Artykuł Macierze all-flash – fakty i mity pochodzi z serwisu CRN.
]]>Pierwsze urządzenia wyposażone w pamięć flash, które
miały zastąpić dyski twarde w korporacyjnej infrastrukturze, powstały na
początku ubiegłej dekady, chociaż do ich wysypu doszło dopiero kilka lat
później. Na początku były przeznaczone wyłącznie do zwiększania wydajności
pracy konkretnych aplikacji. Obecnie dostawcy macierzy all-flash próbują
pozycjonować je w charakterze głównego, centralnego nośnika wszystkich
firmowych danych. Niestety, mało skutecznie, bowiem szybki i niekontrolowany
rozwój tego segmentu rynku IT spowodował, że klienci mają dziś olbrzymie
problemy z wyborem właściwego rozwiązania. Brak standardów dotyczących
testowania wydajności wpłynął na to, że podawane przez dostawców liczby są
dalekie od rzeczywistości. Co gorsza, powszechne stało się zwracanie uwagi na
parametry, które w istocie nie mają zbyt dużego znaczenia.
Pamięci flash mają jedną
podstawową wadę, która w stosunkowo niewielkim stopniu dotyczy dysków
twardych – są od nich o wiele mniej trwałe. Nośnik NAND został
stworzony głównie do zastosowania w aparatach cyfrowych i na początku
nie przewidywano dla niego żadnych profesjonalnych zastosowań. Komórki pamięci
flash przy każdym zapisie tracą swoje właściwości, dlatego można je przyrównać
do kartki, na której non stop piszemy ołówkiem, aby za każdym razem tekst
wycierać gumką. Ich trwałość określana jest w cyklach zapisu
i kasowania. Obecnie liczba takich cykli, w ramach których dostawca
pamięci gwarantuje trwałość danych, określana jest na poziomie tysiąca. To
niewiele, ale w praktyce, dla zwykłych konsumentów, wartość ta jest
wystarczająca.
Problem rodzi się, gdy dane są zapisywane i kasowane
bardzo często. Dlatego dostawcy rozpoczęli produkcję specjalnych kontrolerów,
wyposażonych w oprogramowanie, które w odpowiedni sposób „rozrzuca”
dane po nośniku. W ten sposób minimalizuje się prawdopodobieństwo częstego
wykorzystania tych samych komórek pamięci. Dodatkowy problem stanowi to, że
w pamięciach flash nie można tak po prostu skasować jednej komórki.
W tym przypadku trzeba wymazać zawartość całego sektora. Dlatego, gdy
zapełniona zostanie pojemność takiego nośnika, a część danych zostanie
przeznaczona do skasowania, wspomniane oprogramowanie musi analizować, które
sektory nadają się do oczyszczenia w całości,
a z których należy
przekopiować część potrzebnych jeszcze danych do innego sektora. Proces ten
nazywa się zbieraniem śmieci (od angielskiego: garbage collection)
i znacząco wpływa na wydajność pamięci – o konsekwencjach tego faktu
w dalszej części artykułu.
Sposoby wykorzystania
pamięci flash w systemach IT
• Karta PCIe z pamięcią flash
instalowana w serwerze aplikacyjnym
Za: najlepsza wydajność (pamięć niewspółdzielona,
brak łączy i kart sieciowych), małe wykorzystanie przestrzeni, umożliwia
zredukowanie ilości pamięci RAM w serwerze
Przeciw: mała pojemność (setki gigabajtów), tworzy
odizolowane „wyspy” pamięci flash w każdym serwerze, droga, trudna
w zarządzaniu oraz zabezpieczaniu zgromadzonych danych (backup, wysoka
dostępność)
u Pamięć flash (na karcie PCIe lub
w dysku SSD) jako cache w klasycznej macierzy dyskowej
Za: znaczne skrócenie czasu odpowiedzi, większa
niezawodność mechanicznych dysków dzięki zmniejszeniu liczby cykli zapisu
i odczytu
Przeciw: z reguły jest to cache tylko do odczytu,
brak efektu przy strumieniach losowych danych, wymaga pamięci SLC ze względu na
bardzo duże obciążenie, efekty widoczne dopiero po kilku tygodniach pracy
produkcyjnej
u Warstwa składająca się z dysków SSD
w klasycznej macierzy dyskowej
Za: umożliwia przechowywanie na dyskach SSD często
odczytywanych danych, a na dyskach HDD wszystkich pozostałych, kosztuje
mniej niż macierz all-flash
Przeciw: aby uzyskać dobre wyniki, konieczne jest
posiadanie w macierzy mechanizmu automatycznej dystrybucji danych między
warstwami (AST)
u Macierz
all-flash (z dyskami SSD lub specjalnymi modułami z pamięcią flash)
Za: najbardziej wydajne rozwiązanie pamięci masowych,
bardzo mały pobór prądu, bardzo szybka odbudowa struktury RAID po awarii
Przeciw: wysoki
koszt zakupu, trudności w doborze rozwiązania odpowiadającego potrzebom
firmy, ograniczona liczba scenariuszy użycia
Kolejnym czynnikiem, który negatywnie wpływa na trwałość
pamięci flash, jest potrzeba powiększenia ich pojemności. Jak nietrudno się
domyślić, im bardziej trwałe kości pamięci, tym droższe. Przez wiele lat na
rynku był obecny tylko jeden rodzaj kości stosowany w rozwiązaniach
komercyjnych – Single-Level Cell (SLC), gdzie w jednej komórce
zapisywany jest jeden bit. Dzisiaj jednak urządzenia z pamięciami flash,
stworzonymi w technologii SLC, praktycznie wychodzą z użycia. Jedyną
chyba firmą, która nadal ma takie produkty w ofercie, jest Violin Memory.
