Artykuł Meta (Facebook) zwalnia. Pierwszy raz w historii zetnie zatrudnienie pochodzi z serwisu CRN.
]]>Meta będzie ograniczać koszty, plan zakłada redukcje zatrudnienia – informuje Bloomberg. W 2023 r. firma będzie „trochę mniejsza” – przyznaje założyciel i szef korporacji, Mark Zuckerberg.
Według agencji zmniejszenie liczby miejsc pracy koncern przewiduje po raz pierwszy w historii. Od założenia firmy w 2004 r. zatrudnienie nieustannie rosło.
Mark Zuckerberg poinformował Bloomberga, że niektóre zespoły będą restrukturyzowane. Przewidziane jest też ograniczenie budżetów części jednostek. Mają one same w tej sytuacji decydować o redukcji zespołów. Czyli skala ewentualnego ograniczenia zatrudnienia nie jest z góry określona.
W końcu czerwca br. koncern zatrudniał na świecie 83,5 tys. osób. Tylko w II kw. br. dodał 5,7 tys. Pod koniec ub.r. zapowiedziano utworzenie tylko w Europie 10 tys. nowych miejsc pracy i nie jest jasne, czy ten plan jest teraz aktualny.
Mark Zuckerberg wyjaśnia decyzje niestabilną sytuacją gospodarczą, stąd, jak tłumaczy, „trochę bardziej konserwatywne” podejście.
Redukując załogę Meta może sporo zaoszczędzić na wynagrodzeniach, bo należą one do najwyższych wśród cyfrowych gigantów. Mediana wynagrodzeń w Meta w 2021 r. wyniosła 292 785 dol. za rok.
W II kw. 2022 r. Meta po raz pierwszy w historii odnotowała spadek przychodów (w ujęciu rok do roku), choć minimalny: z 29,08 mld dol. do 28,82 mld dol. Zysk zsunął się natomiast o 36 proc., 6,7 mld dol.
W tym roku koncern ma fatalną passę na giełdzie. Od początku 2022 r. stracił na wartości ok. 60 proc. Przypomnijmy, że rok temu zmieniono nazwę głównej spółki z Facebooka na Meta (oczywiście nazwa portalu społecznościowego jest taka jak dawniej) i zapowiedziano wieloletnie inwestycje związane z budową Metaverse. Jak wówczas przyznał CEO, będą to wydatki idące w miliardy dolarów, a budowa nowej platformy może potrwać nawet 10 lat.
Artykuł Meta (Facebook) zwalnia. Pierwszy raz w historii zetnie zatrudnienie pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Czym będzie Metaverse? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Wirtualna rzeczywistość (ang. virtual reality) była i jest tajemniczą, mało zrozumiałą – z punktu widzenia masowego odbiorcy – średniopotrzebną technologią. Tymczasem bardzo mocno i szybko adaptujemy rozwiązania związane z tzw. rzeczywistością rozszerzoną (ang. augmented reality) poprzez różnego typu filtry nakładane na zdjęcia i filmy, animacje dostosowujące się do naszych twarzy czy ciał. Ogromnym, globalnym przełomem była Pokemon Go – gra, w którą w szczytowym momencie grało 232 miliony osób na całym świecie, będąca kulturowym i technologicznym fenomenem. Serwisów z graficznymi nakładkami, jak Snap, TikTok czy Insta, używają miliardy osób. Nisza, prawda?
Można się zapytać, dlaczego wątek VR odżył dopiero teraz? To proste – dzięki pojawieniu się tanich kamer, szybkich procesorów graficznych i algorytmów przetwarzających obraz nastąpiła rewolucja. Możliwe stało się zbieranie danych przez komputery oraz uczenie się na ich podstawie. Zabezpieczenia biometryczne (skanowanie twarzy) w telefonach również nie były możliwe bez wykorzystania kamer i laserów oraz szybkiej analizy obrazu. Innymi słowy, rewolucja z zakresu VR/AR, czy rzeczywistości zmieszanej (ang. mixed reality) mogła się zacząć dzięki postępowi technologicznemu (zwiększeniu wydajności procesorów) i masowemu stosowaniu smartfonów. Do tego doszło rozpoznawanie mowy oraz eksplozja popularności „inteligentnych asystentów”. Maszyny dostały możliwość rozumienia audio połączonego z obrazem. Możemy już bez konieczności wpisywania komend z poziomu klawiatury, komunikować się z urządzeniami elektronicznymi za pomocą naszego najbardziej naturalnego środka komunikacji – głosu.
