Artykuł Monitoring wizyjny: jesteśmy skazani na kamery pochodzi z serwisu CRN.
]]>Mariusz Ziółkowski, właściciel firmy Avis, przyznaje, że większość realizowanych w tym roku zleceń pochodziła z ubiegłorocznych zamówień, a pod koniec czerwca tego roku rozwiązał się worek z zamówieniami na najbliższe miesiące. Warto przy tym podkreślić, że integrator z Biskupca musiał się zmierzyć między innymi z niedostępnością kamer 4K z zaawansowaną optyką. Zamówienie na nie złożył w lipcu ubiegłego roku, ale finalizacja transakcji miała miejsce dopiero w kwietniu bieżącego roku. Nie jest to oczywiście jednostkowy przypadek, z czego zdają sobie sprawę zarówno producenci, jak i dystrybutorzy. Dla jednych i drugich największym wyzwaniem jest zapewnienie dostępności tych urządzeń, które są wykorzystywane w instalacjach rzadziej niż inne.
– Dbamy o stany magazynowe najlepiej i najczęściej rotujących towarów. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że wiele projektów wymaga zastosowania urządzeń mniej popularnych. W tego typu przypadkach mamy do czynienia z wydłużonymi czasami oczekiwania na dostawy, ale w miarę możliwości udaje nam się zastąpić te rozwiązania innymi, dostępnymi alternatywnymi produktami – tłumaczy Paweł Będź, Inżynier systemów Digital Signage i CCTV w AB.
W segmencie monitoringu wizyjnego od lat trwa rywalizacja pomiędzy systemami IP oraz analogowymi. Wprawdzie górą są te pierwsze, aczkolwiek starsze rozwiązania cały czas mają swoich zwolenników. Najczęściej są to małe i średnie przedsiębiorstwa przywiązujące wagę do ceny, a systemy analogowe są tańsze o 20–40 procent od swoich sieciowych odpowiedników. Innym powodem, dla którego klienci nie decydują się na wdrożenie produktów bazujących na protokole IP, jest brak odpowiedniego okablowania.
Warto zaznaczyć, że użytkownicy analogów mogą korzystać z kamer AHD oferujących rozdzielczość nawet do 8 Mpx, co pozwala uzyskać wysoką jakość rejestrowanego obrazu. Co nie zmienia faktu, że zdecydowanie więcej do zaoferowania klientom mają dostawcy systemów cyfrowych. W rozwiązaniach bazujących na protokole IP każde urządzenie jest aktywne sieciowo i może łączyć się z dowolnym odbiornikiem. Dane mogą być przesyłane poprzez sieć LAN, Wi-Fi, RF czy 2-Wire i innych. Z kolei kamery występują w wersjach przewodowej oraz Wi-Fi, a modele z najwyższej półki zapewniają rozdzielczość aż do 32 Mpx.
Zmiana technologii z analogowej na cyfrową otwiera przed użytkownikami zupełnie nowe możliwości w zakresie analizy obrazu. Analityka pozwala wykorzystać tego typu dane w celu zwiększenia funkcjonalności systemu. Klasycznym przykładem jest system rozpoznawania tablic rejestracyjnych powiązany z kontrolą dostępu, na przykład przez bramę wjazdową.
– Rozpoznawanie ludzi i obiektów, a także dźwięku tłuczonego szkła lub wystrzału, wykrywanie dymu i ognia to tylko niektóre z funkcji analityki znajdujące zastosowanie w monitoringu IP. Kamery cyfrowe mogą współpracować z dowolną aplikacją zgodnie ze standardem danego producenta sprzętu. Tak naprawdę ogranicza nas tylko wyobraźnia i fundusze – mówi Paweł Będź.
Monitoring IP przyniósł ze sobą nie tylko wiele udogodnień, ale również zagrożenia związane z naruszeniem danych. Wprawdzie to, co możemy oglądać w amerykańskich firmach jest fikcją, aczkolwiek sprawny haker potrafi włamać się do większości systemów. Szczególnie wrażliwe są tutaj usługi chmurowe bazujące głównie na rozwiązaniach z Chin, do których dostęp można uzyskać za pomocą smartfona. Natomiast zaawansowane systemy służące do monitoringu miast bazują na własnej polityce bezpieczeństwa. Zastosowanie wewnętrznych sieci światłowodowych i zaawansowanych narzędzi chroniących sieci gwarantuje bezpieczeństwo danych. Jednak zauważamy, że szpitale, placówki oświatowe oraz inne instytucje publiczne ze względów budżetowych korzystają z prostych i mało bezpiecznych rozwiązań.
Artykuł Monitoring wizyjny: jesteśmy skazani na kamery pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rok 2021 oczami integratora pochodzi z serwisu CRN.
]]>Styczeń tradycyjnie rozpoczęliśmy od finalizacji zadań rozpoczętych w grudniu roku poprzedniego. Zwyczajowo w kolejnych miesiącach brak było kontraktów i wdrożeń związanych ze sferą budżetową, jak i firmami prywatnymi, które wstrzymały inwestycje. Luty wykorzystaliśmy na rozbudowę sieci FTTH i przyłączenie nowych abonentów. Przez pierwsze miesiące walczyłem także w śniegu i mrozie na budowie sieci światłowodowej dla PKP PLK na odcinku Iława-Ostróda. Starałem się spełnić wyśrubowane normy, w czym pomógł mi dopiero zakup spawarki z górnej półki. Po wielu testach wybraliśmy najnowszy model Sumitomo T72C+ od firmy Rate Art, której tutaj należą się szczególne podziękowania.
Od marca w naszej firmie dała znać o sobie pandemia. Odsyłając na niemal miesiąc zespół techniczny na zwolnienia i kwarantanny, pozostałem sam na polu bitwy, zmuszony do samodzielnego wykonywania zleconych zadań. Tak więc marzec i kwiecień upłynął mi na delegacjach, spawaniu światłowodów i przygotowywaniu się do realizowania zadań w przyszłych miesiącach. Finanse firmy i tym razem częściowo podreperowały środki z tzw. tarcz. A także realizowane przez pierwsze pół roku masowe wymiany kas fiskalnych na kasy online.
Przerwane łańcuchy dostaw
Od czerwca, który osobiście dzieliłem między wymiany kas fiskalnych a spawanie światłowodów na kolei na trasie Olsztyn-Korsze, rozpoczęły się realizacje długo procedowanych kontraktów. Takich jak rozbudowa i integracja systemu monitoringu miejskiego, budowa wielu sieci komputerowych (w tym dla biur budowy krajowej 16-ki, obiektów miejskich i szkół) czy budowa systemów na stadionie w Biskupcu. Jednak cieniem na poszczególne realizacje rzucały się problemy z dostawami urządzeń sieciowych, które przeciągały się do wielu miesięcy. Tak więc niektóre projekty zostaną z tego powodu dokończone dopiero w pierwszym kwartale tego roku. W końcu pracy było tyle, że już we wrześniu przyjmowaliśmy zlecenia tylko od klientów, którzy byli w stanie zaczekać na nas do 2022 roku. Stąd mamy zapełniony grafik do czerwca.
Niestety, do realizacji projektu teletechnicznego na dworcu w Biskupcu i drugiego etapu prac na lokalnym stadionie nie zostaliśmy zaproszeni ze względów finansowych – jak to często się dzieje z powodu kryterium najniższej ceny. Generalny wykonawca, starając się obniżyć koszty, próbuje podstawić inny sprzęt niż w specyfikacji przetargowej. Sądząc, że sprzęt zastępczy przejdzie wybiera podwykonawcę, który takie rozwiązania zaproponuje. Tak też było i tym razem. W efekcie końcowym jednak wykonawca musiał dołożyć do interesu, gdyż pracownicy działu IT naszego Urzędu Miejskiego byli czujni i wymusili zastosowanie sprzętu zgodnego ze specyfikacją. Niestety, my już w tym nie uczestniczyliśmy. Ostatnie dwa miesiące roku spędziliśmy w delegacji na budowie sieci w szpitalu w Nidzicy. Praca ta ponownie zbliżyła nas do pandemii, gdyż nowe skrzydło szpitala zostało przeznaczone na tzw. szpital covidowy. Naoczna obserwacja skutków, jakie wywołuje wirus, zmieniła nastawienie pracowników do szczepień.
Rynek pracownika
Do ubiegłorocznych utrudnień, które położyły się cieniem na całym niemal roku, dołączyły problemy z pracownikami. Jesteśmy niewielką firmą, w której stosunki międzyludzkie są zbliżone do rodzinnych. Stąd też w odróżnieniu od korporacji jesteśmy bliżej siebie i łatwiej jest pracownikowi przekazać pracodawcy swoje niezadowolenie, obiekcje i żądania. Dlatego też sytuacja pandemiczna w niewielkiej firmie jest w stanie niemal rozłożyć ją na łopatki.
Tak było w marcu 2021, gdy jeden z pracowników zachorował na Covid-19, a kolejni zostali objęci kwarantanną. Moje prośby i apele o zaszczepienie się zostały potraktowane wręcz jak atak na wolność i godność osobistą. I stały się zarzewiem buntu załogi, który objawiał się w kolejnych miesiącach permanentną absencją i wręcz sabotowaniem realizowanych zadań. Do tego w wyniku inflacji wzrosły żądania płacowe do szantażu włącznie. Mając na względzie konieczność realizacji podpisanych kontraktów zgodziłem się na nie… Niemniej jednak nie mam pewności, czy w związku z panującą sytuacją uda mi się utrzymać rentowność i zaspokajać rosnące potrzeby finansowe pracowników i fiskalne państwa.
Kapituła Channel Awards
Jeśli idzie o branżę IT, to bardzo ważnym dla mnie wydarzeniem w minionym roku było zaproszenie mnie do prac Kapituły CRN Channel Awards 2021. Pozwoliło mi to nie tylko poznać niezwykle interesujących ludzi reprezentujących naszą branżę, ale też przyjrzeć się jej analitycznym okiem. Okazało się, że większość moich przemyśleń i wyborów zostało odzwierciedlonych w przyznanych przez Kapitułę nagrodach. Wytrwałość, kierowanie się dobrem klientów i reagowanie na zmieniające się potrzeby rynku zostały słusznie dostrzeżone oraz nagrodzone.
Dlatego też gratuluję zwycięzcom, życząc im wytrwałości w kontynuowaniu podejmowanych wyzwań. A tych, którzy nie znaleźli się na podium, namawiam do trzeźwiejszej oceny sytuacji i stosownego reagowania na potrzeby klientów i rynku. W myśl zasady, że nic nie jest dane raz na zawsze. Zachłyśnięcie się sukcesem i postrzeganie naszego rynku z perspektywy Zurychu, Palo Alto czy innych dalekich miejsc, może przynieść rozczarowanie i konieczność refleksji nad lokalną strategią rynkową.
Trudny lokalny rynek
Co do naszego lokalnego rynku, to niestety kilka firm zniknęło. Serwisy komputerowe, które nie potrafiły spełnić rosnących wymagań klientów, zamknęły się, a te, które zostały, zajmują się głównie wymianą dysków na SSD i rozbudową konsol. Na uwagę zasługuje tutaj firma Konkret, którą założył mój były handlowiec. Świetnie trafił w potrzeby klienta i w sposób spektakularny opanował lokalny rynek, na którym, w odróżnieniu od innych, świetnie sobie radzi.
Podsumowując: ubiegły rok, pomimo wielu trudności, niespodzianek i przeszkód, za to dzięki rozbudowie sieci internetowej i FTTH, zakończyliśmy wzrostem sprzedaży usług telekomunikacyjnych o ponad 50 proc. W rezultacie, mimo niedokończonych i przełożonych na kolejny rok kilku inwestycji, utrzymaliśmy wynik finansowy na dotychczasowym poziomie.
Obecny rok pozostaje natomiast wielką niewiadomą, ze względu na Polski Ład, pandemię i inflację oraz przewidywane, rosnące koszty pracownicze, najmu, energii, podatkowe… Dzięki zawartym kontraktom mamy zapewnioną pracę do połowy roku, ale to wynik ustaleń z roku 2021. Nie wiemy, jaki będzie finalny wynik finansowy 2022 roku. Branża telekomunikacyjna też staje się niepewna z powodu rosnącej konkurencji telekomów finansowanych ze środków unijnych, do których mali operatorzy nie mają dostępu. A z powodu zmniejszonych środków budżetowych, przyszłość projektów stoi pod znakiem zapytania.
