Artykuł Chińcyki trzymają się mocno? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Wszystko wskazuje jednak na to, że coraz bardziej wygląda to na inny podział: Zachód kontra Global South, kraje rozwinięte kontra kraje rozwijające się, miliard (z grubsza) kontra pozostałe siedem miliardów. Czy ku takiemu podziałowi się skłaniamy (a przynajmniej nasi politycy) i do takiego nowego porządku zmierzamy? Ośrodek „zachodni”, z wiodącą rolą USA, a z drugiej strony ośrodek „global south”, z wiodącą rolą Chin?
Chiny wcale nie zamykają się na globalizację, wręcz przeciwnie, podpisują kolejne umowy o wolnym handlu i intensywnie promują ten model, bo im się on po prostu opłaca. Tak jak przestał się opłacać Stanom Zjednoczonym, które wcale nie porzuciły „trumpowego” sloganu America First, tylko bardziej się z nim kryją. Dlatego mamy RCEP (Regionalne Kompleksowe Partnerstwo Gospodarcze) – największą na świecie strefę wolnego handlu obejmującą 30 proc. ludności świata i odpowiadającą za 30 proc. światowego PKB (w skrócie: Azja + Australia + Nowa Zelandia), jak też mamy IPEF (Ramy Gospodarcze Indo-Pacyfiku na rzecz Dobrobytu), czyli 12 państw, ale bez dostępu do rynku amerykańskiego (nie ma mowy o obniżaniu cła i harmonizacji przepisów prawnych, które mają na celu zwiększony dostęp do rynku państw członkowskich). Dla porównania, RCEP docelowo ma znieść 90 proc. istniejących ceł i taryf.
Do tego mamy BRICS, do którego oficjalny akces zgłosiły Iran i Argentyna, a chęć przystąpienia zadeklarowały też Egipt, Turcja i Arabia Saudyjska (chyba jednak trzeba będzie zmienić akronim). W tle mamy też zaawansowane negocjacje pomiędzy Chinami a Radą Współpracy Zatoki Perskiej (Bahrajn, Kuwejt, Oman, Katar, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie) o strefie wolnego handlu. Zresztą wspomniana już dwukrotnie Arabia Saudyjska ma ożywione kontakty technologiczne, finansowe i ekonomiczne z Chinami i jeśli doniesienia medialne się potwierdzą, to w marcu 2023 r. może dojść do podpisania umowy o zakupach ropy naftowej za juany, a nie za dolary. O tym, czy będzie to jakaś ustalona z góry kwota (limit – na przykład 50 proc. importu rocznego do Chin) czy też bez limitu, zadecyduje zapewne stan stosunków dyplomatycznych między Stanami Zjednoczonymi a Arabią Saudyjską (obecnie na równi pochyłej).
Zatem „odklejania” (decouplingu) się Chin od rynku globalnego nie ma i nie będzie. Może natomiast nastąpić na Zachodzie próba przeniesienia jak największej liczby łańcuchów dostaw z Chin do własnego kraju lub do krajów „myślących podobnie” (cokolwiek to znaczy). Takie plany są motywowane kwestiami bezpieczeństwa narodowego, a że to szerokie pojęcie, można pod nie podciągnąć niemal wszystko. Problem w tym, że po pierwsze to kosztuje i zajmuje czas, a po drugie odcina firmy (kraje) od rynku chińskiego, a pośrednio i od wspominanego już RCEP-u.
Artykuł Chińcyki trzymają się mocno? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Kwantowe Chiny: szybciej niż reszta świata pochodzi z serwisu CRN.
]]>Tłumacząc w wielkim skrócie i uproszczeniu (uprasza się fizyków kwantowych o przymknięcie oka) komunikacja kwantowa wykorzystuje charakterystyczną cechę mechaniki kwantowej polegającą na tym, że obserwujący przez sam fakt obserwacji wpływa na stan obserwowanego obiektu. Innymi słowy, nie da się podejrzeć (podsłuchać) takiej transmisji tak, żeby nadawca i odbiorca się o tym nie dowiedział. Zjawisko to wykorzystuje się przy bezpiecznej kwantowej dystrybucji kluczy szyfrujących (QKD), czyli takich, co do których mamy 100 proc. pewności, że nikt ich nie przechwycił „po drodze”. Nośnikiem informacji są fotony (a więc światło).
Pierwsze próby z kluczami QKD przeprowadzono w Chinach już w 2007 r. na odcinku światłowodowym o długości 100 km (bijąc przy okazji poprzedni rekord wynoszący 10 km). Wkrótce potem, w ramach oddzielnego i niezależnego projektu w mieście Hefei, zbudowano pierwszą na świecie całkowicie bezpieczną optyczną sieć telefoniczną. Potem zbudowano pierwszy na świecie usprawniony system dystrybucji kluczy MDI-QKD, eliminujący potencjalne luki bezpieczeństwa.
Na bazie tych odkryć w 2013 r. USTC we współpracy z Chińską Siecią Kablową rozpoczęło budowę Bezpiecznej Kwantowej Komunikacyjnej Sieci Szkieletowej Pekin – Szanghaj. Sieć ma ponad 2 tys. km, 32 węzły dystrybucyjne QKD i łączy ze sobą takie ośrodki jak Pekin, Szanghaj, Jinan, Hefei i inne. Prace zakończono w roku 2018 i od tej pory prowadzone są testy komercyjne między innymi przez banki. Równolegle dalej wykorzystuje się ją do rozwoju technologii telekomunikacji kwantowej.
Telekomunikacja kwantowa znajduje również zastosowanie w projektowaniu globalnych systemów łączności opartych na satelitach kwantowych. Już w 2005 r. przeprowadzono w Chinach eksperyment, w ramach którego przesłano klucz QKD na otwartej przestrzeni na odległość 13 km (po raz pierwszy w świecie) i udowodniono tym samym, że foton w stanie splątanym jest w stanie „przeżyć” przejście przez ponad 10 km atmosfery ziemskiej. W 2010 roku wykonano udany eksperyment teleportacji kwantowej (technika pozwalająca na przeniesienie stanu kwantowego na dowolną odległość z wykorzystaniem stanu splątanego) na Wielkim Murze na odcinku 16 km. W roku 2012 powtórzono ten eksperyment, ale tym razem na odcinku 100 km, co otworzyło pole do dalszych eksperymentów mających na celu wykorzystanie satelitów kwantowych.
W 2013 r. zakończono prace badawcze i udowodniono teoretycznie, że ruch względny satelity względem ziemi i kanał o wysokich stratach, charakterystyczny dla łączności satelitarnej, nie powinien być przeszkodą. Nadszedł czas na sprawdzenie tego w praktyce.