– Pamięć SLC zapewnia rewelacyjną wydajność, ale bardzo małą
pojemność, więc efektywnie dla klientów to rozwiązanie jest bardzo drogie
– mówi Allan Fenwick, EMEA SE Director. – Zainteresowanie pamięciami SLC
systematycznie spada, ponieważ za ułamek tej ceny możemy zaoferować macierz
z pamięciami MLC, która dzięki zastosowaniu oprogramowania do zarządzania
przepływem danych zapewnia podobną wydajność.
Rodzaje zastosowań
Charakterystyka
macierzy all-flash pozwala na uzyskanie korzyści w kilku obszarach
zastosowań. Najpopularniejszym są bazy
danych i systemy
przetwarzania transakcyjnego (OLTP), ponieważ charakteryzują się bardzo dużą liczbą operacji wejścia-wyjścia.
Tego typu dane dobrze się też kompresują.
Kolejnym popularnym
zastosowaniem są wirtualne desktopy. Mimo że tego typu środowisko samo w sobie
jest drogie w utrzymaniu, użycie macierzy all-flash jeszcze bardziej
podnosi ten koszt. Czasami jednak kwestie bezpieczeństwa biorą górę
i wirtualne desktopy stają się najbardziej optymalną metodą osiągnięcia
celu. Dlatego warto rozważyć możliwość przyspieszenia ich pracy
z wykorzystaniem macierzy all-flash. Tutaj deduplikacja jest niemalże
koniecznością, ponieważ zapewnia nawet 30-krotny współczynnik redukcji ilości
przechowywanych danych.
Poza tym zastosowanie
macierzy all-flash ma sens przy wszelkiego typu aplikacjach
biznesowych wymagających szczególnej
wydajności serwerów i dołączonych pamięci masowych. Nadają się one także
do zastosowania przy serwerach
pocztowych i w środowiskach HPC.
Nie ma natomiast sensu wykorzystywanie macierzy all-flash do
przechowywania plików, do backupu czy streamingu treści multimedialnych.
Pamięci MLC (Multi-Level
Cell) charakteryzują się tym, że w jednej komórce mieszczą się dwa bity
informacji. To w oczywiście korzystnie wpływa na wzrost pojemności całego
nośnika i cenę za gigabajt. Natomiast negatywnie na wydajność
i trwałość, bo procedura związana z kolekcjonowaniem śmieci robi się
jeszcze trudniejsza. Jednak w najbliższym czasie należy spodziewać się
kolejnych innowacji w tej dziedzinie. Niedawno zaprezentowane zostały dwie
odmiany tych pamięci – cMLC (o obniżonej trwałości i wydajności
– do zastosowań konsumenckich) oraz eMLC (o podwyższonej trwałości
i wydajności – do zastosowań profesjonalnych). Już wkrótce do masowej
produkcji mają trafić też pamięci TLC (Triple-Level Cell), w których jedna
komórka będzie przechować trzy bity informacji. Jednak na razie ich producenci
podkreślają, że trwałość tego typu nośników jest z pewnością
niewystarczająca do profesjonalnych zastosowań.
Trwałość nośników flash to niejedyne wyzwanie, z którym
przyszło się zmierzyć ich producentom, sprzedawcom i użytkownikom. Drugim
i obecnie chyba najważniejszym jest wydajność. W końcu przyspieszenie
pracy aplikacji stanowi dziś główny powód, dla którego kupuje się macierze
all-flash. Wydajność można mierzyć na kilka sposobów, ale niestety, każdy
dostarcza tylko częściowych informacji. Na dodatek uzyskanymi wynikami łatwo
jest manipulować, z czego dość skrzętnie korzystają działy marketingu
niektórych producentów…
Jednym z parametrów, którym można opisać wydajność
każdego urządzenia pamięci masowych, jest liczba wykonanych operacji wejścia-wyjścia
na sekundę (Input-Output Per Second). Dobrze znają ten parametr administratorzy
baz danych, ponieważ to oni najlepiej wiedzą, jakie są ich oczekiwania
w tym zakresie. Aby pomiar liczby IOPS był porównywalny, musi być dokonany
przy konkretnej, ustalonej wielkości bloku danych. I tu pojawia się
pierwszy problem utrudniający wybór właściwego urządzenia, zaspokajającego
potrzeby klienta. Wśród dostawców macierzy all-flash przyjęło się, że podawana
jest maksymalna liczba IOPS obliczona tylko przy odczycie danych (bez zapisu,
który trwa znacznie dłużej niż odczyt), przy bloku danych o wielkości
4 kB i bez wykorzystania pamięci cache.
Cena, czyli cuda
Ceny
macierzy all-flash zaczynają się od kilkudziesięciu tysięcy dolarów,
a urządzenia klasy średniej kosztują kilkaset tysięcy. Dlatego wśród
potencjalnych klientów są głównie duże przedsiębiorstwa, ale nie tylko.
Podsumowanie kosztu zakupu oraz użytkowania zwykłej macierzy dyskowej
i urządzenia typu all-flash może łatwo wypaść na korzyść tego drugiego.
Wystarczy, że firma przetwarza niewielką ilość danych w bazie (kilkanaście
TB), ale chce zagwarantować jej bardzo wysoką wydajność. W przypadku wykorzystania
dysków twardych musiałaby zainwestować w macierz z minimum setką
napędów wysokiej wydajności (łącznie zapewnią one odpowiednią liczbę IOPS, ale
na pewno nie zagwarantują krótkiego czasu odpowiedzi). Taką samą liczbę IOPS
można uzyskać, kupując małą macierz all-flash z kilkunastoma dyskami SSD,
zapewniając sobie jednocześnie czas odpowiedzi krótszy o kilka rzędów
wielkości oraz… gigantyczne oszczędności na poborze prądu. Taka mała macierz
potrzebuje mocy rzędu 600–700 W, czyli tyle co mały serwer. Macierz
dyskowa ze 100 dyskami potrzebuje zasilania trójfazowego, specjalnych UPS-ów
i o wiele większej przestrzeni w centrum danych.
