktykowania TDM tylko do przypadku niektórych badaczy, w szczególności uderzy w Polskę, która chętnie wybierana jest przez międzynarodowe koncerny do lokowania centrów R&D.” – przestrzegają organizacje branżowe.
Federacja Konsumentów również jest zaniepokojona możliwym ograniczeniem dostępu do informacji w sieci.
Artykuł Uderzenie w polskie firmy? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Nowe regulacje VAT w UE pochodzi z serwisu CRN.
]]>Jest też szereg innych nowości. Mianowicie zlikwidowane zostanie zwolnienie z VAT przesyłek spoza UE o wartości do 22 euro. Obecnie jest to luka wykorzystywana do nadużyć. Sprzedawcy internetowi nie będą już musieli rejestrować VAT osobno w każdym państwie, w którym działają. Ma to zmniejszyć koszty przedsiębiorstw, co jest istotne szczególnie dla małych biznesów (łącznie oszczędności firm w całej UE mają sięgnąć 2,3 mld euro). Z drugiej strony powinno przełożyć się na wyższe wpływy z podatków (7 mld euro).
Artykuł Nowe regulacje VAT w UE pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Szubert: Polska za swobodą przepływu danych pochodzi z serwisu CRN.
]]>Na początku br. KE opowiedziała się za zniesieniem barier dla swobody przepływu danych w UE. W tej chwili państwa członkowskie przez ograniczenia prawne lub technologiczne nie mają wspólnego rynku cyfrowego. Komisja Europejska oszacowała, że zniesienie ich mogłoby przynieść europejskiej gospodarce dodatkowe 8 mld euro rocznie.
Polska inicjatywa jest reakcją na ryzyko budowy „cyfrowych granic”. W takich krajach jak Niemcy i Francja pojawiły się pomysły wprowadzenia wymogu przechowywania danych lokalnie, jeżeli przedsiębiorca prowadzi działalność w danym państwie – nawet gdy firma ma siedzibę za granicą. W efekcie tworzyłaby się bariera wejścia na lokalny rynek. Tymczasem jednym z fundamentów UE jest swoboda przepływu usług i działalności gospodarczej w ramach wspólnoty.
Resort cyfryzacji podkreśla, że zniesienie barier ma szczególne znaczenie dla rozwoju biznesu, zwłaszcza średnich i małych przedsiębiorstw, oraz dla innowacji i inwestycji.
– Swobodny transfer danych ma ogromne znaczenie dla gospodarki. W Polsce wpływa na około 45 proc. PKB. To oznacza, że gdybyśmy dzisiaj wyłączyli różne gałęzie przemysłu oparte na analizie i pracy z danymi, jak na przykład bankowość, to nasze PKB spadłby prawie o połowę – wyjaśnia Krzysztof Szubert, sekretarz stanu w ministerstwie cyfryzacji.
Przekonuje, że wszystkie kraje zyskają na wprowadzeniu swobodnego przepływu danych, w szczególności państwa Grupy Wyszehradzkiej. To jeden z czynników, który ułatwi m.in. Polsce doganianie rozwiniętych gospodarek. Obecny stan sprzyja natomiast „Europie wielu prędkości” wprowadzania technologii.
Dużym wyzwaniem będzie jednak zadbanie o bezpieczeństwo danych cyfrowych. Nowy projekt przedłożony przez KE zakłada m.in. wzmocnienie Europejskiej Agencji ds. Bezpieczeństwa Sieci i Informacji (ENISA).
Źródło: Newseria
Artykuł Szubert: Polska za swobodą przepływu danych pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Unia chce wycisnąć podatki od firm z USA pochodzi z serwisu CRN.
]]>Obecnie koncerny IT korzystają z europejskich przepisów, by zmniejszyć daninę dla fiskusa. W ostatnich latach amerykańskie koncerny nierzadko rozliczały transakcje w krajach europejskich poprzez irlandzkie oddziały, korzystając z niskich stóp podatkowych w tym kraju. W ub.r. Komisja Europejska zakwestionowała takie praktyki stosowane przez Apple'a, żądając od niego uregulowania 13 mld euro zaległego zdaniem Brukseli podatku. Według wyliczeń Komisji za każdy 1 mln euro zysku Apple płacił tylko 50 euro podatku, korzystając z przepisów w UE i Irlandii. Jednak rząd irlandzki sprzeciwia się temu. W ramach nowych regulacji nie jest wykluczone, że Bruksela postara się zablokować możliwość rozliczeń transakcji w różnych krajach europejskich przez jeden oddział korporacji, która ma siedzibę tam, gdzie podatki są niskie.
