Artykuł W oczekiwaniu na 7 nm pochodzi z serwisu CRN.
]]>Trzeba jednak zaznaczyć, że wzrosty cen wynikają przede wszystkim z tego, iż klienci przestają wybierać produkty najtańsze. W przypadku sprzętu stacjonarnego coraz większym powodzeniem cieszą się konstrukcje zamknięte w małych obudowach. Rośnie również popyt na notebooki z grupy ultrabooków. W sprzedaży ciągle są duże i ciężkie modele za 1,5 tys. zł oraz niewiele tańsze desktopy w tradycyjnych obudowach formatu ATX, ale tego rodzaju urządzenia przestają być standardem. Sposobem na rozwój sprzętu stało się zmniejszanie jego wymiarów.
Podtrzymywanie wspomnianej tendencji implikuje dwa bardzo ważne zjawiska – spadek poboru mocy, a w konsekwencji zmniejszanie wydzielania ciepła. Ma to oczywiście znaczenie przede wszystkim w przypadku sprzętu przenośnego. Jednak od czasu, gdy Intel, jako lider na rynku procesorów, zaczął produkować układy najpierw w wersjach mobilnych, a na ich bazie – stacjonarnych, to, co w notebookach, instalowane jest też w desktopach. Przypomnijmy, że pomysł taki został zrealizowany równo 13 lat temu, wraz z rozpoczęciem wytwarzania układów iCore w maju 2006 r. Zgodnie z deklaracjami dostawca wprowadzał nowy proces technologiczny (Tick), a następnie nową architekturę (Tock). Odstępy między premierami zwykle wynosiły od roku do dwóch lat.
Jak wynikało z deklaracji producenta, w historii rozwoju iCore bardzo ważne miejsce zajmował układ Haswell. Ten procesor czwartej generacji wyprodukowany w procesie 22-nanometrowym dawał znaczący wzrost wydajności i jednocześnie zmniejszenie poboru mocy, a więc także redukcję emisji ciepła. Jednak z konstrukcyjnego punktu widzenia dla notebooków kluczowe były następne generacje. 14-nm układy Broadwell i następne Skylake pobierały tak mało prądu, że do odprowadzenia ciepła wystarczyły radiatory bez wentylatorów. Nie ma cienia wątpliwości, że był to bardzo ważny etap w rozwoju konstrukcji przenośnych, bo brak konieczności instalowania wiatraka oznaczał dalsze zredukowanie poboru mocy całego komputera i umożliwiał zmniejszenie grubości jednostki.
Trzeba zauważyć, że 14-nm technologia produkcji z 2014 r., użyta w przypadku jednostek 5. i 6. generacji, jest stosowana do dziś, a zmianom ulega jedynie architektura. Procesory 9. generacji, których premiera odbyła się na początku 2019 r., wyposażone są w więcej pamięci cache i charakteryzują się większą częstotliwością taktowania. W niektórych modelach zrezygnowano z układu graficznego, ale litografia pozostała ta sama.
Każdy chyba wie o tym, że żabę można ugotować, jeśli po włożeniu jej do zimnej wody zaczniemy ją powoli podgrzewać. Proces ten można zobrazować mniej drastycznym przykładem – dzieci, które widzimy od święta, rosną, w przeciwieństwie do naszych, którym po prostu ciągle kupujemy coraz większe ubrania. Jednak u progu pełnoletności ubrania są zmieniane nie z konieczności, ale z wyboru. Analogicznie dzieje się w przypadku komputerów. W przeszłości zmieniały się one pod względem konfiguracji bardzo szybko. Pamięć operacyjna rosła od mega- do gigabajtów, średnia pojemność dysków zwiększała się o połowę w skali roku, stację dyskietek zastąpił napęd CD, następnie DVD, wydajność rosła w szybkim tempie za sprawą kolejnych generacji procesorów i kart graficznych. Do tego stale zwiększające się wymagania ze strony oprogramowania zapewniały popyt na sprzęt. Dekadę czy dwie temu komputer, który miał więcej niż trzy lata, był przestarzały.
Natomiast w obecnej dekadzie sytuacja uległa radykalnej zmianie, z każdym rokiem powoli wydłużał się bowiem czas życia komputera. Jeszcze kilkanaście lat temu pięcioletni komputer można było uznać za przestarzały. Dziś maszyna, która została wyprodukowana pięć lat temu, ma intelowski procesor 4. generacji, który różni się od najnowszych przede wszystkim tym, że pobiera dużo więcej energii. Do zastosowań biurowych oraz korzystania z większości „cywilnego” oprogramowania komputer z takim procesorem w zupełności wystarczy. Tym bardziej że pozostałe jego komponenty często nie różnią się od obecnie stosowanych. W przypadku dysku pod względem pojemności notujemy nawet krok wstecz – pięć lat temu standardem były napędy o pojemności 500 GB czy nawet 1 TB, teraz normą staje się dysk SSD o pojemności 250 GB, podczas gdy rok temu było to 120 GB.
Paradoksalnie, to właśnie dyski SSD w dużej mierze przyczyniły się do wydłużenia żywotności komputerów, tak stacjonarnych, jak przenośnych (z informacji uzyskanych od producentów wynika, że bardziej tych drugich). Okazało się bowiem, że dzięki zastosowaniu w notebooku dysku SSD w miejsce HDD wzrasta wydajność całego systemu, a jednocześnie – dzięki spadkowi poboru mocy – wydłuża się czas działania na baterii. W efekcie komputer z dyskiem półprzewodnikowym dostał nowe życie. Warto przy tym zwrócić uwagę, że choć od niemal dwóch lat taniejące SSD robią karierę w zawrotnym tempie, to minie jeszcze trochę czasu, zanim staną się całkiem typowym elementem konfiguracji peceta.
Jednak zasadniczą przyczyną, dla której ewolucja sprzętu pod względem wzrostu wydajności zwolniła, czy wręcz się zatrzymała, jest to, że hardware dogonił software. Tak jak w przypadku dziecka, które osiągnęło swój docelowy wzrost – nie ma potrzeby wymiany ubrań co sezon.
– Napęd SSD w komputerach przenośnych za kilka lat będzie już standardem i praktycznie wyprze z rynku dyski HDD. Przewiduje się, że do 2022 r. blisko 90 proc. produkowanych notebooków konsumenckich i aż 96 proc. biznesowych będzie wyposażane w SSD – komentuje Michał Bocheński, Business Development Manager w Kingston Technology.