W stworzonym w ten
sposób środowisku testowym da się uzyskać ogromne wartości, ale są one tylko
teoretyczne. W zasadzie mogą służyć wyłącznie do porównywania ze sobą
różnych modeli macierzy, ale nie do doboru ich do rzeczywistych potrzeb
klienta. W najczęściej spotykanych scenariuszach użycia przyjmuje się
około 70 proc. operacji odczytu i 30 proc. zapisu. Poza tym blok
danych o wielkości 4 kB prawie nigdy nie jest stosowany
– najczęściej wykorzystuje się bloki wielkości 8 kB dla baz danych
i 32 kB dla wirtualizacji.
– Do świadomości klientów przebił się tylko parametr IOPS,
a nim wyjątkowo łatwo manipulować – podkreśla Piotr Biskupski, Storage Solutions Technical Leader w IBM. – Wystarczy zmienić
wielkość bloku danych, aby otrzymać zupełnie inne wyniki. Poza tym dostawcy
„walczą” dziś na poziomie milionów IOPS, podczas gdy znakomita większość
klientów nie potrzebuje ich więcej niż 200 tys. przy bloku wielkości 4 kB.
Zdecydowanie ważniejszym
parametrem, ale traktowanym po macoszemu, jest tzw. czas odpowiedzi (response
time). Opisuje konkretny czas, począwszy od wysłania żądania informacji do momentu
jej otrzymania. Ten parametr często jest mylony z opóźnieniem (latency),
opisującym fizyczne właściwości różnych elementów po drodze, którą przemierza
paczka z danymi, i nie oddaje rzeczywistego czasu oczekiwania serwera
na informacje.
Co warto sprzedawać…
Macierze all-flash, których sprzedaż warta jest rozważenia,
oferuje na świecie kilkanaście firm. Urządzenia te można podzielić na trzy
grupy:
– klasyczne macierze dyskowe z zainstalowanymi wyłącznie dyskami
SSD (EMC VNXe All-Flash, Fujitsu TS, HP, Infortrend, NetApp)
– najtańsza oferta przy bardzo dobrej wydajności,
– macierze zaprojektowane od podstaw do pracy z dyskami SSD
(Cisco, EMC XtremIO, Huawei, Kaminario, Nimbus Data, Pure Storage,
SolidFire, Tegile) – zapewniają różnorodną funkcjonalność,
– macierze wykorzystujące jako pamięć flash specjalne moduły
z kośćmi NAND (IBM, Violin Memory) – zajmują mniej miejsca
niż klasyczne macierze z dyskami SSD, a przy niektórych scenariuszach
użycia mogą być od nich znacznie wydajniejsze.
Pomiar czasu odpowiedzi też nastręcza trudności, bowiem
parametr ten proporcjonalnie zależy od liczby IOPS – im więcej operacji
wejścia-wyjścia (większe obciążenie macierzy), tym dłuższy czas odpowiedzi.
Mimo wszystko daje on lepsze wyobrażenie na temat ogólnej wydajności całego
urządzenia, gdyż opisuje właściwości nie tylko nośnika, ale też kontrolera
macierzowego.
– Macierze, które oferują czas odpowiedzi powyżej jednej
milisekundy, powinny być traktowane przez klientów jako dość wolne – mówi
Wojciech Wróbel, Product Manager ds. pamięci masowych w Fujitsu TS. –
Natomiast aktualne rekordy oscylują wokół 100 mikrosekund. Niestety, wielu
producentów w dokumentacji nie podaje precyzyjnych danych, umieszczając
tam informacje w rodzaju: „mniej niż 1 ms”.
Kolejnym parametrem podawanym czasami przez producentów jest
transfer mierzony w jednostce czasu (GB/s). To też w gruncie rzeczy
trick marketingowy, bowiem przy macierzach all-flash nie ma on żadnego
zastosowania. Wyniki podobne do podawanych wartości tego parametru można byłoby
uzyskać, posługując się takimi urządzeniami w środowiskach backupu lub
streamingu wideo. Natomiast z ekonomicznego punktu widzenia macierze
all-flash do takich celów zupełnie się nie nadają.
I jeszcze słowo o interfejsach przyłączeniowych.
W macierzach all-flash najczęściej spotyka się interfejs Fibre Channel.
Praktycznie we wszystkich modelach obecny jest też interfejs iSCSI – przez
administratorów uważany za zbyt wolny i niepraktyczny, ponieważ wydłuża
czas odpowiedzi. W kilku modelach można też spotkać interfejs FCoE
– wystarczający do wielu zastosowań, ale nie tak szybki, jak FC (jedno
łącze FC 16 Gb/s zapewnia krótszy czas odpowiedzi niż dwa zagregowane łącza
FCoE 10 Gb/s). W niektórych modelach zainstalowano także łącze Infiniband,
stosowane przede wszystkim w środowiskach wysokowydajnego przetwarzania
(HPC).
Rozbudowa macierzy dyskowych
Dostawcy macierzy dyskowych umożliwiają ich rozbudowę na
trzy sposoby:
Scale-in – możliwość instalacji dodatkowych dysków
lub kontrolerów wewnątrz obudowy.
Scale-up – możliwość instalacji półek dyskowych
z dodatkowymi napędami, ale bez kontrolerów, a więc bez zwiększania
wydajności.
Scale-out – możliwość instalacji półek dyskowych
z dodatkowymi napędami i kontrolerami, co zapewnia dodatkową
pojemność i wydajność.
Niektórzy producenci mają w ofercie oba typy półek
dyskowych: z dodatkowymi kontrolerami (scale-out) i bez nich (scale-up).
Macierze typu all-flash powstały w celu przyspieszania
pracy aplikacji. Dlatego teoretycznie mogłyby być pozbawione wielu dodatkowych
funkcji obecnych w klasycznych macierzach dyskowych. Producenci jednak
także w tym obszarze starają się sprawić, aby ich rozwiązania wyróżniały
się od konkurencyjnych. W związku z tym… decyzja o wyborze staje
się jeszcze trudniejsza.