Mam nadzieję, że nadchodząca przyszłość rozwieje moje obawy i wątpliwości, a koniec tego roku okaże się niekończącym się pasmem sukcesów i powodów do zadowolenia. Czego sobie i Państwu życzę.
Właściciel firmy Avis z Biskupca.
Artykuł Rok 2021 oczami integratora pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Biznes pod okiem kamer pochodzi z serwisu CRN.
]]>Powyższy przypadek nie jest odosobniony. Po tożsame rozwiązania sięgnęły rządy w Chinach, Indiach i Korei Południowej. Niewykluczone, że ich śladami podążą kolejne państwa, a za nimi świat biznesu.
– Na rynku pojawiły się systemy do zdalnego pomiaru temperatury człowieka bazujące na kamerach termograficznych wraz z odpowiednim oprogramowaniem zwiększającym dokładność pomiaru nawet do 0,2 stopnia. Z tych rozwiązań zaczęły korzystać duże firmy produkcyjne i obiekty użyteczności publicznej – mówi Tomasz Bołoziuk, Category Manager Smart Home i CCTV w AB.
Kolejnym trendem jest wzrost zamówień na systemy monitoringu wizyjnego w przeżywającej rozkwit branży logistycznej. Lawinowy przyrost liczby przesyłek wiąże się ze wzrostem reklamacji, a ponieważ kamery potrafią prześledzić proces pakowania i podróży paczki, mogą pomóc w znalezieniu osób odpowiedzialnych za zaistniałe zdarzenie.
Popyt na kamery wyposażone w systemy rozpoznawania twarzy ma też ścisły związek z walką z przestępczością. Pozyskane za ich pośrednictwem dane mogą być przesyłane do centrów dowodzenia w ramach rozwiązań „inteligentnego miasta”. Takie praktyki nie podobają się obrońcom wolności obywatelskich, ale w istocie nie trzeba wychodzić z domu, aby stać się obiektem inwigilacji. Brytyjski „The Guardian”opisał przypadek Amazon Ring Video Doorbell – domofonu z wbudowaną kamerą i możliwością monitorowania wejścia do mieszkania z poziomu smartfonu. Przy czym fakt, że dostęp do tych obrazów ma amerykańska policja – w ramach współpracy z producentem urządzenia – nie zniechęca użytkowników aplikacji monitorującej. „The Guardian” szacuje, że liczba aktywnych kamer Ring Video Doorbell sięga setek milionów.
Kwestiami związanymi z inwigilacją obywateli, nawet tymi kontrowersyjnymi, raczej nie zaprzątają sobie głowy integratorzy działający w segmencie CCTV. Wręcz przeciwnie, dynamiczne zmiany zachodzące w tym segmencie rynku pozwalają im tworzyć ciekawe projekty i wykorzystywać innowacyjne narzędzia, a tym samym zarabiać więcej pieniędzy.
Analityka na pierwszym planie
Na rynku monitoringu wizyjnego toczy się rywalizacja pomiędzy systemami analogowymi oraz IP. Wraz z upływem czasu szala przechyla się na korzyść tych ostatnich. Choć tradycyjne systemy cenione są za swoją niezawodność i trwałość, to za stosowaniem rozwiązań cyfrowych przemawia funkcjonalność, w tym duże możliwości w zakresie analityki oraz uczenia maszynowego.
– Aplikacje analityczne często są instalowane bezpośrednio na kamerze, zapewniając dostęp do dodatkowych informacji, które pozwalają lepiej chronić ludzi i mienie, a także optymalizować pracę firmy. Dzięki funkcjom analitycznym zapisy dźwiękowe oraz obrazy można przełożyć na konkretne działania w obrębie systemu – podkreśla Tomasz Bołoziuk.
Jednym z przykładów jest zdalne badanie temperatury ciała człowieka. Kiedy przekracza normę, natychmiast aktywowane jest powiadomienie dla ochrony oraz zamknięcia wejścia. W wielu centrach handlowych znajduje zastosowanie system rozpoznawania tablic rejestracyjnych powiązany ze szlabanem. Do kolejnych możliwych zastosowań można zaliczyć identyfikację dźwięku tłuczonego szkła czy też wykrywanie dymu, bądź określonych obiektów.
– Wcześniej system, który miał zaraportować wtargnięcie w daną strefę sprawdzał, czy rozmiar poruszającego się obiektu jest większy niż wartość progowa i uruchamiał alarm. Ale przecież może to być cokolwiek: pies, kot, drzewo poruszone wiatrem czy… pająk tuż przed obiektywem. Dzięki sztucznej inteligencji system może odsiać fałszywe alarmy i zaraportować wtargnięcie tylko i wyłącznie przez człowieka – mówi Konrad Kapcia, System Engineer w Veracomp – Exclusive Networks.
Warto podkreślić, że dostawcy CCTV dostarczają rozwiązania, które mogą zaspokoić określone potrzeby nie tylko w zakresie bezpieczeństwa. Panasonic oferuje systemy do rozpoznawania twarzy wraz z technologią uczenia maszynowego na potrzeby reklamowe. System potrafi rozpoznać płeć oraz wiek osoby stojącej przed ekranem i na tej podstawie emitować konkretny przekaz reklamowy. A skoro, co podkreślają specjaliści, każda kamera IP może współpracować z dowolną aplikacją zgodną ze standardem danego producenta sprzętu, jedynymi ograniczeniami odnośnie do nowych projektów są tylko wyobraźnia i fundusze.
Nie tylko HDD
Nieodłącznym elementem każdego systemu monitoringu wizyjnego są dyski twarde, na których zapisywany jest obraz z kamer. Według ekspertów transfer danych oferowany przez HDD nie tylko wystarcza, ale nawet kilkakrotnie przewyższa wymagania systemów zapisu wideo z monitoringu. I choć trudno się z tym nie zgodzić, to wykorzystanie analityki oraz AI nieco zmieniają reguły gry w świecie CCTV. Mechanizmy sztucznej inteligencji umożliwiają realizację zaawansowanych funkcji, takich jak stopniowe ustawianie sygnalizacji świetlnej w celu poprawy przepływu pojazdów czy też monitorowanie ruchu w centrach handlowych. O ile w przypadku rejestracji danych na nośnik występuje zapis sekwencyjny, o tyle odczytywanie i porównywanie wzorców w obrazach odnosi się do dużej liczby już zapisanych modeli i wymaga odczytu losowego. Druga z wymienionych opcji zajmuje zdecydowanie więcej czasu, co z kolei wiąże się z wykorzystaniem bardziej wydajnych nośników.
– Monitoring wizyjny opiera się przede wszystkim na dyskach HDD. Decyduje o tym stosunek pojemności do ceny i brak znaczących wymagań w zakresie szybkości zapisu. Natomiast liczy się duża przestrzeń dyskowa potrzebna na nagrania. Tymczasem napędy SSD zyskują popularność ze względu na systemy analityki, gdzie szybkość dostępu do danych i pracy na nich przekłada się na wykonanie zadań rozpoznawania twarzy czy analizy wideo – mówi Łukasz Milic, Business Development Representative w QNAP Systems.
W miejskich systemach rozpoznawania twarzy z powodzeniem stosowana jest niekiedy pamięć masowa NVMe. Użycie nośnika flash znacznie zwiększa jednak koszt inwestycji. Wiele wskazuje więc na to, że w przyszłości najbardziej sensowne będzie dysponowanie warstwą napędów SSD do przetwarzania danych oraz HDD (bądź taśm) do przechowywania nagrań. Taśmy mogą być użytecznym nośnikiem ze względu na to, że w przeciwieństwie do dysków twardych nie zużywają energii. Ponieważ jednak dostęp do danych jest w ich przypadku zdecydowanie wolniejszy niż z wykorzystaniem „twardzieli”, optymalnym rozwiązaniem może okazać się zastosowanie LTFS (Linear Tape File System).
Zdaniem integratora
W monitoringu wizyjnym jako magazyny wideo najczęściej wykorzystywane są nośniki HDD z uwagi na bardzo dobry stosunek ceny do ilości dostępnej przestrzeni oraz maksymalne pojemności dostępne w ramach jednego nośnika. W rozwiązaniach magnetycznych HDD wartości te przekraczają 18 TB, co przekłada się na ponad 4-krotną przewagę nad SSD o pojemnościach do 4 TB. Nie oznacza to jednoznacznej przewagi dysków HDD nad SSD, jako tych jedynych słusznych do magazynowania archiwum wideo. Dyski mechaniczne sprawdzą się w standardowych realizacjach przy wykorzystaniu rejestratorów NVR typu Embedded, serwerach wideo oraz dużych macierzach z zabezpieczeniem nadmiarowością RAID, wykorzystywanych jako zdalny zasób dla wspomnianych wcześniej serwerów wideo. Wymagają one jednak zapewnienia optymalnych temperatur pracy, stabilności zasilania oraz minimalizacji wpływu wstrząsów na ciągłą pracę. W przypadku rozwiązań niestandardowych, gdzie wspomniane wcześniej warunki nie mogą zostać w pełni zapewnione, wykorzystywane są dyski SSD przeznaczone do pracy ciągłej.
Wdrożeniami systemów monitoringu zajmujemy się już od czternastu lat. W tym czasie wykonaliśmy kilkaset tego typu instalacji o różnym stopniu zaawansowania. Naszą sztandarową inwestycją jest ubiegłoroczna realizacja projektu dla miasta Biskupiec, przygotowana do obsługi 256 kamer IP. Rynek CCTV cały czas ewoluuje, również za sprawą pandemii. Z jednej strony wstrzymała ona część inwestycji, zaś z drugiej stworzyła szanse dla termowizji i analityki wideo na potrzeby walki z Covid-19. W związku z tym pojawiła się nowa dziedzina w branży monitoringu wizyjnego, łącząca w sobie technologie biomedyczne. Zresztą oddziały szpitalne, gdzie leczy się Covid-19, są wyposażane w systemy kamer do sprawniejszej kontroli stanu pacjentów.
Co lepsze: NVR czy NAS?
Klasycznym rozwiązaniem przeznaczonym do rejestracji obrazu z kamer jest NVR (Network Video Recorder). Oprócz swojej podstawowej funkcji, urządzenie realizuje też zadania związane z zarządzaniem systemem monitoringu, a także umożliwia podgląd obrazu w czasie rzeczywistym. NVR może obsługiwać od 4 do 256 kamer oraz maksymalnie 24 dyski. Największą zaletą tych urządzeń jest łatwa instalacja i konfiguracja, a także przystępna cena. Wymienione cechy i możliwości techniczne zazwyczaj zaspokajają potrzeby małych oraz średnich firm.
– W większych systemach monitoringu NVR nie zdaje egzaminu ze względu na ograniczone możliwości w zakresie skalowania. Inną ważną kwestią jest bezpieczeństwo danych. Wszędzie tam, gdzie jest ono krytyczne, raczej nie stosuje się NVR. Zdecydowanie częściej są to macierze dyskowe ze sprzętowym kontrolerem RAID bądź innymi rozwiązaniami gwarantującymi ciągłość pracy systemu – tłumaczy Tomasz Bołoziuk.
Ciekawą alternatywę dla NVR stanowią serwery NAS, których największym walorem jest uniwersalność. Przykładowo QNAP opracował aplikację do rozpoznawania twarzy i współpracujący z nią inteligentny system kontroli dostępu. Warto też zwrócić uwagę na możliwości systemów NAS w zakresie zabezpieczania przechowywanych danych.
– Oprócz mechanizmów RAID, większość dobrych rozwiązań oferuje aplikacje do replikacji oraz kopii zapasowych, włącznie z szyfrowaniem oraz kontrolą dostępu. Poza tym NAS-y są często aktualizowane w ramach wprowadzania poprawek bezpieczeństwa lub dodawania nowych funkcjonalności, które w systemach NVR bardzo często są dodatkowo płatne – mówi Przemysław Biel, Country Sales Representative Poland w Synology.
