Artykuł Przetarg, którego nie odpuszczę pochodzi z serwisu CRN.
]]>Edward Wojtysiak Tak, śledzę z uwagą wszelkie doniesienia na temat Actiona. Jednak przede wszystkim jako były członek zarządu tej firmy jestem głęboko dotknięty tym, co ją spotkało. W mojej ocenie została niesłusznie potraktowana, podobnie jak swego czasu JTT czy Optimus, a więc, notabene, inne polskie podmioty. Oczywiście swoich racji Action musi dochodzić w sądach i wierzę, że w końcu oczyści się z zarzutów, ale w tle pozostają zniszczone firmy, zwolnieni pracownicy, złamane kariery… No i żal, że rodzimy podmiot gospodarczy, tytan pracy i prekursor technologiczny, który sprzedawał jako jedyny w Polsce swoje zaawansowane rozwiązania do szwajcarskiego CERN-u, a także przez lata budował w kraju potężne i największe klastry obliczeniowe, został w ten sposób potraktowany.
Bardzo podkreślasz polski rodowód Actiona. Jakie to ma znacznie w tej sprawie?
To dla mnie trudne do pojęcia, jak urzędnicy mogą tak niefrasobliwie podcinać skrzydła naszemu krajowemu potencjałowi. W mojej ocenie korzystają na tym jednak głównie korporacje zagraniczne. Oczywiście nie mam nic przeciwko kapitałowi zagranicznemu, bo to dobrze, kiedy do nas napływa, ale powinna jednak obowiązywać jakaś symetria między podmiotami pochodzącymi z innych krajów a tymi z Polski.
Co czujesz, jak widzisz, że Action powoli i systematycznie staje na nogi?
Jestem pełen podziwu, że mimo braku głównych kontraktów dystrybucyjnych firma generuje rocznie ponad 1 mld zł przychodów. To godne szacunku. Siłą Actiona jest to, że miał dużo partnerów handlowych wśród małych i średnich resellerów, którzy pamiętają, jak sądzę, wypracowaną przez długie lata jakość obsługi. Do tego dochodzą nowoczesny magazyn i elastyczne, szyte na miarę systemy do zarządzania firmą. To wszystko, choć nie tylko, będzie sprzyjać rozwojowi tego dystrybutora w przyszłości, już po zakończeniu procesu sanacyjnego.
Jeśli nie tylko te kwestie, to jakie jeszcze?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba sięgnąć do korzeni, a więc początków Actiona, który przez wiele lat koncentrował się na komponentach, a więc niekoniecznie skomplikowanych rozwiązaniach, ewoluując do dostawcy najbardziej zaawansowanych rozwiązań własnych oraz największych światowych producentów. I myślę, że właśnie to wieloletnie doświadczenie w sprzedaży produktów niszowych, ale wysokomarżowych, teraz zaprocentuje i będzie przynosić jeszcze większe profity.
Ponieważ w Actionie zajmowałeś się sektorem public, proces sanacji w zasadzie uniemożliwił Ci prowadzenie biznesu w ramach tej firmy.
W Actionie robiliśmy przetargi, wykorzystując przede wszystkim marki własne. Uzupełnialiśmy je o HP, Della, Lenovo i inne A-brandy bądź były one wsparciem dla naszych produktów. Po wprowadzeniu sanacji ci duzi producenci odeszli od Actiona, co diametralnie wszystko zmieniło, bo prowadzenie projektów było już niemożliwe. Na każdy udział w przetargu musiałem uzyskać zgodę sędziego-komisarza. Zamiast więc siadać do zbierania danych, przygotowywania wniosków, tworzenia oferty, ściągania niezbędnych produktów, najpierw czekałem wiele dni na zgodę, żeby wykonać jakikolwiek ruch. Moja praca nabrała wtedy charakteru „mission impossible”. I choć przez kilkanaście lat pracy w Actionie zarobiłem dla tej firmy bardzo duże pieniądze, odnosiłem sukcesy w każdym kolejnym roku, to wszystko skończyło się prawie z dnia na dzień. Z przyczyn niezależnych ode mnie.
Praca w Actionie to była bardzo długa przerwa w bezpośredniej działalności na rzecz integratorów. Wcześniej byłeś zatrudniony m.in. w Inwarze, Intertradingu i Optimusie, a teraz w Koncepcie, z centralą w Warszawie. Jesteś, jak rozumiem, odpowiedzialny za tę samą działkę co w Actionie, czyli przetargi?