Tego trendu nie da się zatrzymać, bo aby rozwijać dalej nasze technologie musimy wyrosnąć z aplikacji i modeli interakcji z komputerami. Patrząc na to, co się zmieniło w najpopularniejszych systemach operacyjnych komputerów, widzimy, że są to nadal ładniejsze wizualnie wersje stareńkiego Windows 11. Nadal w większości wypadków piszemy, używamy myszek czy gładzików do ich obsługi. A przecież możemy używać gestów czy po prostu mówić do maszyn. Pozbycie się fizycznych klawiatur, monitorów i desktopów pod biurkami (czy też laptopów) pozwoli nam na osiągnięcie kolejnego etapu – totalnej wirtualizacji.
Po co nam ekran, skoro dzięki goglom możemy stworzyć sobie dowolnej wielkości wyświetlacz, na którym napiszemy tekst w Wordzie (to znaczy przedyktujemy) oraz film na Netfliksie. Po co nam telefon czy laptop z drogim procesorem, skoro moc obliczeniowa będzie znajdować się w chmurze – wystarczy urządzenie łączące nas z szybkim (5G) internetem i dokonujące zapisu danych na odległych serwerach.
VR daje jeszcze jedną przewagę – pozwala perfekcyjnie oszukiwać nasze zmysły. Dzięki bardzo silnemu oddziaływaniu na nasze organy wzroku, może także działać na błędnik i wiele innych organów. Będąc poddanymi immersji przez odcięcie okularami i słuchawkami od rzeczywistości, nasze mózgi przyjmują za prawdziwe bodźce płynące z VR-owych doznań. O wiele prościej jest spowodować, abyśmy śmiali się czy doświadczali całej gamy emocji.
I dokładnie o to walczą obecnie wszystkie największe koncerny technologiczne. Wizja metawersum (z ang. metaverse) znana z książek między innymi Nela Stephensona (polecam „Zamieć”), to nie jest po prostu internet na sterydach. To jest rewolucja w sposobie komunikacji, e-commerce i rozrywki.
Artykuł Czym będzie Metaverse? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Metaverse to nowe wyzwanie dla naszych modeli biznesowych pochodzi z serwisu CRN.
]]>Tak samo powinniśmy się czuć my wszyscy, którzy działamy w świecie strategicznych dostawców usług. Dostawców tworzących branżę, która, jak żadna inna, potrafiła się dostosowywać i wprowadzać nowe modele. Dziś, po czterech dekadach od momentu powstania, nasza społeczność może wydawać się wciąż niewzruszona.
Ale wcale tak nie jest, bo po drodze branża doświadczyła wielu niepowodzeń. Mógłbym wypełnić resztę tej kolumny po prostu wymieniając nazwy wszystkich firm, których już nie ma. Ale skupmy się lepiej na tych, które dzięki wielu przemianom ocalały, a z ich sukcesu wyciągnijmy właściwe wnioski.
Każda bez wyjątku firma staje w pewnym momencie w obliczu swojego potencjalnego końca. Jeśli jesteśmy bardzo duzi, mamy to szczęście, że z początku schyłek jest powolny. Działa to tak, jak opisał Hemingway słowami jednego z bohaterów powieści „Słońce też wschodzi”, który, w odpowiedzi na pytanie jak zbankrutował, odrzekł: „na dwa sposoby – stopniowo, a potem nagle”.
Świetnym przykładem do studiowania jest Microsoft. Kiedy Netscape wypuścił pierwszą przeglądarkę internetową i myślał o konkurowaniu z Microsoftem za pomocą innych produktów, to sztab z Redmond spał spokojnie. Byli przekonani, że stworzony przez ich firmę model będzie trwał wiecznie. Na ich szczęście Bill Gates wrócił ze swojego dorocznego „tygodnia przemyśleń”, podjął wyzwanie i zdecydował, że wszystko, co firma robi, będzie oparte na internecie. Niedługo potem Netscape był już wspomnieniem.
Rynek, na którym funkcjonuje Facebook, zmienia się i Mark Zuckerberg zdaje sobie z tego sprawę. Zareagował później, niż by chciał, gdyż trudno odejść od modelu, który wydaje się działać wyjątkowo dobrze. Obecnie jednak wie, że trzeba zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest przekierowanie firmy na Metaverse. Czas pokaże, czy odniesie sukces.
