Artykuł Nowa era komputera pochodzi z serwisu CRN.
]]>Wszechobecna mobilność ułatwiła komunikację, ale przyniosła ze sobą wiele nowych wyzwań. Pojawiły się też wcześniej nieznane pojęcia, takie jak BYOD czy COPE. Gwałtownie wzrosła liczba urządzeń końcowych podłączanych do firmowych sieci. Nie bez przyczyny analitycy IDC już kilka lat temu zapowiedzieli nadejście tzw. trzeciej platformy, opartej na czterech filarach: mobilności, wielkich zbiorach danych (Big Data), portalach społecznościowych oraz chmurze. Czekają nas więc duże zmiany, również w segmencie urządzeń przenośnych.
O ile spadek popularności komputerów stacjonarnych nie jest żadną niespodzianką, o tyle fiasko tabletów wprawiło w zdumienie analityków, którzy jeszcze do niedawna postrzegali iPada czy Galaxy Tab jako następców notebooka. Urządzenia, które miały być symbolem nowej ery post PC, znalazły się w poważnych tarapatach. Nie brakuje opinii, że tablety wkrótce odejdą do lamusa, aczkolwiek pogłoski o ich śmierci są mocno przesadzone. W III kwartale 2017 r. Apple sprzedał 11,4 mln iPadów, a więc o 15 proc. więcej niż rok temu. Tak dobry rezultat producent zawdzięcza udanemu debiutowi iPada Pro z wyświetlaczem 10,5 cala. Warto zaznaczyć, że w tym samym okresie jeszcze szybciej rosła sprzedaż tabletów Huawei (47 proc.) oraz Amazona (52 proc).
Czy zatem tablety odegrają jeszcze jakąś rolę w segmencie urządzeń mobilnych? Analitycy IDC nie wierzą w optymistyczny scenariusz i przewidują, że w 2021 r. producenci sprzedadzą „jedynie” 107 mln tabletów, czyli aż 46 mln sztuk mniej aniżeli w ubiegłym roku.
– Ponad 90 proc. tabletów sprzedawanych jest na rynku konsumenckim. W poprzednich latach podejmowane były próby wprowadzenia ich m.in. do branży logistycznej, ale nie udało się zastąpić nimi specjalistycznych terminali. Segmentem rynku, w którym przez jakiś czas tablety się sprawdzały, była obsługa klienta. Jednak po początkowym boomie zaczęły być wypierane przez… papierowe katalogi – mówi Tomasz Lewicki, Product Manager, ABC Data.
Nie wszyscy resellerzy postawili jednak krzyżyk na tabletach. Firma Innergo Systems z powodzeniem sprzedaje terminale klientom biznesowym.
– iPady spełniają wszystkie wymagania przedsiębiorstw: zapewniają bezpieczeństwo systemowe na najwyższym poziomie, gotowość do pracy natychmiast po uruchomieniu i cały dzień pracy na jednym naładowaniu. Poza tym koszt obsługi floty iPadów jest zdecydowanie mniejszy niż laptopów, a aplikacje tworzone na urządzenia przenośne bardzo często są już przygotowywane dla konkretnych użytkowników – tłumaczy Wojciech Gargul, Business Development Manager w Innergo.
Niewykluczone, że tablety powrócą do łask w sektorze edukacji. Według Tima Cooka, prezesa Apple’a, odbiorcy z tej grupy zgłaszają duży popyt na najnowszy model iPada. Niektórzy szansy dalszego rozwoju tabletów upatrują w niszach i specjalizacjach. Ciekawym obszarem są terminale cechujące się wysoką odpornością na niekorzystne warunki pracy, które znajdują zastosowanie w branżach produkcyjnych, budownictwie, transporcie i logistyce oraz energetyce. Resellerów powinny zachęcić marże – wyższe niż w przypadku tradycyjnych urządzeń. Ponadto tego typu sprze?t charakteryzuje sie? wysoka? cena? i zazwyczaj jest sprzedawany klientom w dużych partiach.
Wojciech Gargul, Business Development Manager, Innergo Systems
Na samym początku tablety, np. iPady, znalazły swoje miejsce w rękach użytkowników domowych, ale właśnie teraz, gdy aplikacje mobilne są tak powszechne i intuicyjne w użytkowaniu, stają się nowymi narzędziami dla biznesu. Na początku programy wykorzystywały tylko ułamek możliwości tabletów i slużyły do podstawowych działań, głównie konsumpcji treści. Ale to się zaczyna zmieniać. Patrząc w przyszłość, musimy też pamiętać, że w firmach pojawia się nowe pokolenie, które wychowało się na tabletach w domu i będzie wymagało intuicyjnych narzędzi do codziennej pracy.
