Artykuł Hamowanie i niepokój na rynku PC pochodzi z serwisu CRN.
]]>– Duże, bo aż dwucyfrowe spadki dotyczyły jedynie sprzętu przeznaczonego dla odbiorców indywidualnych. Zapotrzebowanie na notebooki biznesowe zmniejszyło się natomiast jedynie o 2 proc., a na desktopy wzrosło o ponad 10 proc. – podkreśla Artur Kostrzewa, Senior Research Analyst w IDC.
Analityk zwraca przy tym uwagę na istotne zmiany w strukturze sprzedaży w ostatnich latach. Otóż nabywcy znacznie częściej niż jeszcze kilka lat temu preferują notebooki. Już trzy czwarte komputerów sprzedawanych na polskim rynku to przenośne modele. Zaś wśród notebooków błyskawicznie zyskują na popularności cienkie i lekkie modele.
– Lekkie i wydajne komputery jeszcze w 2015 roku wybierał zaledwie co dwunasty użytkownik, zaś w zeszłym roku już co drugi – informuje Artur Kostrzewa.
Trend mobilności jest wyraźnie związany z przejściem na pracę oraz naukę zdalną. Dziś większość osób potrzebuje własnego urządzenia, które jest z jednej strony wydajne, a z drugiej mobilne, czyli lekkie i umożliwiające długą pracę na baterii.
Ten rok jest dla nas bardzo dobry. W jeden kwartał zrobiliśmy mniej więcej taki obrót, jak w zeszłym roku w całym pierwszym półroczu. To rezultat tego, że jest więcej postępowań publicznych, w tym więcej dużych przetargów. Widzimy również poprawę w łańcuchach dostaw. Nadal największe problemy z dostępnością mają miejsce w przypadku biznesowych modeli laptopów, urządzeń z modemami, a także kart sieciowych. Trudno jest przewidzieć, jak rynek będzie wyglądał w kolejnych kwartałach. Dla mnie pewnym zaskoczeniem jest to, że mimo wojny za naszą granicą nie widać spowolnienia. Obawiam się natomiast, że popyt może w końcu siąść wraz z rosnącą inflacją. Wydaje się, że w związku z dużą zmiennością i nieprzewidywalnością na rynku producenci będą starali się trzymać marże na takich poziomach, by zyski rekompensowały niepewność.
Dostawcy potwierdzają, że w tym roku niższy popyt widać wyraźnie w detalicznym kanale sprzedaży. Wśród przyczyn spadku wskazuje się nasycenie rynku, inflację i wojnę na Ukrainie.
– Od połowy stycznia obserwujemy spadek odsprzedaży w kanale detalicznym. Oceniamy ten dołek na 30–35 proc. – mówi Tadeusz Kurek, prezes NTT System. W jego opinii to sytuacja podobna do tej z 2020 roku.
Z drugiej strony widać spore ożywienie na rynku zamówień publicznych. Dostawcy wskazują w tym kontekście między innymi na projekty wyposażenia w komputery przenośne tzw. gmin popegeerowskich czy zapowiadane duże zakupy w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Tym samym w kolejnych kwartałach w ramach przetargów można spodziewać się wzmożonych zakupów tanich notebooków oraz komputerów AIO.
Popyt jest wysoki nie tylko w segmencie publicznym, ale też biznesowym. Wskazują na to między innymi informacje z Della, który ma silną pozycję na tym właśnie rynku.
– Zapotrzebowanie na komputery w pierwszym kwartale tego roku utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie, zbliżonym do zeszłego roku – zapewnia Sebastian Antkiewicz, Client Solutions Group Manager w Dellu.
Według danych producenta w tym roku najczęściej wybieranymi konfiguracjami w biznesie są modele z ekranem 14 i 15,6 cala, procesorami Intel i5, 8 GB RAM i SSD 256 GB. Coraz większa liczba klientów decyduje się na komputer z 16 GB RAM.
Co istotne, mimo całościowego spadku sprzedaży w ujęciu ilościowym, wzrosła wartość sprzedaży pecetów w I kw. 2022 roku. Z globalnych danych Canalysa wynika, że o 15 proc. rok do roku. To efekt ciągłego wzrostu cen przy niedostatkach podaży, a do tego apetytu konsumentów na droższe modele (głównie ultracienkie). Na polskim rynku do podwyżek dodatkowo przyczyniły się drożejące waluty.