W 2016 roku z Jiuquan (prowincja Syczuan) wyniesiono na orbitę satelitę kwantowego Mozi (jako część projektu QESS – Quantum Experiment as Space Scale). Satelicie wyznaczono trzy cele badawcze: test transmisji kluczy QKD satelita – ziemia, test teleportacji kwantowej ziemia – satelita i nielokalności kwantowej na satelicie. Wszystkie trzy eksperymenty zakończyły się sukcesem. Satelitę wykorzystano również do pokazu możliwości łączności międzykontynentalnej nawiązując bezpieczne połączenie kwantowe między Pekinem a Wiedniem. Wspomnianą powyżej sieć szkieletową Pekin-Szanghaj połączono z satelitą Mozi. Laboratorium kosmiczne Tianngong-2 (etap pośredni przed umiejscowieniem na orbicie chińskiej stacji kosmicznej) odbierało klucze QKD i przesyłało je do 4 stacji naziemnych
W czerwcu br. do Mozi dołączył kolejny satelita kwantowy – Jinan 1. Ma on masę sześciokrotnie mniejszą niż Mozi i został umieszczony na niższej orbicie. Po nim mają pojawić się na orbicie kolejne, co dowodzi, że Chińczycy w zakresie budowy sieci komunikacji kwantowej przeszli z etapu prac badawczych do etapu budowy i wdrażania.
Artykuł Kwantowe Chiny: szybciej niż reszta świata pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Chiny czerwone czy zielone? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Udział węgla w mikście energetycznym Chin zmniejszył się w ostatniej dekadzie z 70 do 56 proc. W tym samym okresie zużycie energii elektrycznej w Chinach wzrosło z 2,7 mln do 3,7 mln ktoe (krajowe zużycie energii pierwotnej). Innymi słowy przy wzroście zapotrzebowania na energię o 36 proc. udało się zmniejszyć zależność od węgla o 14 proc.
Jeśli chodzi o emisję CO2, to faktycznie Chiny ze względu na liczebność kraju zajmują w statystykach pierwsze miejsce, ale jeśli spojrzymy na ilość emitowanego CO2 per capita, to obraz zmienia się diametralnie. W Chinach wskaźnik ten wynosi 7,38 tony rocznie na osobę, a więc niemal identycznie jak w Polsce (7,81). Dla porównania: w Niemczech wynosi on 9,44, podczas gdy w Korei Południowej 11,85, a w Stanach Zjednoczonych 15,52, czyli ponad dwukrotnie więcej.
Faktycznie w 2022 roku, w związku ze zbyt ambitnym podejściem do planów zeroemisyjności (o nich za chwilę), doszło do zaburzeń w dostawach energii elektrycznej w niektórych prowincjach i miastach. Rząd zareagował zwiększając wydobycie węgla i udzielając zgody na selektywne uruchomienie w wybranych lokalizacjach elektrowni węglowych. To jednak kropla w morzu potrzeb energetycznych kraju i, jak zaraz zobaczymy, w zasadzie nieistotna z punktu widzenia mikstu energetycznego.
Chińskie zobowiązania dotyczące dochodzenia do zeroemisyjności przedstawiają się w następujący sposób: do 2025 roku zużycie energii na jednostkę PKB zmniejszy się o 13,5 proc. (w porównaniu do roku 2020), emisja CO2 na jednostkę PKB zmniejszy się o 18 proc., lasy będą pokrywać 24,1 proc. kraju, a udział OZE w mikście energetycznym osiągnie 20 proc. W tym czasie emisja CO2 będzie wciąż rosła.
Z kolei do 2030 roku, zgodnie z założeniami, zużycie energii na jednostkę PKB ulegnie dalszej redukcji, emisja CO2 zmniejszy się o 65 proc. i osiągnie szczyt, a lasy będą pokrywać 25 proc. kraju, podczas gdy udział OZE wzrośnie do 25 proc. Wreszcie do 2060 roku udział OZE wzrośnie do 80 proc. i jeśli tak się stanie, to Chiny staną się zeroemisyjne, jeśli chodzi o CO2.
Tak postawione cele wymagają ogromnych inwestycji w OZE i prowokują do zadania pytania, czy tak ogromy i liczny kraj jak Chiny, będący w dużej mierze wciąż fabryką świata, w którym 800 milionów ludzi czeka w kolejce do uzyskania statusu klasy średniej ma w ogóle wystarczające zasoby OZE?
Władze chińskie również zadały sobie takie pytanie. Pod koniec 2020 roku w Chinach łączna moc dla energii ze słońca i wiatru wynosiła, odpowiednio, 280 i 250 GW. W ciągu następnej dekady planuje się zwiększyć tę wartość do 1,2 tys. GW, a niektóre think-tanki i instytuty badawcze uważają, że do osiągnięcia zeroemisyjności w 2060 roku potrzeba aż 6 tys. GW z OZE.
Naukowcy z Narodowego Centrum Klimatu opracowali raport (w oparciu o wydajność obecnych turbin wiatrowych i paneli słonecznych oraz dane geograficzne) ukazujący potencjał OZE w Chinach w podziale na prowincje. Wynika z niego, że techniczna możliwość generacji energii elektrycznej z OZE to 56,5 tys. GW, czyli prawie 10-cio krotnie więcej niż zakładane 6 tys. GW wymagane do osiągnięcia neutralności CO2 w roku 2060. Obecne wykorzystanie wiatru to 2,6 proc. potencjału, a słońca 0,6 proc.
Te ostatnie procenty wyglądają bardzo skromnie, więc umieśćmy je może w perspektywie. W zeszłym roku Chiny dodały do światowej puli energii wytwarzanej z wiatru 47 GW, czyli prawie 51 proc. Połowa nowych farm wiatrowych na świecie powstała w Chinach. Jeśli rozbijemy to na elektrownie lądowe i morskie, to będzie to odpowiednio 42 proc. i 80 proc. Dochodzi do sytuacji, w której Chiny nie mogą dynamicznie zwiększać liczby zainstalowanych farm wiatrowych, ponieważ zaczyna brakować na świecie specjalistycznych statków (i załóg) niezbędnych przy tego typu instalacjach.
Z brakiem statków Chiny jeszcze sobie jakoś poradzą (budują nowe w swoich stoczniach), ale czasu wymaga też wyszkolenie załóg. Tak na marginesie, Polska planuje do roku 2040 zainstalować 11 GW energii z turbin na morzu i będzie do tego potrzebować około 70 tysięcy specjalistów, których na razie na rynku nie ma.
