Artykuł Chcemy być nr. 1 na świecie pochodzi z serwisu CRN.
]]>Piotr Nowosielski To przydomek nadany mi przez jednego z pracowników po tym, jak zbyt optymistycznie podszedłem do organizacji jednego z wydarzeń. Chciałem zrobić spory event na gdańskim stadionie Arena, który mieści ponad 40 tysięcy widzów, podczas gdy w całej naszej firmie pracowało ich wtedy jedynie kilkanaście. Moi ludzie uświadomili mnie, że tego nie udźwigniemy, że jeszcze za wcześnie na takie mocarstwowe plany. W końcu się z nimi zgodziłem, ale z przydomka nie zrezygnuję, bo jest trafny.
Pasuje też do kolejnego pomysłu na pierwszy w historii teleturniej branży IT – „Programista 100K”, w którym można wygrać 100 tysięcy złotych. Skąd ten pomysł?
Zawsze staramy się zaskakiwać branżę IT i wciąż zastanawiamy się, jak to zrobić. Pierwszym takim pomysłem były live’y z polskimi programistami, którzy pracują zagranicą, co skokowo zwiększyło rozpoznawalność Just Join IT. Kolejnym pomysłem były olimpijskie zawody w formule pół żartem pół serio, podczas których na przykład pcha się monitorem czy rzuca dyskiem twardym. To bardzo pozytywna impreza, która cieszy się sporą popularnością. A teraz wymarzyłem sobie show branżowe w postaci teleturnieju. Wpadłem na koncepcję wzorującą się w dużym stopniu na „Milionerach”. Zaprosiłem do tej inicjatywy Szymona Szczęśniaka z CodeTwo Software, którego osobiste zaangażowanie przyczyniło się do dużej rozpoznawalności konkursu.
Jakie zgłoszenia nadesłali kandydaci na uczestników turnieju? I na jakich kandydatach wam zależy?
Ponieważ to ma być show, zależało nam na tym, aby uczestnicy konkursu mieli nie tylko wiedzę merytoryczną, ale też pewne zalety sceniczne. Dlatego poprosiliśmy, aby się nagrali i odpowiedzieli na pytanie, dlaczego to właśnie oni mieliby zostać Programistami 100K. Otrzymaliśmy mnóstwo świetnych filmików, na przykład od młodego chłopaka, który zapewniał, że nie chodzi mu wcale o kasę, ale żeby rodzice byli z niego dumni, że wystąpi w telewizji i przestali się podśmiewać z programowania czarnego koloru w CSS-ie. Żałobna muzyka nadawała całości komiczny efekt. Zgłoszeń przyszło dużo i teraz czekamy na finał, w którym dwie dwuosobowe drużyny będą ze sobą rywalizować, odpowiadając na kolejne pytania.
Przejdźmy do poważniejszych tematów. Zacznijmy od globalnej walki o specjalistów IT, co stanowi coraz większą bolączkę dla polskich firm, które nie są w stanie pod względem płac dorównać zachodnim. A do tego jeszcze Just Join IT ułatwia polskim ekspertom znalezienie pracy na Zachodzie. Można powiedzieć, że działacie na szkodę lokalnych integratorów…
Wręcz przeciwnie. Jako najpopularniejszy portal pracy skupiamy wielu programistów w jednym miejscu i każda polska firma ma możliwość zaprezentowania się u nas przed nimi. Jeśli więc ma dobrą ofertę, może liczyć na pozyskanie dobrych specjalistów. Tysiące polskich firm znalazło w ten sposób świetnych pracowników. Poza tym, bądźmy szczerzy, jeśli jakiś programista chce pracować na Zachodzie, to i tak znajdzie tam sobie pracę, szukając ofert na LinkedInie czy Stack Overflow. Tego trendu nie da się zatrzymać. Dlatego, jeśli ktoś z regionu CEE chce szukać pracy na Zachodzie, to powinien mieć taką szansę dzięki Just Join IT, stąd też coraz więcej u nas ofert pracy z całego świata. Z drugiej strony otwieramy się na programistów ze Wschodu, żeby zadbać o polskich pracodawców.
I swoje interesy…
To jasne, jednak zależy nam też na dobrej kondycji polskiego rynku pracy, bo jego rosnące problemy w końcu odbiją się także na nas. W ogóle uważam, że powinniśmy, jako polskie firmy, zrobić coś w rodzaju kroku wstecz i zacząć szkolić początkujących juniorów, którzy w tej chwili mają za małą wiedzę i są „niezatrudnialni”. W ten sposób wszyscy zyskaliby na zwiększeniu ogólnej puli talentów.
