Artykuł RIP, czyli rozstania i pożegnania pochodzi z serwisu CRN.
]]>Rzeczywiście, do niektórych rozstań nie dane jest nam się przygotować. Są nagłe, nieoczekiwane. Ale w wielu przypadkach o nich wiemy. Znamy daty i wszystkie okoliczności, które im powinny towarzyszyć. Czy je wykorzystujemy? Czy właściwie te chwile są przez nas aranżowane i celebrowane? Czy wówczas aby nie jest tak, że wychodzi z niektórych fałsz, obłuda, brak dobrych manier i dojmujący deficyt zwykłego człowieczeństwa. Mam tu na myśli nie sytuacje terminalne, ale takie, kiedy rozstajemy się z podwładnym w sytuacji zawodowej lub z kimś bliskim, z kim przestało nam być po drodze w życiu prywatnym.
Dobrze jest to analizować na powszechnie znanych przypadkach, albo na osobistym doświadczeniu. Pierwszym z brzegu takim przykładem, który z oczywistych powodów wzbudza nawet do dziś zainteresowanie, jest zmiana barw klubowych Roberta Lewandowskiego. W tej historii jest wszystko od miłości do nienawiści, od naiwności po cwaniactwo, od wspierania po chęć zemsty i na koniec od emocji do wyrachowania. Początek tego, co później nabrało cech opery mydlanej, jest mało znany, a w nim tkwi praprzyczyna całego później rozegranego na oczach wszystkich dramatu.
A było tak… RL9 ani myślał rozstawać się ze swoim pracodawcą, dla którego pracował ostatnie 8 lat, i dla którego wywalczył wiele, bo 8 tytułów mistrza kraju, Puchar Europy Mistrzów Klubowych i kilka innych. Dla siebie i swojej mołojeckiej sławy Robert ustanowił kilka rekordów bijąc głównie liczby ustanowione przez legendę Bayernu Gerharda Müllera. Tego Müllera (bo w Niemczech to nazwisko dość popularne wśród piłkarzy), który w roku 1974 jednym kopnięciem na basenie, bo tego nie można było nazwać boiskiem, wyeliminował drużynę Orłów Górskiego z finału turnieju Mistrzostw Świata.
Dość na tym, że para Bayern – Lewandowski wyglądała na zgodne małżeństwo i darzące się silnym uczuciem. Tymczasem z upływem czasu licznik wieku piłkarza dobił do liczby 33, a jego pensja (co w końcowym rachunku nie będzie bez znaczenia) osiągnęła absolutne niemieckie maksimum. A ponieważ podpisany kontrakt formułował związek piłkarza i klubu do 30 czerwca 2023 roku,
piłkarz uprzejmie zwrócił się do władz klubu z pytaniem, jakie są ich plany w stosunku do niego i jednocześnie przedstawił własne oczekiwania. Były one w głównych zarysach takie, że umowa zostanie przedłużona nie na rok, co było w zwyczaju tego klubu, ale na trzy lata i od następnego sezonu wynagrodzenie zostanie „nieco” podniesione.
Głównym punktem niezgody okazał się czas trwania umowy, bo z jednej strony, z piłkarzami w wieku ponad 30 lat klub nigdy nie prolongował umowy na dłużej niż rok, a z drugiej Lewandowskiemu zależało na takiej korekcie kontraktu, aby mógł w tym klubie zakończyć karierę lub – w razie dobrego stanu zdrowia – na ostatnie kilka sezonów przenieść się do ligi amerykańskiej MLS i „podnieść kwotę bazową” swojej przyszłej emerytury, a po powrocie do Europy ewentualnie dalej pracować dla klubu z Monachium.