Wiele wskazuje na to, że w przyszłości to nie oferta sprzętu komputerowego będzie decydującym czynnikiem, jeśli chodzi o wielkość sprzedaży lub udziały rynkowe producentów. Przez długie lata tak właśnie było – wygrywał ten, kto miał sprzęt w najlepszej cenie, następnym kryterium wyboru była wydajność urządzenia, w dalszej kolejności liczył się wygląd. Na obecnym etapie rozwoju praktycznie wszyscy dostawcy oferują sprzęt porównywalny pod względem ceny, wydajności a także wzornictwa. Co zatem będzie decydowało o wyborze takiej, a nie innej marki?
– Przy braku możliwości uzyskania przewagi technologicznej czy biznesowej kluczowym argumentem stają się szeroko pojęte zasoby ludzkie. Kontakt z działem sprzedaży czy serwisu, szybkość i przyjazność infolinii, nie tylko kompetencja, ale też uprzejmość obsługi. To są niewymierne wartości, które będą decydować o wyborze produktu – mówi Tomasz Włastowski, niezależny ekspert.
Zwraca przy tym uwagę, że w przypadku segmentu B2B bardzo ważnym elementem w relacjach między dostawcą a resellerem jest przyjazność i funkcjonalność narzędzia powszechnie zwanego programem partnerskim. Chodzi o to, aby był on przejrzysty, prosty, a przede wszystkim dopasowany do lokalnego rynku. Obecnie wygląda to następująco – im większy producent, tym ogólniejszy i mniej elastyczny program, który obowiązuje w takim samym kształcie w wielu regionach i siłą rzeczy nie uwzględnia specyfiki konkretnego rynku. Dopasowanie tego narzędzia do lokalnego rynku stanowi duże wyzwanie dla producentów, ale też efekty powinny być warte inwestycji.
Oczywiście to nic nowego, bo przyjazna i kompetentna obsługa była zawsze w cenie, ale kiedyś obowiązywały inne priorytety. Bardzo dawno temu, za czasów wzrostu organicznego, warunkiem sukcesu w biznesie było posiadanie dobrego sprzętu. Później wygrywał ten, kto dawał lepszą cenę. Z czasem zaczęły się liczyć takie walory jak pomysł na sprzedaż, w konsekwencji czego działy marketingowe zaczęły być większe od działu serwisu.
Nie ma w tym nic złego ani dziwnego, bo takie praktyki są znane od bardzo dawna – na przykład swego czasu amerykański producent aut, Ford, zatrudnił cały sztab psychologów, który zastanawiał się, jak nazwać samochód, żeby był synonimem piękna, dzikości, siły, wolności i… Ameryki. Była to wielka i niespotykana wcześniej inwestycja, i – jak się okazało – opłacalna, bo do dziś wszyscy wiedzą, co to jest mustang. Teraz, gdy każdy ma już produkt najlepszy, najładniejszy i w porównywalnej cenie, wracamy do źródeł – producenci skupiają się na pierwiastku ludzkim.
– Obecnie czas pracownika jest droższy niż kiedyś, dlatego ważne jest, by nie absorbowały go sprawy związane z obsługą techniczną komputera. Dlatego coraz większy nacisk kładzie się na zdalne zarządzanie sprzętem, zasobami, aspektami bezpieczeństwa czy wgrywaniem uaktualnień do oprogramowania systemowego bądź użytkowego – podkreśla Sebastian Antkiewicz, Client Solutions Group Manager w polskim przedstawicielstwie Dell EMC.
Od strony sprzętowej sprawa dalszej ewolucji wydaje się dość oczywista – bodźcem do rozwoju będzie zmiana procesu technologicznego produkcji wafli krzemu, z których będą powstawały procesory, zarówno CPU, jak i GPU, ale również pamięci.
– Dzięki zastosowaniu układów wyprodukowanych w litografii 7 nm możliwe będzie wprowadzenie kolejnych ulepszeń konstrukcyjnych związanych z wymiarami czy wagą notebooka oraz wydłużenie pracy na bateriach – twierdzi Tomasz Włastowski.
Wiele wskazuje na to, że 7 nm to już najmniejsza z możliwych litografii, co oznacza, że będzie stanowić ostatni etap rozwoju pecetów w aktualnej formule. Wprawdzie nie jest to dobra wiadomość dla dostawców, ale z drugiej strony trudno przewidzieć, kiedy takie konstrukcje znajdą się masowo na rynku. Jak wspomniano, Intel wciąż oferuje procesory wykonane w technologii 14 nm i nie wiadomo, kiedy należy się spodziewać nowości. Niedawno producent ogłosił, że pierwsze jednostki 10-nm dla notebooków będą dostępne jeszcze w 2019 r., na początku przyszłego dla desktopów, a pierwsze konstrukcje wykonane w technologii 7 nm ukażą się w 2021 r.
Nie wiadomo, czy podane terminy wynikają z wcześniejszych ustaleń, czy może Intel przyśpiesza premiery w związku z tym, że AMD już w bieżącym roku ma wprowadzić na rynek pierwsze konstrukcje CPU wykonane w litografii 7 nm. Natomiast w przypadku kart graficznych od stycznia w sprzedaży znajdują się produkty Radeon VII. Warto zwrócić uwagę, że rzymska cyfra ma tu dwojakie znaczenie: jest związana z litografią, a ponadto można ten element nazwy interpretować jako drugą edycję serii Vega.
Niewątpliwie wzrost aktywności AMD przyczyni się do przyśpieszenia wprowadzania na rynek nowych rozwiązań. Być może będzie też oznaczać zmniejszenie cen produktów, takich jak procesory, karty graficzne, a nawet pamięci. Warto też wspomnieć o konstrukcji, która łączy w sobie pamięć ulotną i stałą – w ofercie Intela mamy jej przykład pod nazwą Optane. Moduł umieszczany w banku pamięci RAM pełni funkcję zarówno pamięci operacyjnej, jak i dysku twardego. Rozwiązanie takie może w znacznym stopniu wpłynąć na konstrukcje, przede wszystkim sprzętu przenośnego. Laptop wyposażony w Optane nie potrzebuje miejsca na dysk, może też zawierać zasilacz o mniejszej mocy. Takie notebooki znajdują się już m.in. w ofercie Della. Obecnie jest to bardzo drogi sprzęt – sam moduł Optane kosztuje tyle, co porządny notebook. Niestety, Intel nie chciał udzielić informacji, czy wspomniane rozwiązanie z racji wysokiej ceny pozostanie niszą, czy jest szansa na upowszechnienie go za sprawą zmniejszenia ceny.