Przykład Facebooka jest lekcją dla nas wszystkich. Ważne, by stale obserwować rynek i modyfikować swój biznes tak, aby odpowiadać na bieżące potrzeby. Strategiczni dostawcy usług muszą także rozumieć modele biznesowe swoich klientów, by pomóc określić im, w jaki sposób powinni się zmieniać, wykorzystując do tego technologię.
Czy Metaverse to kolejna szansa, a zarazem wyzwanie dla naszych modeli biznesowych? Na razie trudno sobie wyobrazić, dokąd zmierza, ale prawdopodobnie będzie ogromną zmianą w sposobie, w jaki korzystamy z internetu. Nie znamy jeszcze wszystkich form, jakie Metaverse przyjmie, ale radzę obserwować społeczność graczy – ci są liderami w korzystaniu z wirtualnej rzeczywistości i technologii wzajemnych interakcji.
Przyzwyczailiśmy się do wideokonferencji, ale czy czulibyśmy się bardziej zaangażowani w wirtualne spotkania, gdybyśmy po założeniu zestawu słuchawkowego znaleźli się razem z innymi uczestnikami w jednej sali konferencyjnej? Metaverse nadchodzi i wszystko zmieni, być może „najpierw nieśpiesznie, a potem nagle”. Powinniśmy się na to przygotować.
Artykuł Metaverse to nowe wyzwanie dla naszych modeli biznesowych pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Premie szefów gigantów IT wzrosły o 400 proc. pochodzi z serwisu CRN.
]]>Co ciekawe, mimo że większość menedżerów uzyskała znaczące korzyści, niektóre znane nazwiska musiały pogodzić się ze spadkiem swoich bonusów w tym okresie.
CEO, których bonusy najbardziej wzrosły w latach 2020 – 2021
Tan Hock Eng z Broadcoma uzyskał najwyższy wzrost swoich benefitów, o 1586 proc., od 3,6 mln do 60,7 mln dol.
Safra Ada Catz z Oracle, znalazła się na drugim miejscu, a jej wynagrodzenie wzrosło o 999 proc. (nie podano kwot).
Szef Intela plasuje się na trzecim miejscu ze wzrostem o 713,64 proc., z 22 mln dol. do 179 mln dol. (firma nie podaje, czy chodzi o aktualnego CEO Pata Gelsingera, który objął stanowisko w lutym 2021 r.)
Tim Cook z Apple’a odnotował wzrost premii o 571,63 proc., z 14,7 mln dol. do 98,7 mln dol.
Andy Jassy z Amazona zamyka pierwszą piątkę z wynikiem 491,9 proc. na plusie i zwiększeniem premii z 35,8 mln dol. do 211,9 mln dol.
Mniejsze korzyści wśród CEO gigantów osiągnęli szef Nvidii Jensen Huang (52,17 proc.) i Chuck Robbins z Cisco (9,48 proc.). Co ciekawe, Markowi Zuckerbergowi z Meta w czasie pandemii premia wzrosła jedynie o niecałe 6 proc., czyli chyba nawet mniej niż inflacja.
Komu stawki spadły
Zuckerberg i tak nie miał najgorzej, bo niektórzy liderzy gigantów musieli zadowolić się niższymi premierami.
CEO Netflixa Reed Hastings w czasie pandemii odnotował spadek swoich bonusów o 19,68 proc., z 43,2 mln dol. do 34,7 mln dol. Sundar Pichai, szef Alphabetu, uzyskał premię niższą o 14 proc.
Łącznie wynagrodzenia wybranych CEO w 2021 r. wyniosło 721,13 mln dol., co stanowi wzrost o 210,88 proc. w porównaniu z 231,96 mln dol. w 2020 r. Czyli premie szefów gigantów zwiększyły się w dwukrotnie bardziej niż ich pensje.
Premie sposobem na zatrzymanie fachowców
Jak skomentowano w raporcie, obok związku bonusów menedżerów z wynikami sektora, uzasadnieniem przyznawanych korzyści jest dążenie do zatrzymania talentów
Sa też krytycy wysokich płac. Wynagrodzenia liderów Intela nie spodobały się akcjonariuszom.
Artykuł Premie szefów gigantów IT wzrosły o 400 proc. pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Największa transakcja w historii Microsoftu pochodzi z serwisu CRN.
]]>Zakup Activision Blizzard pozwala wnieść do 400 mln aktywnych użytkowników, płacących za gry co miesiąc. Jest o co walczyć, bowiem rynek gier w 2021 r. wygenerował na świecie łączne przychody w wysokości 180,3 mld dol. Microsoft twierdzi, że na świecie jest trzy miliardy graczy, a do 2030 r. liczba ta ma wzrosnąć do 4,5 mld.