Powiedział Pan, że trendu związanego z globalizacją nie da się zatrzymać. Dlaczego?
Bo mamy tu do czynienia z czynnikami, które są od nas w Polsce niezależne. Rynek pracy w branży IT nie zmienia się pod wpływem tego, że na Just Join IT pojawiły się oferty zagraniczne, ale pod wpływem firm technologicznych ze Stanów i Polski, które otrzymują duże środki z kolejnych rund finansowania, co gwałtownie podnosi stawki płacowe. Proces ten będzie się nasilał, bo pieniędzy na tym rynku jest coraz więcej. Jednocześnie polskim firmom IT trudno wygrywać na tym polu z amerykańskimi podmiotami, które w kolejnych rundach zyskują finansowanie rzędu 10, 20 czy 30 milionów dolarów i mogą podnieść stawki o 5 czy 10 tysięcy dolarów na głowę tylko po to, aby jak najszybciej pozyskać żądanego pracownika. Co ciekawe, w obecnych czasach łatwiej zdobyć finansowanie od inwestora niż zrekrutować specjalistę. Dlatego ta kasa od inwestorów w większości idzie właśnie na wynagrodzenia.
Globalnych ofert jest na Just Join IT dużo mniej niż tych z Polski. Czy te proporcje mogą się odwrócić?
Nie sądzę. Być może niektórzy łudzą się, że wszyscy polscy programiści marzą o pracy poza krajem. Okazuje się, że wielu z nich nie pali się do świadczenia usług dla dalekich podmiotów, których nie znają i nie mogą liczyć na bliskie, codzienne relacje z ciekawymi ludźmi, bo ci są porozrzucani po całym świecie. W tej kwestii moim zdaniem zmiana mentalności tak szybko nie nastąpi ani nie będzie masowa. Poza tym wcale nie tak łatwo przyciągnąć do Polski zachodnie firmy. Zespół Just Join IT świetnie zna wartość polskich programistów, ale proszę mi wierzyć, że dla zachodnich rekruterów Polska to „trzeci świat”. Szczerze mówiąc myślałem, że wejście na tamte rynki będzie dużo łatwiejsze. Okazuje się, że dla nich nasz lokalny rynek wcale nie jest sexy. Dość często jesteśmy postrzegani jak programiści z Bliskiego Wschodu, Białorusi czy Mongolii, a więc kierunków egzotycznych.
W jaki sposób docieracie do zachodnich firm, a z drugiej strony do programistów zza Wschodniej granicy?
Na Wschodzie przeznaczamy spore środki na reklamę, a także współpracę z lokalnymi influencerami. A jeśli chodzi o rynki zachodnie to mamy dział sprzedaży, który się kontaktuje z tamtymi podmiotami. Wybieramy takie firmy, które rekrutują zdalnie, mają rozproszone zespoły IT i chcą ludzi konkretnie z naszej strefy czasowej.
Macie biura w Gdańsku i Krakowie, niedawno otworzyliście nowe w Warszawie, a planujecie kolejne we Wrocławiu. Skąd taka „rozrzutność” w dobie pracy zdalnej, do jakiej przyzwyczailiśmy się w czasie pandemii?
Pandemia nie ma nic do tego. Nasz cel jest taki, jak zawsze przy otwarciu jakiegoś biura – żeby ludzie mieli gdzie pracować. Z pracą w domu różnie bywa, czasem ktoś ma na głowie trójkę dzieci na małym metrażu i potrzebuje miejsca, gdzie będzie mógł się skupić. A dodatkowo mówimy o młodej organizacji, ze zgranym zespołem, który chce ze sobą spędzać czas. Stacjonarne biuro to odpowiedź na te potrzeby.
Zaczęliście działalność cztery lata temu, a już zatrudniacie ponad 120 osób. Jak zapanować nad tak szybko rosnącą organizacją?
Zawsze chciałem stanąć na czele dużej firmy i długo mi się to nie udawało, choć w latach 2010–2017 podejmowałem kilka prób. W końcu się udało, znalazłem się w dobrym miejscu we właściwym czasie i wszystko złożyło się w całość. Teraz staram się tworzyć najlepsze możliwe miejsca pracy, jakie jestem w stanie i jak tylko potrafię. Jeszcze dwa lata temu bym nie przypuszczał, że będziemy oferować takie benefity, jak obecnie i cieszę się, że nas na to stać. Nie ukrywam przy tym, że wymagam dużo od innych, ale jeszcze więcej od siebie. To dla mnie ważne, zwłaszcza, że mamy globalne ambicje. Staram się przy tym o integrowanie zespołu. W tym roku spędzimy ze sobą, na różnego typu wydarzeniach firmowych, łącznie siedem dni.
