Artykuł Cyfrowa przyszłość medycyny pochodzi z serwisu CRN.
]]>Tymczasem skuteczniejsza diagnostyka niesie ze sobą konieczność jeszcze większej niż dotychczas specjalizacji personelu medycznego. A lekarzy brakuje coraz bardziej. Część z nich wybrała karierę w bogatszych krajach, reszta jest przeciążona zbyt dużą liczbą pacjentów. Rozwiązania IT przyczynią się do rozwiązania problemu, bo pomagają w optymalizacji czasu pracy personelu medycznego. Wśród nich może być zarówno oprogramowanie automatyzujące wypełnianie formalności (prowadzenie dokumentacji medycznej), jak i wszelkiego typu systemy telemedyczne. To dwa główne kierunki, którymi powinni zainteresować się resellerzy i integratorzy IT.
Deficyt kadry medycznej to problem globalny, dotyczy wielu krajów i specjalizacji. Wykorzystanie najnowszych technik komunikacyjnych i wizualizacyjnych to podstawowy sposób sprostania wyzwaniu. Dlatego telemedycyna jest dziedziną, która będzie rozwijała się szczególnie szybko, wprowadzając organizacyjną i ekonomiczną rewolucję w podejściu zarówno do pomocy pacjentom, jak i szkolenia lekarzy.
Obecnie pojawia się coraz więcej projektów, w ramach których studenci medycyny z całego świata mogą obserwować prowadzone przez najlepszych chirurgów operacje w okularach wirtualnej rzeczywistości – w rozdzielczości 4K i technologii wyświetlania obrazu wideo 360 st. Japończycy idą dalej – chcą zatrudnić do obsługi pacjentów roboty. Rolą maszyn ma być dostarczanie przepisanych leków, udzielanie podstawowych informacji albo pomoc osobom zagubionym w gąszczu szpitalnych korytarzy.
Za pomocą nowoczesnych środków komunikacji możliwe jest już stawianie diagnozy, prowadzenie rehabilitacji, profilaktyka oraz kształcenie specjalistów. Rozwijają się takie dziedziny jak teleradiologia, telechirurgia, telerehabilitacja i teleedukacja. Według najnowszego raportu szwedzkiej firmy analitycznej Berg Insight na świecie już ponad 3 mln pacjentów jest monitorowanych zdalnie z domu. To ogromne ułatwienie dla osób starszych, z chorobami przewlekłymi, dla kobiet w ciąży, mieszkańców dużych, zakorkowanych miast, a także obszarów wiejskich, jeśli osobista wizyta u lekarza nie jest konieczna lub możliwa.
Usługi telemedyczne można podzielić na trzy kategorie, w zależności od sposobu wymiany informacji. Najprostszy to proces gromadzenia i wstępnego opisywania danych oraz wyników badań przez mniej wyspecjalizowany personel, a następnie przesyłanie lekarzowi specjaliście do interpretacji. Drugą kategorię usług stanowi zdalne monitorowanie stanu zdrowia pacjentów za pomocą urządzeń elektronicznych, które zbierają i przekazują dane medyczne w czasie rzeczywistym przez łącza komórkowe lub Internet. Bardzo szybko będzie rósł segment usług interaktywnych, w ramach których przesyłany jest obraz i dźwięk (podobnie jak w systemach wideokonferencyjnych). Taka intuicyjna forma komunikacji z lekarzem jest szczególnie ważna dla osób starszych.
Coraz łatwiejszy dostęp do szybkich łączy internetowych, nawet na słabo zurbanizowanych terenach, powinien korzystnie wpłynąć na rozwój usług telemedycznych. Niestety, jak to często w przypadku rozwiązań IT bywa, prawo nie nadąża za rzeczywistością. Nadal brakuje np. precyzyjnych regulacji odnośnie do rozliczeń takich usług z NFZ oraz spójnych wytycznych dotyczących bezpieczeństwa przesyłanych danych. Dlatego, nawet jeśli rozwiązanie umożliwiające świadczenie usług telemedycznych nie będzie zbyt drogie, placówkom publicznym szybko się ta inwestycja nie zwróci. Najszybszy rozwój w tym zakresie zanotują podmioty lecznictwa prywatnego.
Zmiany prawdopodobnie zostaną zainicjowane dopiero przez Komisję Europejską, która coraz uważniej przygląda się korzyściom z telemedycyny. W Europejskiej Agendzie Cyfrowej tego typu usługi są promowane jako sposób poprawy jakości opieki medycznej i zwiększenia jej dostępności. Jednak kraje członkowskie mają prawo do samodzielnego decydowania o modelach świadczenia usług medycznych, więc wszystko zależy od woli polskiego ustawodawcy.
Wciąż wyższe wymagania stawiane są także stacjom komputerowym, które służą do przeglądania i opisywania wyników badań. Objętość tych danych jeszcze niedawno liczono w megabajtach, dziś nierzadko już w gigabajtach. Dlatego wspomniane urządzenia nie powinny być przedmiotem kompromisowych decyzji. Należy wyposażyć je w najnowsze generacje procesorów, dużą ilość pamięci RAM, specjalistyczne medyczne karty graficzne oraz wydajne dyski. Oprócz tego niebagatelne znaczenie ma dziś sieć komputerowa. Jeżeli wyniki badań są przechowywane w centrum danych, ich przeniesienie na stację komputerową nie powinno trwać dłużej niż kilka minut. To oznacza, że wydajne, kablowe gigabitowe łącze to minimum, a infrastruktura sieciowa powinna być tak skonstruowana, aby zapewniać nieprzerwany i gwarantowany przesył danych.
Bez kalibracji nie ma diagnozy
Stabilną jakość wyświetlanych wyników badań na monitorach medycznych gwarantuje kalibracja, której przebieg powinien być zgodny z zasadami opisanymi w standardzie DICOM Part 14.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami w placówkach ochrony zdrowia monitory zainstalowane w stacjach opisowych i przeglądowych należy kalibrować co najmniej raz w roku i wykorzystywać do tego sprzętowe kalibratory. Natomiast radiolodzy przed każdym rozpoczęciem pracy powinni przeprowadzić wizualną kontrolę wyświetlacza, korzystając z obrazów testowych, które można wyświetlić za pomocą dołączonego do monitorów medycznych oprogramowania.