Hybrydy, łączące najważniejsze cechy klasycznego notebooka i tabletu, też miały być hitem sprzedażowym. Tak się jednak nie stało. Eksperci przekonuja?, z˙e potrze- ba troche? czasu, aby przezwycie?z˙yc´ opo´r uz˙ytkowniko´w tradycyjnych notebooko´w. Z kolei zdaniem dystrybutoro´w i reselle- ro´w bariera? hamuja?ca? popyt sa? ceny.
– Za pieniądze, które trzeba wydać na zakup urządzenia 2w1, można kupić dwa laptopy ze średniej półki cenowej. Hybrydy to przede wszystkim produkty konsumenckie, traktowane jak ciekawy gadżet dla entuzjastów. Jednak nawet oni nie przejawiają na tyle dużego zainteresowania, żeby pojawiły się perspektywy znaczącego ożywienia tego segmentu rynku – uważa Paweł Wojtczak, dyrektor Działu Sprzedaży B2B w Action.
Przedsiębiorcy wybierają notebooki nie tylko ze względu na cenę, ale także z uwagi na konkretne potrzeby i nawyki personelu. Lwia część pracowników preferuje matowe matryce, solidne konstrukcje, a także wydajność. Jak zatem zachęcić klientów do hybrydowych komputerów?
– Urządzenia 2w1 dla MŚP mają być wydajne i trwałe, ale nie luksusowe. To ożywi rynek i skusi nowych klientów do modernizacji floty PC – przekonuje Piotr Kwiatkowski, Commercial Brand & Category Manager Poland & CEE w Dellu.
Analitycy IDC uważają, że bariery ograniczające popyt na urządzenia 2w1 zaczną zanikać i już za trzy lata hybrydy osiągną 20 proc. udział w rynku komputerów sprzedawanych w Europie Zachodniej.
W ostatnich latach producenci komputerów przenośnych odnotowali znaczny spadek sprzedaży, ale najgorsze za nimi. Według Gartnera nadchodzi hossa na ultramobilne komputery klasy premium, takie jak MacBook Air. Analitycy prognozują, że w 2019 r. producenci sprzedadzą 85 mln urządzeń tej klasy, czyli 73 proc. więcej niż w 2016 r. Niestety, w przypadku klasycznych notebooków przewidywane jest ślimacze tempo wzrostu – w granicach 1 proc. rocznie.
Klienci MŚP mają sprecyzowane oczekiwania wobec laptopów. Urządzenia dla tej grupy odbiorców muszą gwarantować zabezpieczenie danych oraz stabilność i wysoki komfort pracy. Dla wielu przedstawicieli branży MŚP duże znaczenie ma także waga i wytrzymałość notebooka oraz czas pracy na baterii. W perspektywie najbliższych miesięcy nie spodziewamy się znaczącego wzrostu sprzedaży w tej grupie produktów. Impulsem do zmiany może być wprowadzenie na rynek modeli z nowym procesorem Intel Coffee Lake.
Największym problemem producentów i resellerów jest czas eksploatacji laptopa, który wydłużył się z czterech do nawet sześciu lat. Użytkownicy zamiast kupować nowy komputer przenośny modyfikują go, najczęściej wymieniając wysłużone dyski twarde na szybkie nośniki SSD i zwiększając pojemność pamięci RAM.
– Niezależnie od profilu klienta istnieją argumenty przemawiające za wymianą laptopów. Poza wydajnością wymieniłbym dłuższy czas pracy na baterii, lepszą jakość wykonania, zwiększone bezpieczeństwo. Notebooki przeznaczone dla sektora MŚP to zupełnie inne maszyny niż oferowane trzy lata temu. Wcześniej małe, lekkie urządzenia z metalową obudową były sprzedawane klientom korporacyjnym. Dziś nawet komputery z niższej półki cenowej mają podobne zalety – przekonuje Piotr Kwiatkowski.