Tak, przy czym u dystrybutora, jakim jest Action, realizowałem projekty, w których ramach jako jedyni skutecznie rywalizowaliśmy z A-brandami, będąc dla naszych partnerów rzeczywistym dystrybutorem z tzw. wartością dodaną. Dzięki temu staliśmy się głównym dostawcą w Polsce dla największych krajowych centrów obliczeniowych. W 2008 r. na finał jednego z takich wdrożeń przyjechał sam szef Intela, a wstęgę przecinał Lech Wałęsa. To było naprawdę duże wydarzenie, bo wdrożenie największego klastra obliczeniowego w Polsce, plasowanego wówczas na 47. pozycji na świecie. Pierwsze tak ważne z wielu kolejnych.
Sektor publiczny to największy odbiorca rozwiązań IT w Polsce. Jednak do złotych czasów mu teraz daleko. Jaki będzie rok 2020?
Ten rok będzie ciężki dla wszystkich, bo na rynku nie będzie odpowiedniej ilości pieniędzy. Widzimy przecież, jak rozkłada się budżet państwa, z którego ogromna część to kolejne nowe projekty socjalne zmniejszające drastycznie budżety projektowe. W związku z tym zapewne zostanie niezrealizowanych wiele przedsięwzięć, które miałyby pozytywny wpływ na rozwój obszarów IT. Zresztą widać to było także w 2018 i 2019 r., które też były pod tym względem słabiutkie.
To dodatkowo wzmaga presję na wzrost konkurencyjności. Uważasz, że to duży problem?
W tym kontekście chciałbym zwrócić uwagę na bardzo znaczący, także pod względem wartości, przetarg prowadzony przez Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe. Dziwnym trafem został ogłoszony 23 grudnia 2018 r., a więc tuż przed Wigilią. Chyba tylko i wyłącznie po to, żeby nikt nie zauważył, że takowy się odbył. Wprawdzie akurat wtedy byłem na nartach, ale codziennie śledziłem sytuację, więc od razu wychwyciłem to ogłoszenie. Kiedy zapoznałem się ze specyfikacją, jako jedyny w Polsce ją oprotestowałem, bo w mojej ocenie wyraźnie faworyzowała rozwiązania Huawei. Zresztą potem do protestu przyłączył się Dell i na szczęście Krajowa Izba Odwoławcza przyznała nam rację. Finalnie przetarg został unieważniony ze względu na przekroczenie budżetu i rozpisany na nowo, ale po raz kolejny w taki sposób, że Huawei dostał fory.
Jakie fory?
Konsorcjum Koncept-ZSK przystąpiło do tego przetargu ze sprzętem Della i okazało się, że w porównaniu ze specyfikacją z pierwszego przetargu akurat te oceniane i punktowane parametry, w których Dell był lepszy od Huawei, zostały wykreślone, za to wprowadzono kolejne, niekoniecznie w mojej ocenie klientowi potrzebne, a znów dające przewagę technologiczną Huawei.
A co wykreślono?
Na przykład wyniki z testu HPCG, w którym Dell był o wiele lepszy i wysoko punktowany. Ale chciałbym podkreślić jeszcze jeden ciekawy aspekt tego przetargu. Otóż jest on bardzo mocno zawężony i w mojej ocenie formuła przetargowa powinna być otwarta na wielu producentów, a nie tylko finalnie na dwóch. Oprócz tego jedynym kryterium powinna być cena, a nie jak obecnie – jest ona brana pod uwagę w 60 proc., a parametry techniczne w 40 proc. I to tak napisane, że dają Huawei maksymalny wynik. Jednocześnie chcę podkreślić, że sprzęt tej marki uważam za dobry i co do jego parametrów nie mam zastrzeżeń.
A na jakim etapie jest obecnie ten przetarg?