Trzecim sposobem przechowywania nagrań, obok NVR i NAS, jest zastosowanie macierzy dyskowych z interfejsem iSCSI, a także Fibre Channel. Jak podkreślają specjaliści, część klientów przechowuje dane w folderach sieciowych urządzeń NAS, jednak duża część tych samych klientów używa NAS jako pamięci blokowej z protokołem iSCSI, czyli tak jak użytkownicy tradycyjnych macierzy. Macierze dyskowe zapewniają odpowiednią przepustowość strumienia danych nawet w przypadku jednoczesnej awarii kilku dysków. Tym samym użytkownicy nie utracą ani jednej klatki ze strumienia wideo.
Monitoring jako usługa
Coraz częściej o rozwiązaniach CCTV mówi się w kontekście usług chmurowych. Przy czym rynek VSaaS (Video Surveillance as a Service) dzieli się zasadniczo na dwa segmenty. Pierwszy z nich obejmuje odbiorców domowych i małe firmy. Produkty Amazona, Netgeara czy Google’a ułatwiły konsumentom rejestracje pewnych zdarzeń, takich jak dostawa paczek przez kuriera, bądź wizyta listonosza czy akwizytora. W tym modelu obraz przechwytywany przez kamery jest automatycznie przesyłany do chmury i może być pobierany za pomocą aplikacji na smartfonie. Zwykle przechowywany jest w zewnętrznym centrum danych stosunkowo krótko, najczęściej od 14 dni do miesiąca. Użytkownik takiej usługi opłaca abonament, którego wysokość jest uzależniona od liczby kamer. Co istotne, sprzęt oraz oprogramowanie są kupowane przez usługobiorców we własnym zakresie, najczęściej w dużych sieciach handlowych.
VSaaS dla biznesu stosuje niemal tożsame zasady, jak ma to miejsce w przypadku gospodarstw domowych. Z tą różnicą, że firma kupuje sprzęt bezpośrednio od producenta bądź resellerów sprzedających systemy monitoringu wizyjnego. Kamery łączą się z chmurą za pośrednictwem zainstalowanego w nich oprogramowania bądź urządzenia pomostowego. Różnica pomiędzy rozwiązaniami zorientowanymi na konsumentów oraz firmy polega na tym, że te ostatnie oferują więcej funkcji znanych z klasycznych systemów, w tym archiwizowanie zapisów w dłuższych przedziałach czasu czy możliwość jednoczesnego oglądania obrazu z wielu kamer.
Do ważnych zalet VSaaS należy wygodna skalowalność systemu, jego stabilne działanie w chmurze oraz brak konieczności utrzymywania serwerów czy rejestratorów po stronie użytkownika końcowego. Z kolei największym mankamentem jest konieczność ciągłego wysyłania dużych strumieni danych na serwer zewnętrzny. W przypadku infrastruktury bazującej wyłącznie na chmurze publicznej, istnieje ryzyko związane z odcięciem łącza internetowego, przez co cały system CCTV stałby się bezużyteczny. Nic dziwnego, że zainteresowanie usługą VSaaS jest wciąż niewielkie, a dostawcy systemów monitoringu wizyjnego są zgodni, że warto skupić się na innych „tematach”. Postępy w analityce, rozwój sztucznej inteligencji, rosnące możliwości w zakresie przesyłania obrazów o wysokiej rozdzielczości, pozwalają realizować ciekawe projekty dla odbiorców komercyjnych oraz biznesowych na wiele różnych sposobów.
Zdaniem specjalisty
Pandemia zmieniła tryb funkcjonowania zarówno firm, poprzez przejście na pracę zdalną, jak też osób, które ograniczyły swój czas spędzany w przestrzeni publicznej. W efekcie dostrzegliśmy znacznie większe zainteresowanie kamerami w branży logistycznej, ale też w innych sektorach, gdzie wzrósł popyt na automatyczne systemy dostępu czy liczniki osób pozwalające na utrzymywanie dystansu społecznego. Covid-19 przyczynił się do jeszcze bardziej dynamicznego rozwoju narzędzi analitycznych. Natomiast zmniejszyła się liczba zamówień na kamery w segmencie biurowym. Puste biura poniekąd zmusiły właścicieli powierzchni do cięcia kosztów, a wstrzymane budowy spowodowały obniżenie liczby kupowanych kamer.
Wyposażenie kamer w funkcje sztucznej inteligencji pozwoli pokazać konsumentom liczne korzyści wynikające z jej zastosowania, a jednocześnie pozwoli zmienić postrzeganie ich jako oczu „Wielkiego Brata”. Będzie to pierwszy punkt zwrotny – wyobrażenie sobie świata, w którym kamery są rozumiane nie tylko jako rozwiązania służące do nadzoru i kontroli bezpieczeństwa. Włączanie lub wyłączanie świateł miejskich, gdy przechodzą obok nich ludzie, identyfikacja miejsc, w których tworzą się większe korki w celu automatycznego przekierowania pojazdów, otwarcie większej liczby kas w supermarkecie, zanim utworzą się długie kolejki lub tłumy, to tylko kilka z wielu przykładów sytuacji, w których zastosowanie AI w monitoringu wizyjnym może mieć pozytywny wpływ na nasze życie.
Zainteresowanie monitoringiem wzrosło przede wszystkim ze strony odbiorców indywidualnych. Związane jest to z tym, że urządzenia przeznaczone do CCTV stają się przystępne cenowo oraz niejednokrotnie umożliwiają również samodzielną instalację. Wybierając urządzenia, które umożliwiają komunikację poprzez IP, można też łatwo zintegrować system monitoringu z istniejącą siecią lokalną, a także uzyskać zdalny dostęp do nagrań również wówczas, gdy przebywamy poza domem. Systemy „over IP“ dominują na rynku i nie dotyczy to tylko CCTV, ale również systemów kontroli dostępu oraz sygnalizacji włamania. We wszystkich tych obszarach, także w obszarze CCTV, systemy analogowe będą wypierane przez technologię cyfrową.
Pandemia zmieniła praktycznie każdy aspekt życia na świecie, w tym również rynek CCTV. Zwiększono nacisk na bezpieczeństwo obiektów, które ze względu na lockdown nie mogły mieć należytej ochrony sprawowanej przez ludzi. Sytuacja epidemiczna wymusiła w sferze ochrony zdrowia nacisk na maksymalizację bezpieczeństwa, czego konsekwencją było pojawienie się wielu nowych rozwiązań sprzętowych. Zaobserwować można było bardzo duży popyt na specjalistyczne technologie minimalizujące niebezpieczeństwo. Globalnie, zapotrzebowanie na systemy monitoringu spadło w sektorze usług, gdzie zakupy tego rodzaju rozwiązań ograniczono do minimum.
Artykuł Biznes pod okiem kamer pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Recenzja po pandemii: debata o działaniach producentów i dystrybutorów pochodzi z serwisu CRN.
]]> Pandemia wywarła istotny wpływ na rynek IT. Jak w tej nietypowej sytuacji odnaleźli się producenci i dystrybutorzy z punktu widzenia takich firm, jak wasze?
Adam Kotecki: Dystrybutorzy byli dość dobrze przygotowani do zaistniałej sytuacji. Niejako z lotu ptaka widzieli potrzeby, jakie wywołała pandemia w sektorze konsumenckim i biznesowym. Dlatego też w porównaniu z użytkownikami końcowymi, partnerami czy też producentami mieli najmniejsze problemy z przystosowaniem się do nowej sytuacji. W zdecydowanie trudniejszym położeniu znaleźli się partnerzy. Przed pandemią wielu z nich nie do końca rozumiało potrzeby związane z cyfryzacją. Co więcej, wychodzili z założenia, że doskonale radzą sobie w swojej niszy, na przykład sprzętowej. Skutki COVID-19 spowodowały u nich nagłą zmianę myślenia oraz postaw dotyczących transformacji cyfrowej. W tym kontekście dystrybutorzy spełniali trochę rolę bufora i przewodnika dla dużej części partnerów, zwłaszcza tych najbardziej zachowawczych, którzy do tej pory podchodzili z rezerwą do kwestii związanych z migracją technologiczną i świadomością klientów odnośnie do jej potrzeby. Inna sprawa, że również klienci wymuszali na resellerach dokonanie pewnych zmian.
Dariusz Kuleszko: Jesteśmy dużym sprzedawcą detalicznym, liderem w swojej branży, posiadającym w Polsce rozbudowaną sieć dystrybucji. Początek pandemii i pierwszy lockdown był dla nas przede wszystkim wyzwaniem operacyjnym – znakomita większość naszych sklepów została zamknięta, musieliśmy błyskawicznie dostosować się do nowych okoliczności i skoncentrować na sprzedaży online, uruchomieniu większej liczby punktów odbioru i efektywności dostaw do klientów. Nowa sytuacja zaskoczyła również naszych dostawców, z których wielu zamknęło biura na kilka miesięcy. Osoby, które nas obsługiwały, często nie wiedziały, jak reagować na tę nową rzeczywistość. Firmy ograniczały wydatki marketingowe i prognozy na kolejne kwartały ze względu na obawy co do przebiegu pandemii. Naszą rolą było przekazywanie dostawcom jasnej informacji, że – choć w zmienionej formule – działamy normalnie i nadal kupujemy od nich produkty. Powoli rynek zaczynał wychodzić z szoku i sytuacja się stabilizowała, a po dwóch miesiącach wszyscy zaczęli wracać do normalnej działalności biznesowej. Moim zdaniem większość producentów zdała egzamin, choć nie da się ukryć, że sytuacja była odmienna od standardowej. Bywały przypadki, że część osób pracowała zdalnie, na przykład na Mazurach, a nawet Zanzibarze, ale to były raczej wyjątki od reguły. Należy przy tym wyraźnie podkreślić, że mówię wyłącznie o rynku konsumenckim, a nie B2B. Co ważne, niezależnie od etapu pandemii, producenci i dystrybutorzy bardzo mocno koncentrowali się na zadaniach związanych z utrzymaniem biznesu.
Jacek Marynowski: Mój stosunek do postawy dystrybutorów oraz producentów w czasie pandemii jest dość ambiwalentny. Być może wynika to z faktu, że jesteśmy stosunkowo małą firmą i poruszamy się w ograniczonym portfolio produktów, a tym samym producentów i dystrybutorów. W naszych relacjach z dostawcami można wyróżnić kilka etapów. W marcu ubiegłego roku mieliśmy do czynienia z dużą empatią ze strony dystrybutorów. Jeden z nich przysłał nawet do nas list, w którym zapewniał, że zdaje sobie sprawę z trudnej sytuacji i nie zostawi nas w potrzebie. Niestety, ciąg dalszy nie nastąpił, choć istniało wiele możliwości w zakresie realnego wsparcia. Mam tutaj przede wszystkim na myśli zwiększenie kredytu czy wydłużenie terminu płatności. Drugi etap można w skrócie określić: na pandemii też można zarobić. Wówczas dystrybutorzy zasypali nas ofertami dotyczącymi rozwiązań do pracy zdalnej. Oprócz naprawdę przydatnych produktów, takich jak laptopy czy komputery stacjonarne, pojawiły się, powiedzmy to sobie wprost, śmietniki ofertowe. Zachęcano nas do sprzedaży tuszy, kierownic do konsol Xbox oraz Playstation. Nagle okazało się, że niemal każdy przedmiot czy aplikacja są niezbędne do pracy zdalnej. Resellerom ciężko było wyłowić coś sensownego z tego zalewu nie do końca przemyślanych ofert. Wreszcie kolejnym etapem było oswajanie sytuacji – nauczyliśmy się pracować zdalnie i w tak zwanym reżimie ofertowania. Wsparcie producentów polegało na tym, że namawiali nas do zakupu towaru, argumentując, że… później może już go nie być. Oczywiście producenci i dystrybutorzy prowadzili też różnego szkolenia w formie wirtualnej. Podsumowując te wszystkie działania, można stwierdzić, że ani nam nie pomogli, ani nie zaszkodzili.
