Artykuł Chipy na linii frontu pochodzi z serwisu CRN.
]]>Wprawdzie Rosja także używa amunicji precyzyjnej, ale w dużym stopniu polega na wykorzystaniu niekierowanego ognia artyleryjskiego. Ta taktyka umożliwiła niszczenie takich miast, jak Mariupol, ale ataki przeprowadzane za pomocą Himarsów są nieporównywalnie skuteczniejsze od masowych salw artyleryjskich ze strony Rosjan. Co istotne, urzędnicy amerykańscy i ukraińscy uważają, że Rosja zużyła już znaczną część swojej precyzyjnej amunicji i będzie miała trudności z ich szybką produkcją.
Problemy produkcyjne Rosji z mikroukładami sięgają wczesnych lat zimnej wojny, kiedy konieczność umieszczania w pociskach miniaturowych komputerów naprowadzających skłoniła USA do wynalezienia chipu komputerowego scalającego obwody na pojedynczym kawałku krzemu. Pierwszymi ich użytkownikami były amerykańskie siły powietrzne (międzykontynentalny pocisk balistyczny Minuteman II) i NASA (komputer naprowadzania statku kosmicznego Apollo).
Po drugiej stronie świata na Kremlu, podobnie jak w Pentagonie, zdano sobie sprawę, że chipy zmienią systemy uzbrojenia poprzez poprawę precyzji i komunikacji. Jednak podstawowy problem Rosjan polegał na tym, że zaczęli działać według zasady „kopiuj i wklej”. W czasie zimnej wojny wielokrotnie odkryto, że w sowieckim sprzęcie wojskowym znajdują się repliki chipów Intela lub Texas Instruments. Co ciekawe, pomimo używania systemu metrycznego, Sowieci mieli narzędzia do wytwarzania chipów mierzone w calach, aby ułatwić kopiowanie amerykańskich układów.
Strategia kopiowania okazała się zasadniczo niedopasowana do branży, która rozwijała się z dużą szybkością. Prawo Moore’a, które mówi, że moc obliczeniowa chipów rośnie wykładniczo, oznaczało, że największe wysiłki Sowietów w zakresie replikacji nadal pozostawią ich daleko w tyle. W popularnym sowieckim dowcipie z lat 80. sowiecki urzędnik z dumą oświadczył: „Towarzysze, zbudowaliśmy największy na świecie mikroprocesor!”.
Nawet dziś w rosyjskich systemach uzbrojenia jest pełno zachodnich chipów. Rosyjska rakieta 9M549 naprowadzana satelitarnie, wystrzeliwana z podobnego do HIMARS-a systemu zwanego Tornado-S, opiera się na przemycanych chipach produkowanych przez amerykańskie firmy, jak Altera i Cypress Semiconductor. Ale Rosja nie ma ich wystarczająco dużo, produkując prawdopodobnie tylko 100–200 sztuk rocznie, bo wymagają chipów i innych komponentów, które muszą być pozyskiwane, często nielegalnie, z zagranicy.
Rosjanie, aby zaopatrywać swoje najbardziej zaawansowane systemy uzbrojenia w chipy z Doliny Krzemowej, często ratowali się przemytem. Zdolność Moskwy do unikania amerykańskiej kontroli może wydawać się imponująca. Jednak wiedza, że jej najbardziej zaawansowane systemy opierają się na przemycanych lub improwizowanych komponentach zniechęciła rosyjską armię do liczenia na rozwiązania złożone i wymagające dużej mocy obliczeniowej.
Jakby nie patrzeć, kradzież amerykańskiej technologii dla rosyjskiej broni mogła kiedyś wydawać się skuteczna, ale pozostawiła w Rosji militarną bazę przemysłową, której zdolność produkcyjna jest śmiertelnie uzależniona od dostępu do zachodnich innowacji.
Artykuł powstał na podstawie tekstu opublikowanego w „The Wall Street Journal”.
Artykuł Chipy na linii frontu pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Mikroprocesorowa wojna o Tajwan? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Dlaczego mikroprocesory nie będą powodem wojny o Tajwan? Wyżej wspomniany artykuł nie uwzględnia dwóch podstawowych kwestii. Jedną z nich można w moim mniemaniu jeszcze usprawiedliwić, bo ma podłoże ideologiczne, ale drugiej już nie. Zacznę od tej drugiej. Rynek mikroprocesorów jest o wiele bardziej złożony, niż się to wielu wydaje. Najważniejsze do potrzeb tej analizy jest uzmysłowienie sobie, że po pierwsze istnieją różnorodne typy mikroprocesorów, a po drugie ich produkcja to niezwykle złożony proces wymagający do kilkuset etapów, na których wykorzystywane są maszyny, oprogramowanie i półprodukty, których producenci są wysoce rozproszeni (lokalizacje w bardzo odległych od siebie zakątkach świata). Co więcej, zwykle nie mają konkurencji (monopole wzrosły na bazie stworzonych przez siebie technologii). Chiny mają obecnie możliwość produkcji we własnym zakresie mikroprocesorów w technologiach do 14 nm. Pracują nad technologią do 7 nm, ale nie mają na razie szans na produkcję w technologiach 5, 4 czy zapowiadanych 3 lub nawet 2 nm.