Z pewnością jednak dzięki temu, że komputery mają przed sobą perspektywę co najmniej dwóch generacji procesorów, a także dzięki koncepcji odchodzenia od modułowej struktury komputera, w której pamięć operacyjna i stała są zewnętrznymi komponentami – jeszcze wiele może się wydarzyć. W każdym przypadku element ludzki związany z obsługą użytkowników będzie coraz ważniejszy, a to dobra wiadomość dla resellerów.
Artykuł W oczekiwaniu na 7 nm pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Cicha rewolucja PC pochodzi z serwisu CRN.
]]>W bieżącym roku jest jednak inaczej i nie musimy zastanawiać się, jak po raz któryś z rzędu napisać innymi słowy o tym samym. Rynek sprzętu komputerowego jest bowiem w trakcie bardzo radykalnej metamorfozy. Wprawdzie obserwowane na nim zjawiska nie są nowe, ale skala ich występowania bardzo się zwiększyła. Przede wszystkim do lamusa odchodzą desktopy w tradycyjnych obudowach. Również notebooki z 15-calowymi ekranami, traktowane zwykle jako desktop replacement, które od dawna stanowiły ponad 90 proc. sprzedaży, przestają być standardem. Od wielu lat sprzedaż laptopów rosła, częściowo kosztem desktopów, ale w 2018 r. ten trend został zatrzymany. Obserwowany od kilku lat proces redukcji popytu na desktopy praktycznie się zatrzymał, za to przyspieszył w przypadku notebooków. Popularne obecnie pecety mają na pokładzie procesor Core i5, 8 GB pamięci RAM, dysk SSD o pojemności 240–256 GB i kosztują około 2,5 tys. zł – zarówno desktopy, jak i notebooki.
Od kilku lat rośnie oferta komputerów stacjonarnych zamkniętych w małych obudowach. Pierwsze takie konstrukcje pojawiły się już dawno temu. W maju 2010 r. w redakcji CRN Polska odbyła się debata, w której wzięli udział przedstawiciele najważniejszych producentów sprzętu komputerowego w Polsce („Nie desktopy, ale stacjonarne”, nr 3/2010). Już wtedy szukaliśmy odpowiedzi na pytanie, czy desktopy zamknięte w małych obudowach mają przyszłość. Przez wiele lat ich udział był marginalny, a boom na SFF, NUC czy Mini PC zaczął się w zeszłym roku.
Tu trzeba koniecznie zaznaczyć, że rosnący popyt na tego typu urządzenia nie wynika bynajmniej z atrakcyjnej oferty. Maszyny takie jak AiO czy malutkie pecety zamknięte w obudowie o pojemności 1 litra lub gabarytów dwóch kostek masła są dostępne w sprzedaży przecież od wielu lat. Również ich ceny są praktycznie takie same jak kiedyś. Dlaczego więc nie wybierano ich już trzy lub pięć lat temu? Bo dlaczego nie wybierano 10 lat temu, wiadomo – konstrukcje typu AiO wyglądały bardzo kusząco, ale za monitorem znajdował się zwykle desktopowy procesor i 3,5-calowy HDD, przez co komputer był głośny i szybko się nagrzewał. Z kolei SFF sprzed dekady był albo mało wydajny, albo bardzo drogi. Czemu więc dopiero w bieżącym roku wzrósł popyt na to, co można było kupić już kilka lat wcześniej? Odpowiedź jest prosta: urządzenia te zaczęły być wreszcie postrzegane jako pełnokrwisty komputer, a nie jego ubogi zamiennik.
– Dla użytkowników przez wiele lat bardzo ważna była świadomość możliwości rozbudowy komputera, choć praktycznie nikt z tego nie korzystał. Tymczasem pecety typu AiO czy SFF były postrzegane jako konstrukcje pozbawione tej możliwości – mówi Łukasz Rutkowski, Product Manager w polskim przedstawicielstwie Lenovo. – Współczesne małe desktopy można rozbudowywać i chociażby to przekonało klientów do ich zakupu. Choć nadal opcje zmiany dysku, karty graficznej czy choćby upgrade pamięci operacyjnej nie są wykorzystywane częściej niż kiedyś.
Zjawisko upgrade’u i tak przechodzi już do historii, bo dzisiejsi klienci zwykle nie kupują komputera po raz pierwszy. Bazując na zdobytej wiedzy, od razu wybierają właściwe konfiguracje. Zakup małych maszyn może więc być traktowany jako przejaw konsumenckiej dojrzałości.
W bieżącym roku widać bardzo duży wzrost popytu na małe konstrukcje. Co ciekawe, w pierwszym półroczu zmniejszyła się nieznacznie sprzedaż notebooków i wygląda na to, że niektórzy klienci zamiast maszyny przenośnej wybrali właśnie desktopa zamkniętego w małej obudowie.
– Użytkownicy przekonali się, że komputer stacjonarny w obudowie o pojemności nie większej niż 1,2 l jest tak samo wydajny jak tradycyjny desktop, a do tego jest cichy i nie zajmuje dużo miejsca. Jeśli klient szuka maszyny z mocną grafiką, to taką kupuje. Gdy potrzebuje dużo miejsca na dysku, wybiera odpowiednią pojemność. Jeżeli zaś nie wie, jakiego typu komputer wybrać, to reseller powinien mu pomóc w doborze sprzętu o właściwej konfiguracji – mówi Sebastian Antkiewicz, Client Solutions Lead w polskim przedstawicielstwie Della.
Redukcja popytu na tradycyjne desktopy jest szczególnie widoczna w przypadku HP.
– W bieżącym roku odnotowujemy ciągły wzrost zapotrzebowania na desktopy w małych obudowach. W trzecim kwartale stanowiły one już 80 proc. sprzedaży wszystkich maszyn stacjonarnych – mówi Anna Ostafin, Category Manager Consumer Product w polskim przedstawicielstwie HP.
W przypadku Della i Lenovo co drugi sprzedany w tym roku komputer stacjonarny to maszyna „małolitrażowa”. Obaj producenci twierdzą, że zainteresowanie tego typu sprzętem systematycznie rośnie.