Koncept w konsorcjum z ZSK i Wasko złożył ofertę na poziomie 192 mln zł, podczas gdy propozycja Huawei opiewa na 205 mln zł. I teraz zobaczymy, jaka będzie decyzja komisji przetargowej. Zakładam, że jak każdy tak duży projekt zostanie on rozstrzygnięty w Krajowej Izbie Odwoławczej. Do tego na pewno dojdzie, bo nasza konkurencja w naszej ocenie bezpodstawnie utajniła swoją ofertę i zaoferowała dwa lata rozszerzonego serwisu on-site za 1 gr brutto, co jest ewidentnie rażąco niską ceną i czynem nieuczciwej konkurencji. Huawei przystąpił do przetargu w partnerstwie z młodą poznańską firmą Integrale, powiązaną przez osobę prezesa z poznańską firmą Alma. Nie ma ona żadnego, podkreślam: żadnego, doświadczenia w budowie i integracji klastrów obliczeniowych. A przetarg dotyczy wdrożenia nie tylko w Poznaniu, ale w sumie w ośmiu różnych, czołowych centrach obliczeniowych w całym kraju.
Zobaczymy więc, jak rozwinie się sytuacja. A kończąc, jakie masz marzenie zawodowe na rok 2020?
Wygrać ten mecz o wyżej omawiany przetarg na megaklaster obliczeniowy na poznańskim boisku, gdzie sędziowie też są z Poznania (śmiech).
W takim razie tego Ci życzę.
Rozmawiał
Tomasz Gołębiowski
Artykuł Przetarg, którego nie odpuszczę pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Action: zmiany w zarządzie pochodzi z serwisu CRN.
]]>"W firmie od ponad roku trwa sanacja, w ramach której zmienia się model biznesu spółki, a to wpływa na modyfikację struktury organizacji." – wyjaśnia Action w komunikacie.
Od 12 października br. zarząd Actionu jest dwuosobowy. Na czele spółki pozostaje prezes Piotr Bieliński, a Sławomir Harazin jest wiceprezesem.
"Wieloletnie doświadczenie i świetna znajomość segmentu przetargów to unikatowy know-how Edwarda, który w Action bardzo cenimy. Nie bez znaczenia są też sukcesy, które od 2004 roku odnosił dla naszej organizacji. To właśnie Edwardowi zawdzięczamy wygrany kontrakt na dostawę serwerów marki własnej Action (Actina Solar) do Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych w Genewie (CERN). Dlatego chciałbym mu za to wszystko jeszcze raz podziękować i życzyć kolejnych wybitnych osiągnięć – mówi Piotr Bieliński, prezes Actionu.
Artykuł Action: zmiany w zarządzie pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Piotr Bieliński ponownie wybrany prezesem Actionu pochodzi z serwisu CRN.
]]>– Piotr Bieliński na stanowisko prezesa zarządu,
– Edward Wojtysiak na stanowisko wiceprezesa zarządu do spraw logistyki, IT, serwisu i sprzedaży
korporacyjnej,
– Sławomir Harazin na stanowisko wiceprezesa zarządu do spraw handlu i marketingu.
Piotr Bieliński jest współzałożycielem spółki (w 1991 r.). Edward Wojtysiak wszedł do zarządu w 2008 r., a wcześniej, od 2004 r., był pełnomocnikiem prezesa. Sławomir Harazin jest związany ze spółką od początku jej istnienia. Wiceprezesem został w 2011 r.
Artykuł Piotr Bieliński ponownie wybrany prezesem Actionu pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Członek zarządu Actionu przekazał w darowiźnie akcje za 8,6 mln zł pochodzi z serwisu CRN.
]]>W piątek 22 października na zakończenie sesji na GPW akcje dystrybutora wyceniano na 18,18 zł (o 0,7 proc. mniej niż dzień wcześniej).
Artykuł Członek zarządu Actionu przekazał w darowiźnie akcje za 8,6 mln zł pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Sprawniejsze procedury przetargowe? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Najważniejsze zmiany w Prawie zamówień publicznych – szybszy zwrot wadium – możliwość wypłacenia przez zamawiającego zaliczki przedsiębiorcy w celu ułatwienia mu wywiązania się z umowy – zniesienie protestów – krótszy termin zgłaszania pytań dotyczących SIWZ – niższe progi unijne |
Od 1 stycznia obowiązuje też rozporządzenie Komisji Europejskiej, które zmniejsza obowiązujące od dwóch lat tzw. progi unijne, od których zależy m.in. obowiązek zamieszczenia ogłoszenia o przetargu w Dzienniku Urzędowym UE.