Niemniej jednak warto zauważyć, że mikroprocesory do 14 nm to około 80 proc. rynku. Wystarczają one na przykład w pełni do zastosowań w 5G (stacje bazowe i inny sprzęt naziemny), pojazdów NEV (New Energy Vehicle), robotów przemysłowych, AGD i wielu, wielu innych. Problem to 5G w smartfonach i w zastosowaniach wymagających technologii 7 nm czy 5 nm – tabletach, laptopach itp. Oczywiście to, że Chiny posiadają fabryki zdolne produkować w technologii do 14 nm nie oznacza wcale, że są one w stanie całkowicie zaspokoić popyt na rynku chińskim. Do tego jeszcze daleko.
Łańcuch dostaw
Oddzielna kwestia to łańcuch dostaw. Jak już wspomniałem – jest on wysoce zmonopolizowany i rozproszony po świecie. Mamy tu de facto monopole w zakresie maszyn litograficznych EUV (holenderska spółka ASML), dwie firmy produkujące oprogramowanie do projektowania mikroprocesorów (obie amerykańskie), dwie firmy produkujące odczynniki chemiczne do wytrawiania wafli (obie japońskie), jedną czy dwie firmy specjalizujące się w „hodowaniu” wafli i tak dalej, i tak dalej.
Siłowe opanowanie jednej czy dwóch fabryk (koncepcja agresji Chin na Tajwan) nie rozwiązuje żadnego problemu. Co z tego, że mamy maszyny (pomijam kwestie ewentualnego sabotażu i ewakuacji wysoko wykwalifikowanego personelu obsługującego maszyny, których obsługa to know-how i wieloletnie doświadczenie) i oprogramowanie, jeśli istnieje duża szansa, że za chwilę skończą się do nich części zamienne, zdezaktualizuje oprogramowanie, a do produkcji zabraknie nam półproduktów? Jest przecież wysoce prawdopodobne, że po inwazji Chin na Tajwan, ASML wstrzyma dostawę części zamiennych i usług serwisowych, a Japonia wstrzyma dostawy chemikaliów.
Wróćmy do kwestii pierwszej, ideologicznej. Według mnie wynika ona z projekcji typowych wzorców polityki amerykańskiej i stosowania ich jako kalek w ocenianiu motywów i kalkulacji władz chińskich. Ramy tego artykułu nie pozwalają na dłuższą analizę tego tematu, więc powiem tylko, że Chiny uciekają się do rozwiązań siłowych w ostateczności, mają przygotowany i przemyślany plan „co potem” i generalnie uważają użycie siły za najgorszy z wszelkich dostępnych środków. Kalkulują zupełnie inaczej, niż sobie to amerykańscy stratedzy wyobrażają i z tych kalkulacji jasno wynika, że po pierwsze przejęcie fabryk TSMC nic nie da, po drugie sprawa procesorów „cieńszych” niż 14 nm dotyczy tylko 20 proc. rynku, a po trzecie koszty operacji wojskowej, okupacji Tajwanu, sankcji ekonomicznych itp. są tak wysokie, że lepiej wydać te pieniądze na zbudowanie u siebie kompletnych łańcuchów logistycznych do produkcji mikroprocesorów. I to właśnie Chiny wybrały. To robią.
Specjalny zespół
Nie ma tygodnia, żeby w mediach chińskich nie pojawiła się informacja o kolejnych inwestycjach, spółkach, specjalnych strefach przemysłowych, zakupach, zawiązywaniu joint-venture dotyczących jednego z elementów łańcucha dostaw potrzebnych do produkcji mikroprocesorów.
Dwa lata temu został powołany specjalny rządowy zespół, którego celem było zidentyfikowanie wszystkich etapów i elementów takiego łańcucha dostaw i określenie wszelkich „wąskich gardeł”, jakie z punktu widzenia Chin w nim występują. Następnie systematycznie zabrano się za ich likwidację. Powstają nowe fabryki, pracuje się nad własnymi maszynami do litografii EUV i innych etapów produkcji, tworzy się nowe zakłady do produkcji komponentów chemicznych, trwają prace nad stworzeniem własnego oprogramowania – lista jest długa. Jednocześnie naukowcy chińscy poszukują alternatywnych rozwiązań, jak mikroprocesory fotonowe, oparte o azotek galu, grafen, przełączniki nanomagnetyczne itp.