Konstrukcje tzw. ultramobilne, czyli komputery, które ważą nie więcej niż 1,5 kg, z ekranem od 12,5 do 14,1 cala są dostępne od wielu lat, a od kilku – w całkiem przystępnych cenach. Od dawna producenci przewidywali, że takie właśnie notebooki staną się standardem, ale na naszym rynku niezmiennie królowały tradycyjne rozwiązania, czyli urządzenia słusznej wagi, niesugerujące bynajmniej używania mobilnego, z 15-calowym ekranem i ceną nie wyższą niż 1,5 tys. zł. Sytuacja uległa bardzo dużej zmianie w tym roku, a ciężkie i tanie laptopy, które jeszcze dwa, trzy lata temu stanowiły niezmiennie ponad 90 proc. rynku sprzętu przenośnego, przestały być wybierane powszechnie. Nowy trend również najlepiej widać w przypadku HP: popyt na ultramobilne rozwiązania tej marki rośnie bardzo szybko – w III kw. br. stanowiły one już ponad 40 proc. sprzedaży.
Również inni producenci notują skokowy wręcz wzrost zainteresowania sprzętem o wyższej jakości, choć trzeba zaznaczyć, że typów komputerów przenośnych jest tak wiele, iż trudno jednoznacznie wskazać, czy dany produkt należy jeszcze do kategorii dużych i tanich, czy już do nowoczesnych. Na przykład według IDC najpowszechniejsze kiedyś modele to takie, których grubość przekracza 20 mm, ale w ofertach niektórych producentów nawet najtańsze laptopy miały tylko 17 mm grubości. Dzieje się tak, bo technologia umożliwia coraz większy stopień integracji, a coś, co w przeszłości było rarytasem, teraz jest dostępne w najtańszych konstrukcjach, jak choćby SSD. Przedstawiciel Lenovo zwraca uwagę, że klienci coraz częściej dokonują świadomego wyboru, co w praktyce oznacza, że nie kierują się już przede wszystkim ceną.
– Kiedyś komputer o wyższych parametrach kosztował dużo więcej niż standardowy, dlatego użytkownicy z ograniczonym budżetem siłą rzeczy nie zawsze wybierali to, co chcieli, ale to, na co ich było stać – mówi Tomasz Szewczak, Commercial Notebooks 4P Manager w polskim przedstawicielstwie Lenovo. – Obecnie, choć różnice w cenie dość wyraźnie się zmniejszyły, coraz częściej obserwujemy, że klient nie kupuje sprzętu nawet sporo lepszego, a niewiele droższego, bo dokładnie wie, czego potrzebuje. Oczywiście nadal są klienci, i ta grupa wydaje się powiększać, którzy chcą zapłacić niemałe pieniądze za nietypową funkcjonalność czy choćby prestiż.
Konrad Wierzchowski, Key Account Manager, Acer
Małe desktopy zdecydowanie mają przyszłość. Wynika to stąd, że wszystkie urządzenia ulegają procesowi specjalizacji. Są coraz lepiej dostosowane do zadań, które za ich pomocą wykonujemy. Tak jak laptopy, z definicji przeznaczone do pracy mobilnej, doczekały się lżejszych i mniejszych wersji, tak samo dzieje się z maszynami stacjonarnymi. Komputery SFF i NUC zapewniają stosunkowo niewielką moc obliczeniową przy maksymalnej oszczędności miejsca. Natomiast tradycyjne modele stacjonarne zaspokajają potrzebę dużej wydajności, która jest niezbędna w grach. W przypadku gamingu, który jest ostatnio na fali, mamy do czynienia z popytem na wydajne, dobrze chłodzone PC – i tu sprawdzają się tylko konstrukcje w dużych obudowach.
Wszystko wskazuje na to, że 2018 jest kolejnym rokiem spadków sprzedaży sprzętu komputerowego. Jak wspomnieliśmy na początku, w pierwszym półroczu odnotowano popyt na desktopy na niemal takim samym poziomie jak rok temu. W pierwszym półroczu 2016, 2017 i 2018 r. krajowy rynek wchłonął odpowiednio: 326 tys., prawie 300 tys. i nieco ponad 290 tys. pecetów. Od kilku lat charakterystyczny dla segmentu sprzętu stacjonarnego jest bardzo duży udział pecetów lokalnej produkcji. Rekordowy pod tym względem był ubiegły rok – spośród 300 tys. sprzedanych maszyn ponad 140 tys. to były C-brandy, czyli prawie połowa.
Należy ponadto odnotować zmianę na pozycji lidera. Od lat zajmowało ją Lenovo, a teraz wybił się na nią Dell. Amerykański producent systematycznie zwiększa aktywność – w I połowie 2017 r. znalazł nabywców na 42 tys. komputerów, natomiast w I połowie br. liczba ta wzrosła o kolejne 10 tys.
Duże spadki odnotowywane są z kolei na rynku sprzętu przenośnego. W pierwszej połowie lat 2016, 2017 i 2018 sprzedano: ponad 840 tys., 800 tys. i 720 tys. urządzeń. Sądząc po wstępnych wynikach z III kw. br., cały ten rok zakończy się jeszcze większym spadkiem.
Od kilku lat popyt na pecety maleje, co wynika z kilku przyczyn. Po pierwsze rynek jest nasycony, a do tego kilkuletni komputer może jeszcze służyć z powodzeniem kolejny rok, więc większość użytkowników nie jest zdeterminowana do wymiany sprzętu. Ponadto od dłuższego już czasu dużemu zmniejszeniu uległy zamówienia ze strony sektora publicznego. Jednak według wszelkich znaków na niebie i ziemi już niebawem popyt na sprzęt komputerowy zacznie rosnąć i proces ten może potrwać nawet kilka lat.
Obserwujemy już ożywienie na rynku zamówień publicznych.
– W drugiej połowie bieżącego roku bardzo wzrosła liczba ogłaszanych postępowań przetargowych, w tym kilka bardzo dużych czeka na rozstrzygnięcie – mówi Tadeusz Kurek, prezes NTT System. – Spodziewam się w ciągu dwóch nadchodzących lat bardzo dobrej koniunktury w tym segmencie.
Jak wiadomo, bieżące fundusze z UE, jakie Polska ma do wykorzystania, dotyczą okresu od 2014 do 2020 r. Niestety, nie można jednoznacznie ustalić, jaka część funduszy przeznaczonych na inwestycje w infrastrukturę informatyczną jest jeszcze do wykorzystania – według jednych mniej niż 60 proc., według innych nawet 80 proc. Z pewnością ci, którzy zarządzają gospodarowaniem środkami na inwestycje, zdają sobie sprawę z tego, że proces od pomysłu i zamówienia sprzętu do finalnej realizacji transakcji zajmuje sporo czasu. Zbliżający się za dwa lata koniec 7-letniego okresu na wykorzystanie funduszy unijnych to niejedyny katalizator procesu decyzji o wymianie sprzętu. Kolejnym jest koniec wsparcia dla systemu Windows 7, co nastąpi w styczniu 2020 r. W związku z tym należy oczekiwać, że już w przyszłym roku, wraz z wymianą platformy systemowej, wielu użytkowników instytucjonalnych zdecyduje się również na wymianę sprzętu.