Tymczasem Sony dopiero przygotowuje się do premiery swojej usługi subskrypcyjnej (nazwa robocza Spartacus), a Nintendo jest opóźnione jeszcze bardziej. Co prawda jest usługa Nintendo Switch Online, ale pozwala grać tylko w niektóre ze starszych gier i tylko na systemie Nintendo Switch. W przeciwieństwie do Game Passa, nie można grać w te gry na komputerze lub telefonie.
Inne firmy oferujące subskrypcję gier również nie stanowią dużej konkurencji dla Microsoftu. Taki EA Play ma fajne gry, ale doszlusował do Xbox Game Pass Ultimate. Istnieje Ubisoft Plus, ale firma dołączy ze swoim katalogiem do Xboksa. Apple i Google wprawdzie oferują subskrypcje gier, a nawet Netflix zapewnia coraz większy dostęp do gier, ale wszystkie te firmy mają, póki co, ograniczony wybór i są skoncentrowane na grach przeznaczonych do zabawy w telefonach.
Na rozsądną propozycję wyglądał bardzo silnie promowany w mediach cloud gaming („nie kupuj drogiego sprzętu do grania, wykorzystaj swój telewizor”), podobnie jak pokazana światu przez Google’a usługa Stadia. Co z tego, skoro model subskrypcyjny jakoś nie może się przyjąć, a Google w końcu zamknął wewnętrzne studia tworzenia gier.
Owszem, pojawiła się Luna stworzona przez Amazona, ale podobnie jak to było w przypadku Stadii, jest uzależniona od innych wydawców i ich tytułów. Z kolei GeForce Now od Nvidia ma bardzo imponujące pod kątem technicznym możliwości, ale podobnie jak we wszystkich poprzednich przykładach, firma ta nie ma swoich tytułów. Wspomniane usługi „grania w chmurze” próbowały dostarczać takie podmioty, jak Walmart, Verizon, EA i Comcast, ale skończyło się na zepchnięciu na margines.
Microsoft wstrząsnął światem gier kilka razy, ostatnio w marcu 2021 r., kiedy za skromne 7,5 mld dol. ogłosił przejęcie ZeniMax Media, firmy kontrolującej słynne studio Bethesda Softworks, dysponujące takimi tytułami jak: „Fallout”, „The Elder Scrolls”, „Doom”, „Quake”, „Wolfenstein”, „Prey” i „Dishonored”. Z takimi końmi w stajni nie trzeba marzyć, aby stać się Netfliksem branży gier – wystarczy nie schrzanić tego dealu, robić własne tytuły i generować nowy content.
Pamiętajmy z jakim szyderstwem odnotowano w 2014 r. zakup Minecrafta za 2,5 mld dol. (grę, w której można zbudować komputer 8-bitowy!). Media naśmiewały się, że Microsoft (firma od systemu operacyjnego i pakietu biurowego) nieudolnie próbuje wejść w branżę gier i dogonić rynek (a dokładnie Sony, które biło firmę z Redmond pod kątem sprzedaży konsol i tytułów gier na nie). Debiutujący wówczas w roli CEO Satya Nadella wziął sprawy w swoje ręce (przyznając później, że firma mogła kupić Minecrafta wcześniej) i zaczął powolną drogę w świat gamingu poprzez akwizycje i tworzenie katalogu gier na Xbox.
W odpowiedzi na ogłoszony deal dekady notowane na giełdzie w Tokio akcje Sony Group Corporation spadły następnego dnia o 12,8 proc. Nie jest to dziwne, bo dysponując zgromadzonym katalogiem gier, Microsoft z powodzeniem możne wywierać olbrzymi wpływ na rynek wypuszczając kolejne tytuły w postaci „ekskluzywów” na swoją platformę Xbox i PC.
Spadek akcji Sony jest największym od października 2008 i może wskazywać, że rynek i inwestorzy spodziewają się, że japońska korporacja będzie miała trudności w konkurowaniu z obszernym katalogiem gier Xbox. Zastanawiają się, co będzie, gdy na przykład w „Call of Duty” nie pogramy na Playstation. Nic dziwnego, że Sony zareagowało dość panicznie, publikując nieco rozpaczliwie brzmiące oświadczenie: „We expect that Microsoft will abide by contractual agreements and continue to ensure Activision games are multiplatform”…
Artykuł Największa transakcja w historii Microsoftu pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Meta (Facebook) mocno rozczarował pochodzi z serwisu CRN.