– W tym roku, w porównaniu z ubiegłym rokiem, ceny komputerów wzrosły w przybliżeniu o 20–30 proc. Moim zdaniem dla odbiorcy końcowego taniej już nie będzie. W rzeczywistości będzie tylko drożej – uważa Mateusz Dębowski, dyrektor handlowy MBA System.
Z kolei zdaniem szefa NTT System dalsze podwyżki nie są przesądzone.
– Spadają ceny na panele, więc notebooki i komputery all-in-one powinny potanieć. Z drugiej strony mamy do czynienia z problemem w logistyce. Załadunek kontenera to teraz okres 2–3 tygodni – zauważa Tadeusz Kurek.
Pod koniec minionej dekady krajowy rynek wchłaniał nieco ponad 2 miliony komputerów przenośnych i stacjonarnych rocznie. W 2020 roku liczba ta przekroczyła 3 miliony sztuk, a w 2021 roku nie tylko zostało zamówionych jeszcze więcej maszyn, bo niemal 3,2 miliona, ale odnotowaliśmy jednocześnie ponad 20-procentowy wzrost pod względem wartości. Tak gigantyczne zwiększenie wartości rynku pecetów było konsekwencją dwóch trendów związanych z notebookami. Po pierwsze, w zeszłym roku sprzedano ponad 2,4 miliona komputerów przenośnych. To oznacza, że relacje między sprzętem przenośnym a stacjonarnym znacznie przekroczyły stosunek 3:1. Już w 2020 roku odnotowano podobne proporcje, podczas gdy w ubiegłych latach proporcje wyglądały jak 2:1. Po drugie w ubiegłym roku bardzo dużym zainteresowaniem cieszyły się ultrabooki, które są znacznie droższe od typowych 15-calowych laptopów dominujących w przeszłości na krajowym rynku.
Artykuł Hamowanie i niepokój na rynku PC pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Polska – rynek rozwinięty pochodzi z serwisu CRN.
]]>Jeszcze nie tak dawno temu dostawcy, anonsując swoje premierowe produkty, mówili wprost, otwartym tekstem, że Polska jest postrzegana jako rynek rozwijający się, więc to czy inne rozwiązanie zostało przygotowane właśnie dla nas. Warto zwrócić uwagę, że często komunikat ten był podawany w takiej formie, że można go było uznać za komplement, a co najmniej był traktowany ze zrozumieniem i aprobatą. Tu przypomina mi się scena z filmu „Asterix i Obelix: Osiedle Bogów”, w której główny bohater krzyczy do swoich rodaków: „jesteście bandą chciwych kretynów”, na co rozlega się łagodny głos z sali: „o przepraszam, ale kretynami jesteśmy od dawna”. Ja zawsze czułem się dotknięty takimi ofertami „skrojonymi” specjalnie dla nas. Moim zdaniem to tak, jakby powiedzieć kobiecie: ta sukienka jest tania, wprawdzie nie jest zbyt elegancka, ale została zaprojektowana właśnie dla niezbyt urodziwych kobiet, czyli takich jak ty.
Oczywiście, obiektywnie rzecz ujmując, przez długie lata Polska była rynkiem wrażliwym na cenę, ale nic dziwnego, jeśli komputer po obu stronach Odry kosztuje tyle samo, a siła nabywcza portfeli statystycznego obywatela na lewym i prawym brzegu tej rzeki jest jakże inna. Niemniej produkowanie rzeczy pośledniej jakości i tłumaczenie wprost, że są dla nas najlepsze – nigdy nie budziło mojego zrozumienia.
Z tym większą przyjemnością należy odnotować, że opinia, zgodnie z którą Polska jest krajem rozwijającym się należy już do przeszłości. Na pewno można wskazać segmenty rynku, w których cena produktu pozostaje kluczowym kryterium wyboru, jednak nie jest już tak w przypadku sprzętu komputerowego.
Najlepszym dowodem są ceny najbardziej reprezentatywnego produktu tej grupy, czyli komputera stacjonarnego. Redakcja CRN Polska od ponad dwóch dekad publikuje niemal co rok raport przedstawiający cenę peceta. W publikacji tej przedstawiamy ceny najpopularniejszych w danym roku konstrukcji. W ubiegłym roku miały miejsce dwie radykalne zmiany. Pierwsza dotyczy różnicy w rodzaju najczęściej wybieranych komputerów. Otóż w 2020 r. na cztery sprzedane pecety, aż trzy były notebookami. Druga, to średnia cena notebooka, która wzrosła dwukrotnie.