Gdy w 2014 r. zakończyło się wsparcie dla Windows XP, wzmożony popyt na komputery dla sektora biznesowego rozpoczął się już w połowie roku poprzedniego i trwał co najmniej do połowy 2014 r. Klienci indywidualni też zareagowali na decyzję Microsoftu, ale z pewnym opóźnieniem, stąd cały 2014 r. był bardzo udany na rynku pecetów. Jak wiemy, od tamtej pory zapotrzebowanie na sprzęt spada. Prawdopodobnie wskutek zakończenia wsparcia dla Windows 7 będziemy mieli do czynienia z podobną sytuacją. Należy więc oczekiwać, że od początku 2020 r. ruszą na zakupy klienci indywidualni, a pół roku wcześniej instytucjonalni. Być może więc niejedna firma czeka z wykorzystaniem środków unijnych do ostatniej chwili, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Zamiast kupować teraz sprzęt do istniejącej infrastruktury software’owej i borykać się z problemem wymiany systemu operacyjnego w całej firmie, można ją wyposażyć w całkiem nową platformę, tak sprzętową, jak i programową. Nie ma bowiem cienia wątpliwości, że w przypadku instytucji zakończenie przez producenta wsparcia systemu operacyjnego oznacza konieczność wymiany na nowy, choćby ze względu na aspekty związane z bezpieczeństwem. Swoją drogą warto zwrócić uwagę, że cykle od koniunktury do koniunktury na naszym rynku okazują się na swój sposób wymuszone. Druga transza środków unijnych jest do wykorzystania w latach 2014–2020. W 2014 r. zakończyło się wsparcie dla Windows XP, natomiast w 2020 skończy dla Windows 7. Przypadek?
Artykuł Cicha rewolucja PC pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Dyskretny urok ATX-a pochodzi z serwisu CRN.
]]>Obecni na naszym rynku producenci obudów to
(w kolejności alfabetycznej): Aerocool, Chieftec, Colors-it, Colorovo,
Cooler Master, Eurocase, Fractal Desine, Ibox, Modecom, Silverstone, Tracer,
Thermaltake, Zalman i kilkanaście mniej znanych marek. Niestety,
z racji dużego rozproszenia rynku, a także wskutek tego, że niewielu
producentów zdecydowało się udostępnić dane o sprzedaży, nie możemy
opracować „tortu” zawierającego udziały poszczególnych marek.
Wśród nielicznych, którzy podali nam wielkość sprzedaży
znalazł się Modecom. Obecny od 15 lat producent sprzedał w zeszłym roku
w Polsce 212 tys. obudów, co stanowi wzrost o 15 proc.
w stosunku do 2012 r. Spośród mniejszych graczy znamy dane Chiefteca
(35 tys.) oraz Zalmana (25 tys.). Te dwie marki, reprezentujące produkty
kojarzone z wysoką jakością, torują sobie drogę na naszym rynku,
wprowadzając do oferty stosunkowo tanie produkty. W przypadku Zalmana
najchętniej kupowane są obecnie modele serii Z3 w cenie od 150 do
250 zł. Coraz większym powodzeniem cieszą się w naszym kraju skrzynki
w wersji bez zasilacza, w cenie od 100 do 150 zł. W kwestii
średniej ceny bardzo precyzyjnie wypowiada się przedstawiciel Action.
– W pierwszej połowie 2014 r. w przypadku
naszej sprzedaży średnia cena wynosiła 103 zł netto dla obudów
i 98 zł w przypadku zasilaczy – mówi Paweł Wertel,
product manager w Action.
Dystrybutor obserwuje powolny, ale systematyczny wzrost
średniej ceny tych produktów na polskim rynku. Oczywiście w ofertach
dystrybutorów nie brakuje konstrukcji w cenach resellerskich od 45 do
100 zł, które stanowią mniej więcej jedną trzecią wszystkich sprzedawanych
modeli.
Od kilku ładnych już lat trwa trend oszczędzania energii,
który dotyczy przede wszystkim procesorów. Jednostki nowych generacji
charakteryzują się często dwukrotnie mniejszym poborem mocy niż
w wcześniejsze modele. Mniej energii potrzebują też płyty główne, pamięci
czy dyski SSD. Tendencja taka powoli znajduje odzwierciedlenie na rynku
zasilaczy. Najczęściej wybierane są konstrukcje o mocy wynoszącej od 400
do 500 W, ale nie brakuje też mniejszych zasilaczy, które znajdują
zastosowanie przede wszystkim w komputerach z obudowami miniATX czy
ITX.
– Jeszcze nie tak dawno użytkownik korzystał
z zasilaczy o wysokiej mocy, ale to się zmienia. Współczesnym
komputerom biurowym wystarczą zasilacze od 250 do 450 W, zaś domowym
o mocach od 450 do 650 W – mówi Andreas Zymla, Senior Sales
Manager w Chieftecu.
Z drugiej strony konstrukcje o mocy nierzadko
znacznie przewyższającej potrzeby są ciągle bardzo popularne. Według Krzysztofa
Wójciaka, dyrektora zarządzającego w Modecom, większość klientów decyzję
o mocy zasilacza pozostawia producentowi komputera, a ten zwykle
dobiera nieco większą moc zasilacza, niż jest faktycznie potrzebna.
W przypadku bardziej samodzielnych użytkowników kluczowe cechy to moc
i cena.
– Coraz częściej jednak pod uwagę jest brana również
wysoka jakość wykonania – dodaje Norbert Paradowski, Product Manager
w NTT System.
Wszyscy producenci i dystrybutorzy mówią jednym głosem
– w najbliższej przyszłości nie ma co liczyć na zauważalne zmiany
w konstrukcjach czy cenach obudów. Lata mijają, miniaturyzacja komponentów
umożliwia obecnie wytwarzanie komputerów w obudowach wielkości dwóch
kostek masła, ale klienci ciągle wybierają skrzynkę miniTower ATX. Chyba nie ma
innej branży od IT, w której kolejne generacje sprzętu zmieniałyby się tak
szybko, ale wszystko zmienia się w środku, zewnętrze pozostaje to samo. Co
by było, gdyby zyskały popularność obudowy typu ITX czy NUC? Może byłby to
początek nowej ery w ewolucji peceta, który znowu stałby się bardzo ważnym
elementem biznesu resellerskiego.