Piotr Wypijewski: Pandemia była katalizatorem zmian, które rozpoczęły się już dużo wcześniej. Zdalna praca i nauczanie, czy też sprzedaż online nie są przecież nowymi zjawiskami. COVID-19 sprawił jedynie, że zostały one spotęgowane. Tym samym pojawił się boom na urządzenia IT, co nas, muszę przyznać, trochę zaskoczyło. W każdym razie, z punktu widzenia właściciela firmy integratorskiej zauważam, że dystrybutorzy mają do wykonania o wiele więcej zadań niż przed epidemią. W czasie, kiedy występują niedobory produktów, dystrybucja musi jeszcze bliżej pracować z partnerami, aby dostarczać im produkty na czas. Nie jest to wcale łatwe w przypadku współpracy z taką firmą jak nasza, która realizuje długoterminowe projekty. Niemniej pozytywnie oceniamy współpracę z producentami oraz dystrybutorami. Przy czym wcześniej kładliśmy duży nacisk na współpracę z dystrybutorami z wartością dodaną, ale w ostatnim czasie mocno się rozwinęliśmy i dysponujemy własnymi inżynierami, dlatego też obecnie kluczowa jest dla nas dostępność sprzętu. Z tego zresztą powodu zachęcamy klientów, żeby przyspieszyć realizację projektów przewidzianych na ostatni kwartał tego roku i realizować je w lipcu i sierpniu, gdyż istnieją uzasadnione obawy, że zabraknie komponentów. Swoją drogą, to nie jest wyłącznie problem branży IT, ale również innych gałęzi gospodarki, w tym na przykład przemysłu motoryzacyjnego.
Mariusz Ziółkowski: Nasza firma działa w stosunkowo niewielkim, lokalnym środowisku. Wprawdzie pandemia do nas dotarła, ale nie daliśmy się zwariować. Po prostu staraliśmy się robić swoje. Choć zaistniała sytuacja utrudniała nam realizację pewnych zadań, chociażby ze względu na utrudniony dostęp do niektórych lokalizacji, gdzie miały być zrealizowane wdrożenia. Tak było na przykład w pewnym momencie z Urzędem Miejskim w Biskupcu. Dystrybutorzy na ogół nie wykonywali żadnego ruchu, który by nas w jakiś sposób wspierał. Handlowcy pracowali zdalnie i często byli odrywani od służbowych obowiązków na rzecz domowych zajęć. Niestety, to wydłużało załatwianie różnego rodzaju spraw. Natomiast nie było kłopotów z dostępnością towaru, a zamówione produkty przychodziły zawsze na czas i w tej kwestii nie mamy żadnych zastrzeżeń do dostawców. Natomiast byliśmy zawiedzeni dostawą niektórych producentów – głównie HP i Della. Oprócz tego, że nie mogliśmy liczyć na jakiekolwiek wsparcie, to pojawiły się dodatkowe utrudnienia. W pewnym momencie handlowcy przestali nawet odpowiadać na nasze e-maile. Jeśli chodzi o wsparcie merytoryczne, to wszyscy bazowali na webinarach. Przed pandemią ta forma kontaktu nam odpowiadała, ale była przeplatana tradycyjnymi konferencjami i spotkaniami osobistymi. Kiedy jednak webinary zaczęły stanowić 100 proc. wszelkich kontaktów, stały się uciążliwe i nie zdały egzaminu. Teoretycznie wirtualne konferencje pozwalają zaoszczędzić czas, ale trudno się na nich skupić, kiedy w tym samym czasie dzwonią lub przychodzą do nas klienci.
Czy w czasie pandemii dystrybutorzy oraz producenci wykazali się kreatywnością, wychodząc z ciekawymi pomysłami, które ułatwiły prowadzenie biznesu? A jeśli zdarzały im się błędy, jakie wnioski powinni wyciągnąć z nich na przyszłość?
Mariusz Ziółkowski: Jak wspomniałem wcześniej, zawiedliśmy się na niektórych producentach. Ale mamy też dobre doświadczenia. Może trudno mówić o jakichś kreatywnych pomysłach, choć czasami wystarczy solidność i zaangażowanie ze strony vendora. Szczególnie wysoko oceniamy współpracę z Axis Communications i Fortinetem. Obie firmy nie mają w Polsce zbyt wielu pracowników, a pomimo tego potrafiły sprawnie działać w trudnym okresie pandemii. Dzięki temu jeszcze bardziej zacieśniliśmy z nimi współpracę.
Piotr Wypijewski: Dla mnie firmą, która staje na wysokości zadania w czasie pandemii jest Dell. Współpracujemy z tym producentem już od 15 lat, a od pięciu mamy status platynowego partnera. W pierwszym kwartale zrealizowaliśmy już dwie trzecie zaplanowanego obrotu rocznego. Na szczególną uwagę zasługuje program Social Selling Experts adresowany dla partnerów oraz dystrybutorów Della. Miał on zachęcić do zainicjowania lub intensyfikacji działań biznesowych na portalu społecznościowym LinkedIn. Przyznam, że wcześniej dość ostrożnie podchodziłem do tego medium, postrzegając je jedynie jako narzędzie dla specjalistów HR. Jednak wraz z przejęciem serwisu przez Microsoft został on przekształcony w platformę wymiany doświadczeń ekspertów reprezentujących różne branże. W obecnych czasach takie narzędzia nabierają dodatkowego znaczenia. Tym bardziej, że jak wynika z badań 65 proc. potencjalnych nabywców szuka informacji o produktach na własną rękę. Rola handlowca nieco się więc obniżyła, bowiem ludzie boją się presji i ciągłych telefonów zachęcających do skorzystania z różnego rodzaju ofert. Choć z drugiej strony aż 82 proc. klientów chce kontaktu z ekspertami. Dlatego też na LinkedInie założyliśmy konto firmowe wraz z danymi kontaktowymi pracowników, aby ułatwić do nich dostęp osobom zainteresowanym. To podejście przynosi już pierwsze efekty i jesteśmy z niego zadowoleni.
Adam Kotecki: Strategia przyjęta przez nas w Cloudica już kilka lat temu zaprocentowała w nowej rzeczywistości. W związku z tym nie musieliśmy zmieniać nawet naszego trybu pracy, a także współpracy z producentami i dystrybutorami, ponieważ tak zwany pandemiczny sposób działania prowadzimy od dawna. Z naszego punktu widzenia dystrybucja działa tak, jak przed pandemią. Natomiast zmniejszyła się liczba spotkań z dystrybutorami i klientami, co w jakiś sposób utrudniło prowadzenie negocjacji. Jednakże pomimo tych przeszkód zrealizowaliśmy cele sprzedażowe. Generalnie, tak jak tutaj siedzimy, możemy wszyscy powiedzieć, że jedynie dostaliśmy odłamkami pandemii. Największy cios przyjęli nasi klienci – to oni dostali najbardziej po głowie. Dlatego jesteśmy ostatnimi, którzy powinni narzekać na epidemię. Można powiedzieć, że patrzymy na świat i dziwimy się – dlaczego jest tak źle, skoro u nas jest tak dobrze. Wracając do dystrybutorów, to oni mieli ten atut, że mogli obserwować rozwój wypadków jakby ze wzgórza, a tym samym dostrzegać pewne zjawiska wcześniej niż partnerzy. Dziś dość łatwo rzucać kamykiem w dystrybucję i wytykać błędy. Działaliśmy w końcu wszyscy w niejasnym otoczeniu i trzeba było podejmować działania na bieżąco. Tak naprawdę nie było dobrego momentu na podjęcie jakiejś dobrze przemyślanej, długofalowej akcji łagodzącej skutki kryzysu. Na początku pandemii było na to za wcześnie, a potem już za późno – bowiem wszyscy odliczali dni do jej zakończenia.
Dariusz Kuleszko: Myślę, że zadziałał w nas duch przedsiębiorczości i zdolność do szybkiej zmiany procedur, sposobu pracy naszych zespołów, współpracy z partnerami handlowymi. To było bardzo ważne w tamtym okresie. Dane z innych segmentów rynku nie są tak optymistyczne, jak w naszej branży, co pokazuje, że nasza zdolność adaptacji do trudnych i niecodziennych warunków jest wysoka. Ale patrząc nawet na segment nowych technologii, muszę przyznać, że wzrosty były bardzo zróżnicowane zależnie od kategorii produktowych – obok wzrostów na poziomie 50 proc. były też jednocyfrowe. Nie wszyscy jednakowo wykorzystali boom na rozwiązania IT, zapewne są dostawcy, na przykład usług chmurowych, u których biznes działał podobnie, jak przed pandemią, ale retail, dystrybutorzy i producenci sprzętu elektronicznego musieli dokonać szybkich zmian w swoim modelu biznesowym. W czasie pandemii nastąpiły znaczne zmiany behawioralne, konsumenci inaczej spędzali czas, inaczej też dokonywali zakupów, a nasza branża musiała błyskawicznie na to zareagować nie tylko od strony oferty, ale i działań marketingowo-reklamowych.
Jacek Marynowski: Najlepiej zdały egzamin małe firmy spoza naszej branży i zwykli ludzie, którzy musieli się z dnia na dzień przeistoczyć w demonów informatyki i opanować obsługę takich platform jak Microsoft Teams czy Zoom. Dla firm IT przejście do pracy zdalnej wiązało się z przeklikaniem kilku opcji w naszych systemach bezpieczeństwa i wysłanie pracowników z laptopami do domu. Czy producenci i dystrybutorzy mogli zrobić coś więcej? Pewnie tak, tym bardziej, że istnieją takie możliwości w postaci zwiększenia kredytów i terminów płatności, o czym wcześniej wspominałem. Dystrybutorzy w czasie pandemii wypracowali niemałe zyski, może zatem powinni część z nich przeznaczyć na zwiększenie zapasów magazynowych? To pozwoliłoby nam spokojniej pracować w ostatnich miesiącach roku. Trudno bowiem oczekiwać, że firmy czy budżetówka rzucą się na zakupy w lipcu i sierpniu, a nie – tak jak zwykle bywa – w czwartym kwartale. Nie do końca zgadzam się z opinią Adama Koteckiego. O ile dystrybutorzy mogli być zaskoczeni pierwszą falą pandemii, o tyle podczas drugiej już wiedzieli, z czym mają do czynienia i mogli podjąć bardziej zdecydowane, przemyślane działania.
Z naszej rozmowy wynika, że dużą, być może nawet największą odpornością na pandemię wykazali się dostawcy usług chmurowych. COViD-19 przyspieszył migrację wielu przedsiębiorstw do chmury publicznej. Czy można powiedzieć, że niechęć rodzimego biznesu do tego typu usług została pokonana i możemy liczyć na upowszechnienie się subskrypcji? Czy jesteście Państwo przygotowani do tego, aby oferować w tym modelu nie tylko usługi, ale również sprzęt?
Adam Kotecki: Model subskrypcyjny został przez rynek oceniony pozytywnie i trudno go w jakikolwiek sposób kwestionować. To nie jest idealne, uniwersalne rozwiązanie dla wszystkich, dużo tutaj zależy od skali i specyfiki klienta. W ten sposób można sprzedawać całą masę produktów. Trzeba mieć na uwadze, że istnieją chociażby ograniczenia regulacyjne, które sprawiają, że trudno jest realizować sprzedaż w tym modelu niektórym branżom. Choć widać pozytywne zmiany, do których można zaliczyć większą otwartość banków w zakresie wdrażania usług chmurowych. Nie uciekniemy od tego i będziemy kupować sprzęt oraz usługi w modelu subskrypcyjnym. Zresztą ten trend widać też na rynku pracy. Model subskrypcyjny jest testowany w wielu scenariuszach i w większości doskonale się sprawdza. Jeśli występują ograniczenia czy wątpliwości, to nie wynikają one z wad tego modelu, ale percepcji uwarunkowań zewnętrznych, regulacji itp. Ludzie chcą korzystać z takiego modelu, czego najbardziej obrazowym przykładem są hulajnogi na ulicach naszych miast. Sama pandemia sprawiła, że firmy bądź konsumenci, którzy wcześniej chłodnym okiem patrzyli na tę formę transakcji, mogli przynajmniej sprawdzić jak działa subskrypcja.