A jak to było z tymi krytykowanymi na GoWork zwolnieniami ludzi, które przeprowadziliście kilkanaście miesięcy temu?
Swojego czasu zrobiłem na LinkedInie wpis ze screenem jednej opinii z GoWorka, który dotarł do ponad 100 tysięcy osób. Na serwisie pojawił się absurdalny komentarz, że w czasie pandemii zwolniliśmy ludzi, ale musiało starczyć na leasing na auto prezesa. Ciekawe, że ludzie w firmie śmiali się ze mnie, bo jeździłem wtedy 15-letnią Hondą Civic kupioną od ciotki. Już nawet nie zwracamy uwagi na to, gdy ktoś powołuje się na opinie z tego serwisu, który ma zerową reputację w branży. Ich model biznesowy opiera się właśnie na wpływanie na tego typu zagadkowe komentarze i branie pieniędzy za ich usuwanie. Patologia, z którą nie chcę mieć nic wspólnego.
Skoro już mowa o finansach, to jaki jest wasz model biznesowy w tym zakresie. Skąd macie środki na rozwój?
Sami się finansujemy, z zysków. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jesteśmy najszybciej rozwijającą się spółką technologiczną w Polsce w modelu bootstrappingu.
Czy wpuścicie kiedyś „do środka” jakiś fundusz?
Na ten moment nie widzę takiej potrzeby. Uważam, że biznes ma generować pieniądze i tak się w naszym przypadku dzieje, więc nie mamy ciśnienia na zewnętrzne finansowanie.
Na początku działalności Just Join IT powiedział Pan: „Jeśli widzę, że potencjalny pracodawca nie może pochwalić się ciekawymi projektami, albo oferta jest spoza branży, to jej nie wystawiam. Chodzi o jakość, nie ilość”. Czy znaczący wzrost liczby ofert od tamtego czasu nie wpłynął na zmianę tego podejścia?
Nadal się tego trzymamy, z tym, że kiedyś mieliśmy kilka osób, które o to dbały, a teraz mamy ponad dwadzieścia. Każda pilnuje jakości poszczególnych ofert i tego się zamierzamy trzymać.
Jakie kryteria bierzecie pod uwagę?
Przede wszystkim sprawdzamy, czy ogłoszenie wyraźnie informuje o tym, jakiego projektu dotyczy, czy wszystkie wymagania są podane w sposób klarowny i niepozostawiający miejsca na wątpliwości, czy informacje o firmie są kompletne, a nawet czy nie ma błędów ortograficznych.
A jakie trendy zauważacie, jeśli chodzi o oferty umieszczane na waszej platformie? Oczywiście poza rosnącymi kwotami wynagrodzeń…
Firmy zaczynają zwracać coraz większą uwagę na dbałość o swoją markę. Dlatego chętniej niż kiedyś korzystają z dostępnego u nas narzędzia Brand Stories. W ten sposób mogą się zaprezentować za pomocą wpisów na blogu, zdjęć czy filmów.
Jesteście wciąż młodym bytem na rynku IT. Czy jest ktoś z tej właśnie branży, na kim się Pan wzoruje, czy kto stanowi dla Pana inspirację?
Kimś takim jest dla mnie Jeff Bezos i jego podejście do budowania firmy w myśl zasady „Day 1 company”. Zgodnie z nią powinno się każdego dnia działać tak, jakbyśmy byli pierwszy dzień na rynku i dopiero szukali nowych szans. W przeciwnym razie trudno się oprzeć pokusie zadowolenia ze status quo, z tego, że ma się już jakiś dobry produkt i fałszywego przekonania, że tak już zostanie. To właśnie zgodnie z zasadą „Day 1 company” Amazon, który miał mocną pozycję jako platforma sprzedażowa, stworzył Amazon Web Services jako zupełnie nowe źródło wzrostu. Przyznam, że postrzegam obecne Just Join IT jako takiego Amazona jeszcze na etapie sprzedaży książek. Wierzę w to, że możemy zrobić znacznie więcej i działać globalnie. Just Join IT to dopiero MVP tego, co jesteśmy w stanie osiągnąć, czyli być numerem jeden na świecie, jeśli chodzi o usługi HR-owe dla branży IT. I poczuć wtedy dumę, że polska firma taki właśnie status osiągnęła.