Propozycja, aby w końcu wycisnąć wyższe podatki od potentatów zza oceanu, wyszła z Francji. Niedawno tutejszy fiskus przegrał sprawę w paryskim sądzie, w którym domagał się od Google'a zapłaty 1,1 mld euro należnego jego zdaniem podatku za transakcje na rynku francuskim. Ale sąd uznał, że skoro Google nie ma siedziby we Francji, to tutejszej skarbówce nic się nie należy (transakcje rozliczał oddział w Irlandii.)
Artykuł Unia chce wycisnąć podatki od firm z USA pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Dostawcy oprogramowania odpowiedzą za hakerów? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Pojawił się również postulat europejskiej partii zielonych, by europejskie przepisy dotyczące odpowiedzialności za produkty zostały rozszerzone na oprogramowanie. Tym samym producenci mogliby ponieść konsekwencje w razie udanego ataku hakerskiego na ich oprogramowanie. Aktualizacje zabezpieczeń miałyby być instalowane "tak szybko jak to możliwe". Wśród rozwiązań proponowanych KE jest także obowiązek używania przez administrację publiczną tylko rozwiązań open source. Uderzyłoby to zwłaszcza w Microsoft, którego programy dominują w urzędach krajów europejskich.
KE zaprezentuje swoje stanowisko w kwestii odpowiedzialności dostawców oprogramowania w przyszłym roku. Planowane jest ponadto utworzenie funduszu na wypadek poważnych incydentów bezpieczeństwa, który zostanie w razie potrzeby szybko udostępniony zaatakowanym państwom. Ma też powstać unijne centrum badań i kompetencji w zakresie cyberbezpieczeństwa.
Artykuł Dostawcy oprogramowania odpowiedzą za hakerów? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł UE: nowe przepisy dotyczące danych pochodzi z serwisu CRN.
]]>O zmianę apelowało 15 krajów w tym Polska. W ocenie resortu cyfryzacji liberalizacja jest korzystna dla naszych przedsiębiorstw. Opierają się jej natomiast największe kraje: Niemcy i Francja, gdzie pojawiły się pomysły wymogu przechowywania zbiorów cyfrowych w krajowych data center lub w inny sposób lokalnie, nawet gdy firma ma siedzibę w innym kraju, a tylko prowadzi działalność np. w Niemczech. Pośrednio oznaczało to ochronę dla własnych przedsiębiorstw budujących infrastrukturę centrów danych oraz lokalnych dostawców usług. Wartość sektora centrów danych w UE w 2015 r. wyceniano na 272 mld euro, z rocznym wzrostem rzędu 5,6 proc. – według PAP. Przeciwnicy "narodowej" chmury wskazywali, że takie oczekiwania są sprzeczne ze swobodą przepływu usług i działalności gospodarczej w ramach UE. Unijna inicjatywa ma wskazywać m.in. niedopuszczalne zapisy w umowach dotyczących danych, ograniczających tę swobodę.
Artykuł UE: nowe przepisy dotyczące danych pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Koniec roamingu w UE, ale opłaty pozostaną pochodzi z serwisu CRN.
]]>Mianowicie Komisja Europejska proponuje, by wprowadzić ograniczony okres bezpłatnego roamingu – do 90 dni. Po tym terminie sieć miałaby prawo naliczać dodatkowe opłaty. Ich górną granicę określono na 4 eurocenty za 1 min. połączenia, 0,85 centa za 1 MB danych oraz 1 centa za SMS.
Ponadto w razie używania za granicą Internetu dostawca będzie mógł wymagać od abonenta, by ten co najmniej raz na 30 dni zameldował się w kraju. W przeciwnym razie zostaną dodane ekstra stawki za roaming.
Bruksela chce również zapobiec transgranicznemu handlowymi tanimi kartami pre-paid. Mianowicie z roamingu mając pre-paida będzie można skorzystać dopiero po aktywacji SIM-a w rodzimej sieci i po pewnym okresie korzystania z niej. Czyli roaming będzie możliwy, ale tylko w przypadku używanych SIM-ów 'na kartę’.
KE wyjaśnia, że tego rodzaju ograniczenia mają zapobiec podwyżkom cen, do czego jej zdaniem w dłuższym terminie doprowadziłaby całkowita swoboda w korzystaniu z usług telekomunikacyjnych na obszarze UE po zniesieniu opłat roamingowych.
Propozycje będą konsultowane z krajami członkowskimi wspólnoty. KE planuje, że w grudniu br. reguły 'fair use’ będą już oficjalnie zatwierdzone.
Artykuł Koniec roamingu w UE, ale opłaty pozostaną pochodzi z serwisu CRN.
]]>