]]>Inwestorzy byli tak rozczarowani tym co, pokazał Meta (Facebook), że akcje koncernu zaliczyły potężny zjazd – o 22 proc. Tym samym majątek Marka Zuckerberga w jeden dzień stopniał o jakieś 24 mld dol. (w każdym razie majątek wyrażony w wartości posiadanych przez niego akcji), a kapitalizacja korporacji o ok. 200 mld dol.
Co tak załamało kurs? Okazało się, że zysk Meta w IV kw. 2021 r. stopniał o 8 proc. r/r, do 10,3 mld dol. Zysk na akcję obniżył się z 3,88 dol. do 3,67 dol. To dużo gorzej, niż oczekiwali analitycy (3,84 dol.).
Mniej ludzi siedzi na Facebooku
Liczba aktywnych użytkowników Facebooka spadła w IV kw. 2021 r. do średnio 1,929 mld dziennie z 1,93 mld w III 2021 br. Niby niewiele, ale to pierwszy w historii spadek, a analitycy tutaj znów się zawiedli, bo liczyli że Facebooka odwiedzi 1,95 mld osób.
Co gorsza Meta w I kw. 2022 r. spodziewa się przychodów sporo niższych od przewidywań ekspertów. Firma zakłada, że wyniosą one 27 – 29 mld dol. Czyli nawet o 4 mld dol. mniej, niż spodziewali się analitycy (średnio 30,15 mld dol.).
Oznacza to wprawdzie wzrost sprzedaży o 3 – 11 proc. r/r, ale jeszcze niedawno lider social media szedł jak burza. Rok wcześniej w I kw. ub.r. Facebook urósł o 48 proc. r/r.
10 mld dol. do tyłu z powodu Apple’a
Facebook tłumaczy słabe wyniki m.in. działaniem Apple’a, który w swoich systemach zaostrzył ochronę prywatności, co utrudnia targetowanie reklam. Krok Apple’a ma kosztować Meta nawet 10 mld dol. utraconego obrotu w br.
Ponadto w użytkowników giganta social media uderzyła trudna sytuacja w światowej gospodarce. Wiele przedsiębiorstw po kolejnych falach pandemii musi zaciskać pasa i mniej wydaje na reklamy, przez co cierpi też Facebook.
Co więcej sam Mark Zuckerberg nie kryje, że rynek platform społecznościowych staje się coraz bardziej konkurencyjny. Wskazał na szybki wzrost Tik-Toka.
Na dodatek wygląda na to, że ludzie więcej czasu spędzają poza platformą społecznościową, gdy po poluzowaniu lockdownów mają inne opcje spędzania dnia. Jednak na razie trudno powiedzieć, czy jest to trwały trend i czy dotyczy głównie Facebooka czy też innych mediów.
Tracą Twitter, Pinterest, Snap…
W każdym razie na wieść o mizernych wynikach Meta część inwestorów ewakuowała się też z innych głównych spółek social media. Twitter tracił 8 proc., Pinterest 10 proc., a Snap 18 proc.
To był zresztą kiepski czas dla platform mediów społecznościowych. Analitycy KeyBanc Capital drastycznie ścięli wycenę akcji Twittera z 70 dol. do 40 dol.
To co dzieje się z Facebookiem i liderami social media pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego koncern zdecydował się na ucieczkę do przodu i budowę Metaverse.
Artykuł Meta (Facebook) mocno rozczarował pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Metawers: utopijna wizja czy nieuchronna przyszłość? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Z perspektywy użytkownika metawers jest dość prostym pomysłem. Mamy funkcjonować w przestrzeni, w której nasze podłączone do Internetu urządzenia pomogą nam całymi sobą przejść do świata wirtualnego. Tam będziemy mogli poruszać się w trzech wymiarach i robić to samo, co w prawdziwym życiu, począwszy od spotkań towarzyskich po wydawanie pieniędzy. Wspólny świat 3D będzie dostępny, przynajmniej na początku, z różnych terminali – smartfonów, tabletów, gogli VR.