Od wielu lat specjaliści podkreślają, że dla poprawności opisu badań radiologicznych największe znaczenie ma odpowiedni monitor. Urządzenia te powinny być zgodne z normą DICOM (Digital Imaging and Communications in Medicine – Obrazowanie Cyfrowe i Wymiana Obrazów w Medycynie), która stosowana jest głównie przy przetwarzaniu obrazów tomografii komputerowej, rezonansu magnetycznego, pozytonowej tomografii emisyjnej, cyfrowej angiografii subtrakcyjnej, radiografii cyfrowej, ale także w endo- i mikroskopii.
Monitory należą do urządzeń, w których sprzedaży po prostu muszą się wyspecjalizować resellerzy i integratorzy chcący obsługiwać placówki medyczne. Jednak ich zadaniem może być nie tylko pomoc w doborze, ale także w kalibracji, której wszystkie monitory powinny być systematycznie poddawane. Typ rekomendowanego monitora zależy od rodzajów stacji roboczych. Stacje diagnostyczne powinny być wyposażone w dwa lub cztery ekrany o jak najlepszej rozdzielczości i jasności. Natomiast w stacjach opisowych do radiologii ogólnej (zdjęcia RTG) stosowane są najczęściej dwa sparowane monitory medyczne oraz trzeci – nawigacyjny lub przeglądowy. Wiele placówek medycznych jest też zainteresowanych nabyciem projektorów zgodnych ze standardem DICOM.
Mogłoby się wydawać, że karty na rynku systemów medycznych są rozdane. Swoje miejsce mają już zarówno producenci specjalistycznych rozwiązań, ich dystrybutorzy, jak i partnerzy. Ale obserwatorzy rynku wskazują, że wciąż jest miejsce dla nowych firm IT, które chciałyby się wyspecjalizować w tym zakresie.
– Raz w roku robimy nabór partnerów serwisowych – mówi Wojciech Kulbiński, menedżer ds. sprzedaży w Asseco. – Podczas ostatnich szkoleń około 10 proc. partnerów rozpoczynało działalność wśród podmiotów medycznych. Z naszych obserwacji wynika, że podstawową obsługę tych klientów będą mogli zacząć po mniej więcej dwóch miesiącach, ale oczywiście zalecamy im dalszy rozwój i specjalizację.
Także na świecie powstaje mnóstwo przedsiębiorstw, które szukają swojej niszy w branży medycznej. Ciekawy przykład mamy na polskim rynku. Rok temu Ericsson zdecydował się wykupić polską firmę Ericpol, która – oprócz tego, że świadczyła wiele usług Ericssonowi – miała duży dział zajmujący się rozwojem oprogramowania dla placówek ochrony zdrowia. Przedstawiciele obu przedsiębiorstw podkreślają, że na razie dla partnerów i klientów nic się nie zmienia. Ale transakcja może oznaczać, że szwedzki producent planuje ekspansję w dziedzinie systemów medycznych. Zwłaszcza, że rozwiązania telekomunikacyjne zaczynają w nich odgrywać szczególną rolę.
• Wojciech Kulbiński, menedżer ds. sprzedaży, Asseco
Zmiana dostawcy oprogramowania do zarządzania dokumentacją medyczną pacjentów nie jest częstym zjawiskiem, ale spotykanym, szczególnie w mniejszych placówkach. Zdarza się, że rezygnują one z oprogramowania, które nie spełnia ich wymagań bądź nie jest rozwijane w oczekiwanym przez nich stopniu. Oczywiście jest to trudny proces, szczególnie w kontekście migracji danych do nowego oprogramowania. Nie ma bowiem formalnych standardów definiujących sposób przechowywania informacji, co ułatwiłoby przenoszenie ich między dowolnymi pakietami oprogramowania. Na razie w tym zakresie każdy dostawca musi radzić sobie sam, tworząc odpowiednie narzędzia migracyjne.
W Polsce działa kilkaset firm resellerskich i integratorskich, które specjalizują się w obsłudze segmentu medycznego. Jest on bardzo rozległy – składają się na niego nie tylko szpitale, ale i przychodnie, gabinety stomatologiczne (a także weterynaryjne), placówki rehabilitacji, punkty odnowy biologicznej itd. Skoro wciąż na tym rynku jest miejsce dla nowych integratorów, na co powinni zwrócić uwagę?
– Firmy, które chcą wyspecjalizować się w obsłudze placówek medycznych powinny zaczynać działać umiarkowanie, krok po kroku – radzi Jan Siwek, dyrektor działu medycznego w Alstorze. – Z powodów logistycznych powinny najpierw nawiązać kontakt z lokalnymi placówkami, do których pracownicy są w stanie szybko dojechać i tam nabierać doświadczenia. Dopiero po pewnym czasie zarząd firmy będzie w stanie stwierdzić, czy dobrze się „czuje” na tym rynku, a następnie, czy chce pozostać przy kompleksowej obsłudze okolicznych podmiotów, czy też może wybrać specjalizację i współpracować w skali kraju także z innymi partnerami, którzy mają swoich lokalnych klientów. W praktyce każdy z tych modeli się sprawdza.
Medycznych nisz, w których integratorzy mogą się wyspecjalizować, jest kilka. Każda oczywiście wiąże się z pewnymi kosztami inwestycji w szkolenia i sprzęt demonstracyjny (w skrajnych przypadkach mogą one sięgnąć nawet kilkuset tysięcy złotych). Dłużej też trwa pozyskanie klienta, ale marże są zdecydowanie wyższe niż w przypadku całościowej, ale „płytszej” obsługi klientów.
Do dziedzin, w których warto się specjalizować, należy wyposażenie sal operacyjnych. To newralgiczne miejsca w każdym szpitalu, dlatego ich funkcjonowanie obwarowane jest mnóstwem przepisów. Znajomość owych regulacji i umiejętność zaprezentowania zgodnej z nimi oferty gwarantuje firmom partnerskim, że zostaną wysłuchane przez zarząd szpitala. Główne systemy IT, które mogą być wykorzystywane do usprawnienia funkcjonowania sal operacyjnych, służą do wyświetlania obrazów z wszelkiego typu badań oraz wideorejestracji przebiegu operacji.
Warte zainteresowania są również długoterminowe archiwa cyfrowych danych medycznych. Prawdopodobnie nigdy nie dojdzie do skutku zgłoszony kiedyś pomysł stworzenia centralnego państwowego repozytorium wszystkich badań, aby np. ekipa ratująca pacjenta miała do nich szybki dostęp. Taka baza musiałaby być przechowywana w ogromnym centrum danych i prawdopodobnie byłaby poddawana ciągłym atakom przestępców próbujących wykraść poufne informacje. Dlatego, jeśli chodzi o placówki medyczne, każda z osobna będzie musiała przechowywać w swoich archiwach wyniki badań, których liczba nieustannie rośnie. Wyzwaniem staje się więc zarówno zarządzanie takim archiwum (w tym przenoszenie danych na nowe nośniki), jak i zapewnienie jego logicznej integralności i łatwego dostępu do danych.