Artykuł Dyskretny urok ATX-a pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rynek obudów i zasilaczy komputerowych: duże wieże i większa moc pochodzi z serwisu CRN.
]]>– Dynamika sprzedaży obudów nie jest w dzisiejszych
czasach duża, ale utrzymuje się na stabilnym poziomie – zapewnia Krzysztof
Wójciak, dyrektor generalny Modecomu. Producent podaje, że w I poł.
2013 r. sprzedał podobną liczbę obudów, co w I poł. 2012 r.
Część dostawców sygnalizuje nawet wzrost sprzedaży na
poziomie od kilku do 25 proc. w porównaniu z notowaną
w ub.r. Problem w tym, że brakuje niezależnych danych, które mogłyby
potwierdzić optymizm rozmówców CRN Polska. Tymczasem ich szacunki są mocno
rozbieżne. Pytani przez nas przedstawiciele producentów i dystrybutorów podawali
liczby od 265 tys. do 790 tys. obudów sprzedanych w 2012 r. Ogromne
różnice w szacunkach dotyczą także I poł. bieżącego roku – od
125 tys. do 325 tys. Największe wartości podawał Incom, który w całym 2013
r. spodziewa się, że polski rynek wchłonie ogółem 725 tys. obudów. Szacunki
pozostałych graczy są dużo niższe i oscylują w zakresie 300–400 tys.
Zdaniem większości dostawców, klienci najczęściej kupują
konstrukcje Modecomu, który ma co najmniej połowę rynku (sam Modecom ocenia go
na 70 proc. – łącznie w segmencie obudów i zasilaczy).
Firma poinformowała, że w I poł. br. sprzedała 87,5 tys. obudów,
czyli ok. 1,5 tys. mniej niż w I poł. 2012 r. Ubiegłoroczny
wynik według producenta to bez mała 185 tys. Wśród dystrybutorów do największych
dostawców należał Icom, który oceniał swój zbyt w 2012 r. na 110
tys., a także Action, którego przedstawiciele informują, że spółka
sprzedała ponad 100 tys. obudów. Z kolei Megabajt, który kilka lat temu
„rządził” mniej więcej połową tego rynku, sprzedał ich w ub.r. – jak
podaje – 60 tys. Dystrybutor informuje przy tym o 15-proc. spadku
zbytu w porównaniu z notowanym I poł. ub.r. Niemniej jednak
podkreśla, że w III kw. 2013 r. popyt był większy niż w analogicznym
okresie ub.r. (na podstawie danych zebranych do początku września br.).
Jarosław Słowiński
Wśród sprzedawanych obudów dominują te bez zasilaczy.
Najbardziej popularne są najtańsze rozwiązania. Liczą się parametry,
a sama obudowa jest sprawą drugorzędną. Klasyczną konfiguracją jest
obudowa midi wraz z PSU 400 W. Klienci bardziej wymagający
sięgają po obudowy ITX, szukają również takich rozwiązań jak USB 3.0 czy
zabezpieczenie przed kradzieżą. Od kilku lat obserwujemy również rozwój designu
obudów. Producenci starają się wyróżnić swoje produkty kolorystyką,
atrakcyjnymi wzorami, formą lub podświetleniem.
– Tendencja spadkowa
występująca w poprzednich miesiącach została w III kw. przełamana. W lipcu
i sierpniu sprzedaż wzrosła o 23 proc. w stosunku do
notowanej w zeszłym roku – mówi Piotr Zakrzewski, dyrektor handlowy
Megabajtu.
Odmienny trend sygnalizuje Action. Dystrybutor informuje, że
w III kw. (również w podsumowaniu dwóch pierwszych miesięcy) zbyt
obudów był mniejszy o blisko 20 proc. niż w 2012 r.
Jako najczęściej zamawianą konstrukcję dostawcy wymieniają
ATX Tower, a numerem 2 jest miniATX. Rośnie zainteresowanie obudowami
o mniejszych rozmiarach. Trendem najbliższych lat może być stopniowa
miniaturyzacja.
– Obudowy SFF cieszą się coraz większą popularnością –
twierdzi Maciej Broniewicz, Product Manager w Incomie.
– Użytkownicy wciąż
znajdują nowe zastosowania dla zminiaturyzowanych komputerów stacjonarnych,
i w domu i w biznesie. Poza tym coraz częściej są to
rozwiązania o stosunkowo wysokiej wydajności, dlatego znajdują coraz
więcej odbiorców.
Najpopularniejsza cena nie przekracza 130 zł (bez
zasilacza), choć u różnych dostawców popyt koncentruje się w różnych
segmentach. W NTT System obudowa kosztuje średnio ok. 50 zł.
A w Megabajcie ponad połowa obudów sprzedanych w 2013 r.
kosztowała 50-100 zł netto (z czego 75 proc. stanowiły
konstrukcje ATX z zasilaczem), a 26 proc. – ponad
100 zł. Reszta to najtańsze modele, za mniej niż 50 zł. Średnia cena
zmniejszyła się do 77 zł w 2013 r. (z 88 zł
w 2012 r.), co dystrybutor wyjaśnia szerszą ofertą tańszych modeli.
Inaczej popyt rozkłada się w Actionie, gdzie w bieżącym roku nastąpił
wzrost średniej ceny sprzedaży do 111,50 zł (czyli
o ok. 10 proc. w porównaniu z cenami
w 2012 r.).
– Klienci coraz częściej decydują się na obudowy droższe –
informuje Paweł Wertel, Product Manager Actionu.
Andreas Zymla
Po spadkach na rynku obudów
w poprzednich kwartałach, od kilku miesięcy sprzedaż rośnie
– u nas w bieżącym roku zwiększyła się średnio
ok. 5 proc. Klienci chętniej wybierają małe obudowy, które nawet
w salonie ładnie się prezentują. Najbardziej popularne są formaty mATX
i mini ITX. Moim zdaniem to się nie zmieni w ciągu najbliższych
miesięcy. W przypadku zasilaczy najczęściej wymagana moc wynosi od 300 do
600 W.
Podobny trend dostrzega
Maciej Broniewicz z Incomu: – Obserwujemy kilkuprocentowy wzrost
w grupie najdroższych obudów, czyli za ponad 200 zł (bez zasilacza),
ponieważ dużej części wymagających użytkowników nie wystarczają notebooki. Do
zastosowań, gdzie konieczna jest duża wydajność i możliwość rozbudowy,
najlepszy jest komputer stacjonarny. Ma najkorzystniejszy stosunek jakości do
ceny – mówi menedżer.