A wtedy przyjdzie Amazon i was kupi…
Miałem już okazje do „skeszowania się”. Jednak zależy mi na radości, która płynie z rozwoju biznesu, na wspaniałych projektach, które robię razem z całym naszym zespołem. Gdybym tego nie miał, a jedynie pieniądze, to już nie byłoby to samo. W przyszłym roku planuję otwarcie oddziału w Stanach Zjednoczonych i raczej takie cele sobie stawiam. I to daje mi satysfakcję i motywuje do dalszego działania.
Rozmawiał Tomasz Gołębiowski
Stworzył Just Join IT stosunkowo niedawno, bo w lutym 2017 roku. Wcześniej przez trzy lata prowadził internetowy serwis na temat ciekawych startupów technologicznych, jak też był Business Development Managerem platformy Business Flights działającej na rynku biletów lotniczych. Ukończył Uniwersytet Gdański na kierunku Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze, jak też był studentem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Artykuł Chcemy być nr. 1 na świecie pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł LinkedIn Park pochodzi z serwisu CRN.
]]> Przemysław Ladra, wiceprezes x-komu, zabrał użytkowników LinkedIna na wirtualną przechadzkę po centrum logistycznym częstochowskiego retailera, aby zaprezentować pierwszy w Polsce i jeden z nielicznych w Europie automat pakujący. Jak podkreśla Przemysław Ladra: „Rocznie nasza firma realizuje obecnie ponad 3 mln zamówień (stan na 2021 rok). Klienci chcą mieć swoje produkty szybko i bezpiecznie zapakowane z małą ilością odpadów, a już na pewno nie chcą tych niebiodegradowalnych. Obecne stosowane przez nas rozwiązanie, mimo że w dużej części zautomatyzowane, nie wystarczało, dlatego zdecydowaliśmy się na zakup maszyny Quadient Everest. Wydajność pakowania – 1100 paczek na godz., co oznacza pakowanie jednej paczki co 3 sekundy. Opakowanie dopasowywane jest do rozmiaru produktów, dzięki czemu maszyna zużywa o 30 proc. mniej kartonu. Do pakowania używany jest wyłącznie papier, zatem rozwiązanie jest w pełni ekologiczne”. Gratulujemy.
„Ile chce Pani zarabiać na umowie o pracę?”. „5000 zł”. „Netto czy brutto?”. „Tak na rękę”. „Jaki split premia-pensja?”. „No, nie myślałam… ale jakby była jeszcze jakaś premia, to by było miłe”. Stop! Otóż według Marcina Babiaka, właściciela Kordo Edukacja, ta (hipotetyczna) rozmowa gorzej już nie mogła się potoczyć. „W ogóle nie pojawiła się informacja o całkowitym koszcie pracodawcy. 5000 zł netto, to 7000 zł brutto, ale aż 8400 kosztu pracodawcy! Pracownik powinien być świadomy wszystkich tych kwot. Pierwsza wpływa na jego konto osobiste. Druga również na jego konta, tylko że w ZUS i US. Dopiero trzecia jest tak naprawdę ceną jego pracy. W opisywanym przypadku jedynie 60 proc. wynagrodzenia trafia na konto osobiste pracownika. Państwo ma 40 proc. <<marży>> (lub 68 proc. narzutu na cenę netto – jak kto woli)” – pisze Marcin Babiak i dodaje, że bez uzyskania tej świadomości niektórzy pracownicy mogą odnieść wrażenie, że składniki, które widzą na swoich paskach, to „jakieś podatki, które płaci firma”, a rząd, w swojej nieskończonej dobroci, tworzy pieniądze „z powietrza” i obdziela nimi społeczeństwo.