Tak ogromna ilość energii generowanej z OZE wymaga oczywiście potężnych magazynów energii. Również i w tej kwestii Chiny mają znaczące osiągnięcia i dość szczegółowe plany na przyszłość. Po pierwsze, po dość żywiołowym okresie rozwoju nowych farm wiatrowych i słonecznych, władze lokalne zaczęły w zezwoleniach na kolejne tego typu inwestycje zawierać klauzule nakładające na inwestorów obowiązek budowania również magazynów energii. Standardem staje się wymóg magazynowania 15 do 30 proc. produkowanej energii na czas 2 do 4 godzin.
Do tego dochodzą inwestycje państwowe w rozbudowę elektrowni szczytowo-pompowych, czyli najbardziej tradycyjnej formy magazynów energii. Do końca 2022 roku w Chinach przybędzie 9 milionów kW, zwiększając łączne możliwości gromadzenia energii w tego typu magazynach do 45 milionów kW. Do roku 2025 ma powstać kolejnych 200 nowych obiektów zwiększających możliwości magazynowe do 62 milionów kW. Do roku 2030 liczba ta ma zostać podwojona i osiągnąć 120 milionów kW.
Artykuł Chiny czerwone czy zielone? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Oprogramowanie: koniec chińskiego eldorado dla zachodnich firm? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Doniesienia zachodnich mediów są prawdziwe, sęk w tym, że projekt ten datuje się na… 2019 rok. Od tego właśnie momentu trwa systematyczna wymiana zachodniego sprzętu i programów na ich chińskie odpowiedniki. Jest to efekt działania Komitetu Roboczego ds. Wdrażania Innowacyjnych Technologii Teleinformatycznych, który powstał 4 marca 2016 roku i zrzesza integratorów systemów, firmy internetowe, dostawców sprzętu, uczelnie i ośrodki badawczo-rozwojowe. Komitet to organizacja non-proft powstała jako odpowiedź na aferę z 2013 roku, kiedy to Edward Snowden ujawnił skalę podsłuchów NSA (system PRISM). Komitet Roboczy ds. Wdrażania Innowacyjnych Technologii Teleinformatycznych zrzesza obecnie ponad 180 firm zgrupowanych w 14 głównych kategoriach. Prace komitetu mają doprowadzić do tego, żeby w niedługim czasie wszystkie urzędy krajowe i firmy państwowe pracowały na sprzęcie i oprogramowaniu wyprodukowanym w całości w Chinach, włączając w to takie komponenty komputera jak procesor, pamięć i in. (więcej na ten temat w artykule Przemysł „xinchuang” szybko, coraz szybciej, CRN Polska, nr 6/2022).
Akcja rodzi reakcję
Gwałtowny rozwój chińskiego sektora oprogramowania jest czasem komentowany na Zachodzie jako jeszcze jeden dowód na rosnącą asertywność, a może wręcz agresywność Chin na rynkach światowych. Warto zatem podkreślić, że niemal wszystkie działania w tym zakresie były bezpośrednią reakcją Chin na działania Stanów Zjednoczonych – zarówno groźby, jak i podjęte decyzje.
Współpraca Google’a, Microsoftu, Oracle’a i wielu innych firm z branży IT w USA z NSA przekonała Chińczyków do podjęcia prac nad własnym systemem operacyjnym. Tak powstał Kylin (nieco więcej o nim w dalszej części artykułu). Groźba odcięcia Huawei od dostępu do systemu Android zaowocowała z kolei powstaniem HarmonyOS. Obecnie jest on instalowany na smartfonach sprzedawanych w Chinach, a szykowana jest jego wersja na rynki zagraniczne. System oferowany jest również w samochodach, urządzeniach wearable, a nawet sprzęcie AGD.
Kilku wiodących chińskich producentów z tej branży ogłosiło wprowadzenie HarmonyOS do swoich inteligentnych produktów – w tym Midea, prawdziwy gigant na tym rynku. System operacyjny Huaweia znajdzie się w robotach domowych tej marki, które mają pojawić się w sprzedaży w drugiej połowie br. Ponadto Huawei wspiera rozwój aplikacji konkurencyjnych do usług oferowanych na Androidzie – na przykład Google Maps.
Podobnie rzecz ma się ze specjalistycznym i niszowym, ale niezwykle ważnym oprogramowaniem inżynieryjnym. Równo rok temu firma oferująca oprogramowanie MATLAB (interaktywne środowisko do wykonywania obliczeń naukowych i inżynierskich) została zmuszona przez administrację USA do odcięcia dostępu do swoich usług między innymi dla Instytutu Technologicznego w Harbinie, Pekińskiego Centrum Badawczego Nauk Komputerowych i Centrum Badawczego Inżynierii Optycznej w Chengdu (plus kilkunastu innych firm w Chinach). Krótkoterminowo uczelnie i firmy chińskie starają się wobec tego korzystać z podobnych programów dostępnych na zasadach open source, ale już pracują nad rodzimymi wersjami.
Z tożsamą sytuacją mamy do czynienia w sektorze oprogramowania do projektowania układów scalonych (EDA). Tu spotykamy się praktycznie z duopolem firm amerykańskich – Cadence i Synopsys. Ze względu na wysoce specjalistyczny charakter tego oprogramowania i nieduży rynek odbiorców nikt do tej pory nie próbował na serio rzucać im rękawicy. Jednakże w obliczu nieustających gróźb ze strony rządu amerykańskiego, że mogą w przyszłości zakazać firmom chińskim korzystania z tego oprogramowania, pojawiło się jedyne w swoim rodzaju lifetime opportunity. Rynek chiński „konsumuje” bowiem około 80 proc. światowej produkcji czipów i dynamicznie się rozwija. To świetna okazja dla startupów i przyszłych „jednorożców” do zainwestowania w nowe oprogramowanie EDA przeznaczone na rynek chiński.
Jak to wygląda obecnie w liczbach? Przychód z branży oprogramowania w Chinach wyniósł w pierwszym kwartale 2022 roku 416 miliardów dolarów, co oznacza wzrost rok do roku na poziomie 11 proc. Z kolei zyski wyniosły 42 mld dolarów, a przychody za cały rok 2021 zamknęły się kwotą 1,42 biliona dolarów (18-procentowy wzrost rok do roku). Największe wzrosty branża notuje w sektorach: oprogramowania przemysłowego, usług chmurowych, Big Data, oprogramowania do tworzenia układów scalonych i bezpieczeństwa.