Twórcy metawersu chcą, abyśmy mogli w mgnieniu oka przenieść swoją cyfrową tożsamość z wirtualnego biura do wirtualnego sklepu, aby kupić koszulkę na wirtualny koncert, na którym spotkamy się z cyfrowymi awatarami naszych znajomych. Warto przypomnieć, że pierwsza wersja metawersu miała swoją odsłonę jako platforma „Second Life”, którą udostępniła publicznie w 2003 r. firma Linden Research. Umożliwiała użytkownikom pracę w wirtualnych biurach, spekulacje na wirtualnych nieruchomościach czy rozwój walut cyfrowych. Choć twórcy „Second Life” twierdzili, że nie jest to sezonowa moda, projekt stosunkowo szybko zakończył swój żywot. Jak komentował Mike Boland, analityk w ARtilery Intelligence, na łamach „The Wall Street Journal”: „To tak, jak gdyby światy technologii i mediów nie miały dobrej pamięci długotrwałej. Cykle szumu przychodzą i odchodzą, a na w pełni zrealizowany metawers, w którym będziemy mogli nawet fizycznie się zanurzyć, tak jak w książce Ready Player One, poczekamy ze trzydzieści lat”.
Nie tylko Facebook ma swoją wizję metawersu. Każdy z gigantów technologicznych wychwala własne wizje metawszechświata. Na przykład Nvidia wiąże metawers z wprowadzeniem tzw. cyfrowego bliźniaka, czyli niemal idealnej wirtualnej kopii fizycznego systemu – może to być fabryka samochodów, magazyn czy silnik. Jensen Huang, dyrektor generalny Nvidii, zaprezentował niedawno film przedstawiający metawersyjną kopię fabryki samochodów BMW. Istnieje też niewielka, choć wciąż rosnąca grupa technologów, którzy wierzą, że można zbudować metaświat na otwartych standardach. Koncepcja Web3 zakłada stworzenie globalnej sieci komputerów, na których będzie można uruchamiać metawers i wszystkie aplikacje zbudowane w metaświecie.
Zapowiada się zatem ciekawa rywalizacja, a bój toczy się o to, kto zbuduje nowy Internet – społeczność czy wielkie korporacje. Powinniśmy trzymać mocno kciuki za tę pierwszą, bo otwartość metawersu byłaby atrakcyjna z punktu widzenia użytkowników oraz przedsiębiorców. Między innymi dlatego, że nie musieliby omijać strażników dyktujących, co można umieścić w nowej przestrzeni. Wiele osób już teraz martwi się, że Facebook, Microsoft i inni goliaci technologiczni mają zbyt duży wpływ na nasz świat. Znamienna jest tutaj wypowiedź Frances Haugen, byłej menadżerki Facebooka, dla Associated Press. Sygnalistka zwróciła uwagę na niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą rozwój metawersu. Jednym z największych jest utrata prywatności, bowiem wkroczenie do nowej wirtualnej rzeczywistości w domach oraz miejscach pracy wiąże się z instalacją specjalnych czujników, a właściciele firm zyskają dostęp do wielu wrażliwych danych dotyczących pracowników.
Artykuł Metawers: utopijna wizja czy nieuchronna przyszłość? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Facebook zmienia nazwę na Meta pochodzi z serwisu CRN.
]]>Tym samym koncern Marka Zuckerberga idzie w ślady Google’a, który w 2015 r. powołał holding Alphabet, pod jednym dachem obejmujący różne biznesy Google’a, w tym wyszukiwarkę, Google Maps, YouTube i in.
Zmianę ogłosił Mark Zuckerberg na konferencji Connect 2021. Jak wyjaśnia, nazwa Facebook jest zbyt mocno powiązana z aplikacją społecznościową, a gigant ma znacznie szerszą wizję i długoterminowy cel – nazwa Meta nawiązuje do koncepcji Metaversum, nad którą pracuje koncern.
Ma to być „następna ewolucja społecznej komunikacji”, nazywana też „ucieleśnionym internetem” (embodied internet), gdzie z pomocą technologii AR, VR, XR (a niewykluczone, że z pomocą technologii kolejnych generacji, które się z nich rozwiną), ma być możliwe to samo co obecnie w realnym świecie, a nawet więcej.
W wirtualnej przestrzeni ludzie będą mogli spotykać się, wspólnie pracować, grać, robić zakupy, działać i kreować w sposób jaki dziś nie jest możliwy. „Będziesz czuł się tak jakbyś tam był” – przekonuje Zuckerberg. Aby pokazać możliwości „internetu przyszłości”, podczas konferencji odbył wirtualne spotkanie ze znajomymi na pokładzie cyfrowego statku kosmicznego.
Miliardy dolarów kosztów, 5 – 10 lat do celu
W ideę Metaverse koncern Zuckerberga, jak wynika z jego deklaracji, gotów jest zainwestować miliardy dolarów, choć budowa tej platformy może potrwać jak przyznał CEO 5 – 10 lat i będzie wymagać opracowania wielu przełomowych technologii. Czyli dla Meta zapowiada się długa i kosztowna droga, i dziś nie bardzo wiadomo, co znajdzie się na jej końcu.