Na korzyść przedsiębiorców
Właściciele firm, którzy wezmą udział w przetargach i przegrają, znacznie szybciej otrzymają zwrot wpłaconych zamawiającym wadiów. W myśl nowych przepisów zamawiający musi oddać je bezzwłocznie po zakończeniu lub unieważnieniu postępowania, wcześniej miał na to czas do zawarcia umowy z wykonawcą. Wyjątek od tego obowiązku dotyczy zwrotu wadiów zwycięzcom przetargów: otrzymają oni wpłaconą kwotę niezwłocznie po zawarciu umowy z zamawiającym.
Szybszy zwrot pieniędzy oferentom ma zaradzić ewentualnym kłopotom z płynnością finansową oferentów. Przypomnijmy, że wysokość wadium nie może być niższa niż 3 proc. wartości zamówienia, w wielu przypadkach chodzi więc o niebagatelne kwoty.
Kolejna zmiana na korzyść przedsiębiorców polega na możliwości wypłacenia przez zamawiających zaliczek zwycięzcom przetargów na poczet wywiązania się z zamówienia, czyli dostarczenia zamawianego sprzętu lub wykonania zleconych usług, o ile taka opcja zostanie zapisana w Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia (SIWZ). Zaliczkę będą mogli dostać przedsiębiorcy również w sytuacji, gdy zamówienie jest współfinansowane, np. ze środków UE. Prawa do uzyskania zaliczki nie będą jednak mieli wykonawcy, którym zamawiający zleci zamówienie z wolnej ręki lub którzy zostaną wybrani w trybie negocjacji bez ogłoszenia.
Na korzyść zamawiających
Według nowych przepisów uczestnicy przetargów nie mogą już zgłaszać protestów zamawiającemu, m.in. w sprawie błędnych zapisów w SIWZ. Pierwszą instancją odwoławczą jest Krajowa Izba Odwoławcza (KIO). Do tej pory była ona kołem ratunkowym dla tych, którzy mimo wielokrotnych protestów nie zdołali skłonić zamawiającego do zmiany krzywdzących (np. faworyzujących konkretnego wykonawcę) wymagań. Problem w tym, że nie każdy ma prawo się odwołać – mogą to zrobić tylko oferenci biorący udział w przetargach, w których wartość zamówienia jest wyższa od tzw. progów unijnych. Pozostali mogą tylko poinformować zamawiającego o uchybieniach.
Przy wnoszeniu odwołania, które można wysłać e-mailem po opatrzeniu bezpiecznym podpisem elektronicznym, nie będzie już trzeba korzystać z pośrednictwa prezesa Urzędu Zamówień Publicznych. Z kolei orzeczenia KIO wolno zaskarżyć do sądu okręgowego. Na razie robi to niewielu poszkodowanych przedsiębiorców. W 2008 i 2009 r. orzeczenia KIO zaskarżyło mniej niż jedna piąta firm, których skargi zostały przez izbę oddalone.
Zdaniem ustawodawcy zniesienie protestów przyczyni się do skrócenia procedury odwoławczej co najmniej o 20 dni, a w efekcie – do przyspieszenia realizacji zamówień. Co więcej, składanie protestów często bywało nieskuteczne, ponieważ zamawiający niezbyt często przyznawali się do błędów.
Firmy biorące udział w przetargu mogą zadawać pytania dotyczące SIWZ tylko do połowy wyznaczonego terminu składania ofert (do tej pory: nie później niż na sześć dni przed upływem tego terminu). Zmiana służy uniemożliwieniu prób wydłużania postępowania, a co za tym idzie, opóźniania realizacji dostaw. Z kolei zamawiający musi niezwłocznie udzielać wyjaśnień przedsiębiorcom, aby mieli czas na zmianę oferty.
Więcej biurokracji, mniej obiektywizmu
Wśród przedstawicieli firm biorących udział w przetargach zdania na temat pomysłu zniesienia protestów są podzielone. Włodzimierz Florek, dyrektor Działu Zamówień Publicznych w NTT System, uważa, że spowoduje to niepotrzebne zbiurokratyzowanie rozwiązywania sporów między zamawiającym a oferentami i nie tylko nie przyspieszy, ale wręcz spowolni procedurę odwoławczą.