Artykuł Oprogramowanie: koniec chińskiego eldorado dla zachodnich firm? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Przemysł „xinchuang”: szybko, coraz szybciej pochodzi z serwisu CRN.
]]>Raporty stowarzyszeń producentów mikroprocesorów w USA wskazują, że utrata rynku chińskiego to utrata 30 proc. zysków i docelowo 30 proc. udziału w rynku światowym, a zatem i 30 proc. mniej funduszy na badania i rozwój. Podobnie będzie w przypadku Microsoftu, Oracle’a, czy też firm tworzących specjalistyczne oprogramowanie do projektowania i wytwarzania procesorów (w przeważającej większości – amerykańskich). Do tej pory nikt nie rzucał im rękawicy, bo koszt wejścia z konkurencyjnym produktem na rynek jest ogromny, a grupa użytkowników ograniczona, ale teraz to się zmieniło. Rynek chiński to „lifetime opportunity”. Warto zatem zrozumieć, czym dokładnie jest przemysł „xinchuang” i jakie sektory obejmuje.
W 2019 roku pojawił się w przestrzeni publicznej nowy termin – „xinchuang”, kojarzony z przemysłem teleinformatycznym, a od 2020 roku gwałtownie wzrasta liczba projektów związanych z tym przemysłem. Innowacje teleinformatyczne stają się nowym fenomenem i gorącym tematem w branży IT, jak i dla funduszy inwestycyjnych. Większość obywateli Chin nie kojarzy jeszcze tego rzeczownika i po pierwszym zetknięciu się z nim pytają: co to jest? Baidu nie daje satysfakcjonującego wyjaśnienia, a pytanie znajomych nie przynosi satysfakcjonującego rezultatu. Wynika to z faktu, że przemysł ten dopiero raczkuje. Dopiero kiełkuje, ujawnia się, jest czymś dla opinii publicznej zupełnie nowym. Jednak po wybuchu wojny na Ukrainie, kiedy chińskie władze położyły jeszcze większy nacisk na niezależność technologiczną, „xinchuang” z tajemniczej nowości zacznie szybko stawać się gospodarczym i społecznym standardem.
Chiński rynek innowacji technologicznych nazywany jest rynkiem tryliona warstw, ponieważ obejmuje on sobą długi i rozbudowany przemysłowy łańcuch logistyczny, który koncentruje się na czterech obszarach. Pierwszym jest baza sprzętowa IT (mikroprocesory, serwery, pamięci, dyski, przełączniki, rutery, systemy przetwarzania w chmurze itp.), drugim baza programowa (systemy operacyjne, bazy danych, middleware i in.), a dwa kolejne obszary to oprogramowanie użytkowe (w tym aplikacje biurowe, ERP, edytory tekstów, aplikacje dla sektora rządowego) oraz bezpieczeństwo (systemy monitoringu, antywirusy).
Chociaż nie ma jeszcze formalnych reguł i zaleceń, to funkcjonują już pewne wymogi dotyczące firm współpracujących z rządem nad programem mającym doprowadzić do „lokalizacji” w roku 2022. Celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której wszystkie urzędy i firmy państwowe będą pracowały na sprzęcie i oprogramowaniu wyprodukowanym w całości w Chinach, włączając w to takie komponenty komputera jak procesor, pamięć i in. Rząd aktywnie wspiera badania i rozwój w firmach produkujących lokalnie sprzęt i oprogramowanie na potrzeby wielu obszarów, ale w szczególności tych, które dostarczają swoje rozwiązania dla administracji na poziomie miast, prowincji oraz dla wojska i sektora finansowego.
W tym przypadku mamy do czynienia z trzema głównymi priorytetowymi obszarami: własne mikroprocesory, własne systemy operacyjne i własne bazy danych. We wszystkich tych trzech obszarach wymagane jest tworzenie oprogramowania i sprzętu, który zapewni, że lokalnie produkowane rozwiązania będą ze sobą bezproblemowo współpracowały (kompatybilność!).
System operacyjny Kylin OS i mikroprocesor Loongson pokazują, jak chińskim programistom udało się przejść od podstawowej funkcjonalności do etapu zadowalającej użyteczności. Przełomu dokonano również w produkcji CPU, GPU, systemów operacyjnych, pamięci bazodanowych itp. Chociaż produkty te wciąż pozostają w tyle za międzynarodową konkurencją, to jednak z użytkowego punktu widzenia już na obecnym etapie rozwoju spełniają wymagania klientów.
W 2019 roku wśród producentów mikroprocesorów, oprogramowania i integratorów systemów coraz wyraźniejszy stał się trend tworzenia rozwiązań umożliwiających bezpieczne i wiarygodne przetwarzanie danych w oparciu o produkcję krajową. Kilka z firm zdecydowanie wiodło w tym prym. Jednym z nich jest Kingsoft – producent oprogramowania biurowego WSP. Po 30 latach ciągłego rozwoju ten odpowiednik Office 365 w pełni współpracuje z systemami Windows i Linux i może być integrowany z innymi aplikacjami. Z kolei Alibaba w 2019 roku zademonstrowała na własnym przykładzie jak działa przejście na system IOE (Internet of Everything). Przeniosła wszystkie swoje bazy danych do wybudowanej przez siebie hurtowni danych, a wszystkie swoje usługi biznesowe przeniosła do chmury. Jej departamenty współpracujące z administracją i sektorem finansowym systematycznie wymieniają rozwiązania zagraniczne na krajowe systemy bazodanowe i krajowe serwery.
Na chińskim rynku wciąż wzrasta ilość oprogramowania i sprzętu produkowanego lokalnie, a integratorzy systemów w coraz większym stopniu uwzględniają lokalne produkty przy tworzeniu rozwiązań dla swoich klientów. Korzystają również z krajowych ofert w zakresie middleware i baz danych.
Terminem „xinchuang” nazwano w skrócie Komitet Roboczy ds. Wdrażania Innowacyjnych Technologii Teleinformatycznych, powołany 4 marca 2016 roku jako organizacja non-profit. Wśród jej 24 członków założycieli znalazły się firmy produkujące oprogramowanie i sprzęt, specjalizujące się w badaniach i rozwoju, wdrożeniach i usługach IT. Rada organizacji składa się z czterech rodzajów firm: integratorów systemów, firm internetowych, dostawców zewnętrznych i uczelni (należą do niej między innymi: Alibaba Cloud, Huawei, Inspur Group, China Electronics Standardization Institute, Beijing Institute of Technology). Rada zatwierdza wnioski o przystąpienie do organizacji nowych firm i definiuje standardy obowiązujące na rynku innowacyjnych technologii teleinformatycznych. Obecnie organizacja zrzesza szereg firm zgrupowanych w kilkunastu głównych kategoriach: producenci mikroprocesorów, integratorzy, producenci sprzętu, producenci systemów operacyjnych, producenci baz danych, producenci systemów middleware, technologie OCR, peryferia i firmware, bezpieczeństwo, sprzęt teleinformatyczny, firmy internetowe, systemy składowania, oprogramowanie użytkowe, organizacje zrzeszające dostawców zewnętrznych.