Ponieważ nośniki flash
nadal są dość drogie, producenci proponują zastosowanie technik zmniejszających
objętość przechowywanych danych: deduplikację i kompresję (są one obecnie
wykorzystywane mniej więcej w połowie dostępnych na rynku urządzeń). Kompresja
dobrze sprawdza się w przypadku każdego rodzaju danych, które nie są
skompresowane z natury (jak pliki multimedialne czy zdjęcia),
a szczególnie w bazach danych. Deduplikacja natomiast –
w środowiskach wirtualnych, a przede wszystkim przy wirtualizacji
desktopów. Jednak równoległe korzystanie z obu tych technik nie ma
większego sensu, bo wzrost korzyści (liczonej w odzyskanej przestrzeni)
będzie wówczas bardzo niewielki. Poza tym zarówno deduplikacja, jak też
kompresja wpływają negatywnie na wydajność, a więc „zabijają” główną
korzyść, dla której firmy inwestują w macierze all-flash.
Dobierając takie urządzenia dla klienta, trzeba baczną uwagę
zwracać na to, czy podawane przez producenta parametry dotyczące pojemności nie
są wyliczone właśnie z zastosowaniem kompresji i/lub deduplikacji (często
dostępne na stronach internetowych producentów kalkulatory korzyści dokonują
obliczeń z włączonymi tego typu opcjami, co jest oczywistą manipulacją).
Siłą rzeczy dane te nie będą wiarygodne, bo współczynniki skuteczności obu tych
procesów nie będą znane, póki macierz nie zostanie zasilona właściwymi danymi
klienta. Dlatego podczas porównywania urządzeń zawsze należy zwracać uwagę na
rzeczywistą, „surową” pojemność (raw capacity).
Ważnym parametrem, który może mieć wpływ na ostateczną cenę
– zarówno zakupu, jak też użytkowania – jest kwestia oprogramowania
do zarządzania macierzą. Nierzadko bywa ono dołączane do urządzenia gratis
i nielimitowane w żaden sposób. Jednak niektórzy dostawcy stosują
model znany z klasycznych macierzy dyskowych, gdzie cena udzielonych
licencji może być zależna od pojemności nośników czy liczby kontrolerów.
Jerzy Adamiak
Rośnie zainteresowanie
dyskami SSD, które wykorzystywane sa najczęściej do budowy szybkiej warstwy
nośników w macierzach dyskowych, pełniącej de facto funkcję rozbudowanego
cache’u. Klienci doceniają tę możliwość, ponieważ zazwyczaj zwykły cache,
bazujący na pamięci RAM, trudno rozbudować do pojemności większej niż 32–64 GB.
Poza tym w środowiskach, gdzie potrzebna jest przede wszystkim wydajność, a
mniej dostępność, zastąpienie napędów mechanicznych dyskami SSD wychodzi
korzytniej finansowo – jeden dysk SSD zapewnia taką wydajność jak kilkadziesiąt
zwykłych napędów.
Cechy macierzy all-flash powodują, że ich sprzedaż nie
należy do najprostszych. Konieczna jest ciągła edukacja klientów, bo rzadko
zdają sobie oni sprawę, że dzięki tego typu inwestycjom mogą zastąpić posiadane
systemy pamięci masowych i znacznie oszczędzić, chociażby na poborze
energii elektrycznej (więcej na ten temat w ramce „Cena, czyli cuda”).
W Polsce bez problemu można kupić macierze all-flash od dostawców, którzy
specjalizują się także w ofercie tradycyjnych rozwiązań pamięci masowych.
Pozostali nie mają tu swoich przedstawicielstw, ale dla chętnych do współpracy
integratorów nie powinno stanowić to problemu.
– Faktycznie, nie mamy stałego reprezentanta w Polsce,
ale nasi przedstawiciele regularnie odwiedzają wasz kraj – zapewnia Ben Savage,
Director Channels & Alliances EMEA, Pure Storage. – Mamy natomiast jednego
partnera i jest nim firma Polcom Storage z Krakowa.
O tym, że obecność na tym rynku nie należy do
najłatwiejszych, przekonało się już kilka firm. NetApp przez ponad rok pracował
nad projektem FlashRay, który miał zrewolucjonizować tego typu systemy
(w trakcie prac producent uzyskał ponad 200 patentów w tym zakresie).
Do klientów dostarczone zostały już nawet pierwsze prototypowe rozwiązania.
Niestety, przyszłość projektu okazała się bardzo niepewna. W marcu
2015 r. odszedł jego kierownik, zaś NetApp usunął informacje
o FlashRayu ze swojej strony internetowej. Producent przyznaje, że zdobytą
wiedzę i patenty wykorzystuje w nowej rodzinie macierzy AFF8000.
EMC (lider tego rynku) ma
w ofercie rodzinę macierzy all-flash XtremIO, kupioną w 2012 r.
wraz z firmą o tej samej nazwie, ale producent chciał też stworzyć
macierz wykorzystującą nie dyski SSD, ale własne moduły, na kształt oferty firm
IBM i Violin Memory. W tym celu za około miliard dolarów kupił
w maju 2014 r. firmę DSSD, która nie wprowadziła na rynek
komercyjnego produktu, ale opracowała kilka innowacyjnych rozwiązań. Niestety,
po ponad roku nowe systemy nadal nie trafiły do klientów, zaś producent
przyznaje, że ma trudności ze skompletowaniem zespołu rozwijającego te
rozwiązania (w siedzibie byłej już firmy DSSD w kalifornijskim Menlo
Park)
Szeroko komentowanym
wydarzeniem ostatnich tygodni było upublicznienie złożonej przez Pure
Storage dokumentacji finansowej przed planowanym jeszcze w tym roku
wejściem firmy na giełdę. Pure charakteryzuje się tym, że od wielu lat prowadzi
bardzo agresywną, negatywną kampanię marketingową przeciwko dwóm największym
konkurentom – EMC i NetApp. Równocześnie firma przez lata dość
skutecznie ukrywała wyniki finansowe. Liczby ujawnione w giełdowej
dokumentacji wywołały szeroki uśmiech na twarzach konkurencji – sprzedaż
Pure co prawda rośnie z roku na rok (z 6 mln dol.