To spektakularny i bardzo namacalny przykład zmiany trendu, który dotyczy sprzętów z różnych grup produktowych. Statystyczny Polak kupuje coraz droższe komputery przenośne, drukarki czy monitory. Sceptycy powiedzą, że kupujemy droższe, ponieważ… tanich już nie ma i pewnie można znaleźć na to przykłady. Jednakże, gdybyśmy dalej pożądali rozwiązań najtańszych, z pewnością zostałyby one dla nas wyprodukowane. Takie są przecież mechanizmy rynkowe.
Zobacz tegoroczny raport o cenie peceta.
Artykuł Polska – rynek rozwinięty pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Wszyscy jesteśmy złodziejami? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na pewien aspekt tego podatku. A mianowicie, że konieczność opłacenia go oznacza, że każdy użytkownik a priori traktowany jest jak złodziej. A konkretnie ktoś, kto nie płaci za filmy, muzykę, czy e-booki. A przecież tak nie jest. Dziś mało kto używa smartfona, Smart TV czy komputera do odtwarzania nielegalnie przywłaszczonych treści artystycznych. W odległej przeszłości taki podatek można by uznać za uzasadniony. Nie dalej przecież jak 20–30 lat temu funkcjonowały wypożyczalnie płyt audio i kaset wideo, które można było sobie skopiować i używać nie płacąc za oryginał.
Mało tego, czytelnicy których pesel zaczyna się cyfrą „7” lub wcześniejszą, pamiętają z pewnością czasy, gdy w audycjach radiowych prezentowano kompletne płyty z intencją taką, by słuchacze mogli je sobie nagrać na magnetofon. W przypadku płyt kompaktowych prezenterzy radiowi robili nawet małą pauzę po pół godzinie, by słuchacze mieli czas przełożyć kasetę na drugą stronę. Wówczas artyści mogli się zżymać i protestować, że ich fani, zamiast kupować płytę, kopiują ją, na dodatek z publicznej rozgłośni radiowej. Wówczas obciążenie nośnika CD czy kasety magnetofonowej opłatą reprograficzną było uzasadnione, choć z pewnością w niejednym przypadku niesprawiedliwe.
Te czasy minęły. Dziś nikt już chyba nie kopiuje płyt, a zjawisko pirackich „empetrójek” też wydaje się być reliktem minionej epoki. Dziś najczęściej źródłem muzyki w smartfonie czy komputerze jest platforma z muzyką – płatna lub nie, ale nawet wówczas legalna. Użytkownik wykupując abonament automatycznie płaci artyście. W takich przypadkach pobieranie dodatkowej opłaty nie jest uzasadnione. Jeszcze bardziej nie jest uzasadnione, gdy użytkownik w ogóle nie słucha muzyki i nie ogląda filmów na swoim telefonie czy komputerze. Ale gdy projekt rządowy wejdzie w życie, każdy będzie musiał zapłacić tę daninę niezależnie od tego, czy używa sprzętu do konsumowania treści artystycznych czy nie. Również niezależnie od tego, czy konsumuje te treści legalnie, czy, mówiąc wprost, kradnie.
Co ciekawe, prace nad wprowadzeniem tej daniny trwają i prawdopodobnie będzie ona obowiązywała mimo negatywnej oceny tej inicjatywy przez samego Prezydenta RP. „Obciążenie wszystkich smartfonów opłatą na rzecz ZAiKS, byłoby moim zdaniem niesprawiedliwe i konstytucyjnie wadliwe; to, że masz smartfon jeszcze nie oznacza, że korzystasz z utworów” – napisał Andrzej Duda na Twitterze. Szkoda, że w tym przypadku „ćwierknięcie” nie ma żadnej mocy prawnej…
Artykuł Wszyscy jesteśmy złodziejami? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Wojna celna: nie stało się nic? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Gdy obserwujemy aktualną sytuację w Chinach, w kontekście relacji z USA, nieco inaczej niż zwykle docierają do nas informacje na temat produktów i rozwiązań, które już są dostępne lub niebawem będą w Państwie Środka. Dla porządku podsumujmy, jak wyglądają stosunki między mocarstwami. Prezydent USA powiedział, że za jego kadencji Chiny nie będą największą gospodarką świata i nałożył wysokie cła na produkty z Kraju Środka, ale to nie wszystko. Najpierw w maju gruchnęła wiadomość, że Huawei, oskarżony o szpiegostwo, przestanie mieć dostęp do systemu Android. Następnie okazało się, że brytyjski ARM również wstrzymuje współpracę z chińskim gigantem. Jednocześnie Intel przestał dostarczać procesory do produktów Huawei. W związku z tym wstrzymana została produkcja serwerów i komputerów producenta, ale niewątpliwie największe problemy czekały Huawei w związku z odcięciem go od software’u i hardware’u do smartfonów.