Rodzimy rynek komputerów przenośnych powinny pobudzić fundusze unijne. W ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa instytucje publiczne, jednostki naukowe i instytucje kultury otrzymają środki na cyfrowe udostępnienie zasobów administracyjnych, nauki, kultury i innych. Sfinansować będzie można m.in. zakup sprzętu i oprogramowania. Wiele wskazuje, że szkoły będą wymieniać przestarzałe komputery, pochodzące z lat 2006–2008. Z danych Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że na jeden komputer przypada obecnie ok. 11 uczniów.
O ile komputer PC użytkownicy wymienią po 5–6 latach, o tyle cykl życia smartfona jest trzy razy krótszy. Nierzadko zdarza się, że inteligentne telefony wymieniane są jeszcze szybciej.
– Warunki w tym segmencie rynku dyktują operatorzy telekomunikacyjni. W przypadku klientów biznesowych, w zależności od posiadanej przez nich taryfy, wymiana smartfona jest możliwa nawet po 12 miesiącach – przyznaje Maciej Jarmiński, Business Unit Manager Mobile w Tech Dacie.
W I kw. br. rodzimy rynek wchłonął ponad 2 mln smartfonów, o 10 proc. więcej niż rok wcześniej. Największy był popyt na urządzenia Samsunga, a w dalszej kolejności Huawei oraz Apple. Niestety, znaczna część zysków pochodzących ze sprzedaży telefonów komórkowych przechodzi resellerom koło nosa. Według danych IDC w ubiegłym roku udział telekomów w sprzedaży smartfonów w Polsce wynosił 56 proc. Swego rodzaju pocieszeniem jest fakt, że wskaźnik ten z roku na rok maleje. Jednak niektórzy resellerzy nie składają broni i podejmują rywalizację z operatorami oraz sklepami wielkopowierzchniowymi. Ciekawy przykład stanowią partnerzy AB, realizujący zaawansowane projekty z wykorzystaniem iPhone’ów. Najczęściej dotyczą one integracji smartfonów z systemami klasy ERP. W takich przypadkach rola integratora nie ogranicza się do dostarczenia smartfonów, ale polega również na tworzeniu we własnym studiu programistycznym rozwiązań przeznaczonych dla konkretnych grup użytkowników.
Wojciech Gargul z Innergo Systems zauważa, że w małych i średnich firmach wzrasta świadomość dotycząca ustawy RODO. To sprawia, że przedsiębiorcy przejawiają większą troskę o bezpieczeństwo danych przechowywanych na smartfonach.
– Nasi klienci zwracają uwagę na kwestie ochrony i zarządzania sprzętem mobilnym. Dużą wagę przywiązują do możliwości zainstalowania najnowszych wersji systemów dostarczanych przez producenta – wyjaśnia.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że integratorzy coraz mocniej angażują się w sprzedaż systemów do zarządzania flotą mobilnych urządzeń. Obecność w tym segmencie rynku otwiera zupełnie nowe możliwości w zakresie sprzedaży smartfonów.
Nietrudno zgodzić się z tezą, że rola tabletów w biznesie jest marginalna. Przedsiębiorcy wykorzystują w pracy głównie laptopy i komputery stacjonarne. Jeśli szukają dla nich substytutu, najczęściej wybierają sprzęt 2w1. Takie urządzenia są w pełni funkcjonalne i nie narzucają użytkownikowi korzystania wyłącznie z rozwiązań systemu mobilnego typu Android, łączą bowiem użyteczność laptopa i mobilność tabletu.
Telefony komórkowe dobrze spisują się w zaciszu biura, ale kompletnie zawodzą w trudnych warunkach. Osoby pracujące na budowach bądź w miejscach, gdzie występuje ekstremalna temperatura, kurz czy duża wilgoć, potrzebują specjalnych urządzeń. To nisza godna uwagi, bowiem z danych VDC Research wynika, że wartość globalnego rynku „pancernych smartfonów” wynosi 5 mld dol., a w 2018 r. zostanie sprzedanych niemal 10 mln takich urządzeń.
W związku z ekspansją rozwiązań mobilnych operatorzy oraz producenci zaczęli roztaczać wizje dostępu do danych przez całą dobę, z dowolnego miejsca na świecie i za pomocą każdego urządzenia. W mgnieniu oka pojawiło się mnóstwo analiz wykazujących wyższość telepracy nad mozolną robotą w biurze. Jednak kilka miesięcy temu kij w mrowisko włożył IBM, nakazując części zdalnych pracowników powrót do biur. Czy przedsiębiorcy pójdą w ślady IBM, a tym samym ograniczą wydatki na sprzęt mobilny?