Artykuł Przemysł „xinchuang”: szybko, coraz szybciej pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Chińska autostrada danych pochodzi z serwisu CRN.
]]>Jeśli przyjmiemy metaforę, że dane są w XXI wieku tym, czym w poprzednim stuleciu była ropa, to najnowszy plan utworzenia w Chinach centrów i węzłów danych można porównać do budowy rafinerii i ropociągów. Centra danych to „rafinerie”, a węzły to „ropociągi”. Pierwsze mają zapewnić odpowiednią moc obliczeniową, z której będą korzystać inne podmioty do przetwarzania danych, drugie natomiast – zagwarantować odpowiednią przepustowość i sieć łączącą ze sobą wszystkich uczestników rynku danych, czyli tych, którzy je produkują, tych, którzy je przetwarzają i tych, którzy chcą je kupować lub z nich korzystać.
To ostatnie warte jest podkreślenia – mam na myśli faktyczne korzystanie, ponieważ obecnie rząd chiński podjął wiele działań mających na celu zagwarantowanie, że część danych uważanych za istotne dla rozwoju gospodarki, ale i dla społeczeństwa (dane rządowe z ministerstw i agend) nie będą „chomikowane” przez określone podmioty, tylko udostępniane w przestrzeni publicznej.
Projekt 8 węzłów i 10 centrów (Chińczycy uwielbiają takie „wyliczanki”) jest niezwykle interesujący również dlatego, że stanowi doskonałą ilustrację zarówno złożoności takich projektów, jak i wielokierunkowego oraz wielopoziomowego działania chińskiego rządu. Łączy on w sobie, po pierwsze, wspieranie rozwoju infrastruktury dla danych, po drugie wyrównywanie poziomu rozwoju bogatych prowincji wschodnich i biednych zachodnich, po trzecie zmniejszanie kosztów przetwarzania danych, po czwarte realizację celów redukcji emisji CO2, a wreszcie, po piąte, zachętę dla przedsiębiorstw prywatnych, żeby dołączyły się do tej inicjatywy.
Odnośnie do pierwszego punktu można powiedzieć, że narodowy projekt budowy infrastruktury danych to jak narodowy program budowy autostrad. Dzięki niemu kraj zapewni sobie odpowiednią moc ośrodków obliczeniowych i odpowiednią przepustowość sieci do obsługi gigantycznych transferów danych. Dla połączeń end-to-end z centrami danych przewiduje się opóźnienia w transmisji nie większe niż 20 milisekund, natomiast dla usług typu V2X (vehicle to everything), inteligentnych sieci energetycznych, inteligentnych fabryk itp. – maksymalnie 10 milisekund. Brak jeszcze konkretnych informacji dotyczących mocy obliczeniowych narodowych centrów danych, ale widziałem wzmianki, że będą to instalacje rzędu około 4 milionów serwerów na centrum, czyli 40-krotnie więcej niż we wszystkich centrach obliczeniowych China Unicom.
Różnica w poziomie rozwoju prowincji wschodnich i zachodnich (patrz: punkt 2 planu) ma podłoże historyczne i jest efektem świadomych decyzji podjętych na początku procesu transformacji Chin w latach 80-tych. Uznano wtedy, że należy najpierw pozwolić bogacić się innym nieco szybciej, żeby potem reszta mogła na tym skorzystać. Ci „inni” to prowincje nadmorskie, wschodnie. To tam powstawały pierwsze specjalne strefy ekonomiczne i to tam kierowane były fundusze rządowe na rozwój. Teraz przyszła kolej na prowincje zachodnie. Tym bardziej, że dotychczasowy rozwój centrów danych koncentrował się na prowincjach wschodnich. Odpowiadały one za 65,3 proc. rynku (Guangzhou 13,5 proc., Szanghaj – 25,3 proc., Pekin 26,5 proc.). Teraz ma się to zmienić.
Narodowe centra danych powstaną w Pekinie, Tianjinie, Hebei, Guandongu, Hong Kongu, Makau, Chengdu, Mongolii Wewnętrznej, Guizhou, Gansu i Ningxia i zostaną zgrupowane w osiem węzłów. Jak widać na mapce poniżej, trzy węzły powstaną we wschodnich prowincjach, a pięć w zachodnich. Oczywiście budowa centrów i węzłów wiąże się z ogromnymi strumieniami pieniędzy – szacuje się, że co roku w ciągu pięciu lat inwestowane będą środki rzędu 400 miliardów juanów (około 271 mld złotych, czyli ponad połowa budżetu Polski na rok 2022).
Projekt „dane na wschodzie, przetwarzanie na zachodzie”, to również znaczące oszczędności kosztów przetwarzania danych. Cena za metr kwadratowy w Pekinie to 981 juanów, podczas gdy w Ningxia ponad 10 razy mniej, bo zaledwie 79 juanów. Różnica w cenach energii elektrycznej dla tych dwóch miejscowości jest dwukrotna (koszty energii to około 50 proc. kosztów operacyjnych centrów danych). Większość odnawialnych źródeł energii mieści się w Chinach na zachodzie – szacuje się, że dzięki wdrożeniu omawianego projektu do 2025 r. zaoszczędzonych zostanie do 30 milionów ton węgla. Wszystkie powyższe informacje dotyczą narodowych centrów i węzłów danych. Jednakże państwowe i prywatne firmy uważnie analizują, jakie są aktualne priorytety rządu w zakresie rozwoju państwa i odpowiednio modyfikują swoje plany. W tym zaś konkretnym przypadku mamy również ewidentne korzyści finansowe. Należy się zatem spodziewać kolejnej fali inwestycji w prowincjach wschodnich – tym razem ze strony biznesu. Będzie to zarówno relokacja centrów danych ze wschodu, jak i budowa nowych. Alibaba i Tencent już ogłosiły plany budowy takich centrów. Ostatnio dołączyli do nich chińscy operatorzy telekomunikacyjni, China Unicom (880 centrów danych – łącznie milion serwerów) i China Telecom (794 centra danych).