Artykuł Cyfrowa przyszłość medycyny pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Przyszłość w innowacjach pochodzi z serwisu CRN.
]]>Celem przyjętego przez Unię Europejską rozporządzenia jest zapewnienie jednolitego poziomu ochrony danych osobowych na terenie całej UE. Nowe wytyczne zaczną obowiązywać w maju 2018 r. To najbardziej rygorystyczna regulacja pośród wszystkich przyjętych dotychczas przepisów o ochronie danych osobowych. Za ich naruszenie przedsiębiorcom grozić mogą kary w wysokości do 4 proc. globalnych rocznych przychodów firmy lub 20 mln euro.
Zdaniem Commvaulta wprowadzenie GDPR jest czynnikiem stymulującym dla całego rynku dostawców systemów całościowego zarządzania danymi. Dostawca rozwiązań do ochrony danych i zarządzania informacjami zwraca uwagę, że systemy do przetwarzania danych strukturalnych zawierają funkcje zarządzania ich zgodnością z przepisami, jednak trudno mówić o zapewnieniu takiej zgodności w przypadku danych niestrukturalnych. Problem stanowić będzie zapewnienie bezpieczeństwa informacji i dokumentów powstałych na mobilnych czy stacjonarnych urządzeniach końcowych. Z tym wyzwaniem będą musieli w niedalekiej przyszłości zmierzyć się menedżerowie IT.
Sektor life science w Polsce dopiero się kształtuje, ale – jak zauważają eksperci, m.in. z firmy doradczej KPMG – systematycznie rośnie liczba innowacyjnych przedsiębiorstw specjalizujących się w badaniach nad nowymi lekami i biotechnologią. Life science łączy kilka dziedzin, w tym medycynę, farmację i technologie teleinformatyczne. Do dwóch najważniejszych obecnie trendów w tym obszarze należą innowacje biotechnologiczne oraz cyfrowe.
Z badania „Biotechnologia w Polsce. Branżowy punkt widzenia” przeprowadzonego w ubiegłym roku przez Deloitte wynika, że prawie 29 proc. przedstawicieli spółek z tego sektora uznaje warunki gospodarcze dla funkcjonowania firm biotechnologicznych w naszym kraju za dobre albo bardzo dobre. Tyle samo respondentów uważa, że są one słabe. Z kolei 38 proc. ankietowanych spodziewa się poprawy sytuacji w perspektywie roku.
Największą barierą w rozwoju branży biotechnologicznej są kłopoty z finansowaniem. Branża life science nie istnieje bez bioinformatyki. Niemniej, zdaniem Janusza Homy, jednego z byłych menedżerów Comarchu, obecnie zaangażowanego w bioinformatyczny biznes, sektor ten ma przed sobą bardzo dobre perspektywy.
– Zaawansowane technologie informatyczne są niezbędne w medycynie spersonalizowanej. Umożliwiają dotarcie do wiedzy gromadzonej w ośrodkach badawczych, klinikach, jak również przez samych pacjentów. W kolejnych latach bioinformatyka będzie odgrywać coraz większą rolę w branży life science oraz w opiece zdrowotnej. To rynek z ogromnym potencjałem – twierdzi Janusz Homa, obecnie szef Ardingen, dostawcy systemów do zarządzania informacją laboratoryjną klasy LIMS oraz systemów bioinformatycznych, służących do sekwencjonowania kwasów nukleinowych i białek. Firma ta rozwija także usługi integracji i przetwarzania dużych zbiorów danych oraz tworzenia oprogramowania na zamówienie.
Warto przytoczyć również opinię Macieja Manieckiego, przedsiębiorcy i inwestora w kilkunastu startupach biotechnologicznych, który stwierdził w niedawnej rozmowie z Newserią, że projekty związane z medycyną i biotechnologią mają największy potencjał globalny.
Według szacunków firmy doradczej Roland Berger światowy rynek digital health do roku 2020 ma być wart ponad 200 mld dol. Obecnie mówi się o ok. 80 mld dol. Eksperci przewidują, że udział bezprzewodowych i mobilnych rozwiązań stosowanych w sektorze opieki zdrowotnej będzie rósł zdecydowanie szybciej niż tradycyjnych – w średnim tempie 23 i 41 proc. rocznie. W Polsce w rozwoju telemedycyny pomoże zniesienie barier prawnych: o stanie zdrowia pacjenta już można orzekać, utrzymując z nim kontakt za pomocą systemów teleinformatycznych i łączności. Umożliwiła to nowelizacja ustawy o informatyzacji w ochronie zdrowia z października 2015 r.
Rozwojowi telemedycyny sprzyjają zarówno dostępność technologii, jak i coraz większe społeczne zapotrzebowanie na zdalne konsultacje medyczne (będące m.in. konsekwencją coraz powszechniejszego zwyczaju zdalnego korzystania z rozmaitych usług). Raport CBOS podaje, że osoby aktywne online (69 proc. respondentów badania CBOS) w przypadku złego samopoczucia szukają w sieci informacji na temat swoich dolegliwości i sposobu radzenia sobie z nimi. Ponad 28 proc. z nich zdarza się w takiej sytuacji konsultować z innymi użytkownikami, zaś 14 proc. ustala własny sposób leczenia na podstawie informacji znalezionych w sieci.
Na rozwój sektora telemedycyny pozytywnie wpływać będzie ekonomiczność i wygoda monitorowania stanu zdrowia na odległość. Według specjalistów Medicover, prywatnej firmy świadczącej usługi opieki zdrowotnej, blisko 25 proc. wszystkich wizyt pacjentów dotyczy problemów, które nie wymagają bezpośredniego kontaktu z lekarzem. Konsultacje telemedyczne (które zresztą Medicover już oferuje) mają wpływ na obłożenie lekarzy przyjmujących w przychodniach. Według badania PwC i GSMA9 dzięki systemom tzw. mZdrowia w latach 2012–2017 na kosztach opieki zdrowotnej (przede wszystkim prewencji oraz monitoringu) w samej Unii Europejskiej będzie można zaoszczędzić około 100 mld euro.