Maciej Broniewicz spodziewa się w nadchodzących
kwartałach spadku cen (w I kw. br. obniżki jego zdaniem sięgały
10 proc.). Jednak część dostawców wyraża przekonanie, że średnia cena
sprzedaży będzie rosła w najbliższych kwartałach, co jest związane
z popytem na droższe obudowy, w tym przeznaczone dla graczy.
W najbliższym czasie większym zainteresowaniem klientów powinny cieszyć
się modele gamingowe oraz przeznaczone do komputerów o dużej wydajności
albo stacji roboczych. Tanie obudowy do klasycznych biurkowych pecetów mają
tracić na popularności.
Oprócz rozmiaru
i ceny liczą się także parametry obudów. Klientów interesują przede
wszystkim konstrukcje ze złączami USB 3.0 – informują dostawcy.
Obecnie najnowszy interfejs jest dostępny także w tanich modelach za
ok. 50 zł netto, stąd jego popularność.
Zdaniem resellera
Samych obudów ani zasilaczy nikt już nie kupuje. Możemy je
zamówić do składanego komputera, ale ostatnio nie ma zainteresowania takim
sprzętem. Praktyczne nikt już nie kupuje u nas komputerów stacjonarnych.
Zasilacze do komputerów najczęściej są kupowane latem,
kiedy jest dużo awarii z powodu burz. Użytkownicy wymieniają wtedy
podzespoły na nowe. Szacuję, że w 2013 r. sprzedaliśmy kilkadziesiąt
zasilaczy osobno. Najczęściej klienci pytają o urządzenia o mocy 400
– 500 W. Więcej zasilaczy wraz z obudowami sprzedajemy jako
podzespoły montowanych przez nas komputerów. W bieżącym roku klienci
kupili ich kilkaset. Popyt jest podobny, jak w zeszłym roku. Użytkownicy
potrzebują najczęściej gamingowych wież ATX z zasilaczami o mocy
650 W.
Od kilku lat popyt na wszystko spada, także na zasilacze
i obudowy. W 2013 r. sprzedałem może 15 zasilaczy osobno. Klienci
kupują zwykle tanie urządzenia o mocy 400 W w cenie do 50 zł lub
mocniejsze, np. 600-watowe, za nie więcej niż 150 zł. Od początku roku
sprzedałem też kilkanaście obudów. Były to w większości tanie wieże ATX za
mniej niż 100 zł, ale znaleźli się także chętni na sprzęt za
ok. 300 zł, do wydajniejszych komputerów.
W 2013 r. sprzedałem kilkanaście zasilaczy o mocy
400–500 W. Mniej więcej tyle samo osób kupiło obudowy – tanie wieże ATX
w cenie do 100 zł. Takie podzespoły kupują klienci indywidualni.
W firmach mają UPS-y, więc raczej nie dochodzi do awarii zasilania.
Ostatnio w zasadzie nie mamy zamówień na montowane komputery. Sprzedaż
wszystkiego w porównaniu z zeszłym rokiem spadła.
Wraz z boomem na sprzęt przenośny nastąpił spadek
popytu na desktopowe zasilacze – w 2007 r. wielkość zbytu
oceniano na 1,2 mln urządzeń. Według szacunku dostawców w I poł.
2012 r. sprzedaż wyniosła 270–510 tys. (w tym przypadku także mamy do
czynienia z dużą różnicą ocen), co oznacza, że w całym roku mogła
przekroczyć nawet 1 mln. Szacunki odnoszące się do I poł.
2013 r. są jeszcze bardziej rozbieżne: 200–450 tys. (zdaniem większości to
ok. 300 tys.). Przeważają opinie, że w pierwszych 6 miesiącach
br. sprzedaż na całym rynku była niższa niż w I poł. 2012 r.
(o ok. 10–25 proc.).
Modecom, który w I poł. br. sprzedał 170,5 tys.
zasilaczy, informuje o 2-proc. wzroście zbytu w porównaniu
z notowanym w I poł. 2012 r. Producent twierdzi, że ma
54 proc. udziału w polskim rynku zasilaczy. Incom ocenia swój udział
na 19 proc. (aczkolwiek zakłada inną niż Modecom wielkość całego rynku).
Action informuje o 17-proc. wzroście zbytu.
Ceny pozostają stabilne – nieznacznie spadają
w przypadku tańszych modeli, rosną w przypadku droższych.
– Rozwiązania
z wyższej półki kilku producentów podrożały, ale nie wpłynęło to na spadek
ich sprzedaży. Klientów mających duże oczekiwania i poszukujących drogich
zasilaczy nie odstrasza kilkuprocentowy wzrost cen – twierdzi Maciej Broniewicz.
Dostawcy nie spodziewają się znaczących zmian stawek.
–
Jeżeli na rynku walutowym nie będzie drastycznych ruchów, ceny pozostaną na
stabilnym, niskim poziomie – mówi Andreas Zymla, Senior Sales Manager
z Chiefteca.
Maciej Broniewicz
Najczęściej sprzedawanymi
zasilaczami są modele o mocy 500 W, następnia 400-watowe, które jednak tracą
popularność na rzecz urządzeń o mocy zbliżonej do 600 W. Zauważalnie więcej
sprzedajemy zasilaczy, które cechuje duża moc (700, 850, 1000, do 1500 W
włącznie). Klienci coraz częściej poszukują rozwiązań z certyfikatem 80+, ich
sprzedaż zauważalnie rośnie i wiodą prym wśród modeli za ponad 100 zł netto.
Wymagania te po części są związane z przetargami, ale także wynikają z rosnącej
wiedzy klientów.
Paweł Wertel
Zdecydowaną większość
obudów stanowią konstrukcje ATX Tower, które mają ponad 3/4 udziału w
sprzedaży. Na drugim miejscu mATX Tower. Ceny poszczególnych modeli utrzymują
się na poziomie podobnym do zeszłorocznego. W 2012 r. średnia cena wynosiła
101,7 zł, w 2013 – 111,5 zł. Coraz częściej klienci decydują się na obudowy
droższe. Blisko jedna trzecia naszej sprzedaży to modele w cenie powyżej 150 zł
netto. Spodziewamy się dalszego wzrostu średnich cen.
