Artykuł Czy smartfonem można zastąpić komputer? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Nowoczesne smartfony mają bardzo mocne komponenty – szybkie, wielordzeniowe procesory, dużo pamięci RAM (w nowych modelach 8 lub nawet 12 GB – prawie tyle, ile mają współczesne laptopy biznesowe!) plus wbudowane, pojemne nośniki na dane (dziś to przeciętnie 128 lub nawet 256 GB). Czym zatem różnią się od laptopów? Oczywiście brakiem sprzętowej klawiatury i tym, że mają malutkie, kilkucalowe ekrany, na których nie da się komfortowo pracować. Plus – nie mają Windowsa 10,Androida albo iOS-a.
Wspomnę jednak o pewnym akcesorium, które można kupić już za kilkadziesiąt złotych, a które diametralnie zmienia funkcjonalność smartfona. To dedykowana smartfonom klawiatura Bluetooth. Polecam wypróbować i zapewniam, że będziecie zaskoczeni, jak wygodne nagle staje się odpisywanie na maile na smartfonie! Niektórzy być może dojdą do słusznego wniosku, że na dwudniowy wyjazd biznesowy nie trzeba już zabierać ze sobą dwukilogramowego laptopa – wystarczy smartfon, który i tak mamy ze sobą, plus mała klawiatura. Ale to trochę jak z samochodami elektrycznymi – trzeba spróbować, żeby się do tego przekonać. O klawiaturach Bluetooth wie każdy, ale mało kto faktycznie próbował je łączyć ze smartfonem.
Obiecałem jednak, że opowiem, jak zamienić smartfon w komputer, a tu niezbędny będzie zakup specjalnej przejściówki, wartej całe 40 złotych. To adapter wyposażony z jednej strony w złącze USB typu C, a z drugiej strony w gniazda USB typu A (to standardowe), USB typu C oraz wyjście HDMI. Adapter można znaleźć wpisując na przykład w wyszukiwarce internetowej „adapter hdmi usb c”.
Gniazdo USB typu C podłączamy do złącza zasilającego w smartfonie. Do adaptera podłączamy przez USB zwykłą klawiaturę i zwykłą mysz (można też połączyć te akcesoria ze smartfonem przez Bluetooth – mysz także!), a do HDMI podłączamy zwykły monitor. I nagle staje się magia. Na ekranie monitora pojawia się pulpit przypominający system Windows! Tu mały disclaimer: funkcja działa na nowych smartfonach Huawei (to tak zwany PC Mode)i Samsung (tryb DeX). W nowym Androidzie 11 funkcja „PC” ma się pojawić już jako standard dla wszystkich smartfonów. Tryb PC nie działa niestety na iPhone’ach.
W każdym razie to, co widzimy na ekranie, jest naprawdę zupełnie innym widokiem od tego na wyświetlaczu smartfona. Mamy pulpit z ikonkami aplikacji, a programy uruchamiają się w oknach, które możemy przenosić czy zmieniać im rozmiary. I nagle okazuje się, że mamy w tym trybie cały pakiet Office (o nieco okrojonej funkcjonalności), a przeglądarka Chrome działa jak na pececie. Okazuje się, że nagle smartfon zyskuje zupełnie nieznane nam wcześniej funkcje i do typowych zastosowań biurowych zupełnie wystarcza. Sam podczas lockdownu pracowałem w ten sposób przez wiele dni i wcale nie tęskniłem za laptopami, które przekazałem moim dzieciom na potrzeby nauki zdalnej.
Autor jest redaktorem naczelnym ITbiznes.pl
Artykuł Czy smartfonem można zastąpić komputer? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Czego boi się Trump? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Azja, z racji taniej siły roboczej, stała się zapleczem produkcyjnym dla amerykańskich technologii. Europa została głównie nabywcą rozwiązań amerykańskich, produkowanych w Azji. Amerykanie byli głównym beneficjentem i rozdawali karty. Ale Azjaci, do pewnego czasu Japończycy, a potem, do dziś, Chińczycy, postanowili wykorzystać daną im szansę. Skrupulatnie podglądali amerykańskie wynalazki i uczyli się, jak je kopiować i udoskonalać. Nierzadko łamiąc przy tym prawa autorskie i patentowe, kopiowali przekazywane im pomysły i produkowali urządzenia o teoretycznie podobnych możliwościach i zastosowaniach. Na początku szło im to bardzo mizernie, chińskie produkty były niskiej jakości, bardzo awaryjne, a często w ogóle nie działały. Tak ukuło się przekonanie, że w dalekiej Azji powstaje tylko „chińska tandeta” albo „marne podróbki”.
Ale na tej „chińskiej tandecie” Azjaci dorobili się niemałych pieniędzy. Zaczęli coraz więcej inwestować w badania i rozwój, stać ich było na zatrzymanie chińskich naukowców i zniechęcenie ich do emigracji zarobkowej do USA. Zarobione pieniądze zainwestowali w modernizację fabryk i realizowanie własnych pomysłów. Szybko nadgonili i – w bardzo wielu obszarach – przegonili resztę świata.
Pierwszą technologią, którą Chińczykom udało się opanować lepiej niż Amerykanom czy Europejczykom, jest 5G. To strategiczna technologia dla całej gospodarki, która znajdzie zastosowanie w niezliczonych obszarach. Nie tylko w komunikacji i sieciach komputerowych, ale także motoryzacji, przemyśle, medycynie, produkcji, edukacji, Internecie rzeczy. 5G będzie wszędzie. Lider w rozwoju tej technologii będzie rządził światem. I to głównie ta technologia jest solą w oku Amerykanów, a szczególnie DonaldaTrumpa, który panicznie boi się Chin.
Jak najłatwiej zniechęcić świat do korzystania z chińskiej infrastruktury 5G? Wystarczy ogłosić, że „Chiny szpiegują i inwigilują!”. Co z tego, że nie ma na to żadnych dowodów, a Chińczycy oferują chętnym wgląd w projekty i kody źródłowe swoich technologii 5G? Ważne, że politycy takie hasło kupią. A że Amerykanie sami szpiegują i podsłuchują na potęgę, co wykazał Snowden? Ale przecież Amerykanom wolno! Donald Trump w obawach przed dominacją technologiczną Państwa Środka blokuje już nie tylko 5G. Blokuje też producentów smartfonów, komunikatorów czy serwisów społecznościowych. Planuje przeniesienie produkcji elektroniki na teren Stanów Zjednoczonych. A to już prosta droga do deglobalizacji i, co za tym idzie, podziału świata na trzy części: dawne mocarstwo – Stany Zjednoczone, nowe mocarstwo – Chiny oraz… reszta świata, w tym Europa, gdzieś po cichu zdana na łaskę dwóch rozgrywających. To bardzo zła droga, ale są jeszcze szanse by z niej zawrócić. Mam na myśli listopadowe wybory w USA, podczas których być może Trumpa uda się odsunąć od władzy i przywrócić na świecie równowagę oraz uczciwą konkurencję, której głównym beneficjentem będzie konsument.
Autor jest redaktorem naczelnym ITbiznes.pl
Artykuł Czego boi się Trump? pochodzi z serwisu CRN.
]]>