Z usługami telemedycznymi świadczonymi przez państwo w ramach projektu „Miasto Zdrowia” mają obecnie do czynienia łodzianie. Zostały one wprowadzone w listopadzie ub.r. i będą świadczone do kwietnia 2017 r. Specjalistyczną opieką zostało objętych 240 pacjentów. Przy użyciu 40 zestawów Senior Medical Assistant, składających się z tabletu wraz z zainstalowaną aplikacją oraz sensorami pomiarowymi, monitorowane są podstawowe funkcje życiowe. Dane z badań mają posłużyć generalnej ocenie stanu zdrowia mieszkańców miasta. Jednocześnie Łódzki Uniwersytet Medyczny rozpoczął współpracę badawczo-rozwojową dotyczącą systemu teleopieki z norweską firmą Dignio As oraz polskim spin-outem Dignio Pl, powstałym w ramach Inkubatora Przedsiębiorczości UM. Uczelnia chce przeprowadzić pilotażowe badania na temat skuteczności i kosztów takiego systemu. Do badań ma być w sumie włączonych 600 przewlekle chorych seniorów wyposażonych w tablety i urządzenia do pomiarów medycznych. Projekt ma trwać dwa lata.
W perspektywiczny rynek telemedycyny inwestuje również Politechnika Śląska i Philips Health Systems. Będą razem pracować nad innowacjami w zakresie e-zdrowia. Celem jest m.in. rozwój systemów ułatwiających komunikację między lekarzami i zdalne diagnozowanie pacjentów.
Trend coraz silniejszej cyfryzacji w sektorze medycznym ujawnił się z całą mocą podczas listopadowych targów Medica w Düsseldorfie, które obejmują wszystkie sektory szpitalnej opieki medycznej. Nie brakowało tam polskich innowacyjnych firm, wprowadzających na rynek systemy zdalnej opieki medycznej. Przykładem Nestmedic – producent mobilnego KTG Pregnabit. Badanie można wykonać o dowolnej porze i dowolnym miejscu. Zebrane przez Pregnabit dane przekazywane są bezprzewodowo do Medycznego Centrum Telemonitoringu.
Klienci końcowi będą coraz bardziej oswojeni z tego rodzaju zabezpieczeniami, m.in. dzięki telefonom z biometrycznym czytnikiem. Według raportu Digitimes w 2017 r. co drugi smartfon zostanie wyposażony w moduł uwierzytelniający użytkownika na podstawie opuszków palców. Jeszcze dwa lata temu taką funkcjonalność miało 20 proc. telefonów oferowanych na globalnym rynku, zaś rok później już 40 proc. Z początku moduły biometryczne pojawiały się w rozwiązaniach z wyższej półki. Teraz stosuje się je w modelach, których cena oscyluje wokół 100 dol.
Temat zabezpieczeń biometrycznych staje się popularny również za sprawą siły marketingu światowych gigantów. Mowa o Microsofcie i funkcji Windows Hello, Google’u (Android Fingerprint) oraz Apple’u i jego Touch ID. Własne rozwiązanie pod nazwą Authenticate promuje też Intel.
Ciekawe dane na temat stosunku Polaków do weryfikacji biometrycznej zdobyła w poprzednim roku Visa. Przeprowadzone na zlecenie koncernu badanie objęło 7 europejskich krajów, a wzięło w nim udział w sumie ok. 14 tys. respondentów. Okazuje się, że 86 proc. Polaków w odpowiedzi na pytanie, komu zaufaliby w zakresie biometrycznej weryfikacji tożsamości, najczęściej wskazywało banki (86 proc.), systemy płatnicze (79 proc.), a następnie operatorów telefonii komórkowej (57 proc.) i globalne marki internetowe (40 proc.). Z kolei 72 proc. respondentów już teraz chętnie korzystałoby z uwierzytelniania biometrycznego przy dokonywaniu płatności. Przy czym 71 proc. za najwygodniejszy sposób uznaje weryfikację z użyciem czytników linii papilarnych (jednocześnie 83 proc. uważa ją za najbezpieczniejszą). Rozwiązania wykorzystujące obraz siatkówki oka są uważane za najwygodniejsze przez 79 proc. Polaków odpytanych przez Visę, a rysy twarzy – przez 51 proc.
Zdaniem ekspertów biometria będzie stanowić coraz większą konkurencję dla hasła i PIN-u w przedsiębiorstwach. Gdy rośnie fala cyberzagrożeń, najczęściej spotykane metody uwierzytelniania zaczynają być poddawane krytyce. Jak wynika z badania Intela „Bezpieczeństwo IT w dużych firmach w Polsce 2016”, wyłącznie hasło używane jest w ponad 60 proc. przedsiębiorstw, podczas gdy 24 proc. stosuje dodatkowo jeszcze jedną metodę identyfikacji. Dwa dodatkowe zabezpieczenia wykorzystywane są natomiast w 8 proc. firm. Jednocześnie 50 proc. przedsiębiorstw do 2018 r. zamierza zwiększyć wydatki na bezpieczeństwo. Co ciekawe, 55 proc. przebadanych decydentów za najbezpieczniejszą metodę weryfikacji tożsamości uznało biometrię, a dopiero na drugim miejscu znalazła się karta dostępu (20 proc.) i hasło (14 proc.).
Finanse, w tym bankowość, to jeden z bardziej perspektywicznych rynków dla biometrii. Szczególnie rozwija się ona w bankach spółdzielczych. W końcu 2016 r. o włączeniu modułu biometrycznego do swoich rozwiązań Smart Finance i Corporate Banking poinformował Comarch. W tym celu krakowska firma rozpoczęła współpracę z amerykańskim EyeVerify, którego moduł ma umożliwiać zarówno detalicznym, jak i korporacyjnym klientom banków wygodne logowanie się na konto przez spojrzenie na ekran smartfonu. Przykładem polskiego startupu tworzącego rozwiązania biometryczne jest Voicepin.com, który specjalizuje się w biometrii głosowej. Firma ma solidne zaplecze naukowe – jego pracownikami są m.in. akademicy z AGH w Krakowie.
Z kolei w połowie grudnia Integrated Solutions poinformowało o swoim partnerstwie z Apple’em, które umożliwi integratorowi m.in. wdrażanie podpisu biometrycznego. Według Motorola Solutions na naszym rynku będzie przybywać specjalistów w dziedzinie rozwiązań biometrycznych. Na krakowskiej AGH działa od roku studenckie laboratorium badań nad biometrią, które jest finansowane z prywatnego grantu producenta. Nowe laboratorium biometryczne powstaje właśnie na Politechnice Białostockiej (też wspomagane przez Motorolę).