Opisana sytuacja sprowokowała media i świat biznesu do prognozowań, czy konflikt między mocarstwami potrwa dłużej, a jeśli tak, to jakie będzie miał konsekwencje dla wszystkich. Nie ma bowiem cienia wątpliwości, że skutki swoistej wojny handlowej między Stanami Zjednoczonymi i Chinami będą dotyczyły całego świata. Przede wszystkim stanęlibyśmy przed perspektywą zastopowania rozwoju sprzętu mobilnego oraz komputerowego, a może nawet jego regresu. Kilka tygodni temu rozmawiałem na ten temat z ekspertami i – co ciekawe – opinie były bardzo spolaryzowane.
Posłuchajmy Tadeusza Kurka z NTT System: „Wojna w każdym znaczeniu tego słowa, w tym przypadku handlowym czy gospodarczym, ma uzasadnienie tylko wtedy, gdy ktoś może na tym zarobić. A ponieważ każdy jest zainteresowany zarabianiem, a nie traceniem, jak jest właśnie w tym przypadku, pytanie, czy mamy spodziewać się wojny między USA i Chinami, to raczej dobry pomysł na sensacyjną powieść”.
A teraz oddajmy głos Pawłowi Śmigielskiemu z Kingston Technology: „Prezydent Trump jest kompletnie nieprzewidywalny i przez swoje działania może naruszyć równowagę na światowym rynku. Takie działania jak te wobec Huawei będą miały miejsce coraz częściej i dynamika zmian na rynku będzie przybierać na sile”.
Jak wiemy, na początku lipca Donald Trump nieoczekiwanie zniósł sankcje wobec Huawei i sytuacja prawdopodobnie wróci do stanu poprzedniego, zanim jeszcze zdążyła się naprawdę pogorszyć. Zatem w sprawach handlowych niemal nie stało się nic (poza chwilowymi przestojami w dostawach serwerów, na czym z kolei zyskał Dell). Jak widać, rację mieli ci, którzy jak prezes NTT System wieszczyli rychłe zakończenie konfliktu. Jednak tak jak kilka miesięcy temu nikt nie spodziewał się radykalnych sankcji względem Huawei, tak nikt nie oczekiwał, że zostaną zniesione, jeszcze zanim realnie zaczęły obowiązywać. W ten sposób przejawia się nieprzewidywalność Trumpa, o czym z kolei mówił szef Kingstona.
Tak czy inaczej, wygląda na to, że jesteśmy świadkami początku całkiem nowego porządku świata, o czym świadczą omawiane wyżej wydarzenia. W tym kontekście spekuluje się, czy Chiny odcięte od zachodnich rozwiązań, patentów, sprzętu poradziłyby sobie, a jeśli tak, to w jaki sposób. A jednocześnie dowiadujemy się, że w Państwie Środka pracuje się nad systemem operacyjnym do sprzętu mobilnego, który jest o 40 proc. szybszy od Androida. Pada oczywiste pytanie, jak można dopiero pracować nad czymś, o czym już wiadomo, że jest szybsze o ponad jedną trzecią. Następnie czytamy informację prasową o nowym procesorze „Made in China”, który jest dostępny od czerwca i pod względem wydajności porównywalny z jednym z popularniejszych modeli Intela z serii i5.