Niedawno Facebook ogłosił inwestycję w 10 tys. nowych miejsc pracy w Europie, w związku z budową Metaverse. Ogłoszono też 150 mln dol. inwestycji w „naukę, aby szkolić następne pokolenie twórców”.
Potrzebne są wspólne standardy
Zuckerberg liczy, że jego firma stanie się „firmą Metaverse” i najwyraźniej chce, by koncern zajął kluczową pozycję w platformie komunikacji przyszłości. Liczy na dotarcie z Metaverse do miliarda użytkowników.
„Chcą wejść na poziom infrastruktury i stać się niezastąpionymi” – komentował niedawno George Monaghan, analityk GlobalData.
Szef giganta deklaruje również, że w Metaversum podstawą będzie zapewnienie bezpieczeństwa i ochrony danych. Branża powinna wypracować standardy w tej kwestii jak również inne dotyczące komunikacji i innych aspektów funkcjonowania tej platformy przyszłości, co jest kluczowe, aby miała ona tak uniwersalny charakter tak jak współczesny internet.
Metaversum już powstaje
Nowa platforma jest na razie w dużej mierze wizją, ale w Meta już powstają elementy tego przyszłego cyfrowego świata, jak Horizon Home – wirtualna przestrzeń spotkań i gier wykorzystująca technologię VR Quest, czy Horizon Workrooms, gdzie pracownicy mają spotykać się i wspólnie pracować w cyfrowej przestrzeni pod postacią awatarów. Wejście do „ucieleśnionego internetu” mają też umożliwić urządzenia mobilne i komputery.
W 2022 r. powinna pojawić nowa wersja gogli Oculus (projekt Cambria), które będą lepiej czytać i przetwarzać mimikę oraz korzystać z technologii XR (mieszana rzeczywistość, czyli fizyczna i cyfrowa). Takich projektów docelowo budujących Metaverse toczy się więcej.
Rebranding i prezentacja nowej wizji następuje po serii publikacji FlieFacebook przez The Wall Street Journal, w którym ujawniono kulisy działania największego serwisu społecznościowego.
Artykuł Facebook zmienia nazwę na Meta pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Równi i równiejsi fejsbukowicze pochodzi z serwisu CRN.
]]>Swego czasu Mark Zuckerberg publicznie powiedział, że Facebook pozwala ponad trzem miliardom użytkowników rozmawiać jak równy z równym z elitami polityki, kultury i dziennikarstwa, a jego standardy zachowania mają zastosowanie do wszystkich, bez względu na ich status i sławę. Niestety, ta pięknie brzmiąca deklaracja nijak się ma do rzeczywistości, bowiem koncern zbudował coś w rodzaju systemu kastowego, gdzie elitarne grono może sobie pozwolić na znacznie więcej aniżeli przeciętny Jan Kowalski czy John Smith. Program znany jako XCheck miał początkowo służyć jako środek kontroli treści na fejsbukowych i instagramowych kontach należących do celebrytów, polityków i dziennikarzy. W ciągu kilku lat grupa VIP-ów rozrosła się do monstrualnych rozmiarów – redakcja The Wall Street Journal ocenia, że na koniec 2020 r. liczyła aż 5,8 miliona osób. Do wymienionych wcześniej grup zawodowych dołączono w tzw. międzyczasie naukowców i osobistości online z dużą liczbą obserwujących, a nawet konta popularnych wpływowych zwierząt, w tym psa celebryty „Doug the Pug”.
Generalnie, posty zawierające elementy zastraszania, treści seksualne, mowę nienawiści czy podżeganie do przemocy, bardzo szybko znikają z serwisu. Czasami ich usuwaniem zajmują sią zautomatyzowane systemy lub oflagowany przez nie materiał oceniają słabo opłacani moderatorzy treści zatrudniani przez firmy zewnętrzne. Jak się łatwo domyślić, inaczej wygląda weryfikacja materiałów zamieszczanych przez VIP-ów. Jeśli systemy Facebooka dojdą do wniosku, że uprzywilejowany właściciel konta mógł złamać zasady, nie usuwają treści, lecz przekazują skargę do wyższej instancji – wyszkolonych pracowników pełnoetatowych. Jednakże bywało, że o dalszych losach wpisu decydował sam Mark Zuckerberg. Świetnym przykładem jest tutaj post Donalda Trumpa, w którym napisał słynne już zdanie „Kiedy zaczyna się grabież, zaczyna się strzelanina”. Był to komentarz odnoszący się do protestów ruchu Black Lives Matter. Zautomatyzowany system ocenił wpis ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych na 90 punktów w 100 stopniowej skali, co wskazywało na duże prawdopodobieństwo naruszenia reguł platformy. Jednak Mark Zuckerberg osobiście zadzwonił do podwładnych, nakazując im pozostawienie posta. Kiedy już jednak było wiadomo, że Donald Trump przegra rywalizację z Joe Bidenem, szef Facebooka potraktował ustępującego prezydenta bez pardonu, usuwając jego konto z platformy.