W kosmosie znajduje się ok. 80 przyrządów zbudowanych w Polsce – wynika z danych Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych. Według ekspertów polską specjalnością w niedalekiej przyszłości będzie robotyka kosmiczna, małe satelity, a także ekologiczne napędy rakietowe i satelitarne.
Polski przemysł kosmiczny jest na razie w budowie, ale mamy już całkiem solidne fundamenty w tej branży. Eksperci zwracają uwagę na moment rozwoju, w jakim znajduje się obecnie ten sektor na świecie. Przez szereg lat (poczynając od 1954 r., kiedy wystrzelono Sputnika) był on sterowany przez zamówienia rządowe. Obecnie rośnie w siłę element komercyjny. Ta część sektora została określona jako New Space. W Polsce sektor New Space to nowość, ale rodzime firmy z powodzeniem dostosowują się do jego wysokich wymagań.
Polska wstąpiła do Europejskiej Agencji Kosmicznej w 2012 r. Z sektora kosmicznego w ciągu ostatnich czterech lat do polskiej gospodarki wpłynęło około 200 mln zł. Szacuje się, że obecnie wartość zawartych już kontraktów związanych z branżą kosmiczną wynosi 170 mln zł, natomiast na realizację oczekują umowy warte 40–50 mln zł. Na naszym rynku działa ok. 50 firm pełniących rolę podwykonawców w dużych projektach europejskich, zaś ogólnie podmiotów związanych z sektorem kosmicznym mamy ponad 380 (w tym ok. 50 instytutów naukowych). Do potentatów branży na naszym rynku zalicza się takie podmioty, jak Astronika, Protec Instrument czy Hertz Systems. Są też przedsiębiorstwa związane z IT, jak Asseco, Wasat, ITTI, czy z sektora technologii związanych z mechatroniką, mechaniką i robotyką – ABM, Creotech, Sener, GMV.
Europejska Fundacja Kosmiczna przygotowała pierwszy raport o potencjale rozwoju polskiej branży kosmicznej i „okołokosmicznej”. Według danych zebranych przez EFK najwięcej związanych z nią firm i instytucji działa w województwie mazowieckim – 29. Raport wyróżnia też 49 czołowych graczy branży. Większość z nich należy do sektora MŚP.
Firma audytorsko-doradcza Grant Thornton oszacowała, że wartość polskiej branży kosmicznej mogła wynieść w 2014 r. nawet 12,5 mld zł. Eksperci przeanalizowali obroty twórców aplikacji mobilnych wykorzystujących dane satelitarne, producentów urządzeń korzystających z GPS i firm pośrednio związanych z technologiami wywodzącymi się z branży kosmicznej (np. producentów czujników dymu i gazu). Rządowa strategia zakłada, że do 2030 r. obroty polskiego sektora kosmicznego mają wynieść co najmniej 3 proc. obrotów tej branży w Europie.
Według przedstawionych pod koniec 2016 r. planów Ministerstwa Rozwoju Polska ma umocnić swoją pozycję w Europejskiej Agencji Kosmicznej poprzez zwiększenie swoich składek do ESA na tzw. programy opcjonalne. Suma zadeklarowanych przez nasz kraj składek na lata 2017–2020 wynosi 45 mln euro. W poprzedniej perspektywie było to 36 mln euro. Programy opcjonalne związane są m.in. z obserwacją Ziemi, krążących wokół niej obiektów, telekomunikacją, nawigacją satelitarną, obserwacją nieba i z transportem kosmicznym.
Ciekawą spółką na mapie polskiej branży kosmicznej jest SatRevolution. Ma się specjalizować w projektowaniu i seryjnej produkcji sztucznych satelitów. Rozwijają ją założyciele T-Bulla, który odniósł sukces na rynku gier mobilnych. Nanosatelity SatRevolution mają znaleźć zastosowanie również w sektorze publicznym oraz służyć do celów prywatnych. Komercyjny satelita Światowid tworzony przez SatRevolution ma zostać wyniesiony na orbitę okołoziemską w pierwszym kwartale 2018 r.
Artykuł Przyszłość w innowacjach pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Drukarki Samsung z Androidem: inwestycja w przyszłość pochodzi z serwisu CRN.
]]>Maszyny zamiast
wyświetlacza wyposażone są w 10-calowy tablet z systemem Android.
Umożliwia on sterowanie drukarką z pomocą zainstalowanych
w urządzeniu aplikacji. Ta innowacja niesie ze sobą istotną zaletę dla
użytkowników – prostotę obsługi. Wynika to z faktu, że większość
przedsiębiorców i konsumentów jest już obeznanych z Androidem. Dzięki
przejrzystemu interfejsowi i zainstalowanym w nim widgetom wystarczy
jedno dotknięcie, aby uruchomić funkcje, co w innym przypadku wymaga kilku
kliknięć. To ważne, gdyż kłopot ze znalezieniem właściwej opcji czy guzika
w urządzeniach drukujących stanowi istotną barierę dla sporej grupy
użytkowników. Przekłada się to na błędy w drukowaniu, konieczność
interwencji działu IT lub pomocy kolegów, a to z kolei oznacza
stracony czas i koszty.
Co ważniejsze, dzięki
zastosowaniu Androida można łatwo poszerzyć funkcjonalność maszyn, korzystając
z nowych aplikacji. Wystarczy je pobrać ze sklepu producenta
(w większości są darmowe). Obecnie takich gotowych programów jest około
30, a co miesiąc przybywa kilka kolejnych. Ponadto integratorzy lub
współpracujący z nimi deweloperzy mogą samodzielnie tworzyć aplikacje na
drukarki tak, aby dostosować je do potrzeb klienta. To stwarza dodatkowe
możliwości generowania przychodów. Oczywiście Samsung udostępnia partnerom
niezbędne w tym celu narzędzia (Software Development Kit).
Dzięki temu, że Android jest bardzo popularnym systemem, w
samej tylko Polsce rozwojem aplikacji zajmuje się kilka tysięcy
deweloperów. A to oznacza, że nie będzie problemu ze znalezieniem
odpowiedniego kooperanta. Co więcej, partner może zwrócić się z prośbą
o modyfikację albo stworzenie oprogramowania dla konkretnego klienta
bezpośrednio do działu R&D Samsunga. Otwiera to przed partnerami
nieograniczone wręcz możliwości ulepszania specyfikacji dostarczanych rozwiązań,
co w oczywisty sposób przekłada się na dużą konkurencyjność produktów
Samsunga w obszarze B2B.