Jacek Marynowski: Polski rynek nie jest jeszcze w pełni gotowy do modelu subskrypcyjnego. Trudno byłoby w ten sposób sprzedawać na przykład macierze dyskowe, choć oprogramowanie do backupu jest już dostępne w modelu subskrypcyjnym. Jednak około 90 proc. klientów płaci za licencje wieczyste. Nie ukrywam, że jest to dla mnie pewnego rodzaju zaskoczenie. Oczywiście jako klienci korzystamy z Google Drive czy usług Microsoftu i uczymy się tego. Chcemy oferować sprzedaż w modelu subskrypcyjnymi i należycie się do tego przygotować. Według naszych przewidywań na upowszechnienie tej formy sprzedaży trzeba jeszcze trochę poczekać. Biorąc pod uwagę nasze rozwiązania jest to kwestia raczej pięciu lat niż dwóch.
Dariusz Kuleszko: W ostatnich latach niektórzy dostawcy usług zdążyli nas przyzwyczaić do modelu subskrypcyjnego. Owszem, to się sprawdza w niektórych obszarach, szczególnie przy sprzedaży oprogramowania lub rozwiązań gamingowych, poza tym całkiem nieźle przyjęła się ta forma w branży motoryzacyjnej. Jednakże na rynku retailowym nie dostrzegamy tego trendu. Klienci kupują produkt, który chcą mieć na własność. Inna kwestia z tym związana to brak odpowiedniego systemu obrotu towarowego. Subskrypcja sprawia, że na rynku pojawia się bardzo dużo sprzętu używanego. Ten towar trzeba gdzieś odsprzedawać. Jak na razie rynek konsumencki nie jest przygotowany do tego modelu. Potrzebujemy konkretnych rozwiązań, aby to należycie zadziałało. Choć zupełnie inaczej może to wyglądać w segmencie B2B, gdzie sprzęt kupuje się pod konkretną inwestycję i przedsięwzięcie biznesowe.
Piotr Wypijewski: Model subskrypcyjny rzeczywiście sprawdza się przy sprzedaży oprogramowania, ale jeśli chodzi o sprzęt, wszystko zależy od producentów. To oni bowiem wprowadzają określony sposób finansowania. Bardzo istotna jest też kwestia, o której wspominał mój przedmówca, czyli dalszy obrót urządzeń, które były oferowane w subskrypcji. W tej chwili, oferując sprzęt poza sprzedażą transakcyjną, można w zasadzie zaproponować klientom jedynie leasing.
Mariusz Ziółkowski: Kilka lat temu ABC Data posiadała w swojej ofercie urządzenia drukujące w modelu subskrypcyjnym. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i zaoferować ten sprzęt firmom, szkołom oraz instytucjom. Wtedy klienci podeszli do naszej oferty bardzo nieufnie, ale w ostatnim czasie ich postawa zmieniła się diametralnie. Większość działających w naszej społeczności firm oraz instytucji korzysta z urządzeń drukujących i skanujących w modelu subskrypcyjnym, płacąc za liczbę wydrukowanych stron. Co ciekawe, jeden z lokalnych resellerów mocno zaangażował się w tę formę sprzedaży i jest to dla niego główne źródło dochodów. Nie przeszkodziła mu nawet pandemia, bowiem lokalne firmy były zamykane na krótkie okresy i wszystko szybko wróciło do normy. Z kolei urzędy wprawdzie były zamknięte dla petentów, ale jednak pracowały i cały czas korzystały z urządzeń drukujących.
Satya Nadella, dyrektor generalny Microsoftu, powiedział, że dwa lata transformacji dokonało się w ciągu dwóch miesięcy. Jednym ze skutków ubocznych takiego tempa cyfryzacji jest prawdziwa plaga cyberataków, za które firmy płacą wysoką cenę. Czy transformacja nie jest przeprowadzana w zbyt dużym pośpiechu?
Adam Kotecki: Pandemia oczywiście przyspieszyła procesy związane z cyfryzacją pracy. Nie uważam jednak, że dzieje się to zbyt szybko. Gdybyśmy robili to wolniej, być może upadłoby jeszcze więcej firm, a spadek wzrostu PKB byłby jeszcze większy. W rezultacie dużo trudniej byłoby wyjść z kryzysu. Oczywiście narzucone tempo sprawia pewne problemy, ale ciężko ocenić ich wagę. Można sobie zadać pytanie: czy lepiej biec z wiadrem i wylewać krople wody czy przejść spokojnie tę samą trasę i dotrzeć do mety później, ale z pełnym wiadrem. Warto też podkreślić, że żaden z producentów czy dostawców usług nie jest w stanie regulować tempa tego procesu, bowiem na transformację cyfrową składa się zbyt wiele elementów.
Dariusz Kuleszko: Całkowicie zgadzam się z moim przedmówcą. My odpowiadamy na potrzeby rynku. Niezgoda na rzeczywistość jest bardzo dobra, ponieważ skłania nas do działania i transformowania jej. W ten sposób wnosimy nasz wkład do tej rzeczywistości i próbujemy ją korygować. Nie uważam, że dzieje się to zbyt szybko lub idzie w niewłaściwym kierunku. Znaleźliśmy się w takich okolicznościach i w takim momencie rozwoju w ubiegłym roku, że trzeba było gwałtownie zwiększyć tempo i my to zrobiliśmy. Przyspieszaliśmy wiele procesów, w tym między innymi zmienialiśmy zasady pracy i kontaktów. Zawsze mogą wystąpić jakieś negatywne efekty przyspieszenia, ale to nie znaczy, że krok w kierunku digitalizacji i większego wykorzystania narzędzi cyfrowych powinien zostać zatrzymany. Powinniśmy bardziej skupiać się na korzyściach i benefitach tych zmian. Jestem osobą, która bardziej koncentruje się na perspektywach i możliwościach, aniżeli ograniczeniach.
Piotr Wypijewski: Transformacja cyfrowa stała się faktem, ale rzeczywiście należy podkreślać, że jednym z jej kluczowych elementów jest bezpieczeństwo. Zresztą firmy zaczynają to rozumieć i lokują coraz więcej środków w systemy bezpieczeństwa IT. Tym samym otwiera się nowa przestrzeń do działania dla resellerów.
Adam Kotecki: To prawda, że firmy inwestują w bezpieczeństwo, ale robią to dość chaotycznie. Ich działania polegają na tym, że po prostu próbują zatykać pojawiające się dziury. Klienci słyszą, że muszą stawiać na ochronę IT, ale nie do końca wiedzą, co za tym idzie, w jaki sposób to zmieni ich pracę, co tak naprawdę zabezpieczają, które elementy nadal będą zagrożone… Dużą rolę do odegrania mają w tym zakresie integratorzy, którzy powinni edukować klientów. Chodzi o to, aby pieniądze były dobrze wydawane, a działania podejmowane ad hoc zastąpiła przemyślana strategia.
Jacek Marynowski: Nie potrafię tego ocenić, szczególnie, że nie było specjalnie możliwości wyboru szybkości wprowadzania zmian. Stało się, co się stało i należało szybko uczyć się życia w nowych warunkach. Plaga cyberataków pokazuje, że jako społeczeństwo nie jesteśmy odpowiednio przygotowani do zachowania ostrożności w cyfrowej rzeczywistości. Dobrze, że mamy kampanie społeczne, takie jak „Seniorze! Nie daj się oszukać” czy „Zostań w domu”, ale zupełnie brak kampanii z cyklu „Kliknij odpowiedzialnie”. Skala oszustw i wyłudzeń wynikających z cyberataków jest znacząco wyższa niż skala oszukanych seniorów w akcji „na wnuczka”. To zadanie dla rządzących, ale też i dla nas, specjalistów IT. Staramy się robić webinary o sposobach zabezpieczania danych, ale nasz zasięg z oczywistych względów jest mocno ograniczony.
Artykuł Recenzja po pandemii: debata o działaniach producentów i dystrybutorów pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rok 2020 oczami integratora pochodzi z serwisu CRN.
]]>W tym czasie lokalny rynek mocno wyhamował – firmy odwołały planowane inwestycje, a sfera budżetowa przeciągała rozpoczęcie realizacji planowanych projektów. Przez blisko pół roku zrealizowaliśmy jedynie kilka małych kontraktów na modernizację systemów teletechnicznych i sieciowych. A ponieważ zyski z poprzednich lat reinwestowaliśmy w budowę sieci FTTH, jedynie otrzymana rządowa pomoc z tarczy anty-kryzysowej pozwoliła nam utrzymać płynność i zabezpieczyć pracowników.
Zaistniała sytuacja nie oznacza jednak, że nie mieliśmy co robić. Jako operator telekomunikacyjny i dostawca internetu staliśmy się niejako beneficjentem zwiększonego ruchu sieciowego, wynikającego z wprowadzenia zdalnej pracy i nauki. Zanotowaliśmy zwiększone zapotrzebowanie na nasze usługi, wykonując rekordową ilość przyłączeń radiowych i światłowodowych. Zmniejszone zapotrzebowanie rynku na nasze usługi integratorskie spowodowało, że skupiliśmy się na rozbudowie naszej sieci FTTH i optymalizacji sieci radiowej. A to przełożyło się na rekordowy, bo aż 70-proc. wzrost przychodów z usług telekomunikacyjnych. Od sierpnia trwały też prace remontowe naszej siedziby i w grudniu otworzyliśmy przepiękne i nowoczesne biuro obsługi klienta sieci światłowodowej „Mój Światłowód’’, oferującej usługi Internet/TV/Telefon sieci Avis i Macrosat, a także innych operatorów, którzy opierają działania na naszej infrastrukturze.
Ponadmilionowy projekt
W lipcu, po wielu perypetiach zostaliśmy zaproszeni przez konsorcjum firm Atut i Damir z Olsztyna, jako podwykonawcy, do budowy systemu monitoringu miejskiego w Biskupcu. Naszym zadaniem było nie tylko wykonawstwo i integracja systemu, ale także dostawa kamer i oprogramowania (Axis), switchy (Fortinet), jak też serwerów i macierzy (Dell). Muszę przy tym podkreślić, że pomoc działów wsparcia sprzedaży Axisu i ADI Global oraz Fortinetu i Veracompu stała na najwyższym poziomie i życzyłbym sobie takiej współpracy przy realizacji kolejnych projektów.
Był to nasz pierwszy kontrakt o ponadmilionowej wartości. I mogłoby się wydawać, że jego wielkość będzie dla małej kilkuosobowej firmy oznaczać problemy w realizacji. Zwłaszcza, że system składa się z 86 kamer na potrzeby dwóch centrów monitoringu w siedzibie Straży Miejskiej i Komendzie Policji w Biskupcu, redundantnego systemu rejestracji i zasilania, a ponadto wybudowanej przez nas wielokilometrowej, dedykowanej sieci światłowodowej. Jednakże wiedza i doświadczenie, odpowiednio zaplanowana praca i terminowe dostawy sprzętu oraz ścisła współpraca z pracownikami Urzędu Miejskiego w Biskupcu, generalnym wykonawcą oraz lokalną firmą z branży elektrycznej pana Andrzeja Białka, spowodowały, że prace szły, że tak to określę, rytmicznie.
Po zakończeniu tego projektu mieliśmy znów czas dla innych zleceniodawców, w związku z tym listopad oraz grudzień pełne były zleceń na budowę systemów monitoringu IP czy sieci TV/SAT, LAN, FTTH w budynkach wielorodzinnych, ale także działań w charakterze podwykonawcy przy spawaniu światłowodów w centrum logistycznym DB Schenker pod Warszawą. Nasze ostatnie zadanie w 2020 r. polegało na spawaniu światłowodów na budowanej sieci optycznej dla PKP PLK.
Jeśli chodzi o rok obecny, to mamy już zapytania dotyczące realizacji ogromnego kontraktu na kolei. Ponadto w tym roku planujemy dalszą rozbudowę sieci FTTH. Celem jest podwojenie liczby abonentów i na tym skupimy swoje działania w tym obszarze, w czym powinno nam pomóc świeżo otwarte biuro obsługi klienta. W odróżnieniu od dużych sieci, które likwidują lokalne BOK-i, chcemy być bliżej abonenta. Generalnie, dywersyfikacja źródeł dochodu – wbrew powszechnemu mniemaniu o wyższości wąskiej specjalizacji, pozwoliła nam nie tylko ubiegły rok przetrwać, ale i osiągnąć założone cele.
Właściciel firmy Avis z Biskupca.
Artykuł Rok 2020 oczami integratora pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rok 2019 udźwignąć odpowiedzialność pochodzi z serwisu CRN.