Artykuł Chińska autostrada danych pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Podcast CRN: nadchodzi cyfrowy juan. Czy jest się czego bać? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Przejście na cyfrowe waluty wydaje się tylko kwestią czasu. Czy jest się czego obawiać? Albert Borowiecki z Instytutu Badań Chin Współczesnych w rozmowie w naszym podcaście wyjaśni, dlaczego Chiny wygrywają w tym wyścigu, jak Zachód go przespał oraz co może oznaczać dla świata wprowadzenie cyfrowego juana i widoczne już osłabienie pozycji dolara jako światowej waluty.
Ekspert, tłumacz książki Richarda Turrina pt. „Koniec gotówki, cyfrowy juan”, odsłoni również kulisy błyskawicznego rozwoju bezgotówkowych płatności w Chinach.
Roczna wartość transakcji cyfrowych w Chinach to już 66 bln dol., czyli tyle, co 4,5 budżetu Chin. W USA jest to „tylko” 8 bln dol. (1/3 PKB USA). Blisko 1 mld Chińczyków płaci używając Alipay i WeChat Pay.
Skutki? Dla przeciętnego Chińczyka wyłączenie aplikacji WeChat sprawiłoby, że człowiek ma zrujnowane życie, nie tylko finansowe, bo z tej aplikacji korzysta codziennie od rana do wieczora.
„Niewyobrażalne jest dla Chińczyka, że ktoś mógłby mu tę aplikację zabrać. To tak jakby na zachodzie wykasować wszystkie aplikacje ze smartfona” – wyjaśnia Albert Borowiecki.
Więcej informacji, ciekawostek i refleksji wspartych danymi w podcaście CRN Tech Trendy Biznes na Youtube. Jest dostępny także na Spotify oraz na iTunes.
Artykuł Podcast CRN: nadchodzi cyfrowy juan. Czy jest się czego bać? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Informatyzacja made in China pochodzi z serwisu CRN.
]]>Właśnie z jeden z nich chciałbym Państwu dzisiaj przedstawić. Zatytułowany „14 pięcioletni plan narodowej informatyzacji” definiuje plany odnośnie do wysiłków zmierzających do dalszej cyfryzacji społeczeństwa i budowy cyfrowych Chin w latach 2021–2025. Myślę, że warto się z nim zapoznać i porównać sobie do planów (lub ich braku) podobnych działań w Polsce. Oryginalny dokument liczy sobie ponad 60 stron, dlatego też przedstawiam poniżej jedynie jego najważniejsze i moim zdaniem najbardziej interesujące elementy.
Chiny zbudowały największe na świecie sieci optyczne 4G i 5G. Dostęp do szerokopasmowych sieci domowych ma 96 proc. mieszkańców miast, dostęp do sieci światłowodowych i 4G w biednych obszarach wiejskich osiągnął wskaźnik 98 proc. Przychody z branży oprogramowania odnotowały średni wzrost w ostatniej pięciolatce na poziomie 13 proc. Ekonomia cyfrowa odpowiadała za 7,8 proc. PKB w 2020 r., w którym wartość transakcji e-commerce sięgnęła 37 bilionów juanów. Do programu „Cyfrowy Jedwabny Szlak” przystąpiło 16 państw, a do „E-commerce na Jedwabnym Szlaku” – 22 kraje.
Na arenie międzynarodowej przyspiesza transformacja cyfrowa gospodarki globalnej, wzrasta rola zarządzania danymi jako dobrem narodowym i zwiększa się konkurencja w obszarze systemów normatywnych. W kraju rozwijają się systemy cyfryzacji rządowej i cyfryzacji przemysłu, wciąż jednak są widoczne nierówności w rozwoju i ograniczenia w dostępie do kluczowych technologii.
Główne cele najbliższej pięciolatki to dalsza rozbudowa sieci 5G i rozwój sieci 6G, jak też komercyjne wdrożenia systemu Beidou, IPv6, rozwój internetu przemysłowego i Internetu Rzeczy. Kolejne działania mają dotyczyć pracy nad kluczowymi technologiami, szczególnie w zakresie produkcji mikroprocesorów i oprogramowania.
Jak wspomniałem, nie sposób na udostępnionych mi łamach nawet pobieżnie omówić wyżej wymienione kierunki rozwoju i działań (subiektywna lista najciekawszych w ramce poniżej). W artykule zatem krótko omawiam kilka z nich.
Artykuł Informatyzacja made in China pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Mikroprocesorowa wojna o Tajwan? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Dlaczego mikroprocesory nie będą powodem wojny o Tajwan? Wyżej wspomniany artykuł nie uwzględnia dwóch podstawowych kwestii. Jedną z nich można w moim mniemaniu jeszcze usprawiedliwić, bo ma podłoże ideologiczne, ale drugiej już nie. Zacznę od tej drugiej. Rynek mikroprocesorów jest o wiele bardziej złożony, niż się to wielu wydaje. Najważniejsze do potrzeb tej analizy jest uzmysłowienie sobie, że po pierwsze istnieją różnorodne typy mikroprocesorów, a po drugie ich produkcja to niezwykle złożony proces wymagający do kilkuset etapów, na których wykorzystywane są maszyny, oprogramowanie i półprodukty, których producenci są wysoce rozproszeni (lokalizacje w bardzo odległych od siebie zakątkach świata). Co więcej, zwykle nie mają konkurencji (monopole wzrosły na bazie stworzonych przez siebie technologii). Chiny mają obecnie możliwość produkcji we własnym zakresie mikroprocesorów w technologiach do 14 nm. Pracują nad technologią do 7 nm, ale nie mają na razie szans na produkcję w technologiach 5, 4 czy zapowiadanych 3 lub nawet 2 nm.
Niemniej jednak warto zauważyć, że mikroprocesory do 14 nm to około 80 proc. rynku. Wystarczają one na przykład w pełni do zastosowań w 5G (stacje bazowe i inny sprzęt naziemny), pojazdów NEV (New Energy Vehicle), robotów przemysłowych, AGD i wielu, wielu innych. Problem to 5G w smartfonach i w zastosowaniach wymagających technologii 7 nm czy 5 nm – tabletach, laptopach itp. Oczywiście to, że Chiny posiadają fabryki zdolne produkować w technologii do 14 nm nie oznacza wcale, że są one w stanie całkowicie zaspokoić popyt na rynku chińskim. Do tego jeszcze daleko.