w 2013 r. do 174 mln w 2015 r.), ale jednocześnie
firma ponosi gigantyczne straty (23 mln dol. w 2013 r. i aż
183 mln w 2015 r.). Analitycy rynku zaczęli komentować, że Pure
Storage może podzielić los Violin Memory, która weszła na giełdę we wrześniu
2013 r., po czym ceny jej akcji szybko spadły z 9 do 2 dol.
Piotr Sękowski
Klasyczne macierze z
zainstalowanymi dyskami SSD i rozwiązania zaprojektowane od podstaw do
korzystania z pamięci flash to dwie zupełnie inne ligi. To tak jakby porównywać
usportowiony samochód do bolidu Formuły 1. W prawdziwych macierzach all-flash
wyeliminowane zostały wszystkie wąskie gardła w kontrolerach, jak też zmieniony
został sposób wyboru danych do zapisania w poszczególnych kościach pamięci
flash.
Ofiarą nieobiektywnego podejścia do rynku pamięci all-flash
okazał się również Gartner. W czerwcu br. analitycy agencji badawczej po
raz pierwszy opublikowali magiczny kwadrat dotyczący tego tematu, który
wzbudził wiele protestów wśród zainteresowanych producentów. Wskazywali oni
przede wszystkim na to, że przy ocenie ofert poszczególnych dostawców,
analitycy skupili się głównie na dodatkowej funkcjonalności, zamiast na…
wydajności, która jest głównym powodem zakupu tego typu rozwiązań.
Scenariuszy, w których
macierze all-flash mogą stanowić bardzo rozsądną alternatywę wobec klasycznych
macierzy dyskowych, wciąż przybywa. Zarówno jeśli chodzi o wydajność, jak
też cenę. Bardzo ważne jest jednak, aby proponowaną klientowi macierz
udostępnić do testów i zrealizować projekt Proof-of-Concept. Większość
producentów bez problemu udostępnia w tym celu swoje urządzenia. Są bowiem
świadomi, że tylko w ten sposób klient będzie w stanie oszacować możliwe
do uzyskania korzyści. Jednak trzeba pamiętać o czających się tutaj
pułapkach…
– W przypadku macierzy all-flash trzeba być bardzo
świadomym wszystkich zachodzących w nich procesów – podkreśla
Jean-Francois Marie, dyrektor marketingu produktowego NetApp. – Dużym
błędem klientów jest to, że przyjmują do testów macierze z zupełnie nowymi
nośnikami. Ze względu na
brak konieczności oczyszczania ich komórek przed zapisem w procesie
zbierania śmieci, na początku obserwowana wydajność będzie ogromna, ale po paru
tygodniach użytkowania szybko spadnie. Dlatego podczas testów wydajnościowych
zawsze trzeba przez wiele dni zapisywać nośniki w macierzy all-flash do
samego końca, a następnie je kasować. Dopiero po takiej operacji będzie można
ocenić ich rzeczywistą wydajność we własnym środowisku aplikacyjnym.
Warto sobie wziąć tę radę
do serca, aby stać się w pełni świadomym i zaufanym sprzedawcą
macierzy all-flash…
Jean-Francois Marie
Z naszych doświadczeń,
zdobytych przy projekcie FlashRay, wynika, że aby zapewnić jak największą
trwałość nośnika flash, trzeba stosować mieszany rozmiar bloków danych.
Prowadziliśmy testy przy tym modelu zapisu przez 14 miesięcy i po tym czasie
zużycie komórek pamięci wyniosło 5 proc. To oznacza, że taki system będzie mógł
pracować z zagwarantowaną trwałością danych przez kilkanaście lat.
Artykuł Macierze all-flash – fakty i mity pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł iSource: osiem głośników Logitecha pochodzi z serwisu CRN.
]]>Sugerowana cena detaliczna brutto: 699 zł.
Artykuł iSource: osiem głośników Logitecha pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rekordowa sprzedaż komputerów Mac pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rekordowa sprzedaż komputerów Mac pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Muzyka z IPoda na domowym sprzęcie pochodzi z serwisu CRN.
]]>
Cechy:
Automatyczne ściszanie muzyki z chwilą wykrycia przez iPhone’a połączenia przychodzącego
Obsługa standardu Bluetooth v2.0 z EDR
Zasięg do 10 m
W zestawie przewody 3,5 mm na RCA oraz 3,5 mm na 3,5 mm
Zgodność z wszystkimi urządzeniami obsługującymi transmisję stereo Bluetooth A2DP, w tym:
iPhone 3GS, 3G oraz iPhone 1. generacji, iPod touch 2. generacji
Sugerowana cena detaliczna Belkin Bluetooth Music Receiver (F8Z492cw) -– 199 złotych. Gwarancja – 3 lata.
Artykuł Muzyka z IPoda na domowym sprzęcie pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Biznes z iSource’em pochodzi z serwisu CRN.
]]>CRN Polska Czyli nowe umowy dystrybucyjne oznaczają większy wybór dodatkowych narzędzi dla użytkowników produktów Apple’a?
Dariusz Grądek W
naszej ofercie można znaleźć produkty ponad 40 różnych dostawców. Na
przykład do iPoda, który jest obecnie najchętniej kupowanym
odtwarzaczem muzycznym w Polsce, istnieje ponad 5 tys. różnych
akcesoriów. Sprzedaż iPoda to w gruncie rzeczy sprzedaż całego
„ekosystemu”. Klient, który kupi iPoda, w ciągu następnych sześciu
miesięcy wydaje przeciętnie 600 zł na akcesoria. Jeśli więc sprzedaż
zostanie przeprowadzona profesjonalnie, po dodatki wróci później do
tego samego sprzedawcy.