W opinii Dariusza Bonika, specjalisty ds. przetargów publicznych w Logonie, ustawodawca, znosząc możliwość protestów, utrudnia życie oferentom, bo pozbawia ich skutecznego, a jednocześnie niezbyt kosztownego narzędzia. – Dla zamawiających natomiast jest to zmiana korzystna, ponieważ na pewno wiele firm, chociażby ze względu na koszty, nie zdecyduje się na wniesienie odwołania do Krajowej Izby Odwoławczej, więc rzeczywiście procedury mogą się skrócić – mówi.
Z kolei według Edwarda Wojtysiaka, wiceprezesa zarządu Actionu, zniesienie możliwości protestów to w miarę rozsądna decyzja, ponieważ zamawiający z reguły odrzucali protesty oferentów jako niezasadne, spór więc i tak trafiał do KIO. Jego wątpliwości budzi jednak uszczuplenie składów sędziowskich w izbie. – Jeżeli odwołania w sprawach często bardzo złożonych będą rozpatrywane w jednoosobowym składzie sędziowskim, może się okazać, że rozstrzygnięcia zapadają w oparciu o intuicję arbitra, a nie jego merytoryczną wiedzę w danej sprawie, i są szkodliwe dla obu stron. Ponadto może wzrosnąć zagrożenie działaniami korupcyjnymi z obu stron – uważa Edward Wojtysiak. Podobnie sądzi Włodzimierz Florek: – Przy jednoosobowych składach sędziowskich w KIO sprawy mogą się toczyć znacznie dłużej. Poza tym istnieje ryzyko, że orzeczenia nie będą obiektywne.
Niższe progi unijne
Komisja Europejska zmniejszyła w swym rozporządzeniu progi unijne wartości zamówienia publicznego. Przypomnijmy, że KE zmienia ich wysokość co dwa lata. Obecnie wynoszą one: 4,84 mln euro w przypadku robót budowlanych (przez ostatnie dwa lata – 5,15 mln euro) oraz 125 tys. euro w przypadku dostaw lub usług (ostatnio 133 tys. euro).
Warto dodać, że od wysokości zamówienia zależą dodatkowe obowiązki dotyczące postępowania przetargowego. Jeśli jego wartość jest wyższa niż obowiązujące progi unijne, zamawiający musi zamieszczać ogłoszenie o zamówieniu publicznym w Dzienniku Urzędowym UE, powoływać komisję przetargową oraz żądać wpłaty wadium od oferentów. Ma poza tym prawo domagać się od wykonawcy dostarczenia dokumentów potwierdzających spełnienie warunków udziału w postępowaniu, natomiast nie wolno mu zorganizować przetargu w trybie zapytania o cenę i licytacji elektronicznej.
![]() dyrektor Departamentu Prawnego w Comarchu Podstawową zmianą, wprowadzoną tzw. dużą nowelizacją ustawy Prawo zamówień publicznych jest zlikwidowanie instytucji protestu rozstrzyganego przez zamawiającego. Obecnie wykonawca nieakceptujący działania lub zaniechania zamawiającego będzie od razu wnosił odwołanie do Krajowej Izby Odwoławczej. Celem tej zmiany jest przyspieszenie postępowania. Rzeczywiście okres oczekiwania na orzeczenie Krajowej Izby Odwoławczej skróci się średnio o 20 dni, tj. o okres, w którym do tej pory protesty były wnoszone oraz rozstrzygane. |
![]() dyrektor Działu Zamówień Publicznych w NTT System Należy zauważyć, że zniesienie prawa do oprotestowania treści specyfikacji bądź czynności zamawiającego oznacza, iż oferentom zabierane jest praktycznie bardzo istotne narzędzie stosowane w procedurze uzyskiwania zamówienia publicznego. Co więcej, ułatwia to zamawiającym niedostateczne zachowywanie wymogów uczciwej konkurencji podczas ogłaszania i przeprowadzania postępowań. Wydaje się więc, że ustawa, która w założeniu ma ukrócić ciągnące się w nieskończoność protesty, a w związku z tym przyspieszyć procedurę zamówienia publicznego przy lukratywnych i dużych kontraktach, może zaszkodzić tysiącom niedużych zamówień, a małym i średnim oferentom praktycznie uniemożliwić skuteczny protest. |
Artykuł Sprawniejsze procedury przetargowe? pochodzi z serwisu CRN.
]]>