]]>Kolejne ciekawe zadanie, którego się podjęliśmy (tym razem jako podwykonawca), to budowa i integracja sieci oraz systemów teletechnicznych. Wśród nich można wymienić telewizję satelitarną, monitoring IP, system sygnalizacji włamań i napadu (SSWiN), a także systemy telekomunikacyjne. Warto też wspomnieć budowę okablowania dla potrzeb nagłośnienia i oświetlenia scenicznego DSO oraz kina w przebudowanym budynku Centrum Kultury, Turystyki i Sportu w Biskupcu. To obecnie najnowocześniejszy tego typu obiekt w Polsce, bardzo innowacyjny i funkcjonalny. Udział w jego gruntownej przebudowie napełnia mnie ogromną dumą i satysfakcją z dobrze wykonanej pracy.
W kolejnych miesiącach 2019 r. wykonywaliśmy różne zlecenia integracyjne, jak budowa sieci w szpitalu i ośrodku zdrowia w Reszlu oraz kilka pomniejszych projektów. Kontynuowaliśmy też prace przy budowie sieci światłowodowej na budowie fabryki Egger w Biskupcu. Jako elektronik z zawodu, a przede wszystkim z pasji, uwielbiam wyzwania. A Egger to docenia i wykorzystuje naszą wiedzę, umiejętności i doświadczenie do realizacji innych ciekawych projektów. Jednym z nich jest budowa systemu reagowania na zagrożenie pożarowe magazynu trocin, które mogą ulec samozapłonowi. Zlecone zadanie miało zapobiegać przenoszeniu przez dźwig zarzewia pożaru z magazynu trocin na taśmociąg i w rezultacie na halę produkcji płyt wiórowych.
Do realizacji projektu zaproponowaliśmy użycie świetnych kamer termowizyjnych Axis. Ścisła współpraca z kolegami z polskiego oddziału producenta dała zdumiewający efekt. Czas reakcji na ogień wynosi do trzech sekund, i to bez fałszywych alarmów, a przy tym system reagowania zapewnia pełne automatyczne zaparkowanie dźwigu i wywołanie wszystkich działań przewidzianych dla tego typu zdarzeń. Myślę, że stworzone przez nas rozwiązanie może być z powodzeniem zastosowane wszędzie tam, gdzie jest potrzebna natychmiastowa reakcja na zagrożenie. A w konsekwencji ochrona ludzkiego życia i mienia.
W minionych miesiącach równolegle, wraz z naszym doświadczonym partnerem, firmą Macrosat z Barczewa, intensywnie budowaliśmy (i nadal kontynuujemy ten projekt) miejską sieć światłowodową. Niestety, projekt ten realizujemy z opóźnieniem wynikającym z natłoku innych zadań. W ubiegłym roku skupiliśmy się na okablowaniu budynków i zaciągach kabli w kanalizacji. Pod jego koniec udało nam się oddać do użytku sieć w kilku blokach wielorodzinnych. Uruchomiliśmy OLT marki Huawei i podpięliśmy pierwszych abonentów do sieci światłowodowej w technologii GPON-owej. Jednocześnie, zgodnie z pierwotnymi założeniami służebności budowanej sieci, prowadzimy rozmowy z innymi operatorami na temat udostępniania naszych zasobów. Również lokalne firmy są zainteresowane zarówno dzierżawą włókien, jak i różnorodnymi usługami, które mogą być świadczone z wykorzystaniem światłowodów. Pole do współpracy jest ogromne i bardzo różnorodne, co mnie bardzo cieszy i pozwala z optymizmem patrzeć na budowany biznes.
Od 25 lat wykonujemy i wdrażamy sieci komputerowe. Począwszy od pierwszych, budowanych na koncentryku, przez wszystkie kategorie skrętki, a na światłowodzie skończywszy. To wszystko pod kontrolą systemów Lantastica, Novella lub Microsoftu, przy zastosowaniu sprzętu D-Linka, TP-Linka, Netgeara, Cisco lub Huawei. Naszym głównym priorytetem jest zapewnienie klientom rozwiązań na miarę ich potrzeb. W ostatnich latach te potrzeby skutecznie realizują rozwiązania Fortinetu. Dlatego też przystąpiliśmy do programu partnerskiego tego producenta, za namową Adama Rudowskiego, którego miałem okazję poznać na czerwcowej gali CRN-a „Tech Trendy Biznes 2018”. I tak jak w 2003 r., kiedy to we współpracy z krakowskim VAD-em zbudowaliśmy najrozleglejszą wówczas w Polsce radiową sieć internetową, reaktywowaliśmy naszą współpracę.
Po rozmowie z opiekunką biznesową Fortinetu współpraca zapowiadała się obiecująco. Jednakże pierwszy pozyskany kontrakt na dostawę i wdrożenie urządzeń Fortigate okazał się kubłem zimnej wody. Producent odmówił zarejestrowania zgłoszonego projektu i – jak mi wyjaśniono – postanowił wykluczyć nas z dostawy i samodzielnie obsłużyć budżetowego klienta. To wszystko mimo tego, że mamy w swoim kręgu wdrożeniowca doświadczonego w konfiguracji urządzeń Fortinetu. Tym samym Fortinet swoją decyzją uniemożliwił nam osiągnięcie kolejnego szczebla rozwoju. Nie tracę jednak nadziei, bo rozmawiamy z dużym klientem instytucjonalnym o współpracy w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Projekt jest dość spory, bo oscyluje w okolicy miliona zł. Dotyczy monitoringu, sieci Wi-Fi, światłowodów i znakomicie nadaje się do tego infrastruktura sieciowa bazująca na Fortigate.
Pod koniec roku czekała nas jednak niespodzianka. Nasz trud został dostrzeżony i zostaliśmy zaproszeni przez dużego zagranicznego klienta do złożenia jako podwykonawca oferty na budowę sieci poza granicami Polski i Europy. Obecnie omawiamy szczegóły tego projektu, a w tym czasie przygotowujemy się do realizacji kilku dużych lokalnych przedsięwzięć. Jednocześnie jesteśmy w trakcie budowy naszej sieci FTTH. Podjęcie tego zadania będzie stanowiło dla mnie duże wyzwanie organizacyjne – jeszcze większe niż przy okazji realizacji ubiegłorocznych projektów. Ponieważ jednak kocham wyzwania, to jeśli dojdziemy do porozumienia, jestem pewien, że i temu konkretnemu podołamy.
Artykuł Rok 2019 udźwignąć odpowiedzialność pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rok 2018 oczami integratora pochodzi z serwisu CRN.
]]>Również Avis przeszedł w minionych latach istotną transformację. Z firmy stricte komputerowej, składającej i serwisującej komputery, poprzez sprzedawcę gotowych rozwiązań IT aż do przedsiębiorstwa teleinformatycznego i integratorskiego, wdrażającego złożone systemy, jak też budującego instalacje teleinformatyczne i teletechniczne. Rola naszego sklepu jest obecnie bardzo niewielka. Pracujemy głównie w terenie, a usługi serwisowe świadczymy wyłącznie na potrzeby realizowanych kontraktów, nie poświęcając w tym zakresie czasu klientom indywidualnym ani małym przedsiębiorcom. Ich obsługę przejęły lokalne serwisy lub opuszczający nas pracownicy, którzy nie potrafili odnaleźć się w tak diametralnie zmienionej firmie.
Początek ubiegłego roku to był okres realizacji zleceń, nad którymi pracowaliśmy od miesięcy. Głównie była to budowa szeregu sieci i związane z tym wdrożenia. Równolegle, z wyprzedzeniem, przygotowywaliśmy zarówno siebie, jak i naszych klientów na wejście w życie przepisów RODO. Liczyliśmy na zamówienia z zakresu bezpieczeństwa i ochrony danych. Niestety, życie nie spełniło tych oczekiwań. Klienci całkowicie zignorowali nasze zalecenia i sugestie, ograniczając się do działań niezbędnych dla spełnienia wymogów dyrektywy. Dokonaliśmy tylko jednego wdrożenia i to tylko dlatego, że system informatyczny klienta został zaatakowany przez hakerów, co wymusiło szybką i skuteczną reakcję.
Od początku roku przygotowywaliśmy się też do budowy sieci światłowodowej w naszym mieście, Biskupcu, z realizacją w maju i podpięciem pierwszych budynków wielorodzinnych w czerwcu. Dzięki temu możemy świadczyć usługę dostępu do internetu i Telewizji Światłowodowej EVIO na odpowiednim poziomie. Prace te kontynuujemy wspólnie z naszym bardzo doświadczonym partnerem – firmą Macrosat z Barczewa.
Wejście na rynek światłowodów otworzyło nam możliwość realizacji wielu ciekawych projektów. Dzięki temu uczestniczymy w dużych przedsięwzięciach jako podwykonawca dla innych podmiotów. Budujemy sieci strukturalne, chociażby w Szpitalu Powiatowym w Biskupcu, Urzędzie Miasta czy na potrzeby stacji elektroenergetycznych dla ABB albo PGE. Jednak przede wszystkim ubiegły rok stał pod znakiem budowy sieci światłowodowej dla powstającej fabryki Egger w Biskupcu. Staliśmy się tym samym aktywnym uczestnikiem ogromnego projektu, przy realizacji którego w pewnym momencie było zaangażowanych blisko dwa tysiące ludzi. Biorąc udział, z moją spawarką, w budowie sieci światłowodowej, poznałem organizację pracy przy tak skomplikowanych projektach, spotkałem wielu ludzi z różnych stron Europy, jak też miałem do czynienia z technologiami informatycznymi z najwyższej półki. Tworzona przy moim udziale sieć optyczna, złożona z około 4 tys. włókien, spina wszystkie urządzenia i sterowniki zarówno z wewnętrzną siecią, jak i z centralą firmy w Austrii. Tworząc tak niezwykły projekt, Egger współpracuje z najlepszymi w branży, jak Wrosystem czy El-Mont. Dzięki dołączeniu do ich grona i uzyskaniu pozytywnej opinii o naszych usługach zyskujemy kolejnych zleceniodawców.
Podwykonawstwo to rozwijający się trend, którego dobrodziejstw zaznaliśmy w 2018 r. W tym okresie zrealizowaliśmy tylko kilka samodzielnych projektów, natomiast byliśmy zapraszani do udziału w poważnych przedsięwzięciach realizowanych przez dużych wykonawców. Wynika to stąd, że przetargi dotyczą kompleksowej realizacji projektów, które obejmują zarówno prace budowlane, jak też instalatorskie. Przy czym obok instalacji elektrycznych znajdują się teletechniczne, stanowiące niewielką część całego budżetu. Firmy budowlane, które wygrywają przetargi, nie posiadają ludzi ani kompetencji do realizacji takich prac. Posiłkują się więc takimi firmami, jak nasza. A szerokie portfolio usług i kompetencji, jakie od lat rozwijamy, czyni z nas dobrego partnera do wykonywania tego typu projektów.
…będzie rokiem kontynuacji. Nadal będziemy realizować wiele projektów, na które już zawarliśmy umowy. Będziemy również kontynuować budowę sieci światłowodowej na potrzeby fabryki Egger. Będziemy także bardziej zaangażowani w budowę sieci światłowodowej w Biskupcu, kładąc większy nacisk na działalność operatorską.
Mariusz Ziółkowski
właściciel Avis
Miniony rok był pod względem finansowym rekordowy, niezwykle pracowity dla mnie osobiście. Pełen zleceń, problemów z pracownikami i niezrealizowanych planów informatycznych. Był także rokiem pełnym rodzinnych radości i sukcesów zawodowych. Pokazującym, że umiejętność przewidywania i przygotowywania się na nadchodzące zmiany w branży pozwala utrzymać się na rynku.
Artykuł Rok 2018 oczami integratora pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rok 2017 oczami integratora pochodzi z serwisu CRN.
]]>W porównaniu z okresem sprzed kilku lat racjonalniej podchodzimy do naszych klientów i nie walczymy o nich do upadłego. Staramy się o tych, których możemy obsłużyć na jak najwyższym poziomie, co procentuje nowymi, konkretnymi klientami, którzy przychodzą do nas z polecenia. Tacy klienci akceptują nasze propozycje, ceny i marże.