CRN Polska Resellerom nie podoba się, że iSource jest
monopolistą w zakresie dystrybucji Apple’a (pisaliśmy o tym w artykule
„Ten sam czy inny?”, opublikowanym w numerze 10/2008 CRN Polska)…
Dariusz Grądek Nie
można mówić o praktyce monopolistycznej, bo zabrania jej prawo
europejskie. Jesteśmy dziś jedynym dystrybutorem tylko dlatego, że taką
politykę prowadzi Apple. Podobnie przedstawia się zresztą ta kwestia w
innych krajach europejskich, np. we Francji czy w Niemczech. Poza tym
widzieliśmy już w Polsce, że wprowadzenie drugiego gracza na bardzo
wąskim rynku doprowadziło do pauperyzacji linii produkcyjnej lub wręcz
do upadku produktu.
Dostawca ściśle określił wymagania dotyczące
sprzedaży na polskim rynku, podobnie jak marże dla resellerów. Drugi
gracz, który miałby takie same ceny, jest zatem zupełnie zbędny. Od
dłuższego czasu odnotowujemy zrównoważony wzrost zainteresowania, a to
znaczy, że polityka producenta jest przez nas realizowana. W minionym
roku finansowym Apple’a, który zakończył się we wrześniu 2009 r.,
mieliśmy rekordową sprzedaż iPodów, dzięki czemu awansowaliśmy do
europejskiej superligi.
CRN Polska W związku z objęciem przez pana stanowiska szefa
iSource’a pod koniec ubiegłego roku zaczęły się prace zarządu nad
strategią firmy. Czy jest już gotowa?
Dariusz Grądek Wciąż
nad nią pracujemy. iSource to moim zdaniem unikalna spółka o
najlepszych w Polsce kompetencjach w zakresie dystrybucji urządzeń IT i
elektroniki w segmencie premium. Konsekwentnie inwestuje w rozbudowę
zaawansowanych narzędzi handlowych i usług dodanych oferowanych
dostawcom i klientom. Naszym głównym celem jest niewątpliwie, aby
iSource stał się liderem dystrybucji z wartością dodaną marek typu
premium w Polsce. Ostatnio w naszym asortymencie pojawia się wiele
nowych marek, m.in. Crumpler, TopPower i Helion. Poza tym –
wykorzystując doświadczenie dystrybutora z wartością dodaną, które
zdobyliśmy w ciągu dwóch lat, oraz korzystając z urządzeń, które mają
być nośnikiem usług i pomóc w zarządzaniu nimi – będziemy budować
bardzo zaawansowane rozwiązania. Chcemy wspierać partnerów w całym
procesie sprzedaży: od momentu zakupu po wdrożenie. Dzięki stabilnym i
wiarygodnym akcjonariuszom mamy zapewnione źródła finansowania.
Jednocześnie myślimy o przejęciach, a także o wejściu na giełdę.
Jesteśmy zainteresowani firmami, które po przejęciu umożliwią nam
uzyskanie efektu synergii i skokowy wzrost sprzedaży.
CRN Polska iSource mówi o sobie, że jest dystrybutorem z wartością dodaną. Co należy przez to rozumieć?
Dariusz Grądek Zdefiniujemy
to w najbliższej przyszłości. Jeśli chodzi o dystrybucję produktów
Apple’a (pamiętajmy, że nie są to urządzenia kupowane masowo), wartość
dodana polega na naszym uczestnictwie w całym procesie sprzedaży, czyli
przekazywaniu partnerom wiedzy marketingowej, wsparciu
przedsprzedażnym, a także związanym z serwisem. Interesuje nas nie
tylko, ile partnerzy od nas kupią, ale także, ile sprzedadzą. Staramy
się z nimi współpracować na każdym etapie (włączając w to również
elementy logistyki i finansowania), także wtedy, kiedy pojawiają się
jakieś trudności, prowadząc działania, które pozwolą nam zwiększyć
zbyt, świadomość marki oraz udziały rynkowe.
Mając największą na
rynku wiedzę zarówno na temat sprzedawania tych wyrobów, jak i ich
zastosowań, jesteśmy dla partnerów oraz współpracujących z nami
resellerów solutions providerem, co oznacza, że z produktów Apple’a
przygotowujemy konkretne specjalistyczne rozwiązania (np. dla mediów),
które umożliwiają im zwiększanie zbytu. Mamy też świadomość, że trzeba
szukać nowych segmentów rynku, które można zagospodarować. Ciekawe
perspektywy stwarza np. cyfryzacja usług medycznych.
Do obszarów
priorytetowych dla iSource’a należy tradycyjnie edukacja, co wynika z
polityki producenta. Już teraz 15 proc. komputerów w polskich szkołach
to Maki. Jesteśmy największym dostawcą komputerów dla polskich
podstawówek i gimnazjów: w ciągu ostatnich dwóch lat sprzedaliśmy im w
większych przetargach 26 tys. tych urządzeń. Dostarczamy szkołom
również pliki z programami nauczania i skryptami do prowadzenia zajęć,
więc z punktu widzenia nauczyciela nasza oferta jest lepsza od
propozycji innych dostawców.
CRN Polska W 2008 r. z
części SAD-a utworzono iSource’a. Tomasz Włostowski, ówczesny szef
nowej firmy, deklarował na naszych łamach (również w artykule „Ten sam
czy inny?”), że dystrybutor chce rozbudowywać kanał, czyli zwiększać
liczbę kompetentnych partnerów oraz szukać nowych. Czy te deklaracje są
aktualne?