Nieszczęśliwie dla sprawy stało się tak, że dwaj niby główni decydenci ze strony klubu z różnych powodów bali się wychylić głowę i dać Lewandowskiemu odpowiedź. Nowo mianowany dyrektor klubu Oliver Kahn był zbyt nowy i „rozmiar jego buta” był za mały na taką decyzję, więc musiał szukać wsparcia w starym zarządzie, a dyrektor sportowy Bośniak Hasan Salihamidżić był od czasów trenera Hansiego Flicka nieco pogniewany z częścią piłkarzy, nie mógł więc podejmować decyzji na zimno (najlepszym dowodem na to, że tkwi w tym zalążek prawdy jest fakt, iż Salihamidżić od nowego sezonu z ławki trenerskiej przeniósł się na trybunę VIP).
Zatem sprawa przedłużenia kontraktu zderzyła się z typową w biurokracji sytuacją (podjąć decyzję dobrą czy właściwą) i jej rozwój przebiegał zgodnie z zasadami tej sztuki. Co robi biurokrata, gdy nie wie, jak się zachować w obliczu trudnej lub przerastającej go decyzji? Oczywiście czeka, zwleka i mitręży. A jak czas zwłoki zaczyna działać na jego niekorzyść, odpowiada nie, bo „nigdy dotąd nikt tak w tym klubie nie robił”. I to uzmysłowiło piłkarzowi, że żyje de facto w innym świecie, niż mu się zdawało.
Bo świat okazał się taki: „Robert jest dobry, ale bez kolegów nic by nie osiągnął”. „Był boiskowym egoistą i jakby nie on, to inni by te bramki i tak strzelali”. „Nikt nie może być większy od klubu, w którym gra”. A tak poza tym „Robert jest ukierunkowany tylko na siebie, lekceważy kibiców, nigdy nie chciał zżyć się ze środowiskiem Bayernu” (cytuję wypowiedzi niemieckich dziennikarzy i działaczy z pamięci). Jednym słowem, jak w piosence Kabaretu Starszych Panów okazało się, że jest „zupełny chomont, łachudra i wół”. Ta konstatacja tylko wielce podniosła motywację Lewandowskiego do pożegnania się z Bawarią i rozpoczęcia rozdziału pod tytułem „Katalonia”.
A pożegnanie Roberta to cyrk i kpina z deklarowanych zasad. Tak właśnie w korporacjach zachodnich traktuje się pracowników, zwłaszcza tych z Europy za Odrą. Oto prosty schemat, który przedstawię za pomocą typowych odzywek zagranicznego bossa do (na przykład polskiego) podwładnego. Punkt pierwszy to „oswajanie i motywowanie”, co polega na prezentowaniu postaw paternalistycznych, klepaniu po plecach, rozdawaniu „błyskotek” w postaci pochwał i mejli gratulacyjnych, balansowaniu użyciem kija
i marchewki.
Artykuł RIP, czyli rozstania i pożegnania pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Huawei pomaga Rosji w wojnie? Koncern dementuje pochodzi z serwisu CRN.
]]>Rosyjski oddział Huawei pomaga Rosji w zwalczaniu cyberataków – twierdzi „Daily Mail”. Według brytyjskiego dziennika na rzecz rosyjskich władz mają pracować ośrodki R&D Huawei w Rosji (jest ich pięć), szkoląc specjalistów do ochrony cyberprzestrzeni.
Koncern zaprzecza tym doniesieniom.
„Huawei informuje, że publikacja Daily Mail na temat firmy to fake news. Zawarte w niej informacje są nieprawdziwe” – oświadczyła firma.
Wkrótce po ukazaniu się publikacji Robert Lewandowski zerwał współpracę z Huawei. „Realizacja wszelkich świadczeń promocyjnych została z naszej strony wstrzymana” – oświadczył menedżer piłkarza. Według sportowefakty.wp.pl ta decyzja może kosztować kapitana reprezentacji Polski ok. 5 mln euro (nowy kontrakt na 3 lata zawarto nie dalej jak w styczniu br.). Lewandowski był związany kontraktami reklamowymi z Huawei od 2015 r. należał do najbardziej rozpoznawalnych „twarzy” marki.
Przypomnijmy, że po wybuchu wojny Ukraina ogłosiła mobilizację hakerów przeciwko Rosji. Do cyberwojny dołączyła się grupa Anonymous.