Co do nowych tematów i rozwiązań, jak chmura, smart home czy e-medycyna, to nauczeni doświadczeniem staramy się mieć te rozwiązania pod ręką, ale nie angażujemy w nie zasobów finansowych ani ludzkich. Staramy się raczej sprostać bieżącym wyzwaniom, odpowiadać na zapotrzebowanie klientów i w tę stronę kierować nasze wysiłki. Z nowych tematów, nad jakimi pracujemy w kontekście najbliższych miesięcy, warto wymienić szeroko rozumiane bezpieczeństwo infrastruktury informatycznej i zasobów. Jest to temat wprawdzie ważny, ale niezbyt doceniany przez klientów. Niemniej zarówno bieżące, jak i przyszłe wysiłki naszych wdrożeniowców skoncentrowane będą na tej właśnie dziedzinie. Oby z dobrym skutkiem.
…był rokiem odbicia po nieco słabszym niż rok wcześniej rezultacie w 2016 r. Gorsze wyniki w tym roku były spowodowane brakiem przetargów. Jest ich co prawda nadal mało, niemniej jednak praca z firmami z sektora MŚP i instalacje teletechniczne zapewniły nam odbicie i osiągnięcie satysfakcjonującego wyniku. Chociaż nie ukrywam, że liczyliśmy na wzrosty na rynku przetargów publicznych. Niestety, w kolejnych miesiącach ubiegłego roku nic takiego się nie wydarzyło. Dla przykładu nasz Urząd Miejski Biskupiec zakupił w zeszłym roku tylko trzy nowe komputery. W pozostałych urzędach i szkołach było niewiele lepiej. Nawet ministerialny program „Aktywna tablica” do dziś nie został zrealizowany w naszej gminie. Tak więc pozostało nam być czujnym i współpracować z budżetówką na poziomie, na jaki pozwalają jej finanse, co w rezultacie sprowadza się do niezbędnych wymian sprzętu i kosztów eksploatacji.
Na szczęście mieliśmy do czynienia ze zwiększonym zapotrzebowaniem na nasze usługi ze strony MŚP. Budujemy dla nich infrastrukturę teleinformatyczną, a także dostarczamy sprzęt i oprogramowanie. Z kolei dzięki zwiększonemu popytowi na lokale mieszkalne – zarówno nowe, jak i remontowane – mamy pracę przy budowie instalacji teletechnicznych, w tym światłowodowych. Dlatego też zakupiliśmy spawarkę światłowodową wraz z osprzętem pomiarowym, co dało nam możliwość wykonywania instalacji światłowodowych i realizacji dodatkowych zleceń.
Cieszy nas też współpraca z austriacką firmą Egger, która prowadzi w Biskupcu budowę fabryki płyt wiórowych. Znajomość języków – w tym niemieckiego i angielskiego – umożliwiła mi bezpośrednie kontakty z kadrą zarządzającą, a w efekcie pozyskiwanie zleceń na dostawy sprzętu i usług. Zalicza się do nich m.in. dostarczanie Internetu na teren budowy i do mieszkań pracowników.
Ogólnie rok 2017 oceniam jako okres może bez „fajerwerków”, za to z realizacją dużej liczby zleceń informatycznych i teletechnicznych. Mieliśmy dużo pracy i satysfakcji pod względem zawodowym i finansowym. Pod koniec roku rozpoczęliśmy przygotowywanie naszej sieci internetowej do kolejnego skoku technologicznego, to jest przechodzenia z usługi dostarczanej drogą radiową na usługę dostarczaną via światłowód. Umożliwi nam to utrzymanie dotychczasowych, a ponadto pozyskanie nowych klientów oraz świadczenie nowych usług, jak na przykład telewizja wysokiej rozdzielczości.
…będzie rokiem kontynuacji, przy jednoczesnych wysiłkach mających na celu pozyskiwanie klientów zainteresowanych systemami bezpieczeństwa. Ponadto planujemy rozszerzenie terytorialne naszej działalności teletechnicznej. Chcemy wyjść poza lokalny rynek i zdobywać zlecenia w sąsiednich województwach jako samodzielny wykonawca lub podwykonawca.
Lokalnie będziemy migrować z naszą siecią internetową w kierunku światłowodu. Mamy własny sprzęt i doświadczoną kadrę oraz wsparcie ze strony zaprzyjaźnionych operatorów. Powinniśmy więc wywiązać się z tego zadania z pozytywnym skutkiem, udostępniając mieszkańcom naszego miasta Internet na dobrym, światowym poziomie. Generalnie zamierzamy podtrzymywać tendencję do wybierania zleceń, które gwarantują nam godziwy zysk, bez walki o każdą transakcję do upadłego.
Nasze plany zwiększenia udziału w rynku instalacji teletechnicznych, ale także wymogi stawiane przez prawo i inwestorów zmuszają nas do zdobywania kolejnych kwalifikacji technicznych i certyfikatów. Na tym także skupiamy się od jakiegoś czasu i będziemy kontynuować działania edukacyjne w bieżącym roku.
Jeśli chodzi o rynek, to oczywiście nadal liczymy na ożywienie w budżetówce i jesteśmy gotowi uczestniczyć w przetargach. Co do współpracy z dystrybucją IT, naszym głównym dostawcą pozostanie ABC Data. Jednocześnie w kręgu naszych zainteresowań pojawiają się nowi – jak dla nas – dystrybutorzy związani ze światłowodami i instalacjami teletechnicznymi. Jednym z nich jest Schrack, z którym zacieśniamy współpracę. Z kolei w branży security kontynuujemy kooperację z ADI Global i MKJ. I wreszcie w przypadku segmentu internetowego naszym dostawcą i cenionym partnerem jest niezmiennie firma MSI Telekom. Skupienie się na współpracy z kilkoma solidnymi partnerami, z którymi się rozumiemy i którzy nigdy nas nie zawiedli, daje nam szansę trwałego rozwoju.
Warto przy tym podkreślić, że prowadzenie firmy to nie tylko statystyki zawierające się w przedziale styczeń–grudzień danego roku. To wieloletnia praca, planowanie, nauka, budowanie pozycji na rynku, tworzenie klimatu do pracy i motywowanie załogi. To ciągła praca nad sobą i tworzeniem atmosfery zaufania do właściciela firmy, którą klienci, partnerzy i pracownicy kojarzą nierozerwalnie z moim nazwiskiem. To wreszcie ciągłe przygotowywanie się na nadejście nowego, nieznanego jeszcze wyzwania, o którym wiadomo dzisiaj tylko tyle, że… nadejdzie.
Artykuł Rok 2017 oczami integratora pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rollercoaster, czyli rok 2014 oczami resellera pochodzi z serwisu CRN.
]]>
Koniec pierwszego i drugi kwartał 2014 r. był okresem wytężonej pracy nad pozyskaniem klientów z sektora medycznego. Miało to związek z planami wprowadzenia – od 1 lipca 2014 r. – elektronicznej dokumentacji medycznej w gabinetach lekarskich. Przygotowywaliśmy się do tego od stycznia 2013 r. Zatrudniliśmy i wyszkoliliśmy dwójkę wdrożeniowców, co pochłonęło w sumie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po czym okazało się, że lobby lekarskie zwyciężyło i wdrożenie e-medycyny zostało przeniesione na rok 2017. Tymczasem jeszcze w kwietniu 2014 r. departament informatyki w Ministerstwie Zdrowia twierdził, że decyzje o przesunięciu terminu nie zostały podjęte.
Dlatego też w czerwcu zmuszeni zostaliśmy do rozstania się z częścią pracowników. Wydane na nich pieniądze musieliśmy uznać za stracone. Na pocieszenie muszę dodać, że praca nad ofertą skierowaną do lekarzy zaowocowała bliższą współpracą z nimi dotyczącą sprzedaży kas fiskalnych. Jak wiadomo, medycy zostali zobligowani do ich stosowania od początku bieżącego roku.
W lutym 2014 r. zanotowaliśmy koniec zwyżkowego trendu w sprzedaży tonerów. Po analizie rynku okazało się, że zwiększyła się penetracja naszego lokalnego rynku przez hurtownie z Olsztyna i okolic. Zaczęły odbierać nam klientów, gdyż głównym czynnikiem przy podejmowaniu przez nich decyzji zakupowych jest niska cena. W tej sytuacji postanowiliśmy wprowadzić do oferty regenerację tonerów. Na początku stosowaliśmy ten proces na potrzeby własne. Po wielu próbach i błędach efekty okazały się wręcz rewelacyjne. Zaczęliśmy więc wykonywać próbne regeneracje dla zaprzyjaźnionych klientów, którzy wystawili nam pozytywne oceny. Dopiero wtedy rozpoczęliśmy komercyjną działalność na lokalnym rynku. Zaczęliśmy startować w przetargach na dostawy materiałów eksploatacyjnych i kilkukrotnie zwiększyliśmy udziały rynkowe.
Wejście z „eksploatacją” do nowych klientów pozwoliło nam na zdobycie zaufania i pozyskanie ich do współpracy także przy projektach informatycznych. W rezultacie przełożyło się to na kolejne dostawy i wdrożenia. Podobnie było w latach 1992–93, kiedy to firmy nie chciały z nami rozmawiać. Wprowadziłem wówczas do sprzedaży dyskietki, kasety i papier do drukarek. W ten sposób „wszedłem” do firm oraz instytucji z ofertą komputerów. Jak widać, patent ten sprawdził się i tym razem, zwiększając liczbę naszych klientów.
Rynek edukacyjny, nad którym pracujemy od dawna, również otworzył się na naszą ofertę. Szczególnie pomogły w tym przemyślane działania w segmencie materiałów eksploatacyjnych, jak też współpraca z VIDIS-em. Dzięki temu udało nam się sprzedać szkołom wiele komputerów i notebooków, a także tablic interaktywnych i projektorów. Nie zapomnieliśmy również o firmach i instytucjach, nad którymi pracowaliśmy od początku 2014 r. Pod koniec lata trud się opłacił: od tego czasu sprzedaliśmy i wdrożyliśmy kilka systemów z serwerami i sieciami strukturalnymi. Kolejne właśnie kończymy lub czekają w kolejce na realizację.
Nawiasem mówiąc, wybór HP jako partnera do współpracy przy obsłudze firm i instytucji okazał się nie do końca trafiony. Nie tylko ze względu na fatalną jakość serwisu (wymiana uszkodzonych dysków twardych na „sprawne używane”), ale też jakość współpracy. W ciągu minionych dwóch lat sprzedaliśmy kilkanaście serwerów i blisko dwieście stacji roboczych tej marki. Tymczasem nie mamy żadnej opieki ani pomocy z ich strony, a przy tym nie czujemy się w żaden sposób docenieni.
Od kilku lat moim konikiem jest teletechnika i instalacje. Biznes ten rozwija się zgodnie z planem i łączy się z wdrożeniami IT. Dzięki współpracy z deweloperami wykonujemy instalacje w nowo powstających budynkach lub modernizujemy istniejące systemy. Zaangażowaliśmy się, jako jedyna firma IT, w prace nowo powstałego EcoEnergetycznego Klastra Budowlanego.
Zacieśniamy też współpracę z naszym pierwszym dostawcą rozwiązań TV-SAT, firmą Vector z Gdańska. Planujemy wykonać kilka systemów w budynkach wielorodzinnych wraz z firmą Eutelsat, właścicielem satelitów HotBird. Coraz częściej instalujemy też systemy monitoringu IP, we współpracy z Axisem. Mam nadzieję, że w rozpoczynającym się roku liczba sprzedanych systemów monitoringu IP wzrośnie i zwiększą one swoją przewagę nad starymi, analogowymi systemami.
Jednocześnie świadczymy usługi klientom naszej sieci internetowej, w której modernizację włożyliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat ponad 100 tys. zł. W efekcie nie tylko powstrzymaliśmy odpływ klientów do konkurencyjnych sieci, ale notujemy intensywny przypływ nowych. Ponadto pod koniec listopada, w partnerstwie z jednym z zaprzyjaźnionych operatorów sieci kablowych oraz ISP, zakupiliśmy inną lokalną sieć, przylegającą do naszej. Tym samym zwiększyliśmy liczbę abonentów i udział w rynku.