– W Polsce praca zdalna nie jest na tyle popularna, żeby decyzja IBM miała znaczący wpływ na rynek. W pracy biurowej wciąż liczą się przede wszystkim notebooki. Inny sprzęt mobilny bywa wsparciem dla osób pracujących dużo w terenie – twierdzi Tomasz Lewicki z ABC Data.
Według Piotra Kwiatkowskiego z Della decyzje zależą od kultury organizacyjnej firmy.
– Praca mobilna ma swoje zalety, niemniej jednak potrzebuje odpowiedniego nastawienia pracowników oraz wdrożenia technologii sprawiających, że będzie tak samo skuteczna jak wykonywana w biurze – dodaje rozmówca Vademecum VAR-ów i integratorów.
Wykonywanie zadań służbowych w domu sprawia, że zaczynają zacierać się różnice między pracą a czasem wolnym. Podobny problem pojawia się w przypadku urządzeń. Na świecie od kilku lat dyskutuje się o wadach i zaletach użytkowania prywatnych urządzeń. Dzięki popularyzacji modelu BYOD pracownicy zaczęli wykorzystywać do zadań służbowych nie tylko prywatne smartfony i laptopy, ale także nośniki danych.
Analitycy Juniper Research przewidują, że w przyszłym roku z własnych terminali będzie korzystać około miliarda pracowników na całym świecie. Jak to wygląda w Polsce? Eksperci dostrzegają wyraźne różnice jakie dzielą firmy MŚP od korporacji. BYOD nie jest u nas powszechnym zjawiskiem i w małych firmach pojawia się sporadycznie. Większe przedsiębiorstwa rozwiązały wszelkie problemy, dostarczając pracownikom mobilny sprzęt i zezwalając im na używanie go w celach prywatnych. To dużo wygodniejsze rozwiązanie dla administratorów sieci aniżeli BYOD.
Rodzimi integratorzy powinni z dystansem patrzeć na wszelkie trendy napływające zza oceanu. Nierzadko mamy bowiem do czynienia z marketingowym pompowaniem balonika. Należy też pamiętać, że polskie przedsiębiorstwa mają swoją specyfikę, a nasi biznesmeni różnią się mentalnie od swoich kolegów z Francji czy Stanów Zjednoczonych. Ważne, że istnieją liczne narzędzia przygotowane na różnego rodzaju scenariusze i w każdym momencie można przystąpić do akcji.
Artykuł Nowa era komputera pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł AirWatch: dane pacjentów dostępne z każdego miejsca pochodzi z serwisu CRN.
]]>
Dla lekarzy, pielęgniarek i położnych
Oprogramowanie VMware AirWatch Enterprise Mobility Management jest wykorzystywane w bardzo ciekawy sposób w brytyjskim szpitalu Stockport NHS Foundation Trust. W placówce, która rocznie obsługuje ponad 500 tys. pacjentów, chroni ono ich dane przed niepowołanym dostępem na około 250 urządzeniach mobilnych. Zainstalowane jest także w prywatnych telefonach pielęgniarek i położnych, które regularnie odwiedzają pacjentów w ponad 40 miejscach.
Wykorzystywane przez Stockport NHS rozwiązanie umożliwia administratorom nie tylko zdalne blokowanie telefonów i tabletów oraz kasowanie z nich danych, ale także wymuszanie wyłączania aparatu fotograficznego, ustawianie minimalnej długości haseł blokujących, którymi zabezpieczone są urządzenia, jak też wpływanie na ustawienia kalendarza, klienta poczty elektronicznej czy konfiguracji Wi-Fi. Oprogramowanie to służy również do dystrybuowania na urządzenia mobilne stworzonej przez szpital na własne potrzeby aplikacji AdvantisED, która ułatwia dostęp do medycznych danych pacjentów w sytuacjach zagrażających ich życiu.
Możliwość szybkiego dostępu do danych pacjentów zagwarantowała nie tylko wyższą jakość ich obsługi i skuteczności procesu leczenia, ale także oszczędności. Zarząd szpitala szacuje, że sam fakt, iż nie ma konieczności drukowania dokumentów przynosi rocznie oszczędność ok. 38 tys. funtów. Stockport NHS to jedna z niewielu placówek w Wielkiej Brytanii, w której lekarzom pracującym poza szpitalem w bezpieczny sposób dostarczane są dane pacjentów w wersji elektronicznej, np. karty medyczne i historie chorób osób, które wyprowadziły się z rejonu obsługiwanego przez szpital.