„Covid-19 ustaje, podróże wracają. A wraz z nimi łamanie tajemnicy przedsiębiorstwa na każdym kroku” – taką tezę postawił Jakub Skałbania, założyciel Netwise i CTO Nsure.com. Następnie umotywował ją konkretnym przykładem: „Ciągle dziwi mnie, a dziś mi się naocznie przypomniał, totalny brak jakichkolwiek mechanizmów samozachowawczych u managerów/dyrektorów/korporacyjnych prawników w pociągach i na lotniskach. OK, ja latam w dresach i mam generalnie w d… czyjeś sekrety, ale siedzę w lounge’u między dwoma typami (jeden prawnik, drugi manager), którzy bez skrupułów, bez najmniejszego pomyślunku ustalają warunki handlowe na Teams. Padają nazwiska ludzi, marża, o <<której lepiej żeby nie wiedzieli i trzeba ją trochę ukryć>> (pół saloniku wie, ale co tam), zapis umowy, który jest naszym <<wytrychem>> czytany głośno, żeby obie strony się <<rozumiały>>. A słyszy to jakieś 7 osób w promieniu 3 metrów. Chyba RODO i tajemnica przedsiębiorstwa to tylko takie straszaki, ulubione zapisy prawników. Bo egzekwowanie ich w życiu kończy się na korporacyjnym prawniku, który na Airpodsach 80 cm ode mnie dyktuje warunki, marże A, EBITD-ę i upewnia się co do oczekiwanego poziomu zysku. Pomijam to, że jak byłbym chamski, to bym patrzył w excel na ekranie. Zawsze unikam rozmów na tematy firmowe przy innych. I kontroluję to aż nadto. Ale to nie jest jakieś modne ;)”. Dodajmy, że co gorsza, podsłuchują nas też własne smartfony… Jak żyć?!
Adrianna Kilińska, prezes Engave, podzieliła się swoimi doświadczeniami płynącymi z cyfrowej transformacji tej firmy, a konkretnie wyboru systemu klasy ERP. „Finalnie chciałam, żeby pracowała na tym systemie cała firma, a nie tylko kadry i księgowość. Zmapowaliśmy więc wszystkie procesy i ich powiązania międzydziałowe. Mieliśmy precyzyjnie przygotowane wymagania biznesowe, więc nie pozostawało nic innego jak zaprosić firmy partnerskie z krótkiej listy trzech największych producentów i zbadać, które z nich spełnią nasze oczekiwania. Wybór padł na jedno z nich. Podczas prezentacji systemu firma wdrożeniowa zapewniała nas, że będą zaadresowane wszystkie nasze potrzeby w jednym systemie. Zapomniała jednak dodać, że każda funkcjonalność pociąga za sobą kolejną – dodatkową, która musi być wydelopowana i zafakturowana również dodatkowo, poza licencjami producenta. (…) Taki case przeżyty na własnej skórze może skutecznie zahamować chęć dalszej cyfryzacji firmy, ale może też być przeprowadzony mniej boleśnie, jeśli się do takiego projektu dobrze przygotujecie”.
Andy Brandt, założyciel Code Sprinters, zwrócił uwagę, że DocPlanner, polski startup znany z serwisu „Znany Lekarz” osiągnął rekordową wycenę – konkretnie miliard dol. „Co jest tutaj ciekawe to to, że oczywiście jest to obecnie spółka zarejestrowana w Holandii. Dlaczego <<oczywiście>>? Bo to nie jest pierwsza taka firma, która wywodzi się z Polski, ale zarejestrowana jest w UK, Holandii itp. To nam wiele mówi o tym jaki mamy system prawny, podatkowy i w ogóle jakie mamy państwo”. Biorąc pod uwagę zapisy Nowego Ładu, lepiej nie będzie.
I na koniec nie możemy sobie odmówić uroczego wpisu Anny Skowiny, Architekta rozwiązań IT w Komputronik Biznes, pod którym się podpisujemy: „Pracuję w IT, w większości z chłopakami, z super chłopakami! Wiedza, kompetencje, inteligencja, poczucie humoru, udzielane wsparcie… w Dniu Chłopaka chciałabym wszystkim Wam Panowie życzyć wszystkiego najlepszego!”.
Artykuł LinkedIn Park pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł LinkedIn Park pochodzi z serwisu CRN.
]]> Pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. GovTech, zwróciła uwagę, że w dyskusjach na temat Polskiego Ładu nie dość mocno (a właściwie wcale) nie wybrzmiały te jego elementy, które dotyczą szeroko rozumianej cyfryzacji. Wśród nich znajduje się rozszerzenie programu „Poland.Business Harbour” na kolejne – poza Białorusią – kraje, w tym Ukrainę. Ponadto każda e-usługa ma być zwolniona z opłaty skarbowej. Jak deklaruje Justyna Orłowska: „A będzie ich więcej, bo wprowadzamy domyślność cyfrową i stawiamy na cyfryzację zdrowia, edukacji, rolnictwa, sądownictwa czy budownictwa. Cel? Do 2023 r. 50 proc. Polaków będzie mieć Profil Zaufany, a 60 proc. – korzystać z e-usług. W 2024 r. każda centralna usługa będzie oferowana online. Ponadto, duże programy inwestycyjne w cyberbezpieczeństwo, AI czy chmurę. W tym ostatnim obszarze ostatnio uczyniliśmy milowy krok dzięki systemowi ZUCH, ale dużo pracy przed nami”. Pozostaje nam życzyć powodzenia.