W zeszłym roku podjęliśmy też ważną decyzję o rozstaniu z siecią Sferis. To efekt ograniczania limitów kupieckich przez dystrybutorów, a także zmian na rynku w związku z odchodzeniem klientów indywidualnych od małych sklepów na rzecz marketów. W efekcie nie tylko skoncentrowaliśmy się na obsłudze firm oraz instytucji, ale planujemy zmianę lokalu i zmniejszenie powierzchni sklepowej.
Jak widać, rok 2014 był bardzo trudny, pracowity i pełen wyzwań. Pokazał nam, ile naprawdę znaczymy dla naszych dostawców. Dowiódł, ile jesteśmy warci dla siebie i naszych klientów. Utwierdził nas w przekonaniu, że żaden sukces nie jest dany raz na zawsze i każdego dnia od nowa musimy walczyć o rynek.
Rok 2015 zapowiada się niezwykle pracowicie i będzie stanowił kontynuację minionego roku. Będzie równie trudny i pełen wyzwań. Do tego dojdzie zmiana lokalu i reorganizacja systemu pracy, z dużym udziałem pracy w domu, gdzie przeniesiemy biuro i księgowość. Mam nadzieję, że moja załoga nie straci ducha walki, który w niej zaszczepiam każdego dnia.
Autor jest właścicielem firmy Avis z Biskupca.
Artykuł Rollercoaster, czyli rok 2014 oczami resellera pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Tablety na długiej drodze do firm pochodzi z serwisu CRN.
]]>To oczywiste, że jeśli firmy na większą niż dotąd skalę zaczną wykorzystywać tablety, resellerzy na nich zarobią. Wielu właścicieli sklepów komputerowych bierze pod uwagę taką ewentualność. Warto jednak zaznaczyć, że wśród przedsiębiorców IT nie brakuje również tych, którzy mają poważne wątpliwości co do przyszłego szerszego wykorzystania tabletów w biznesie. Co ciekawe, zaczynają je mieć również analitycy.
Niemniej większość właścicieli firm komputerowych, którzy odpowiedzieli na pytania naszego barometru, uważa, że stopień wykorzystania tabletów w przedsiębiorstwach z roku na rok wzrasta. Nie jest to jednak wzrost na taką skalę, aby resellerzy nie nadążali z dostawami. Raczej mowa tu o pewnej tendencji, która być może się utrzyma.
Andrzej Pyka
Słowo tablet większości konsumentów wciąż kojarzy się bardziej z rozrywką niż z synonimem narzędzia pracy. Z tego względu rynek tabletów biznesowych w Polsce znajduje się dopiero w fazie początkowego rozwoju, lecz jest to rozwój dynamiczny. W dzisiejszych czasach jedną z kluczowych ról w relacjach biznesowych odgrywa mobilność i z roku na rok jej znaczenie będzie wzrastać.
Przeciętny klient nie jest jeszcze do końca świadomy faktu, że kupując dla swojej firmy tablety, może zyskać w pełni wydajne urządzenia o funkcjonalności porównywalnej do mobilnego laptopa biznesowego. W związku ze zmianą mentalności osób prowadzących własną działalność gospodarczą, które coraz bardziej cenią w codziennej pracy rozwiązania mobilne, sprzedaż tabletów biznesowych w najbliższym czasie na pewno będzie rosnąć. Rynek tych urządzeń jest jednak wciąż młody i na tę chwilę trudno jest stwierdzić, kiedy tablety zaczną górować nad ultrabookami. Bo to, że tak w końcu będzie, jest niemal pewne.
Na razie tylko 15 proc. naszych respondentów przyznaje, że zarabia na
tabletach. Natomiast 27 proc. ma taki zamiar. A to daje już 42 proc.
tych, którzy mają jakieś podstawy, aby uznać opisywany rynek za
przyszłościowy. Również 42 proc. firm, jak wynika z odpowiedzi na
kolejne pytanie barometru, uważa, że w przyszłości będą sprzedawały
więcej tabletów biznesowych niż obecnie (nikt przy tym nie wybrał
odpowiedzi, że sprzedaż będzie malała).
Zawsze jednak jest jakieś
ale… W przypadku tabletów biznesowych również. Jeśli zsumować udział
procentowy odpowiedzi sprzedawców twierdzących, że w ich sklepach
wielkość sprzedaży tabletów nie zmieni się w przyszłości, oraz tych,
którym ciągle trudno coś na ten temat wyrokować (razem 51 proc.),
przyszłość tych urządzeń na rynku przedsiębiorstw – przynajmniej na
razie – nie wygląda różowo.
Zdaniem właścicieli firm komputerowych tablety, mimo że pod względem wydajności i wytrzymałości są coraz lepiej do potrzeb biznesu dostosowane, nie zastąpią laptopów. Sprawdzają się na razie tylko w kilku zastosowaniach i wprowadzanie ich na siłę w różne obszary działalności firm nie ma raczej sensu. To, że klient może poczuć się rozczarowany, stanowi wystarczający powód, aby zachować daleko posuniętą ostrożność w oferowaniu mu wspomnianych urządzeń.
Na razie grupą docelową są w dużej mierze handlowcy, dla których
mobilny, lekki i ergonomiczny sprzęt komputerowy ma ogromne znaczenie.
Ale nie zawsze oznacza to prostą zamianę laptopa na tablet.
– Na naszym lokalnym rynku zainteresowanie przedstawicieli biznesu tabletami jest niewielkie – mówi Mariusz Ziółkowski, właściciel firmy Avis. – Ewentualne
rozmowy dotyczą raczej informacji o nowościach produktowych. Jednak do
transakcji nie dochodzi. Dwa lata temu udało nam się sprzedać około 10
nie tyle tabletów, co konwertowalnych netbooków Lenovo przedstawicielom
handlowym lokalnego producenta. Ale nie byli zadowoleni z wydajności
tych maszyn.
Choć na mobilność zaczyna kłaść się nacisk również
w grupach zawodowych, dla których do tej pory jej znaczenie nie było tak
oczywiste, jak dzieje się w przypadku terenowych handlowców, to
potrzeba chyba jeszcze trochę czasu, aby trend ten zaczął wywierać
bardziej zdecydowany wpływ na sprzedaż tabletów biznesowych.
Tablet biznesowy nie jest urządzeniem tanim. Na przykład średnia cena tabletu Asusa przeznaczonego dla odbiorców z sektora przedsiębiorstw kształtowała się w 2013 r. na poziomie od 1,5 do 2 tys. zł. Wśród propozycji HP jest model za ponad 3 tys. zł. (Choć Modecom oferuje tablet za mniej niż 1 tys. zł, który zalicza do biznesowych.) Na cenę tego sprzętu wpływa nie tylko lepsza niż w przypadku maszyn konsumenckich jakość komponentów, mocniejsza obudowa i bateria, ale też system operacyjny.
Zdaniem resellera
Aleksander Posełek, właściciel Kolom.pl
Tablety biznesowe, a dokładniej tablety z Windows 8 i dołączaną klawiaturą są jeszcze za drogie. Gdyby ich cena spadła, są duże szanse na zwiększenie sprzedaży.
Wojciech Brzeziński, zarządzający firmą Interhurt
W sytuacji, gdy zdecydowanie spada sprzedaż pecetów oraz laptopów, ich miejsce zajmują tablety. Coraz większa liczba aplikacji biznesowych do urządzeń mobilnych (smartfonów i tabletów) wspomoże w przyszłości sprzedaż tych urządzeń.
Przemysław Bosak, właściciel F.H.U. Bosaczek
Tablety sprawdzają się tylko w kilku zastosowaniach biznesowych. Wprowadzanie ich na siłę do wszystkiego nie ma sensu. Niektóre firmy już przekonały się o ich słabych punktach i powracają do komputerów przenośnych, zwłaszcza ultrabooków.
Grzegorz Banasiak, handlowiec Datacom System
Tablety biznesowe mają coraz większy udział w rynku produktów przeznaczonych dla biznesu. Przez unifikowanie funkcjonalności do tej pory zarezerwowanych dla notebooków i komputerów osobistych stają się dodatkowym narzędziem pracy. Właśnie dzięki temu będą alternatywą lub uzupełnieniem w ofercie dla klienta biznesowego.
Łukasz Kaca, handlowiec Technet
Tablety w niewielkim stopniu zaczęły wypierać notebooki i ultrabooki. Dobre biznesowe tablety kupują jedynie zamożni klienci, którzy lubują się w najnowszych technologiach i idą z duchem czasu.
Roman Kaczmerek, prezes Silpolu
Udział tabletów będzie rósł, ale pozycja notebooków na razie jest niezagrożona.
W październiku 2012 r. czekaliśmy na Windows 8. System według wielu specjalistów z branży miał spełnić oczekiwania i konsumentów, i użytkowników biznesowych. Niejednokrotnie można było spotkać się z opinią, że Windows – jako platforma najczęściej wykorzystywana w przedsiębiorstwach – przyczyni się do zdecydowanego zwiększenia obecności tabletów biznesowych w ich strukturach informatycznych. Przełomowy pod tym względem miał być rok 2013. Jednak, jak przyznaje Damian Godos, Senior Analyst IDC, nie można jeszcze mówić o znaczącej liczbie tabletów używanych w biznesie (całość wypowiedzi Damiana Godosa w artykule „Tablety biznesowe 2 w 1”, CRN Polska nr 23/24/2013, str. 44).
Respondenci CRN-owego barometru w swoich komentarzach zwracają uwagę między innymi na to, że notebooki i ultrabooki zaczęły być wypierane przez tablety w niewielkim stopniu.
– Według mojego doświadczenia rola tabletów biznesowych wzrośnie wraz z upowszechnieniem i spadkiem cen modeli z systemem Windows – mówi Łukasz Juszczyk, właściciel firmy IComp. Specjalista dodaje, że jeśli w ogóle, to największym powodzeniem w biznesie cieszą się modele z Windows, ponieważ są kompatybilne z systemami sprzedaży zainstalowanymi na stacjonarnych komputerach.
Pewną grupę odbiorców stanowi na razie kadra zarządzająca bogatszych firm. Wysokiej jakości tablet jest dla niej w dużej mierze gadżetem, ale też, jak mówi Adam Niklewicz, właściciel firmy Corporation, coraz częściej użytecznym narzędziem.
– Myślę, że tablet jest doskonałym uzupełnieniem „parku maszynowego” managera – tłumaczy Adam Niklewicz. – W biurze notebook, lepsza grafika, większy ekran, wygodniejsza klawiatura. W teren smartfon – do szybkiego kontaktu (pilne maile, oczywiście połączenia telefoniczne), sprawdzenia rozkładu lotów w Internecie itp. W samolocie – energetycznie wydajniejszy tablet, z większym ekranem… i większą liczbą gier.
Właśnie… Trudno oprzeć się wrażeniu, że dodana pół żartem, pół serio uwaga o większej liczbie gier dowodzi, że tablet biznesowy postrzegany jest jednak jako gadżet. A mówiąc już zupełnie serio – wysokiego szczebla menedżerowie raczej nie staną się odbiorcami tabletów biznesowych na dużą skalę. Na dodatek w przypadku przedsiębiorstw dla mobilności pracowników większe znaczenie mają aplikacje i dostęp do nich z każdego miejsca i z każdego urządzenia. Nie musi to jednak oznaczać, że tym urządzeniem będzie coraz częściej tablet biznesowy w swojej tradycyjnej postaci.
– Jedynie około 2 proc. tabletów trafia do biznesu – mówi Damian Godos. – Urządzenie musi jeszcze przebyć długą drogę, by upowszechnić się w zastosowaniach profesjonalnych.
Możliwe jednak, że biznes w większym stopniu niż tablety zaakceptuje… hybrydy. O ile przed ponad rokiem producenci, podążając za trendem wyznaczonym przez Apple’a, promowali głównie tablety, o tyle teraz trudno nie zauważyć nacisku kładzionego właśnie na ultrabooki z odłączaną klawiaturą i urządzenia przenośne z odwracanym ekranem. Znamienne jest, że tego typu dotykowe urządzenia Microsoft wybrał do prezentacji podczas polskiej premiery systemu Windows 8.1, która odbyła się w październiku 2013. Może w przypadku biznesu granica, która przez chwilę wyraźnie oddzielała notebook od tabletu zaczyna się znowu zacierać.
Artykuł Tablety na długiej drodze do firm pochodzi z serwisu CRN.
]]>