Dariusz Grądek Nie zamierzamy być broadlinerem,
więc nie jest najważniejsze, ilu partnerów współpracuje z nami dzisiaj,
a ilu współpracowało dwa lata temu. Ważne jest, jacy to partnerzy i czy
są zainteresowani dystrybuowanymi przez nas produktami oraz wsparciem,
jakie oferujemy.
CRN Polska Czyli to nieprawda, że chcecie zwiększać liczbę partnerów?
Dariusz Grądek Liczba
nie jest najistotniejsza, bo w bazie można mieć ich tysiące. Pytanie,
ilu jest aktywnych i rzeczywiście koncentruje się na sprzęcie, który
dystrybuujemy. Chcemy pomagać coraz bardziej tym, z którymi pracujemy,
i w takim sensie rzeczywiście rozwijamy kanał.
Produkty z naszej
oferty często kupuje 400 resellerów, w bazie mamy ich zarejestrowanych
ok. 1 tys. Natomiast w programie partnerskim bierze udział znacznie
mniejsza grupa – mamy ok. 50 partnerów
autoryzowanych i ok. 30
dostawców rozwiązań, ich weryfikacja odbywa się w Apple’u. Nie dążymy
do tego, aby gwałtownie zmieniać te liczby i w żaden sposób ani nie
stymulujemy, ani nie hamujemy wzrostu liczby aktywnych partnerów.
CRN Polska Wiosną 2008 r. resellerzy bali się konkurencji ze strony SAD-a…
Dariusz Grądek Niepotrzebnie.
SAD jest niezależną spółką, prowadzi własne działania operacyjne i nie
ma u nas żadnych dodatkowych przywilejów. Spółka zajmuje się przede
wszystkim rozwojem iSpotów, czyli sklepów sprzedających wyroby Apple’a,
i ma – jako jedna z trzech firm (oprócz Cortlandu i Use’a) – status
Apple Premium Resellera. Poza tym działa na rynku edukacyjnym oraz
wideo.
A przecież można się specjalizować w tak wielu różnych
obszarach, że inni mają nadal duże pole do popisu. Wystarczy tylko mieć
pomysł na biznes i otwartą głowę, czyli wiedzieć, co i w jaki sposób
chce się osiągnąć. W gruncie rzeczy tylko tacy resellerzy przetrwają.
Widać zresztą, że firmy, które się w czymś specjalizują, dalej się
rozwijają, dzięki obniżce kosztów lub poprawie efektywności.
Artykuł Biznes z iSource’em pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Biznes z iSource’em pochodzi z serwisu CRN.
]]>CRN Polska Czyli nowe umowy dystrybucyjne oznaczają większy wybór dodatkowych narzędzi dla użytkowników produktów Apple’a?
Dariusz Grądek W naszej ofercie można znaleźć produkty ponad 40 różnych dostawców. Na przykład do iPoda, który jest obecnie najchętniej kupowanym odtwarzaczem muzycznym w Polsce, istnieje ponad 5 tys. różnych akcesoriów. Sprzedaż iPoda to w gruncie rzeczy sprzedaż całego „ekosystemu”. Klient, który kupi iPoda, w ciągu następnych sześciu miesięcy wydaje przeciętnie 600 zł na akcesoria. Jeśli więc sprzedaż zostanie przeprowadzona profesjonalnie, po dodatki wróci później do tego samego sprzedawcy.
CRN Polska Resellerom nie podoba się, że iSource jest monopolistą w zakresie dystrybucji Apple’a (pisaliśmy o tym w artykule „Ten sam czy inny?”, opublikowanym w numerze 10/2008 CRN Polska)…
Dariusz Grądek Nie można mówić o praktyce monopolistycznej, bo zabrania jej prawo europejskie. Jesteśmy dziś jedynym dystrybutorem tylko dlatego, że taką politykę prowadzi Apple. Podobnie przedstawia się zresztą ta kwestia w innych krajach europejskich, np. we Francji czy w Niemczech. Poza tym widzieliśmy już w Polsce, że wprowadzenie drugiego gracza na bardzo wąskim rynku doprowadziło do pauperyzacji linii produkcyjnej lub wręcz do upadku produktu.
Dostawca ściśle określił wymagania dotyczące sprzedaży na polskim rynku, podobnie jak marże dla resellerów. Drugi gracz, który miałby takie same ceny, jest zatem zupełnie zbędny. Od dłuższego czasu odnotowujemy zrównoważony wzrost zainteresowania, a to znaczy, że polityka producenta jest przez nas realizowana. W minionym roku finansowym Apple’a, który zakończył się we wrześniu 2009 r., mieliśmy rekordową sprzedaż iPodów, dzięki czemu awansowaliśmy do europejskiej superligi.
CRN Polska W związku z objęciem przez pana stanowiska szefa iSource’a pod koniec ubiegłego roku zaczęły się prace zarządu nad strategią firmy. Czy jest już gotowa?
Dariusz Grądek Wciąż nad nią pracujemy. iSource to moim zdaniem unikalna spółka o najlepszych w Polsce kompetencjach w zakresie dystrybucji urządzeń IT i elektroniki w segmencie premium. Konsekwentnie inwestuje w rozbudowę zaawansowanych narzędzi handlowych i usług dodanych oferowanych dostawcom i klientom. Naszym głównym celem jest niewątpliwie, aby iSource stał się liderem dystrybucji z wartością dodaną marek typu premium w Polsce. Ostatnio w naszym asortymencie pojawia się wiele nowych marek, m.in. Crumpler, TopPower i Helion. Poza tym – wykorzystując doświadczenie dystrybutora z wartością dodaną, które zdobyliśmy w ciągu dwóch lat, oraz korzystając z urządzeń, które mają być nośnikiem usług i pomóc w zarządzaniu nimi – będziemy budować bardzo zaawansowane rozwiązania. Chcemy wspierać partnerów w całym procesie sprzedaży: od momentu zakupu po wdrożenie. Dzięki stabilnym i wiarygodnym akcjonariuszom mamy zapewnione źródła finansowania. Jednocześnie myślimy o przejęciach, a także o wejściu na giełdę. Jesteśmy zainteresowani firmami, które po przejęciu umożliwią nam uzyskanie efektu synergii i skokowy wzrost sprzedaży.