Tymczasem chińskie władze deklarują ustami rzecznika chińskiego MSZ „wszechstronne partnerstwo i koordynację w nowej erze” między Chinami a Rosją. Nie mają również ochoty na przystąpienie do zachodnich sankcji, aczkolwiek warto odnotować symboliczne gesty, mogące świadczyć o braku entuzjazmu Pekinu dla tego co wyczynia Putin (jak wstrzymanie się od głosu, a nie sprzeciw, przy rezolucji ONZ potępiającej Rosję, dołączenie do sankcji na Rosję przez azjatycki bank de facto kontrolowany przez Chiny – choć tu chodzi o niewielkie pieniądze).
Zdaniem ekspertów Chiny nie są zadowolone ze skali rosyjskiej inwazji (przypuszcza się, że wybuch wojny nie jest dla Pekinu niespodzianką, ale jej rozmiar i przebieg już tak), bo tracą na inwazji. Chodzi zwłaszcza o zablokowanie nowego jedwabnego szlaku, którym płynęły towary z Chin do Europy (a zbudowano go, by Chińczycy mieli alternatywną drogę importu obok oceanów, na których panuje amerykańska marynarka i lotnictwo). Możliwe, że na długo będzie problem z tą trasą, a może i z odbiorcami towaru. Bo do tego problemem dla Chin jest integracja świata euroatlantyckiego. Niemcy i Francja, na których liczyli Chińczycy i Rosjanie w ustanowieniu nowego ładu politycznego i gospodarczego na świecie, jaki miał polegać na wypchnięciu Ameryki za ocean, znów są bliżej USA (okaże się, na jak długo).
Aktualizacja (8.03)
Huawei CBG Polska (Consumer Business Group) przesłała do naszej redakcji następujące oświadczenie w związku z decyzją Roberta Lewandowskiego:
„Huawei CBG Polska żałuje zakończenia partnerstwa z Robertem Lewandowskim. Doceniamy naszą długoletnią współpracę i życzymy mu samych sukcesów w przyszłości. Huawei przypomina równocześnie, że publikacja Daily Mail to fake news – zawarte w niej informacje są nieprawdziwe.„
Artykuł Huawei pomaga Rosji w wojnie? Koncern dementuje pochodzi z serwisu CRN.
]]>Chciałbym odejść od tego toku myślenia i zaprezentować czytelnikom dwie postacie, o których w szczególny sposób było głośno pod koniec sierpnia. Z sugestią, że historie ich życia i postawy powinny być stawiane jako wzór dla tych, którzy powinni coś ze sobą zrobić i stać się tym tytułowym „homo”, czyli po prostu lepszym człowiekiem.
Pierwszą z tych osób jest śp. Henryk Wujec, który po dłuższej chorobie odszedł na zawsze z tego świata, co stało się okazją do medialnych wspominek o tym dość chyba nieznanym i cichym bohaterze tzw. pierwszej „Solidarności”. Wspólnym mianownikiem tych opowieści, niezależnie, czy rozmawiali o Wujcu ludzie „od Michnika”, czy „od Kaczyńskiego”, było to, że nikt nie mówił o nim źle, a prezydent Andrzej Duda pośmiertnie odznaczył go nawet, w pełni zasłużonym, Orderem Orła Białego. I nie wynikało to ze starej zasady „de mortuis nihil nisi bene”. Po prostu o Henryku Wujcu nie można było powiedzieć niczego złego. Tajemnicę jego osobowości, powszechnej dla niego sympatii żywionej przez przyjaciół i wrogów politycznych, zdradziła poseł o solidarnościowo-konserwatywnych (w odróżnieniu od Wujca, identyfikowanego jednoznacznie z lewą stroną swego środowiska) poglądach, pani Grażyna Staniszewska. Powiedziała (cytuję z pamięci): „ Henryk był jedyną ze znanych mi osób, która w żadnej mierze nie zabiegała, a nawet, rzec by można, nie dbała o siebie, o swoją pozycję, o swoje benefity. Jego centrum zainteresowania zawsze był drugi człowiek i jego dobro”.