Kontynuując wątek niełatwej współpracy z klientami odwołajmy się do wpisu Jarosława Żelińskiego, właściciela IT-Consulting, a właściwie uzupełnienia jednego z wcześniejszych jego wpisów o kliencie żądającym nie tylko detali, ale takiego, który od razu „chce coś zobaczyć”. Tymczasem, na co zwraca uwagę Jarosław Żeliński: „Bardzo często słyszę, że klient chce jak najszybciej coś zobaczyć. Rzecz w tym, że jeżeli się na to zgodzimy, powstaje i jest akceptowana masa tak zwanych <<pobożnych życzeń>>, a klient bardzo szybko się przywiązuje do tego, co zobaczył na prezentacji (i nie chce odpuścić). W efekcie tworzy się spirala żądań, testów i poprawek, które szybko przekształcają <<agile>> w porażkę budżetu i harmonogramu. (…) Jeżeli zaś zaczniemy od jądra systemu, a na koniec zostawimy sobie <<makijaż>> jakim jest GUI, szansa na sukces będzie znacznie większa. Problem polega na tym, że moda na <<user-centric, iterative, and collaborative design>> jest silna mimo tego, że jest przyczyną wielu porażek. (…) Projektowanie i tworzenie samochodu rozpoczyna się od podwozia i napędu, a nie od deski rozdzielczej…”. Amen.
„Kiedy wydaje ci się, że konkurs na najgorsze tłumaczenia został zamknięty, w książce <<Testowanie w procesie Scrum”>>, nazwy <<product backlog>> i <<sprint backlog>> są przełożone na (odpowiednio): zaległość produktową i zaległość sprintu” – wytyka tłumaczowi tej publikacji Karolina Solis, Scrum Master w BNP Paribas Bank Polska. I konstatuje, że „cała książka ogólnie jest fatalna pod względem językowym (…) Czasami zapominam, dlaczego wolę jednak branżowe wydawnictwa po angielsku..”. Zapewne podobnego zdania jest Kate Hobler (Terlecka), członek zarządu ITCorner, która przypomniała niefortunne tłumaczenie oryginalnego tytułu książki „Software in 30 days. How agile managers beat the odds, delight their customers and leave their competition in the dust” na polską wersję: „Tworzenie oprogramowania w 30 dni. Programuj szybko i zwinnie”. No jakby nieco spłycono temat… I jeszcze zacytujmy Sławomira Wojczuka, właściciela IT Prof: „Kiedyś w podobnych tłumaczeniach literatury informatycznej w dbałości o czystość języka przodował jeden Pan, którego nazwisko pominę. Podwójne kliknięcie myszką nazwał dwumlaskiem. Złośliwi twierdzą, że interfejs tłumaczył jako międzymordzie… Książki, skądinąd całkiem niezłe, nie nadawały się praktycznie do czytania, bo odrzucały po kilku stronach. (…) Dobre tlumaczenie z angielskiego gdzie zachowuje się przekaz i łatwą w czytaniu formę jest wielkim wyzwaniem”.
Michał Tabor, Head of Research w Autenti.com, poruszył problem, który i nas drażni: „Zajmuję się podpisami elektronicznymi od 20 lat, ale są takie rzeczy, których nie umiem przeskoczyć. Nie umiem złożyć podpisanego kwalifikowanym podpisem dokumentu w ZUS. Platforma PUE ZUS nie pozwala mi przyjąć podpisanego dokumentu poza platformą – nie wiem dlaczego zmusza mnie do używania oprogramowania Szafir. Nie działa ono z dwóch powodów: platforma macOS się buntuje, bo biblioteki wywoływane przez to oprogramowanie są niepodpisane – czytaj niebezpieczne i niewiarygodne; nie mam możliwości wywołania moich podpisów zdalnych – konieczne jest PKCS#11 – czyli stara wysłużona karta. Jak ludzie mają korzystać z podpisów kwalifikowanych, jeżeli czołowy portal w kraju uniemożliwia ich powszechne użycie i akceptację!”. W komentarzu pod tym wpisem Wojciech Reguła, Senior IT Security Consultant w SecuRing napisał: „Jeśli czyta to ktoś odpowiedzialny za Szafir – chętnie wesprę dostosowanie tego oprogramowania pod względem bezpieczeństwa na macOS”. Koniecznie!