Takich newsów pojawia się coraz więcej. Ale czy rzeczywiście powinny nas zaskakiwać? Okazuje się, że są tak samo nowe, jak wspomniana kasa bezobsługowa na stacji benzynowej. Tak jak potrzebny był pracownik stacji, by kasę zauważyć, tak potrzeba było konfliktu Chin z USA, żebyśmy dostrzegli to, co na Dalekim Wschodzie dzieje się od dawna. Skoro system operacyjny do smartfonów jest właśnie testowany, to znaczy, że prace nad nim są prowadzone od lat. Wspomniany procesor, o nazwie Zhaoxin KX-U6880, to następca zeszłorocznego modelu U 6000. Chińczycy rozpoczęli prace nad procesorami, które mogą być alternatywą dla jednostek intelowskich, już w 2006 r., czyli w roku premiery architektury iCore!
Na początku ub.r. Xi’an UniIC Semiconductors rozpoczęło sprzedaż kości SO-DIM i modułów pamięci DDR4. Zaznaczmy, że producent ten, razem z Yangtze Memory Technologies Corporation, zainwestował 100 mld dol. w rozwój i produkcję kości. Ponadto tylko w bieżącym roku chiński rząd utworzył fundusz dysponujący 47 mld dol. z przeznaczeniem na inwestycje we własny przemysł półprzewodnikowy. W tym kontekście informacja „chińskie uczelnie techniczne opuszcza co rok 4 mln inżynierów” brzmi już naprawdę poważnie. Do tego koniecznie trzeba dodać, że największe złoża metali ziem rzadkich – niezbędnych przy produkcji sprzętu elektronicznego – występują głównie… no właśnie, sami już to wiecie, a jeśli nie, to się domyślcie.
Artykuł Wojna celna: nie stało się nic? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Powodzenie przez zasiedzenie? pochodzi z serwisu CRN.
]]>
Pierce Brosnan wyznał w jednym z wywiadów: „Bond mnie uratował”. Możliwość wcielenia się w rolę agenta 007 przyczyniła się do tego, że przygasająca kariera aktora rozbłysła bardzo mocno na wiele kolejnych lat, a i do dziś nie może on narzekać na brak wzięcia. Jaki związek ma kluczowy etap zawodowy aktora ze światem komputerów? Według jednej z teorii spiskowych pecet powiedział: „gaming mnie uratował”. Analogię widać tu jak na dłoni. Urządzenie, które z powodzeniem funkcjonowało przez kilka dekad, zaczęło być zastępowane przez coraz mniejszy sprzęt.
Argument w postaci większej wydajności peceta tracił znaczenie wraz z rozwojem internetu i oprogramowania, które funkcjonując w środowisku sieciowym (czyli ograniczonego transferu), było pisane w taki sposób, żeby jak najmniej obciążać zasoby sprzętowe. Tak powoli kończył się wyścig, w którym sprzęt ciągle gonił aplikacje, zapewniając sobie w ten sposób rację bytu. Jednak, kiedy wydawało się, że wyścig nie ma już sensu, rynek gamingu zaczął dynamicznie rosnąć w siłę, a bardzo wydajny desktop okazał się w zasadzie jedynym narzędziem, które może sprostać wymaganiom stawianym przez najnowsze tytuły.
Oczywiście jest to bardzo duże uproszczenie, bo gaming rozwija się systematycznie przez dekady i zawsze z następującą zasadą: nieustannie rosnące wymagania, za którymi próbują nadążyć możliwości sprzętu. Ale trzeba pamiętać, że dość wcześnie to konsole zaczęły przejmować rynek gier, zyskując na popularności szczególnie w czasach początków nośników typu Blu-ray. Napędy komputerowe czytające takie płyty należały do rzadkości ze względu na wysokie ceny. Były natomiast integralnym elementem konsol, które miały też inne zalety – były gotowe do pracy natychmiast po włączeniu i mogły współpracować z dowolnym ekranem. Jednak konsole zostały zepchnięte na margines gamingu, a entuzjaści elektronicznej rozrywki wybrali peceta. Dostawcy komponentów, takich jak procesory, karty graficzne, pamięci czy płyty główne, mogli odetchnąć z ulgą – znowu wzrósł popyt na ich sztandarowe, najbardziej wydajne, a jednocześnie najdroższe produkty.