Był poza tym konsekwentny i pracowity. Czytał tony parlamentarnych dokumentów, wykrywając w nich i walcząc z zapisami szkodliwymi dla zwykłego człowieka i jego praw podstawowych. Do historii zapewne przejść powinno – i jednocześnie stać się mottem naszych dzisiejszych czasów – stwierdzenie przytoczone przez innego uczestnika uroczystości pogrzebowych. Wedle niego Henryk Wujec w trakcie jakichś negocjacji (których odbywał dziesiątki) miał powiedzieć swojemu kontrpartnerowi: „Jeśli różnią nas tylko poglądy, to w zasadzie nic nas nie różni”. Jakże głęboka jest ta myśl! Wszak poglądy to coś, co w życiu zmieniamy najczęściej. Wierniejsi jesteśmy raczej nawykom, miłościom czy przyzwyczajeniom. Ergo: rozmawiajmy i dyskutujmy, przekonujmy się i spierajmy, bo może rzeczywiście różni nas de facto owe „nic”, a nasze spory są wynikiem naszego ego, egoizmu, urazów, zawiści, czy wzajemnych animozji.
Jakże brakuje nam dziś takiej upowszechnionej postawy i nie tylko w polityce. Wszak jak często negocjacje biznesowe, czy wręcz sprzedaż rozbijają się o postawy jednej, czy drugiej strony. Jakże często jeden z uczestników rozmów nie chce się czegoś dowiedzieć, poznać swoich korzyści, znaleźć modus operandi, a chce zwyciężyć, pokonać swego interlokutora, wykazać, że partner po drugiej stronie stołu jest dyletantem, czy ignorantem, albo że to on jest zamawiającym, to on płaci i głupio szantażuje potencjalnego dostawcę: „proszę mi to wszystko dostarczyć w mig i jeszcze przewiązane czerwoną wstążeczką, bo za drzwiami czekają już pana konkurenci”. W takich relacjach, opartych na słynnym TKM, czyli… „teraz to ja mam rację, albo ja mam kasę, a ty możesz albo zaakceptować ten stan faktyczny, albo spadać na drzewo”, nie uda się osiągnąć celu, a i postępu, i dobrej zmiany też nie!
Drugim z moich bohaterów, którym media dużo się zajmowały w końcówce sierpnia jest Robert Lewandowski. Nic dziwnego. Osiągnął sukces sportowy, sławę, niebotyczne pieniądze, uznanie kolegów i przeciwników, a nawet zasłużył na określenie, że w Bayernie Monachium jest „najbardziej niemieckim ze wszystkich występujących w tej drużynie zawodników”. Niemcy nie uznają w zasadzie nikogo jako lepszego od siebie. Musi być więc jakiś powód, że tym razem czynią wyjątek. Powód znaczący i niepodważalny. Zatem popatrzmy dlaczego to RL9 się udało.
Zaczynał jak wszyscy chłopcy, grając i trenując w szkółkach klubów, które możemy określać słowem „dzielnicowe”. Jeszcze nie było obecnych już dziś w naszym krajobrazie szkoleniowym, „akademii piłkarskich”. Zresztą, nie wiem (a trochę znam system rekrutacji piłkarskiego narybku), czy „mały Bobek”, jak mówiono, mógłby się tam załapać, bo przecież nie wyróżniał się z grona swoich kolegów niczym specjalnym. No, może poza uporem i konsekwencją oraz wolą bycia piłkarzem. Ten stan „nieodróżniania się od innych” trwał dość długo i nie tylko głupota i brak intuicji sztabu zarządzającego ówcześnie warszawska Legią spowodował, że wylądował w Lechu Poznań. I tam zaczął już prawdziwą karierę. Karierę, którą charakteryzowała ciągła gotowość do doskonalenia, wspomagana i mentorowana przez właściwych ludzi, nie tylko nastawionych na „szybką kasę”, ale biorących pod uwagę optymalizację wartości piłkarza w przeciągu całej jego kariery, oraz cierpliwość i uczenie się od każdego.