Dariusz Użycki, Head of Industrial Sector CEE&CIS w Pedersen & Partners, podzielił się pewną historią, która wiele mówi o podejściu niektórych menedżerów do kwestii HR-u. „Zajeżdżamy ludzi, płacimy słabo, co pan proponuje? To prawdziwa historia. Na spotkaniu z zarządem pewnej firmy usłyszałem właśnie takie pytanie. Do tego bardzo duży poziom rotacji ludzi, równie niski zaangażowania oraz oczekiwanie właścicieli, żeby to szybko załatwić. Czy można urealnić wynagrodzenia? Nie, tak ma zostać. Nie mamy pieniędzy. Co jest powodem zajeżdżania? Zatrudniamy mniej ludzi, niż potrzeba na skalę i złożoność projektów. Tak ma zostać. Nie stać nas na wzrost zatrudnienia. Do tego jesteśmy w potężnej restrukturyzacji. Jak oceniacie obecny poziom przywództwa w firmie? Podstawowy. Zarządzamy projektami, ale nie ludźmi, bo na to nie ma czasu. Czego ode mnie oczekujecie? No… żeby w tych warunkach wynagrodzeń i natężenia pracy zaproponował pan rozwiązania, które zmniejszą rotację i zwiększą zaangażowanie”. Ciekawych, co dalej, odsyłamy na stronę dariuszuzycki.com. Warto!
Artykuł LinkedIn Park pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Co miesiąc sprawdzamy, o czym branża IT (i nie tylko) dyskutuje na LinkedIn – największym biznesowym portalu społecznościowym pochodzi z serwisu CRN.
]]> W czasie pandemii wielu pracowników przeżywa bardzo trudny okres, ale to samo można powiedzieć o ich szefach, bo bycie liderem w dobie COVID-19 to wyzwanie jakich mało. Jaki zatem powinien być idealny lider na obecny czas? Propozycję definicji przytoczył Marek Wikiera, szef Umbrella Holding, na podstawie wypowiedzi psychologa Jacka Santorskiego. A zatem, taki ktoś „ogarnia niepokój i swój, i zespołu. Widząc, że inni są w strachu, towarzyszy im (…) organizuje nowe podróże po swojej organizacji. Przy pomocy komunikatorów spotyka się z załogą, choć wcześniej takie obowiązki z reguły tylko delegował. Monitoruje potrzeby i nastroje. Zamiast zaczynać od pytań o postęp w realizacji projektu, chce wiedzieć, jak się czują, jak przeżywają daną sytuację, jakie mają pomysły, jak mogą to wspólnie przetrwać. Jest w kontakcie, słucha, wyjaśnia. Daje do zrozumienia, że pracownicy mają prawo do niepokojów i lęków”. Chciałoby się powiedzieć: tylko tyle, i aż tyle.
Sprawa ministerstwa cyfryzacji wraca jak bumerang (ewentualnie jak dron). Tym razem temat podchwycił Michał Jaworski, Technology Director w Microsofcie, zaczynając swój wpis wieloznacznym hasłem: „Tymczasem w odległej galaktyce”… Po czym twardo schodzi na ziemię: „Niemal w tym samym czasie, kiedy w Polsce dokonały się dni Ministerstwa Cyfryzacji, w Grecji wprowadzono 23 września br. nowe prawo opisujące zadania tamtejszego Ministerstwa Cyfryzacji (na ang. tłumaczą jako Ministry of Digital Governance). Wprowadzono obowiązek klasyfikacji danych w systemach administracji (są terminy!), zasadę cloud-first (art. 85 i następne) z podziałem chmur na usługi dla administracji, zdrowia i edukacji/badań, skoncentrowano zakupy dla administracji i stworzony zostanie marketplace. (…) Morał z tej historii jest prosty – tu nie ma co patrzeć na Finlandię, Estonię czy inne najbardziej ucyfrowione kraje. Tutaj nie wolno ustawać, bo mogą nas wyprzedzić ci, których o to nigdy nie podejrzewaliśmy!”. I z tym morałem Was zostawiamy.