Nowe urządzenia Samsunga są przeznaczone dla firm różnej
wielkości. Należy przy tym podkreślić, że umożliwiają małym i średnim
przedsiębiorcom korzystanie z funkcji dostępnych dotąd tylko
w droższych rozwiązaniach korporacyjnych. Są to m.in. autoryzacja
użytkownika, wydruk podążający, indywidualne rozliczanie wydruków czy
szyfrowanie danych. Ponadto nowe drukarki nie potrzebują do pracy serwerów.
Dzięki modułowi NFC umożliwiają wydruk z urządzeń mobilnych.
Tak jak większość maszyn
drukujących, sprzęt z Androidem może być elementem systemu obiegu
dokumentów w firmie. Zaawansowany OCR podczas skanowania zapewnia nie
tylko zapisanie obrazu dokumentu, lecz także „wyciągnięcie” z niego
istotnych danych. Przykładowo, podczas skanowania faktury może zapisać jej
wartość czy informacje o wystawcy w taki sposób, aby trafiły one od
razu do systemu księgowego, bez potrzeby ręcznego przepisywania. Nie tylko
ułatwia to i przyspiesza pracę, ale jednocześnie ogranicza ryzyko pomyłek.
Dla integratora kluczowa jest natomiast łatwość zarządzania.
W tym celu Samsung udostępnia narzędzia do zdalnej diagnostyki
i monitoringu maszyn. To umożliwia błyskawiczne sprawdzenie statusu drukarki
bez konieczności wizyty u klienta.
Najważniejsze zalety drukarek
z Androidem
– niskie koszty zakupu i TCO,
– wysoki poziom bezpieczeństwa,
– możliwość dodawania nowych funkcji dzięki aplikacjom
dostępnym na portalu producenta,
– dostępność opcji typowych dla zaawansowanych systemów (np.
autoryzacja, limity, wydruk podążający),
– łatwość obsługi, zarządzania i serwisowania,
– kompatybilność ze sprzętem mobilnym z Androidem,
– zaawansowany OCR,
– możliwość drukowania bezpośrednio z Internetu i
dokumentów biurowych bez komputera,
– opcja wyświetlania filmów na ekranie, np. reklam.
Wsparcie dla partnerów
Rozwiązania drukujące z Androidem to jeden
z najważniejszych elementów programu partnerskiego Samsunga. Integratorzy
i resellerzy mogą podnosić swoje kompetencje dzięki szkoleniom
i programowi certyfikacji. Większe umiejętności przekładają się na wyższe
bonusy. Producent udostępnia także m.in. leady sprzedażowe. Każdy partner ma
swojego opiekuna, który wspiera jego działalność.
– Klient może więc zapomnieć o serwisie, bo wszystkim
zajmie się integrator, co stanowi bardzo ważną zaletę całej oferty – podkreśla Tomasz Klewinowski, Head of Print
w Samsungu.
Ponadto diagnostykę
drukarek androidowych można przeprowadzić z pomocą smartfonu
z odpowiednim oprogramowaniem, łącząc się z maszyną przez NFC. To
znacznie ułatwia pracę nawet niedoświadczonym serwisantom albo działom IT
w firmach. A wiadomo, że każdy woli zarządzać sprzętem, przy którym
się nie napracuje… Oczywiście wymienione zalety rozwiązań opartych na
Androidzie powinny przekonać nie tylko działy IT, lecz także osoby
odpowiedzialne za firmowe finanse.
– Dzięki urządzeniom
z Androidem rośnie bezpieczeństwo druku, a spadają koszty. Konieczność
autoryzacji użytkowników i limity sprawiają, że wydatki na druk spadają
o 20–30 proc. – informuje Tomasz Klewinowski.
Sprzęt z Androidem wyróżnia się spośród innych drukarek
swobodą obsługi. Za pomocą wyświetlacza można wejść na określoną stronę
internetową i drukować bezpośrednio z niej. Pliki Worda, Excela
i PowerPointa można łatwo edytować na ekranie i drukować bez
pośrednictwa komputera. Ponadto wyświetlacz umożliwia emisję filmów
i materiałów reklamowych albo treści z Internetu. Taką właśnie
funkcję reklamową już teraz pełnią maszyny Samsunga z Androidem
w jednym z hoteli, a także w salonie samochodowym.
W hotelu dodatkowym ułatwieniem jest możliwość bezpiecznego
i wygodnego drukowania z dowolnych urządzeń, także mobilnych, oraz
wydruku podążającego. Goście mogą drukować za pomocą swoich laptopów
i smartfonów z dowolnego miejsca (taka usługa jest wliczona
w koszty pobytu).
Tomasz Klewinowski
Dla integratora ważne jest to, że system Android się rozwija.
Dzięki możliwości dodawania i modyfikacji aplikacji partner może
wielokrotnie wracać do klienta z nową ofertą. Natomiast dla użytkownika
rosnąca liczba aplikacji na drukarki z Androidem oznacza, że ten sprzęt to
dobra inwestycja w przyszłość, bo wraz z upływem czasu będzie miał
coraz więcej możliwości.
W numerze CRN
12/2015 zaprezentujemy system Samsung Knox
Artykuł Drukarki Samsung z Androidem: inwestycja w przyszłość pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Inteligentne AV, IoT, BYOD, cloud computing… Przyszłość to… dziś! pochodzi z serwisu CRN.
]]>– Bardzo często osoby decydujące
o zakupach i budżetach działów IT nie zdają sobie sprawy, z czym
musi zmagać się administrator – mówi Łukasz Nowatkowski,
dyrektor techniczny G DATA Polska.
Podkreśla,
że często między pokoleniem tzw. szefów a szeregowych młodszych pracowników
istnieje przepaść technologiczna „nie do zasypania”. Młodzi pracownicy
korporacji korzystają ze skrzynek pocztowych oraz dysków w chmurze, także
na przenośnych urządzeniach prywatnych. Są też na bieżąco z różnymi
rodzajami komunikatorów. Dlatego problem BYOD w przedsiębiorstwach staje
się coraz poważniejszy.
Co oferujemy partnerom?