Łańcuch dostaw
Oddzielna kwestia to łańcuch dostaw. Jak już wspomniałem – jest on wysoce zmonopolizowany i rozproszony po świecie. Mamy tu de facto monopole w zakresie maszyn litograficznych EUV (holenderska spółka ASML), dwie firmy produkujące oprogramowanie do projektowania mikroprocesorów (obie amerykańskie), dwie firmy produkujące odczynniki chemiczne do wytrawiania wafli (obie japońskie), jedną czy dwie firmy specjalizujące się w „hodowaniu” wafli i tak dalej, i tak dalej.
Siłowe opanowanie jednej czy dwóch fabryk (koncepcja agresji Chin na Tajwan) nie rozwiązuje żadnego problemu. Co z tego, że mamy maszyny (pomijam kwestie ewentualnego sabotażu i ewakuacji wysoko wykwalifikowanego personelu obsługującego maszyny, których obsługa to know-how i wieloletnie doświadczenie) i oprogramowanie, jeśli istnieje duża szansa, że za chwilę skończą się do nich części zamienne, zdezaktualizuje oprogramowanie, a do produkcji zabraknie nam półproduktów? Jest przecież wysoce prawdopodobne, że po inwazji Chin na Tajwan, ASML wstrzyma dostawę części zamiennych i usług serwisowych, a Japonia wstrzyma dostawy chemikaliów.
Wróćmy do kwestii pierwszej, ideologicznej. Według mnie wynika ona z projekcji typowych wzorców polityki amerykańskiej i stosowania ich jako kalek w ocenianiu motywów i kalkulacji władz chińskich. Ramy tego artykułu nie pozwalają na dłuższą analizę tego tematu, więc powiem tylko, że Chiny uciekają się do rozwiązań siłowych w ostateczności, mają przygotowany i przemyślany plan „co potem” i generalnie uważają użycie siły za najgorszy z wszelkich dostępnych środków. Kalkulują zupełnie inaczej, niż sobie to amerykańscy stratedzy wyobrażają i z tych kalkulacji jasno wynika, że po pierwsze przejęcie fabryk TSMC nic nie da, po drugie sprawa procesorów „cieńszych” niż 14 nm dotyczy tylko 20 proc. rynku, a po trzecie koszty operacji wojskowej, okupacji Tajwanu, sankcji ekonomicznych itp. są tak wysokie, że lepiej wydać te pieniądze na zbudowanie u siebie kompletnych łańcuchów logistycznych do produkcji mikroprocesorów. I to właśnie Chiny wybrały. To robią.
Specjalny zespół
Nie ma tygodnia, żeby w mediach chińskich nie pojawiła się informacja o kolejnych inwestycjach, spółkach, specjalnych strefach przemysłowych, zakupach, zawiązywaniu joint-venture dotyczących jednego z elementów łańcucha dostaw potrzebnych do produkcji mikroprocesorów.
Dwa lata temu został powołany specjalny rządowy zespół, którego celem było zidentyfikowanie wszystkich etapów i elementów takiego łańcucha dostaw i określenie wszelkich „wąskich gardeł”, jakie z punktu widzenia Chin w nim występują. Następnie systematycznie zabrano się za ich likwidację. Powstają nowe fabryki, pracuje się nad własnymi maszynami do litografii EUV i innych etapów produkcji, tworzy się nowe zakłady do produkcji komponentów chemicznych, trwają prace nad stworzeniem własnego oprogramowania – lista jest długa. Jednocześnie naukowcy chińscy poszukują alternatywnych rozwiązań, jak mikroprocesory fotonowe, oparte o azotek galu, grafen, przełączniki nanomagnetyczne itp.
Co z tego wszystkiego wynika dla światowych rynków mikroprocesorów? W moim przekonaniu najważniejszym czynnikiem krótkoterminowym nie jest wydumana inwazja Chin na Tajwan, tylko polityka USA. Polega ona z grubsza na próbach spowolnienia rozwoju technologicznego Chin przez rozszerzanie zakazu sprzedaży mikroprocesorów (dopisywanie na „czarną listę”) kolejnym chińskim firmom z kolejnych branż. Nie chodzi już tylko o 5G, ale również o drony, kamery, sztuczną inteligencję, a za chwilę być może o pojazdy NEV i rozwiązania związane z cyfrowym juanem. Efekt jest taki, że niemal wszystkie firmy chińskie, które potrzebują w swoich produktach mikroprocesorów (a produkcja chińska zaspokaja obecnie od 16 do 20 proc. ich potrzeb), budują na potęgę zapasy magazynowe (od 6 miesięcy do nawet dwóch lat!). Nie znają bowiem dnia ani godziny, kiedy mogą na taką „czarną listę” trafić. Dodajmy do tego zaburzenia w łańcuchach dostaw spowodowane przez Covid i czas potrzebny na wybudowanie nowych fabryk (liczony w latach), aby zaspokoić tak zwiększony popyt (pamiętajmy, że około 80 proc. światowego popytu na mikroprocesory to Chiny) i mamy gotowy przepis na obecne, krótkoterminowe problemy.
W uproszczeniu
Potem powstaną nowe fabryki, Chiny osiągną samodzielność w produkcji mikroprocesorów (na każdym etapie) – prezes ASML szacuje, że potrzebują do tego około 15 lat. Sytuacja na rynku nieco się ustabilizuje. Jednakże polityka USA „spowalniania” Chin doprowadzi do opracowania przez Chiny własnych niezależnych technologii (od fizycznej produkcji, przez zestaw instrukcji maszynowych, po własne projekty mikroprocesorów) i dojdzie do dywersyfikacji rynku mikroprocesorów.
Strasznie upraszczając – Zachód będzie miał swoje standardy i fabryki (głównie w USA i może kilka w Europie), a Chiny swoje. Przy czym Chiny będą produkować na rynek wewnętrzny, a także afrykański i dla części krajów porozumienia RCEP (państwa ASEAN), jak też innych krajów, dla których cena będzie ważniejsza niż ideologia. Dojdzie zatem do zmniejszenia nakładów na badania i rozwój tej branży na Zachodzie (mniejszy rynek oznacza mniej pieniędzy na badania), zmniejszenia efektu skali (mniejsza produkcja), a zatem do podniesienia cen na produkt końcowy.
To się oczywiście też przełoży na koszt urządzeń wykorzystujących mikroprocesory (czyli prawie wszystkiego „technologicznego”). Te „Made in China” będą relatywnie tańsze ze względu na krótsze łańcuchy dostaw, bardziej zaawansowaną rewolucję przemysłową 4.0 i bardziej przemyślaną i pragmatyczną politykę państwa w zakresie „polityki mikroprocesorowej”.