W Lechu Poznań młody Lewandowski nauczył się podstaw bycia sportowcem zawodowym. Przeszedł potem do Borussii Dortmund i tam szczęśliwie trafił w ręce Jürgena Kloppa, uznawanego dziś za jednego z najwybitniejszych światowych trenerów klubowych drużyn piłkarskich. W Borussii stał się piłkarzem międzynarodowym i wybitnie wspomógł swój nowy klub w jego przemianie i wydobyciu się z dołka, w który wpędzili go włodarze, zwykle przeinwestowując transfery bez zwrotu z poczynionych inwestycji. Tu samodzielnie wypracował pozycję budząc szacunek na boisku, ale też poza nim. Nie wszyscy go kochali (tak jest do dziś) i nie jest to typ człowieka określany słowami „brat łata”, ale jego niezależność i konsekwencja musiały przynieść efekt. Jeśli Borussia, trochę ze swego uporu i ambicji, nie chciała mu pozwolić na dalszy transfer, to odczekał do końca kontraktu i przeszedł do Bayernu na zasadzie wolnego transferu. Zatem klub – przyszły pracodawca – nie zapłacił za jego pozyskanie ani eurocenta.
Czy Robertowi i Bayernowi to się opłaciło? Opłaciło się i to sowicie! W dziwnym (z powodu pandemii) sezonie piłkarskim 2019/2020 zarówno klub, jak i Robert Lewandowski indywidualnie, zdobyli po trzy korony. Klub: tytuł mistrza Niemiec, Puchar Niemiec i najcenniejsze trofeum – Puchar UEFA Champions League. Robert zaś we wszystkich tych rozgrywkach osiągnął tytuł króla strzelców i to z liczbami ocierającymi się o rekordy wszechczasów. Wielu komentatorów, omawiających dotychczasowy przebieg kariery RL9 twierdzi, że gdyby Lewandowski z Lecha transferował się bezpośrednio do Bayernu, to nie osiągnąłby takiej pozycji i mistrzostwa. Uzasadnieniem jest przypuszczenie, że to co przeżył Robert w Borussii, w warunkach mniejszego i bardziej jednak lokalnego klubu, go wzmocniło. Ten sam proces w klubie o innej renomie i pozycji zapewne by go zabił. Wniosek z tych przypuszczeń jest zaś taki, że na wszystko jest czas… we właściwym czasie, tylko jego znaki trzeba odczytywać poprawnie i nie pośpieszać.
Iluż to znamy sfrustrowanych prezesów, czy topowych managerów firm informatycznych, którym nikt nie podpowiedział, że za szybki skok w górę w ich karierze zawodowej może ich zawodowo zabić. I rzeczywiście, w większości przypadków tak się dzieje. Mowa tu o znanych nam ludziach, którzy w wieku tuż przed pięćdziesiątka lądują na marginesie, bez szans na nic innego, jak założenie swojego biznesu. Czy aby właściwie zaplanowali zatem swoją ścieżkę kariery? Czy przed „kopem w górę” ktoś ich przestrzegał, czy ktoś zadbał, aby skokowi – wraz ze zwiększeniem wymagań – towarzyszyła nie tylko lepsza płaca, ale też większe kompetencje, zarówno te twarde, jak i te miękkie? Robert Lewandowski miał to szczęście, że trafiał na ludzi, którzy mu to uświadamiali i wspomagali w wyborach, bo oprócz cech własnych i własnej pracy trzeba też chcieć słuchać i usłyszeć to, co do nas mówią inni. Dwie jakże różne osoby z różnych bajek, różnych pokoleń, różnych sfer obecności w życiu publicznym, a jakże ciekawymi mogą być wzorcami. Ile od nich każdy może się nauczyć. Wystarczy obserwować i chcieć dostrzec. I nie są to osoby, które raz gdzieś wlazły, czy coś zdobyły. Są to osoby, które swoim życiem (a w przypadku Roberta Lewandowskiego, mamy nadzieję, że zrobi to jeszcze nie raz) udowodniły, że tylko stałość podstawowych pozytywnych cech, codzienne udowadnianie wartości swojej osobowości i jej wyjątkowość stanowią kwalifikacje na zajmowanie pozycji wzorca. Bo dziś jedną z przyczyn braku tychże jest być może pozorna łatwość i doraźność w nieudolnym ich kreowaniu. Łatwo dziś pomniki odbrązawiać, ale komu mamy je wznosić i z jakich powodów? Na kogo wszyscy możemy wskazać i z przekonaniem powiedzieć tytułowe: oto człowiek!