Program partnerski przewiduje wiele korzyści (głównie
finansowych), a także atrakcyjne rozwiązania umożliwiające szybki wzrost
firmom z branży informatycznej: sklepom, serwisom, integratorom, dostawcom
ISP czy lokalnym dystrybutorom.
Program partnerski G DATA przewiduje trzy poziomy
współpracy, dostosowane do potrzeb każdej firmy, która chce rozwijać kanał
sprzedaży wielokrotnie nagradzanych aplikacji antywrusowych wyprodukowanych
w Niemczech.
Głównym celem programu jest wsparcie firm, które
rozwijają się w zakresie świadczenia i sprzedaży usług oraz
oprogramowania zabezpieczającego dla biznesu, jak też klientów indywidualnych.
Każda firma, która chce przystąpić do programu, powinna złożyć wniosek na
stronie partner.gdata.pl i oczekiwać na kontakt ze strony opiekuna, który
przedstawi szczegółowe warunki współpracy.
Mobilne CRM to już norma, a bardzo często właśnie
w tych systemach znajduje się najcenniejszy zasób, a więc baza
klientów i zbierana przez lata wiedza. Zarządy muszą zdawać sobie sprawę,
że ich pracownicy mają w kieszeni informacje, które wpływają na wyniki
finansowe ich przedsiębiorstw. Powinny więc zadbać, by ta „kieszeń” była
odpowiednio chroniona – jak obrazowo ujmuje to Łukasz Nowatkowski.
Wyzwania, z którymi muszą poradzić sobie dziś firmy, to: ochrona danych
i walka z wyciekiem informacji, coraz łatwiejsze do przeprowadzenia
ataki, ochrona mobilnych końcówek w sieci firmowej, szkodliwe
oprogramowanie, luki w zainstalowanym oprogramowaniu.
Co oferujemy klientom końcowym?
• Kompleksowa ochrona stacji klienckich
Zabezpieczamy serwery i stacje robocze poprzez
wszechstronną ochronę proaktywną oraz jak najbardziej aktualne bazy sygnatur,
bez wpływu na wydajność chronionych urządzeń.
• Ochrona transakcji online
W 2015 r. aż cztery banki z Polski znalazły się na
liście dwudziestu najczęściej atakowanych instytucji finansowych na świecie.
Odpowiedzią na te problemy jest G DATA BankGuard 2.0.
• Ochrona poczty
AntiSpam
dla Exchange – moduł ochronny przeznaczony do serwerów Exchange, który
umożliwia centralne zarządzanie wtyczką do nich z obsługą białych
i czarnych list adresów e-mail oraz domen. Dodatkowy moduł G DATA
MailSecurity umożliwia ochronę antywirusową i antyspamową firmowej poczty
elektronicznej. Program działa jako brama chroniąca oraz sprawdzająca wszystkie
przychodzące i wychodzące wiadomości, chroniąc tym samym serwer pocztowy.
• Policy Management
G DATA oferuje moduł
PolicyManager, który zapewnia kontrolowanie dostępu pracowników do Internetu,
programów oraz zewnętrznych pamięci masowych. To minimalizuje ryzyko wycieku
informacji.
• Centralne zarządzanie
Przejrzysty interfejs umożliwiający łatwy dostęp do
niezbędnych informacji o administrowanej sieci. Katalog sprzętu
i oprogramowania wykorzystywanego na klientach w chronionej sieci.
Zdalne administrowanie z dowolnego miejsca dzięki MobileAdmin.
• Urządzenia mobilne bezpieczne z G DATA
Ulepszony moduł Mobile Device Management to bezpieczny
sposób integracji urządzeń mobilnych z systemami Android oraz iOS, jako
pełnoprawnych klientów w chronionej sieci. Użytkownik może liczyć na pełną
funkcjonalność poza strukturami sieci firmowej (przedstawiciele handlowi,
delegacje) oraz szyfrowanie komunikacji z wykorzystaniem G DATA Secure Chat.
Warto uczestniczyć w programie partnerskim G DATA ze
względu na:
• bonusy za
realizację planów sprzedaży,
• proste
i przejrzyste zasady,
• wsparcie
marketingowe oraz przed- i posprzedażowe,
• przypisanego
opiekuna służącego pomocą przy analizach specyfikacji przetargowych i
zapytaniach handlowych,
• udział
w imprezach, targach oraz szkoleniach,
• pakiet
oprogramowania NFR na własny użytek,
• programy
motywacyjne,
• materiały
marketingowe.
W pierwszej połowie bieżącego roku pracownicy G DATA
SecurityLabs odnotowali ponad 3 mln nowych zagrożeń. Co ciekawe,
specjaliści G DATA pierwszy raz od
2012 r. zaobserwowali wzrost aktywności hakerów wykorzystujących trojany
bankowe. Jak pokazuje raport „G DATA Malware Report H1/2015”, wśród dziesięciu
najpopularniejszych zagrożeń odnajdziemy na pierwszy rzut oka mało groźne
szkodniki typu adware oraz Potentially Unwanted Programs (PUP).
Z punktu widzenia
dużej korporacji straty poniesione w związku z mniejszą efektywnością
pracowników czy też oczyszczeniem końcówek ze szkodliwego oprogramowania mogą
być niebotyczne w skali roku. Jednak o wiele groźniejsze mogą okazać
się luki w bezpieczeństwie nieaktualizowanego oprogramowania firmowego. Na
podziemnych forach internetowych, z których korzystają hakerzy
i cyberprzestępcy (nie należy stawiać znaku równości pomiędzy tymi dwoma
grupami), już kilka dni po wykryciu nowej luki w bezpieczeństwie da się
zaobserwować oferty sprzedaży specjalnych exploit kitów umożliwiających
przeprowadzenie ataku. I choć najczęściej dostawcy oprogramowania
przygotowują aktualizacje najpóźniej kilka dni po odkryciu podatności na
ingerencję z zewnątrz, nie rozwiązuje to problemu. Na statystycznym
firmowym komputerze znajdują się bowiem aż 74 różne aplikacje, co oznacza dla
działu IT wręcz syzyfową pracę. Gdy administrator kończy aktualizować ostatnią
aplikację w kolejce, na jego interwencję od dawna czeka kolejna,
zainstalowana na jednym z kilkudziesięciu, kilkuset, a może nawet
kilku tysięcy stacji roboczych…
Więcej informacji na stronie www.gdata.pl.
G DATA Malware Report H1/2015
jest dostępny pod adresem http://goo.gl/x5nX3b.