Tekst stanowi polemikę z artykułem Bolesława Wójtowicza pt. „Wojna półprzewodnikowa to bomba z opóźnionym zapłonem”.
Artykuł Mikroprocesorowa wojna o Tajwan? pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Szanghaj: pierwsza na świecie giełda handlu danymi pochodzi z serwisu CRN.
]]>Jest to kolejna ilustracja tego, że Chiny śmiertelnie poważnie podchodzą do Rewolucji Przemysłowej 4.0. Uważają że jeśli jej „silnikiem” jest sztuczna inteligencja (AI), to jej „paliwem” są dane. Rząd chiński w 2020 r. oficjalnie dodał „dane” jako czwarty czynnik produkcji obok trzech klasycznych: ziemi, pracy i kapitału. Stwierdził też, że podstawową różnicą między danymi, a klasycznymi czynnikami produkcji, jest ich „efekt mnożnikowy” – dane mogą wzmacniać takie czynniki, jak praca lub kapitał i prowadzić do zwiększonych korzyści ekonomicznych. Przy okazji jest to również wspaniały przykład, jak bardzo trzeba uważać z szufladkowaniem procesów i formy rządów w Chinach jako komunistycznych lub marksistowskich. Konia z rzędem temu, kto z marksistowskiej teorii produkcji wywiedzie „dane”.
Historyczna chwila
Choć 100 produktów na giełdzie danych może wyglądać bardzo skromnie, to jednak część komentatorów i analityków porównuje powołanie Shanghai Data Exchange do takich historycznych wydarzeń jak stworzenie Amsterdam Stock Exchange w 1601 r. lub stworzenie amerykańskiego długu publicznego w 1790 r. – z porównywalnymi skutkami.
Shanghai Data Exchange to dopiero początek. To klasyczny chiński program pilotażowy. Zebrane doświadczenia posłużą do uruchomienia kolejnych takich giełd i stworzenia narodowego, regionalnego (BRI, RCEP) i globalnego rynku handlu danymi. Podmioty zagraniczne będą mogły kupować dane na chińskich giełdach wyłącznie na podstawie umów międzynarodowych określających wzajemny dostęp do danych. Wykluczone z handlu będą firmy pochodzące z krajów, które blokują Chinom dostęp do zbierania w nich danych – zarówno na podstawie decyzji administracyjnych, jak i działań typu blokowanie zakupu firmy X ze względu na bezpieczeństwo narodowe.
Bez owijania w bawełnę – firmy amerykańskie najprawdopodobniej nie będą mogły takich produktów (pakietów danych) kupować w Chinach. Na pewno dotyczyć to będzie „wywozu” danych z Chin – czas pokaże, czy zablokuje to również możliwość zakupu danych lokalnie w Chinach do użytku w Chinach takim firmom (mającym siedziby w Państwie Środka), jak Tesla czy Apple. Te firmy zresztą już zostały zobligowane do zbudowania lokalnych baz danych dla danych zbieranych i przetwarzanych w Chinach i zagwarantowania, że dane te nie będą wysyłane poza granice Chin bez uprzedniej zgody odpowiednich organów.
Kompleksowe rozwiązania prawne
Choć dla niektórych zachodnich mediów i analityków może to być kolejne wielkie zdarzenie typu „szok i niedowierzanie”, to dla baczniejszych obserwatorów Chin jest to kolejny logiczny krok (i nie ostatni, o czym za chwilę). Państwo Środka systematycznie porządkuje swój rynek tworzenia, zbierania, przetwarzania i obrotu danymi. Obecnie regulują go trzy ustawy: Cyber Security Law, Data Security Law oraz Personal Information Protection Law (więcej na ten temat w ramce poniżej).
Mamy zatem kompleksowe rozwiązania prawne definiujące ramy dla zbierania, przetwarzania i handlu danymi (zarówno firmowymi, jak i osobowymi oraz prywatnymi), zarówno na rynku krajowym, jak i międzynarodowym. „Paliwo” dla rewolucji przemysłowej 4.0, ekonomii cyfrowej i platform cyfrowych zacznie w Chinach coraz żywiej krążyć. Powstaną nowe usługi, nowe algorytmy, szybciej będą się rozwijać big data, uczenie maszynowe i sztuczna inteligencja. Chiny są obecnie największą na świecie „kopalnią” danych i właśnie wprowadziły mechanizmy ich sprzedaży i kontroli dostępu. Można założyć, że kolejnymi elementami będą podatek od danych (pobierany od firm gromadzących i przetwarzających dane), jak i płacenie za dane ich wytwórcom (w tym osobom indywidualnym). Wyobraźmy sobie, że firma płaci nam za korzystanie z jej przeglądarki, programu pocztowego, wyszukiwarki itp. – przy czym im częściej ich używamy i im więcej pozwalamy przy tym gromadzić naszych danych o ruchu w sieci, danych behawioralnych, tym więcej zarabiamy.
To nie wszystko
Czytelnikom, którzy dotrwali aż do tego miejsca i mózg im się nie zagotował od nadmiaru informacji i potencjalnych implikacji, jakie niesie za sobą powołanie giełdy handlu danymi, serdecznie gratuluję i rzucam jeszcze jedno wyzwanie: giełda to zaledwie jeden z elementów układanki. Dodajmy do tego jeszcze obecnie testowaną chińską walutę cyfrową (DCEP, e-CNY – różnie ją nazywają), która pozwala na natychmiastowe i bezpłatne transakcje wewnątrzkrajowe, a także znacznie tańsze (około 70 proc.) i szybsze (z kilkunastu dni do kilku sekund) transakcje transgraniczne. DCEP (cyfrowy juan) posiada również funkcje programowalnych kontraktów (smart contracts) pozwalających na automatyczne wykonywanie odpowiednich działań po zaistnieniu określonych warunków (przykład: przesłanie DCEP na konto odbiorcy po uzyskaniu informacji, że klient potwierdził otrzymanie towaru, co zastępuje gwarancję bankową).
Mało? No to dorzucę jeszcze rozbudowane platformy handlowe łączące w sobie transakcje elektroniczne cyfrowym juanem, usługi okołobankowe, celne, podatkowe i logistyczne. Chiny wkraczają w epokę cyfrową z określoną wizją, ramami prawnymi, nowym paradygmatem produkcyjnym (dane jako czwarty czynnik) i nowymi narzędziami (cyfrowy juan). A my?
Artykuł pojawił się pierwotnie na portalu Chiny24.com, prowadzonym przez Leszka Ślazyka.
Artykuł Szanghaj: pierwsza na świecie giełda handlu danymi pochodzi z serwisu CRN.
]]>