Co z tego wszystkiego wynika dla światowych rynków mikroprocesorów? W moim przekonaniu najważniejszym czynnikiem krótkoterminowym nie jest wydumana inwazja Chin na Tajwan, tylko polityka USA. Polega ona z grubsza na próbach spowolnienia rozwoju technologicznego Chin przez rozszerzanie zakazu sprzedaży mikroprocesorów (dopisywanie na „czarną listę”) kolejnym chińskim firmom z kolejnych branż. Nie chodzi już tylko o 5G, ale również o drony, kamery, sztuczną inteligencję, a za chwilę być może o pojazdy NEV i rozwiązania związane z cyfrowym juanem. Efekt jest taki, że niemal wszystkie firmy chińskie, które potrzebują w swoich produktach mikroprocesorów (a produkcja chińska zaspokaja obecnie od 16 do 20 proc. ich potrzeb), budują na potęgę zapasy magazynowe (od 6 miesięcy do nawet dwóch lat!). Nie znają bowiem dnia ani godziny, kiedy mogą na taką „czarną listę” trafić. Dodajmy do tego zaburzenia w łańcuchach dostaw spowodowane przez Covid i czas potrzebny na wybudowanie nowych fabryk (liczony w latach), aby zaspokoić tak zwiększony popyt (pamiętajmy, że około 80 proc. światowego popytu na mikroprocesory to Chiny) i mamy gotowy przepis na obecne, krótkoterminowe problemy.
W uproszczeniu
Potem powstaną nowe fabryki, Chiny osiągną samodzielność w produkcji mikroprocesorów (na każdym etapie) – prezes ASML szacuje, że potrzebują do tego około 15 lat. Sytuacja na rynku nieco się ustabilizuje. Jednakże polityka USA „spowalniania” Chin doprowadzi do opracowania przez Chiny własnych niezależnych technologii (od fizycznej produkcji, przez zestaw instrukcji maszynowych, po własne projekty mikroprocesorów) i dojdzie do dywersyfikacji rynku mikroprocesorów.
Strasznie upraszczając – Zachód będzie miał swoje standardy i fabryki (głównie w USA i może kilka w Europie), a Chiny swoje. Przy czym Chiny będą produkować na rynek wewnętrzny, a także afrykański i dla części krajów porozumienia RCEP (państwa ASEAN), jak też innych krajów, dla których cena będzie ważniejsza niż ideologia. Dojdzie zatem do zmniejszenia nakładów na badania i rozwój tej branży na Zachodzie (mniejszy rynek oznacza mniej pieniędzy na badania), zmniejszenia efektu skali (mniejsza produkcja), a zatem do podniesienia cen na produkt końcowy.
To się oczywiście też przełoży na koszt urządzeń wykorzystujących mikroprocesory (czyli prawie wszystkiego „technologicznego”). Te „Made in China” będą relatywnie tańsze ze względu na krótsze łańcuchy dostaw, bardziej zaawansowaną rewolucję przemysłową 4.0 i bardziej przemyślaną i pragmatyczną politykę państwa w zakresie „polityki mikroprocesorowej”.
Tekst stanowi polemikę z artykułem Bolesława Wójtowicza pt. „Wojna półprzewodnikowa to bomba z opóźnionym zapłonem”.
Artykuł Mikroprocesorowa wojna o Tajwan? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł iSuppli: zapasy mikroprocesorów największe od 2,5 roku pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł iSuppli: zapasy mikroprocesorów największe od 2,5 roku pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rynek procesorów: wyższe ceny, większy popyt pochodzi z serwisu CRN.
]]>Liderem rynku był Intel z udziałem 80,7 proc., tj. 0,3 proc. mniej niż w I kw. 2010 r. AMD miało 19 proc.(spadek o 0,2 proc.), a VIA Technologies – 0,3 proc. rynku. Jeśli chodzi o procesory do komputerów, to w II kw. 2010 r. Intel miał 86,1 proc. udziału, jednak w porównaniu z początkiem roku stracił 1,7 proc. Niemal tyle samo (1,6 proc.) zyskało AMD, które zakończyło miniony kwartał z wynikiem 13,7 proc. VIA miała 0,2 proc. W segmencie procesorów do serwerów i stacji roboczych Intel osiągnął 93,5 proc. udziału, zyskując 3,3 proc. kosztem AMD. W rezultacie jego udział skurczył się do 6,5 proc. Na rynku układów do desktopów sytuacja jest stabilna – Intel miał 72,2 proc. udziału (wzrost o 0,5 proc.), AMD 27,3 proc. (spadek o 0,7 proc.), a VIA – 0,5 proc.
Prognoza IDC zakłada wzrost sprzedaży procesorów w 2010 r. o 19,8 proc.
Artykuł Rynek procesorów: wyższe ceny, większy popyt pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rekordowa sprzedaż mikroprocesorów pochodzi z serwisu CRN.
]]>
Artykuł Rekordowa sprzedaż mikroprocesorów pochodzi z serwisu CRN.
]]>