Nic tak nie podzieliło Polaków w minionych miesiącach, jak wiadomy wyrok Trybunału Konstytucyjnego i… maseczki. Obowiązek ich noszenia w miejscach publicznych, z wyjątkiem przygotowań do rywalizacji sportowej, skłonił Michała Gaca, prezesa zarządu w Marcova, do próby założenia… klubu biegowego i chodu sportowego „Zdrovid-19”. W tym celu, na LinkedInie, zwrócił się o pomoc prawną i trenera. Zgodnie ze wstępnym założeniem „członkostwo w klubie będzie kosztować 5 pln za rok. Każdy członek klubu otrzyma podstemplowaną legitymację sportową, która będzie informować, że np. biegacz trenuje wyczynowo, jak stanowi przepis. Za komuny podstemplowana legitymacja miała wartość biurokratyczną, może teraz też mieć będzie”. Apel został przez wiele osób przyjęty entuzjastycznie, wysokość wpisowego okazała się akceptowalna, a co poniektórzy podpowiadali rozszerzenie zakresu działalności klubu: „Zgłaszam się na legitymację #88 i dołączam do klubu. Liczę, że karta obejmuje również jazdę na rowerze, rolkach, chodziarstwo, w tym interwałowe oraz spacer farmera z obciążeniem siatkowym bez dodatkowych obostrzeń epidemiologicznych w dystansie społecznym zgodnie z obowiązującym prawem obecnym i przyszłym”. Z drugiej strony nie zabrakło też sceptyków, którzy ostrzegali, że brak maski może stanowić zagrożenie dla mijanych osób. Wygląda na to, że faktycznie to, co nas podzieliło, to się już nie sklei.
Każdy pracodawca musi się liczyć, że w internecie pojawią się na jego temat przykre opinie. Chociażby w serwisie GoWork.pl, co przytrafiło się jakiś czas temu firmie Just Join IT. Cytujemy: „było wziąć biura w gorszej lokalizacji a zapłacić pracownikom, dać im szanse utrzymania. Ale nie przecież leasing szefa psudo firemki jest ważniejszy, no i lans, stylizowanie się na Cebula Jobsa bo tak to wygląda. Myślę że trzeba byłoby spuścić trochę powietrza z tego ego balonu” (pisownia oryginalna). Komentarz okraszono zdjęciem Piotra Nowosielskiego, CEO Just Join IT i jego samochodu, co spotkało się z szybką ripostą: „Na zdjęciu ja i mój leasing na 13-letnią hondę civic, którą od 2 lat jeżdżę do pracy. Solidna, ale delikatnie nadgryziona zębem czasu! (…) cała firma wie, czym jeżdżę do biura, a poobijana honda po cioci jest raczej przedmiotem humorystycznych docinek. Także nie ma opcji, aby ktokolwiek, kto kiedykolwiek pracował w Just Join IT, mógł napisać coś bardziej absurdalnego. (…) Wniosek: jest to 100 proc. fake nakierowany na wzbudzenie kontrowersji, aby tylko wyłudzić pieniądze za usunięcie tego typu opinii. Nie dajcie się złapać trollom z GoWorka :)”. Czyżby jednak rację miał Mateusz Macha, szef Humeo, sugerując: „A może komentujący po prostu chce odkupić Twoją hondę, tylko nie wie jak zagadać”. Jak było, tak było, a my przy okazji przypominamy, że Steve Jobs jeździł mercedesem SL 55 AMG, który co sześć miesięcy wymieniał na nówkę sztukę, żeby móc jeździć bez tablic rejestracyjnych, bo tyle czasu miejscowe prawo dawało na rejestrację właścicielom nowych fabrycznie aut.
Wydawałoby się, że najwięcej o technikach przetrwania lockdownu mogą opowiedzieć osadzeni w więzieniach. Jednak… lepiej zapytać o zdanie astronautów. Tak zrobili organizatorzy tegorocznego sympozjum Gartnera, a napisał o tym Adrian Sasin, założyciel Szkoły Kierowników IT – jeden z uczestników tego wydarzenia. Razem z pozostałymi wysłuchał astronauty, który porównywał pobyt na stacji kosmicznej do lockdownu. Żeby sobie jakoś taki czas umilić i nie zwariować, należy jego zdaniem dbać o wspólne posiłki, codzienne rozmowy na ważne i mniej ważne tematy (także zdalnie)oraz mieć hobby. „Najgorsze, co się może zdarzyć to brak opcji. Dopóki są, nawet słabe, to żyjesz i walczysz” – czytamy w relacji Adriana Sasina. I dodatkowa refleksja z konferencji Gartnera: „25% CIO może stać się COO. Dzięki rozumieniu technologii. Chief Digital Officer jako jedyna osoba odpowiedzialna za transformację cyfrową okazało się złym pomysłem, bo transformacja to zmiana całej organizacji”.
Artykuł Co miesiąc sprawdzamy, o czym branża IT (i nie tylko) dyskutuje na LinkedIn – największym biznesowym portalu społecznościowym pochodzi z serwisu CRN.
]]>