Nie mniej interesujący jest przypadek znanej gwiazdy piłkarskiej Neymara. W 2019 r. pewna kobieta oskarżyła go o gwałt. Brazylijski futbolista opublikował na Facebooku oraz Instagramie korespondencję prowadzoną z dziewczyną na komunikatorze WhatsApp oraz jej nagie zdjęcia wraz z danymi personalnymi. Jednocześnie wniósł przeciwko niej akt oskarżenia o próbę wyłudzenia pieniędzy. Standardowa procedura Facebooka dotycząca publikowania „niezgodnych z prawem zdjęć intymnych” jest prosta – są one automatycznie usuwane. Ale Neymar znajdował się pod parasolem ochronnym programu XCheck. W rezultacie system przez ponad 24 godziny uniemożliwiał usunięcie fotek roznegliżowanej kobiety. W tym czasie obejrzało je 56 milionów użytkowników Facebooka i Instagrama. The Wall Street Journal dotarł do danych, z których wynika, że tylko w ubiegłym roku XCheck zezwolił na wyświetlanie postów naruszających regulamin Facebooka oraz Instagrama co najmniej… 16,4 miliarda razy, zanim zostały później skasowane.
Artykuł Równi i równiejsi fejsbukowicze pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Sześć godzin, które wstrząsnęło światem pochodzi z serwisu CRN.
]]>Awaria sprawiła, że po kieszeni dostał sam Zuckerberg. Majątek szefa Facebooka stopniał o 7 miliardów dolarów, zaś akcje korporacji straciły na wartości około 50 miliardów dolarów. Analitycy rynku reklamowego szybko wyliczyli, że Facebook tylko w samych Stanach tracił około 545 tysięcy dolarów na godzinę. Na biednego nie trafiło i nie trzeba będzie długo czekać, zanim koncern odrobi straty.
Znamienne, że ta poważna wpadka miała miejsce tuż po serii publikacji poświęconych imperium Marka Zuckerberga, które ukazały się w The Wall Street Journal. Wprawdzie w Polsce przeszły one niemal bez echa, ale za oceanem wywołały spore poruszenie. I trudno się dziwić, skoro w cyklu artykułów „File Facebook” pokazano liczne niedociągnięcia giganta mediów społecznościowych i jego niechęć lub niezdolność do ich rozwiązywania. Publikacje powstały między innymi na podstawie badań wersji roboczych prezentacji dla kadry kierowniczej, w tym dla Zuckerberga. Dziennikarze rozmawiali z dziesiątkami obecnych i byłych pracowników Facebooka, w tym z Frances Haugen, która na początku października wystąpiła przed komisją amerykańskiego senatu, obwiniając byłego pracodawcę o to, że jego produkty szkodzą dzieciom, zaogniają podziały społeczne i osłabiają demokrację.
Trzeba przyznać, że lektura artykułów z The Wall Street Journal jest miejscami przygnębiająca. Portal, który w ciągu 17 lat rozwoju przeszedł drogę od wirtualnego miejsca spotkań studentów Harvardu, aż do platformy obsługującej miliardy użytkowników na całym świecie, zmaga z się potwornym bałaganem. Facebook skupia ludzi życzących sobie nawzajem wszystkiego najlepszego, ale także hejterów, handlarzy niewolników, aż po meksykańskie kartele narkotykowe – z wszystkimi tego skutkami, także tymi tragicznymi. Niemniej Mark Zuckerberg doskonale odnajduje się w tym chaosie. W ciągu ostatnich pięciu lat jego koncern wygenerował zysk w wysokości ponad 100 miliardów dolarów i jest wyceniany na ponad 1 bilion dolarów. Nie sądzę, aby seria krytycznych publikacji zatrzymała tak rozpędzoną lokomotywę.
Artykuł Sześć godzin, które wstrząsnęło światem pochodzi z serwisu CRN.
]]>