Również w biurach nadal standardem pozostaje pecet, zwykle jako komputer przenośny, a gdy jest uzasadniona potrzeba – stacjonarny (kiedyś było odwrotnie). I choć od początku dekady skala integracji komponentów umożliwia schowanie praktycznie pełnowartościowego desktopa w pudełku o gabarytach dwóch kostek masła, to takie konstrukcje zdobywają rynek od stosunkowo niedawna. Prawdopodobnie dlatego, że użytkownicy bardzo powoli zmieniają przyzwyczajenia. Nie jest im łatwo przestawić się mentalnie i zaakceptować, że urządzenie, które przez dziesiątki lat wymagało wielkiego pudła, teraz może być schowane za monitorem, czy wręcz być jego integralną częścią.
Warto jeszcze zwrócić uwagę, że sama konfiguracja sprzętu nie ewoluuje już w sposób liniowy, tak jak było w poprzednich dekadach, gdy pamięci taniały, a ich standardowa pojemność rosła szybko od 1 do 4, a nawet 16 GB. Późniejszy wzrost cen skutkował tym, że przez długie lata 4 GB okazały się wystarczające do większości zastosowań. Również pojemność dysków rosła systematycznie, a użytkownicy wybierali modele 500 GB, 1 TB, potem 2 TB, a nawet 4 TB i byli przekonani o zasadności wyboru. Tymczasem, gdy zyskały na popularności konstrukcje SSD, okazało się, że dysk o pojemności 120 czy 240 GB jest wystarczający do większości zastosowań. Jak widać, potrzeby i ceny się zmieniają, ale stary, dobry pecet trwa w najlepsze.
Artykuł Powodzenie przez zasiedzenie? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł SSD: Szybko Się Dewaluują? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Obserwowany od mniej więcej roku gigantyczny wzrost zainteresowania SSD wynika z równie gigantycznych spadków cen. Teoretycznie jedyne, co mogłoby powstrzymać ten trend, to radykalny wzrost wartości takich nośników, na co wprawdzie się nie zanosi, ale oczywiście pewności nie ma – zwłaszcza w rozchwianym segmencie pamięci, czy to flash, czy DRAM. Ale czy rzeczywiście jedynym, co mogłoby zatrzymać proces zmiany standardu typu nośników w komputerach, jest ewentualna nagła i duża podwyżka cen kości NAND? Kto wie, może niejeden klient zweryfikowałby swoją potrzebę wymiany HDD na SSD lub zakupu komputera z dyskiem półprzewodnikowym, gdyby wiedział, że będzie musiał go zastąpić nowym po kilku latach? Potrzeba wymiany będzie wynikała z pogorszenia się parametrów za sprawą zużycia lub najzwyczajniej, prewencyjnie, chęci uniknięcia niebezpieczeństwa utraty zawartości dysku wskutek awarii.
Skąd z kolei wiadomo, w jakiej kondycji znajduje się napęd? Informuje o tym program diagnostyczny, który cały czas monitoruje stan dysku – prawie każdy producent dysków dysponuje takim narzędziem. W razie czego można takie znaleźć w sieci. Kontrola jest również możliwa z poziomu systemu operacyjnego (np. Windows 10). Oczywiście nie trzeba tego uświadamiać resellerom ani klientom korporacyjnym, których zasoby sprzętowe znajdują się pod opieką administratorów. Ale z całą pewnością nie można powiedzieć, że wszyscy użytkownicy SSD mają pełną świadomość ograniczonej trwałości nośnika, która jest wręcz wpisana w jego specyfikę!
Trudno się dziwić, że producenci nie dbają o upowszechnienie tej wiedzy. Właściwie czemu miałoby im na tym zależeć? Po pierwsze, gdyby przy zakupie dokładnie uświadamiać klientowi ograniczoną żywotność komponentu, prawdopodobnie niejeden negatywnie zweryfikowałby konieczność posiadania nowego napędu. A po drugie, sprzedając dysk SSD, automatycznie zyskuje się klienta zgłaszającego się po następny za co najwyżej kilka lat… Jednak ograniczona trwałość to niewielki problemw porównaniu z innym zagrożeniem – ryzykiem dużej awaryjności SSD, jakie zdaniem niektórych ekspertów jest całkiem realne, zwłaszcza w napędach półprzewodnikowych najnowszych i kolejnych generacji.