Piotr Zakrzewski
Rynek obudów i zasilaczy
ATX zmierza w kierunku rozwiązań specjalistycznych, wręcz niszowych. Dla
wybranych grup użytkowników, takich jak gracze, oraz grup zawodowych
(architekci, projektanci) nadal bowiem wydajność, moc obliczeniowa,
skalowalność oraz wygoda użytkowania będą determinowały wybór stacjonarnej
stacji roboczej jako optymalnego rozwiązania – zarówno pod względem możliwości,
jak i ceny.
Producenci są zgodni, że użytkownicy odchodzą od zasilaczy
o mocy 300 i 350 W, które napędzały domowe desktopy
w ubiegłym dziesięcioleciu.
– Jedynie przy rozwiązaniach z wyższej półki wciąż
jest zainteresowanie zasilaczami o mocy 350 W, ale o wysokiej
sprawności. Często takie rozwiązania wymagane są w specyfikacjach
przetargowych – informuje Maciej Broniewicz.
Obecnie w cenie jest większa moc oraz
energooszczędność. Jako najczęściej kupowane wymienia się modele o mocy
400–450 W. Rośnie także popyt na komponenty o większej mocy.
– W komputerach
biurowych najczęściej stosowane są zasilacze 400–450 W z wentylatorem
o średnicy 120 mm. Natomiast w domowych oraz w sprzętu dla
graczy – zasilacze 500–600 W o wysokiej sprawności 80 Plus, z wentylatorem
12 albo 14 cm – twierdzi
Paweł Wertel.
Megabajt informuje, że
zbyt modeli o mocy 600 W wzrósł o ponad 60 proc. rok do
roku. Na rynku poszukiwane są urządzenia o wysokiej efektywności
energetycznej, czyli stosunku mocy nominalnej do rzeczywistej (wyrażanej
w procentach). Im większa moc rzeczywista, tym większa efektywność,
a co za tym więcej pobieranego prądu idzie na zasilanie urządzenia
i nie jest marnowane np. w postaci ciepła. Klientów interesuje
obecnie efektywność większa niż 80 proc. (80 Plus).
– Użytkownikom zasilaczy
o wyższych mocach zależy na potwierdzonej certyfikatem efektywności – mówi Jarosław Sowiński, Purchasing Director
w AB. – Wybierają najczęściej zasilacze producentów A-brandowych,
posiadających certyfikację 80 Plus (Bronze, Platinum, Gold).
W opinii dostawców
w nadchodzących kwartałach nadal królować będą modele 400–450-watowe
o wysokiej efektywności energetycznej, choć ma zwiększać się
zainteresowanie mocniejszym sprzętem, ze względu rosnące zapotrzebowanie na
zasilanie ze strony graczy i użytkowników komputerów stacjonarnych
i stacji roboczych. Ceny w przekroju minionych 12 miesięcy
nieznacznie się zmieniły (przykładowo, w Action średnia cena zasilaczy
wzrosła o 7 proc. rok do roku i wyniosła 103 zł) i pozostaną
stabilne, z niewielką tendencją wzrostową ze względu na przesunięcie
popytu w kierunku bardziej wydajnych, a tym samym droższych
konstrukcji.
Norbert Paradowski
Około 70 proc. obudów
sprzedanych przez nas w 2013 r. to modele micro ATX. W tym
i w przyszłym roku powinien utrzymać się na nie największy popyt.
Jedną piątą tegorocznego zbytu stanowią wieże ATX Tower. Zwiększy się zapotrzebowanie
na konstrukcje gamingowe. W przypadku prostszych modeli klientów
interesuje wygląd i cena, a w przypadku sprzętu z wyższej
półki – głównie funkcjonalność i design.
W 2013 r.
70 proc. udziału w sprzedaży zasilaczy miały u nas urządzenia
o mocy 350–500 W. Zakładamy, że w przyszłym roku
najczęściej będą zamawiane modele 400–500 W z wentylatorem
o średnicy 12 cm.
Krzysztof Wójciak
W I poł. 2013 r.
w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego zauważamy
stabilizację cen obudów. W II poł. 2013 r. i w 2014 r. utrzyma
się największy popyt na niedrogie, lecz dobrze wyposażone konstrukcje typu ATX
Tower.
Jednym z kluczowych
elementów takiego zestawu powinien być port USB 3.0. O ten element
wyposażenia najczęściej pytają klienci.
W
przypadku zasilaczy najchętniej będą kupowane urządzenia o mocy 400
i 500 W z 12-centymetrowym wentylatorem oraz kilkoma wejściami
SATA. Ze względu na podwyżki cen energii elektrycznej, poszukiwane będą te
układy, które mają wydajność na poziomie powyżej 80 proc., potwierdzoną
certyfikatem 80 Plus.
Artykuł Rynek obudów i zasilaczy komputerowych: duże wieże i większa moc pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Tracer: zmiana zasad gwarancji na zasilacze pochodzi z serwisu CRN.
]]>
Obecnie dostępnych jest sześć modeli zasilaczy różniących się mocą oraz wyposażeniem. Wszystkie charakteryzują się grubą, niklową obudową, otworami wentylacyjnymi w kształcie plastra miodu, co ma zapewniać wydajniejszy przepływ powietrza.
Sugerowane ceny detaliczne zasilaczy: 350W – 84 zł, 400W – 89 zł, 450W – 134 zł, 500W – 149 zł, 550W – 174 zł, 600W – 239 zł.
Artykuł Tracer: zmiana zasad gwarancji na zasilacze pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł AZO Digital: zasilacz ATX 600W bez wiatraka pochodzi z serwisu CRN.
]]>Zasilacze są montowane w zakładzie AZO Digital w Gdyni, zgodnie z normą ISO9001. Sugerowana cena detaliczna urządzenia wynosi 399 zł. Gwarancja – 2 lata. km
[P] AZO Digital
tel. (58) 712-81-80
Artykuł AZO Digital: zasilacz ATX 600W bez wiatraka pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł JM elektronik: dwumonitorowa płyta iEi pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł JM elektronik: dwumonitorowa płyta iEi pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Foxconn: wkracza Blood Rage pochodzi z serwisu CRN.
]]>Cena płyty głównej Foxconn Blood Rage zostanie ujawniona w drugiej połowie stycznia 2009. Urządzenie jest objęte 3-letnią gwarancją producenta.
Artykuł Foxconn: wkracza Blood Rage pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Mode Com: smocza wieża pochodzi z serwisu CRN.
]]>Cena Mode Com Midi-Tower Dragon jeszcze nie jest ustalona. Produkt ma 2-letnią gwarancję.
Artykuł Mode Com: smocza wieża pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Madtech: kolejna wieża pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Madtech: kolejna wieża pochodzi z serwisu CRN.
]]>