Artykuł Inteligentne AV, IoT, BYOD, cloud computing… Przyszłość to… dziś! pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Przyszłość to przeszłość… tylko że jutro pochodzi z serwisu CRN.
]]>To francuski ekonomista
średniego pokolenia, którego książkę „Kapitał w XXI wieku” traktuje się
dziś z takim samym szacunkiem jak „Kapitał” Marksa na przełomie wieków XIX
i XX. Piketty okrzyknięty został przez środowiska lewicowe reprezentantem
prekariatu, czyli głównie młodego pokolenia Europejczyków, którzy mają kłopoty
z wejściem w dorosłe życie w świecie sterowanym przez starsze
pokolenia zadowolonych z siebie „idiotów”, broniących swego statusu rękami
i nogami. „Starzy” robią to głównie poprzez zabetonowanie, na przykład
sceny politycznej tudzież ścieżek awansu młodych w środowisku zawodowym.
Stąd też mają się brać ruchy takie jak Podemos w Hiszpanii i Syriza
w Grecji, o panu Kukizie nie wspominając. Nawet konflikt Grecja – Unia
Europejska sprowadzony do personalnych animozji Merkel kontra Tsipras to
współczesny obraz problemu opisywanego przez Marksa XXI wieku, który stał się
ostatnio moim prześladowcą.
Czy tylko moim? Wszak
nieoficjalnie mówi się i pisze, że prezes „największej polskiej opozycji
parlamentarnej” w zaciszu domowym z kotem na kolanach zaczytuje się
w tym dziele, analizując, które z diagnoz i rozwiązań
proponowanych przez nowego Marksa można wykorzystać, aby jeszcze poprawić swoje
notowania. I już są rezultaty: postulowany ostatnio przez partię prawicową
(o ironio!) nowy dodatkowy próg podatkowy dla „najbogatszych”,
zarabiających rocznie ponad 300 tys. zł brutto, miałby od stycznia
2016 r. wynosić 39 proc. Ten pomysł to postulat Piketty’ego, wprost
wyjęty z jego książki. Co prawda, dwa tygodnie po ujawnieniu wycofano się
z niego, ale kto wie, czy na dobre?
Samym
podatkiem się nie przejmuję, bo jego ekonomiczne skutki byłyby i tak
niewielkie (a dla mnie żadne), ale propagandowe niestety znaczne. Znów
zaczęłaby się nagonka na przedsiębiorców i pracowników korporacji
zagranicznych, bo przecież oni są wszystkiemu winni. Wszak w powszechnej
opinii zarabiają krocie, transferują zyski do rajów podatkowych, nie płacą VAT-u w kraju, bo wszystko kupują
w zagranicznych sklepach i robią to głównie podczas swoich
niekończących się wakacji. Inwestują nie w maszyny i miejsca pracy,
ale w luksusowe samochody i wille z basenami. Takie myślenie ma
w sobie wyborczy ładunek wybuchowy, co już widać. Tylko czy gdzieś nas
doprowadzi? Jeśli porównanie Piketty’ego do Marksa potraktować nieco poważniej,
to w przyszłości możemy spodziewać się czegoś na kształt XX-wiecznych
totalitaryzmów. Oto, czym się przejmuję.
Tymczasem prawdziwą
przyczyną zjawisk, które odczuwamy wszyscy na swojej skórze, jest globalizacja,
a ta nie byłaby możliwa bez rozwoju technologii informatycznych
i komunikacji. Dziś międzynarodowy podział pracy wygląda zgoła odmiennie
niż jeszcze 30 lat temu. Bo Chiny ze swoim potencjałem 1,3 mld ludzi
zaczęły aspirować do jakiejś normalności po prawie 100 latach zamknięcia
i wyłączenia. Bo do nich starają się dołączyć Indie, które przez
anglojęzyczne społeczeństwa uważane są za największy rezerwuar wysoko
wykwalifikowanej siły roboczej. Bo dzięki technologii IT wzrasta niepomiernie
wydajność pracy, zatem zmniejsza się jej dostępność. Bo prace najcięższe
i powtarzalne wykonują maszyny. Bo społeczeństwa się starzeją
i systemy utrzymania emerytów będą pochłaniać coraz więcej funduszy. Bo…,
bo…, bo… Czy temu winni są chciwi bankierzy albo korporacje?
Szczerze mówiąc, nie
wiem, czy da się rozwiązać obecne problemy czy nie. Ale wiem na pewno, że
populizm i wywoływanie nowych konfliktów oraz podziałów temu rozwiązaniu
nie będą sprzyjać.
Artykuł Przyszłość to przeszłość… tylko że jutro pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Wizja przyszłości Samsunga pochodzi z serwisu CRN.
]]>Do oferty wejdą m.in. nowe telewizory Samsung Smart TV, takie jak ES8000 LED TV z dwurdzeniowym procesorem i dostępem do Internetu, umożliwiającym uruchomienie wielu aplikacji. Firma ma dostarczać także sprzęt sterowany głosem i gestami (opcja Smart Interaction – głosowo można np. uruchomić wyszukiwarkę internetową i wybrać hasło). Funkcja Smart Content umożliwi użytkownikom wybór treści. Obecnie dostępnych jest ponad 1400 aplikacji.
Producent zapowiedział powiększenie oferty urządzeń przenośnych, które mają przyciągnąć klientów wydajnością, połączoną z niewielkimi rozmiarami i wagą. W 2012 r. wejdą na rynek pierwsze ultrabooki (13,3 i 14-calowy) oraz wyróżniające się smukłą sylwetką notebooki z serii 9. Według producenta mają najcieńsze obudowy wśród oferowanych na rynku 13- i 15-calowych maszyn (odpowiednio 14,9 i 12,9 mm grubości, waga 1,49 i 1,19 kg). Większy laptop wyposażono w RAM do 8 GB i dysk SSD o pojemności 128 GB. W celu łatwiejszej obsługi załączone oprogramowanie umożliwia dodawanie skrótów klawiaturowych i zapamiętywanie gestów touchpada. Z kolei nowy tablet Galaxy Tab 7.7, to według producenta najsmuklejszy i najlżejszy model z systemem Honeycomb (0,79 cm grubości i mniej niż 0,35 kg wagi).
Firma zaoferuje także sprzęt AGD z dostępem do sieci bezprzewodowej, taki jak czterodrzwiowa chłodziarka French Door z dotykowym 8-calowym ekranem LCD.
Artykuł Wizja przyszłości Samsunga pochodzi z serwisu CRN.
]]>