Z czego wynika możliwość awarii w SSD i jak duże jest prawdopodobieństwo jej wystąpienia? Dlaczego co kilka lat należy wymieniać dysk na nowy? Kto i w jaki sposób powinien uświadamiać użytkowników w sprawach niedoskonałości tych konstrukcji? Jakie dyski będą następcami SSD i kiedy należy się ich spodziewać w sprzedaży? Na te i inne pytania związane z przyszłością dysków, w których nośnikami pamięci są kości NAND, staramy się odpowiedzieć w artykule „(Nie)straszne niedoskonałości SSD”.
Artykuł SSD: Szybko Się Dewaluują? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł W IT jak w sporcie pochodzi z serwisu CRN.
]]>Dlaczego piszę o takich oczywistych i wszystkim dobrze znanych zasadach i cechach rywalizacji sportowej? Ano dlatego, że podział wspomnianych dyscyplin na dwie kategorie stanowi świetną analogię do niektórych zjawisk na naszym rynku.
W przypadku rynku komputerów tradycyjne desktopy przegrywają z rozwiązaniami w małych obudowach. Tu jest jak na meczu piłkarskim, a jeszcze lepiej – hokejowym. W pierwszej tercji drużyna desktopów jest nie do pokonania, w drugiej słabnie, by w trzeciej uznać całkowitą dominację swoich miniaturowych odpowiedników. Widać jak na dłoni rosnącą przewagę tych drugich i praktycznie nie ma cienia wątpliwości, że komputer zamknięty w dużym blaszanym pudle, który przez kilka dekad był wizytówką branży, odchodzi do lamusa. Oczywiście mowa tu o szeroko pojętym rynku biznesowym, bo zawsze będą istniały uzasadnione przypadki zakupu dużej maszyny.
Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja na meczu HDD kontra SSD, który jako żywo przypomina rozgrywkę tenisową, i to pod kilkoma względami. Tu po przegranym pierwszym secie drugi należał do SSD, trzeci zaś odbywa się już całkowicie pod dyktando dysków półprzewodnikowych. W przypadku meczu tenisowego powiedzielibyśmy 5:2 w gemach i po zmianie stron SSD serwuje, by wygrać mecz. Niemal wszystko wskazuje na to, że tak będzie, ale – tak jak na meczu tenisowym, tak na rynku pamięci – nigdy nie wiadomo, co przyniesie kolejna piłka. Ktoś, kto ma już zwycięstwo w kieszeni, może opaść z sił czy doznać nagłej kontuzji. A postawa kibiców nie jest możliwa do przewidzenia. W przypadku SSD może się okazać, że producenci nie nadążą za zapotrzebowaniem rynku, niczym słabnący zawodnik. Może się też okazać, że określona żywotność komórek pamięci NAND będzie niczym przykra kontuzja…
Warto jeszcze zwrócić uwagę, że w świecie sportu kibice bardzo często mają swoich faworytów na dobre i na złe, służą wsparciem, ale nie decydują o wygranej. W świecie biznesu relacja między producentem a klientem jest całkiem inna. To klient finalnie decyduje o zakupie. Warto, by dostawcy o tym pamiętali, bo często mam wrażenie, że zapominają, ale to już całkiem inna opowieść. W IT jak w sporcie – w jednej dyscyplinie widać zwycięzcę na długo przed końcem meczu, a w innej do ostatniej piłki nie wiadomo, kto wygra.
Artykuł W IT jak w sporcie pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Rusza radio dla resellerów pochodzi z serwisu CRN.
]]>„Młodzi duchem, nieskromnie uważamy się za ekspertów branży IT. Razem mamy ponad 40-letni staż pracy w tym biznesie, znamy go zarówno od strony integratorów, sklepów, producentów jak i dystrybutorów” – deklarują na stronie internetowej twórcy radia. Garszczyński oraz Kostrzewa swoje audycje zamierzają kierować do tradycyjnych resellerów, jak również integratorów IT. Podkreślają, że podczas audycji słuchacze będą mogli zadawać pytania branżowym VIP-om.
W pierwszej audycji, w samo południe 8 maja, gościem ITRadio.fm będzie Tomasz Gołębiowski, redaktor naczelny CRN Polska. Wraz z założycielami stacji weźmie udział w dyskusji o roli mediów na rynku IT w kontekście jego przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości.
Więcej informacji o rozgłośni na www.itradio.fm.
Artykuł Rusza radio dla resellerów pochodzi z serwisu CRN.
]]>