CRN Polska iSource mówi o sobie, że jest dystrybutorem z wartością dodaną. Co należy przez to rozumieć?
Dariusz Grądek Zdefiniujemy to w najbliższej przyszłości. Jeśli chodzi o dystrybucję produktów Apple’a (pamiętajmy, że nie są to urządzenia kupowane masowo), wartość dodana polega na naszym uczestnictwie w całym procesie sprzedaży, czyli przekazywaniu partnerom wiedzy marketingowej, wsparciu przedsprzedażnym, a także związanym z serwisem. Interesuje nas nie tylko, ile partnerzy od nas kupią, ale także, ile sprzedadzą. Staramy się z nimi współpracować na każdym etapie (włączając w to również elementy logistyki i finansowania), także wtedy, kiedy pojawiają się jakieś trudności, prowadząc działania, które pozwolą nam zwiększyć zbyt, świadomość marki oraz udziały rynkowe.
Mając największą na rynku wiedzę zarówno na temat sprzedawania tych wyrobów, jak i ich zastosowań, jesteśmy dla partnerów oraz współpracujących z nami resellerów solutions providerem, co oznacza, że z produktów Apple’a przygotowujemy konkretne specjalistyczne rozwiązania (np. dla mediów), które umożliwiają im zwiększanie zbytu. Mamy też świadomość, że trzeba szukać nowych segmentów rynku, które można zagospodarować. Ciekawe perspektywy stwarza np. cyfryzacja usług medycznych.
Do obszarów priorytetowych dla iSource’a należy tradycyjnie edukacja, co wynika z polityki producenta. Już teraz 15 proc. komputerów w polskich szkołach to Maki. Jesteśmy największym dostawcą komputerów dla polskich podstawówek i gimnazjów: w ciągu ostatnich dwóch lat sprzedaliśmy im w większych przetargach 26 tys. tych urządzeń. Dostarczamy szkołom również pliki z programami nauczania i skryptami do prowadzenia zajęć, więc z punktu widzenia nauczyciela nasza oferta jest lepsza od propozycji innych dostawców.
CRN Polska W 2008 r. z części SAD-a utworzono iSource’a. Tomasz Włostowski, ówczesny szef nowej firmy, deklarował na naszych łamach (również w artykule „Ten sam czy inny?”), że dystrybutor chce rozbudowywać kanał, czyli zwiększać liczbę kompetentnych partnerów oraz szukać nowych. Czy te deklaracje są aktualne?
Dariusz Grądek Nie zamierzamy być broadlinerem, więc nie jest najważniejsze, ilu partnerów współpracuje z nami dzisiaj, a ilu współpracowało dwa lata temu. Ważne jest, jacy to partnerzy i czy są zainteresowani dystrybuowanymi przez nas produktami oraz wsparciem, jakie oferujemy.
CRN Polska Czyli to nieprawda, że chcecie zwiększać liczbę partnerów?
Dariusz Grądek Liczba nie jest najistotniejsza, bo w bazie można mieć ich tysiące. Pytanie, ilu jest aktywnych i rzeczywiście koncentruje się na sprzęcie, który dystrybuujemy. Chcemy pomagać coraz bardziej tym, z którymi pracujemy, i w takim sensie rzeczywiście rozwijamy kanał.
Produkty z naszej oferty często kupuje 400 resellerów, w bazie mamy ich zarejestrowanych ok. 1 tys. Natomiast w programie partnerskim bierze udział znacznie mniejsza grupa – mamy ok. 50 partnerów
autoryzowanych i ok. 30 dostawców rozwiązań, ich weryfikacja odbywa się w Apple’u. Nie dążymy do tego, aby gwałtownie zmieniać te liczby i w żaden sposób ani nie stymulujemy, ani nie hamujemy wzrostu liczby aktywnych partnerów.
CRN Polska Wiosną 2008 r. resellerzy bali się konkurencji ze strony SAD-a…
Dariusz Grądek Niepotrzebnie. SAD jest niezależną spółką, prowadzi własne działania operacyjne i nie ma u nas żadnych dodatkowych przywilejów. Spółka zajmuje się przede wszystkim rozwojem iSpotów, czyli sklepów sprzedających wyroby Apple’a, i ma – jako jedna z trzech firm (oprócz Cortlandu i Use’a) – status Apple Premium Resellera. Poza tym działa na rynku edukacyjnym oraz wideo.
A przecież można się specjalizować w tak wielu różnych obszarach, że inni mają nadal duże pole do popisu. Wystarczy tylko mieć pomysł na biznes i otwartą głowę, czyli wiedzieć, co i w jaki sposób chce się osiągnąć. W gruncie rzeczy tylko tacy resellerzy przetrwają. Widać zresztą, że firmy, które się w czymś specjalizują, dalej się rozwijają, dzięki obniżce kosztów lub poprawie efektywności.
Artykuł Biznes z iSource’em pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Hama: futerał do iPoda pochodzi z serwisu CRN.
]]>
Sugerowana cena detaliczna tego produktu wynosi 49,90 zł.
Artykuł Hama: futerał do iPoda pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Maki od NTT pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Maki od NTT pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł GNT: z kablem lub bez pochodzi z serwisu CRN.
]]>Sugerowana cena detaliczna brutto wynosi 239 zł. Gwarancja – 2 lata.
Artykuł GNT: z kablem lub bez pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł GNT: głośniki do iPoda pochodzi z serwisu CRN.
]]>Cena resellerska netto wynosi 563 zł. Gwarancja – 2 lata.
Artykuł GNT: głośniki do iPoda pochodzi z serwisu CRN.
]]>