]]>Artykuł Robert Lewandowski inwestuje w nową polską spółkę pochodzi z serwisu CRN.
]]>Kontrakt określa szczegóły zaangażowania kapitałowego oraz wzajemne prawa i obowiązki stron w ramach wspólnego przedsięwzięcia. Nie ujawniono detali.
„Rynek związany z nowoczesnymi technologiami, w tym rynek gier komputerowych, obserwuję od dłuższego czasu i widzę ogromny potencjał w tym segmencie. Współpraca z Movie Games to dodatkowo możliwość pokazania piłki nożnej od kuchni i będziemy to robić jako pierwsi” – mówi Robert Lewandowski.
„Tego jeszcze nikt nie robił”
„Wszystkie najpopularniejsze gry piłkarskie skupiają się na kluczowych 90 minutach. My chcemy przedstawić pozostałe 22 i pół godziny oczekiwania na to wydarzenie. Takich gier, luźno inspirowanych formą popularnych seriali dokumentalnych o zespołach piłkarskich i nie tylko pokazujących historie zza kulis jeszcze nikt nie robił, co stawia nas w bardzo uprzywilejowanej pozycji” – przekonuje Filip Szklarzewski.
Powołuje się na przykład ogromnego – według niego – zainteresowania produkcją dotyczącą ligi NBA.
Movie Games po raz pierwszy spróbuje powalczyć o klientów w biznesie gier sportowych wideo. W tym sektorze zdominowanym przez duże studia zdaniem współzałożycieli nowej firmy jest miejsce na podmiot dostarczający mniejsze produkcje.
Movie Games SA to spółka założona w 2016 r. Obecnie zatrudnia kilkadziesiąt osób, które pracują nad ponad dziesięcioma produkcjami. Zespoły deweloperskie działają w oddziałach firmy w kilku regionach kraju.
Jednostkowo Movie Games w 2019 r. osiągnęła 4,5 mln zł przychodów wobec 3,9 mln zł w 2018 r. Miała 1 mln zł zysku na sprzedaży (2018 r.: 622 tys. zł) oraz przeszło 0,8 mln zł zysku netto (2018: ponad 0,5 mln zł).
Artykuł Robert Lewandowski inwestuje w nową polską spółkę pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Robert Lewandowski ambasadorem marki Huawei pochodzi z serwisu CRN.
]]>Wang Yanming, prezydent regionalnego działu Terminal Device, Huawei Consumer BG, podkreśla zmianę w strategii marketingowej marki.
– Do tej pory wspieraliśmy sport na poziomie lokalnym. Poszerzając światowe portfolio, otwieramy się na sport w formacie globalnym, nie tylko sponsorując kluby piłkarskie, lecz także podejmując współpracę z gwiazdami sportu. Stawiamy na osoby, których historia i osobowość idealnie pasują do strategii Huawei – powiedział Wang Yanming.
Według Yanminga Lewandowski i jego kariera doskonale wpisują się w hasło marketingowe firmy: „Make it Possible”. Huawei współpracuje z federacjami, klubami piłkarskimi i sportowcami na
całym świecie. Sponsorował lub sponsoruje m.in. ligę hiszpańską i
europejskie kluby.
Artykuł Robert Lewandowski ambasadorem marki Huawei pochodzi z serwisu CRN.
]]>