O przechowywanie całej dokumentacji pacjentów w postaci elektronicznej zadbało też Wielkopolskie Centrum Onkologii. Wraz z wdrożeniem nowoczesnych systemów zarządzania informacją medyczną zdecydowano o wyposażeniu pracowników placówki w tablety łączące się ze specjalnym modułem Szpitalnego Systemu Informatycznego.
– W naszej pracy wykorzystujemy zaprojektowane na potrzeby szpitalne tablety kieszonkowe wyposażone we wzmocnioną obudowę, odporną na kurz i wodę oraz upadek z wysokości jednego metra – mówi Mirosława Mocydlarz-Adamcewicz, kierownik Działu Informatyki i administrator bezpieczeństwa informacji w WCO. – Umożliwiają one odczytywanie kodów kreskowych z opasek identyfikacyjnych pacjentów i uzyskanie dostępu do niezbędnych informacji, co jest szczególnie istotne w momencie, gdy kontakt z chorym jest utrudniony.
Wielkopolskie Centrum Onkologii zdecydowało się na wprowadzenie rozwiązania klasy EMM firmy VMware AirWatch przede wszystkim ze względu na gwarancję zwiększenia bezpieczeństwa danych pacjentów oraz możliwość zarządzania tabletami i zainstalowanymi na nich aplikacjami (w tym stworzenia białej listy aplikacji i zablokowania dostępu do ustawień systemowych tabletu). Dodatkowym rozwiązaniem, podnoszącym poziom ochrony, jest uwierzytelnianie bazujące na mikroprocesorowych certyfikowanych inteligentnych kartach oraz szyfrowanie transmisji wrażliwych danych w sieci bezprzewodowej.
Więcej informacji można znaleźć na blogu: blogs.air-watch.com/emea/pl.
Artykuł powstał we współpracy z firmą VMware AirWatch.
Artykuł AirWatch: dane pacjentów dostępne z każdego miejsca pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Smartphone’y i e-bankowość na celowniku pochodzi z serwisu CRN.
]]>Przeprowadzona niedawno przez G Data Security Labs analiza
wykazała, że liczba złośliwego oprogramowania do smartphone’ów
i tabletów wzrosła 2,5-krotnie w drugiej połowie 2011 r. Jego
autorzy skupiali się na systemie operacyjnym Android – liczba ataków zwiększyła
się w tym okresie 8-krotnie.
Z raportu wynika również, że cykle
binarne złośliwego oprogramowania, zaprojektowanego do atakowania
użytkowników bankowości, są coraz krótsze. Twórcy malware’u próbują pomijać
mechanizmy obrony w oprogramowaniu antywirusowym w średnio 27-godzinnych
cyklach. W 2011 r. G Data zarejestrowała rekord: ponad 2,5 mln nowych
komputerów zainfekowanych za pomocą złośliwego
oprogramowania, i nic nie wskazuje na to, że w roku bieżącym zalew malware’u osłabnie.
Cyberprzestępcy
koncentrujący się na smartphone’ach i tabletach z Androidem
korzystają z zawirusowanych aplikacji, które już zostały rozesłane, jak
również tworzą zainfekowane kopie nieszkodliwych programów. Wysyłają np.
premiowane wiadomości tekstowe do drogich numerów, a także do docelowych
użytkowników danych osobowych, m.in. kontaktów i numerów telefonów,
a następnie rejestrują użytkowników z usługami premium.
– Przestępcy
online atakują wtedy, gdy widzą zysk. Nie ma nic zaskakującego w tym, że
autorzy złośliwego oprogramowania skupiają się coraz bardziej na
smartphone’ach oraz tabletach, ponieważ niewielu użytkowników stosuje
rozwiązania zabezpieczające tego rodzaju sprzęt. Ułatwia to sprawcom
przeprowadzanie udanych ataków stosunkowo niewielkim wysiłkiem, a także
wykradanie danych osobowych oraz cennych informacji na temat przedsiębiorstw
– ocenia Ralf Benzmüller, szef Security Labs G Daty.
Smartphone’y oraz tablety
zostały także „odkryte” przez tzw. hacktivistów, czyli hakerów włamujących się
do komputerów w celu przeprowadzania akcji politycznych
i społecznych, którzy zaczęli wykorzystywać urządzenia mobilne jako
narzędzia do rozprzestrzeniania politycznie motywowanych wiadomości.
Przykładowo koń trojański Android.Trojan.Arspam.A wysyła posty na temat Bliskiego
Wschodu na do wszystkich osób znajdujących się w książce adresowej
użytkownika.
Zalew złośliwego oprogramowania w liczbach
W ciągu
ostatniego roku Security Labs G Daty doliczyło się łącznie 2,575 mln
nowych komputerów zainfekowanych za pomocą złośliwego oprogramowania.
Tylko w drugiej połowie roku zostały wykryte 1 330?146 nowe złośliwe programy. Ich liczba wzrosła
więc w stosunku do wykrytych rok wcześniej o 23 proc. Konie
trojańskie pozostają wciąż dominującą kategorią złośliwego oprogramowania.
Eksperci od zabezpieczeń w G Dacie obserwują gwałtowny wzrost liczby
programów szpiegujących oraz typu adware. To dowodzi, że wyświetlanie reklam
i wyłudzanie danych osobowych jest obecnie szczególnie korzystne dla
przestępców.
Nadal koncentrują się oni na smartphone’ach i tabletach
z Androidem. W drugiej połowie 2011 r. liczba złośliwego
oprogramowania na urządzeniach mobilnych zwiększyła się 2,5-krotnie, a na
koniec zeszłego roku była ponad 10-krotnie wyższa niż w 2010.
W przeszłości złośliwe
aplikacje były aktywne tylko w niektórych krajach. Ale wystarczyło, że
przestępcy dokonali drobnych zmian, by mobilne złośliwe oprogramowanie
uaktywniło się w wielu państwach.
Bankowość elektroniczna
jest bardzo popularną usługą, z której korzysta coraz większa liczba ludzi,
i – podobnie jak w przypadku innych usług – może to powodować, że
staje się z każdym dniem atrakcyjniejsza dla cyberprzestępców. Sprawcy używają
specjalnego trojana służącego do przechwytywania transakcji bankowych, np.
przelewania określonych kwot pieniędzy na inne konta.
Według analiz Security
Labs G Daty istnieje tylko kilka rodzin trojanów w bankowości, ale
wykorzystywane są jako podstawa do ciągłego tworzenia nowych
wariantów złośliwego oprogramowania z coraz krótszymi cyklami
aktywności. Średnia cyklu plików binarnych wynosi ok. 27 godzin. Najczęściej
używanym trojanem jest Sinowal, charakteryzujący się m.in. częstymi zmianami
mechanizmów infekowania.
– Obserwujemy
niebezpieczny trend dotyczący trojanów do atakowania bankowości. Cykl życia
tego typu malware’u został drastycznie skrócony i obecnie wynosi średnio
27 godzin. Większość dostawców oprogramowania antywirusowego nie jest
w stanie zapewnić właściwych sygnatur w tak krótkim czasie. Dzięki
rozwiązaniu BankGuard jesteśmy jedynym producentem, któremu udało się zapewnić
klientom bankowym niezależną ochronę w czasie rzeczywistym przed tego
typu złośliwym oprogramowaniem
– wyjaśnia Ralf Benzmüller.
Zalew złośliwego oprogramowania w liczbach
W ciągu ostatniego roku Security Labs G Daty doliczyło się łącznie 2,575 mln nowych komputerów zainfekowanych za pomocą złośliwego oprogramowania. Tylko w drugiej połowie roku zostały wykryte 1 330?146 nowe złośliwe programy. Ich liczba wzrosła więc w stosunku do wykrytych rok wcześniej o 23 proc. Konie trojańskie pozostają wciąż dominującą kategorią złośliwego oprogramowania. Eksperci od zabezpieczeń w G Dacie obserwują gwałtowny wzrost liczby programów szpiegujących oraz typu adware. To dowodzi, że wyświetlanie reklam i wyłudzanie danych osobowych jest obecnie szczególnie korzystne dla przestępców.
Nadal koncentrują się oni na smartphone’ach i tabletach z Androidem. W drugiej połowie 2011 r. liczba złośliwego oprogramowania na urządzeniach mobilnych zwiększyła się 2,5-krotnie, a na koniec zeszłego roku była ponad 10-krotnie wyższa niż w 2010.
Artykuł Smartphone’y i e-bankowość na celowniku pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Wzrośnie sprzedaż zabezpieczeń do telefonów i tabletów pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Wzrośnie sprzedaż zabezpieczeń do telefonów i tabletów pochodzi z serwisu CRN.
]]>