Artykuł Aktywność fizyczna dla… nieaktywnych (cz. 2) pochodzi z serwisu CRN.
]]>A co potem? Tak jak w życiu codziennym i zawodowym – warto sobie wyznaczać cele. Większość początkujących sportowców amatorów zapisuje się na bieg. Ze względu na mnogość imprez biegowych jest to najprostsze rozwiązanie. Zacznij od 5-kilometrowego marszobiegu. Dobrym motywatorem jest też zaangażowanie znajomych, rodziny i wspólny udział w takim wydarzeniu. Zwłaszcza jeśli odbywa się w szczytnym celu, co stanowi świetną motywację i wiąże się z ogromną radością po dotarciu do mety. Oczywiście do biegania możesz dołączyć jazdę na rowerze. Wiosną i latem organizowanych jest wiele imprez dla cyklistów na bardzo różnych dystansach. Można sprawdzić swoje możliwości zarówno na 20, jak i na 100 km.
„Miniplan treningowy” zza biurka
2 x marszobieg (wtorek, czwartek, co najmniej 30 min)
1 x wycieczka rowerowa (sobota, 60–90 min)
1 x basen (niedziela, co najmniej 30 min)
Jak już trochę się poruszasz, wystartujesz w kilku imprezach biegowych, weźmiesz udział w wyścigach rowerowych, a chcesz też sprawdzić się pod względem pływackim – masz przed sobą kolejny etap, czyli triathlon. W potocznym rozumieniu ta dyscyplina kojarzy się z królewskim dystansem Ironman (3,8 km pływania, 180 km jazdy rowerem, 42,195 km biegu). Większość osób amatorsko uprawiających sport, rzecz jasna, nie podoła temu. Natomiast najbardziej popularne i jednocześnie najbardziej osiągalne są dystanse krótkie: sprint czy supersprint oznacza 400–600 m pływania, 15–20 km jazdy rowerem i 3–5 km biegu. Temu wyzwaniu raczej sprostają nawet początkujący triathloniści.
Jak wiemy, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Podobnie jest z bieganiem. Jeśli już zaczynasz biegać, marzy Ci się ukończenie maratonu. Z kolei decydując się na triathlon, po pierwszym starcie masz dwie drogi. Pierwszą podąża zdecydowana większość: otóż prawie wszyscy zakochują się w jego różnorodności i dążą do ukończenia zawodów Ironman, a co ambitniejsi chcą pojechać na Hawaje, gdzie rozgrywane są mistrzostwa świata na tym królewskim dystansie. Druga grupa pozostaje przy bieganiu lub rowerze. Każdy ma wybór. Tak czy inaczej, zacznijcie od małych kroków. Bawcie się aktywnością fizyczną, sportem. Bądźcie przy tym ambasadorami zmiany dla waszych bliskich i znajomych.
Na początek polecamy program wymyślony przez Tomasza Hofera, wybitnego komentatora sportowego oraz propagatora aktywności fizycznej. Proponował trening trzy razy w tygodniu przez 30 minut z tętnem 130. Gdy ktoś zaczyna od roweru, należy przeznaczyć na wycieczkę od 60 do 90 minut. Następnie zafundujmy sobie poranny marszobieg po pieczywo (ok. 30 minut). Jeśli zaczniemy odczuwać lekkie zmęczenie i zbyt mocne napięcie mięśni po treningach, dobrym pomysłem będzie wizyta na basenie. Pływanie z jednej strony działa regeneracyjne i rozluźniająco, z drugiej wzmacnia mięśnie oddechowe. Wykorzystamy to przy zwiększonym wysiłku rowerowym i biegowym.
Autor jest pomysłodawcą i dyrektorem Samsung KNOX Triathlon IT.
Artykuł Aktywność fizyczna dla… nieaktywnych (cz. 2) pochodzi z serwisu CRN.
]]>Artykuł Aktywność fizyczna dla… nieaktywnych (cz. 1) pochodzi z serwisu CRN.
]]>Jeżeli jeszcze nie jesteście przekonani, a mówiąc językiem „korpo”, zmotywowani do podjęcia wyzwania, weźcie przykład z Churchilla, który twierdził, że nie cierpi uprawiać sportu. Być może, ale mało kto wie, że regularnie jeździł konno oraz grał w polo. Jak wiadomo, najsłynniejszy premier Wielkiej Brytanii zachował świeżość umysłu i dobrą kondycję do późnych lat. Przy czym ten przykład przypomina nam, że aktywność fizyczna to nie tylko bieganie. To przyspieszone bicie serca, radość i często emocje.
Załóżmy więc, że jesteście już zmotywowani, ale okazuje się, że „nie macie czasu”. Co dalej? Tutaj najchętniej znalazłbym analogię do oszczędzania pieniędzy. Jest taki ciekawy blog mojego znajomego, który krok po kroku mówi, jak oszczędzać pieniądze. Tak samo jest z oszczędnością czasu. Ci, którzy pracują dla korporacji, znają termin „work-life balance”. Ci bardziej spostrzegawczy upatrują w tym manipulacji ze strony korporacji: dlaczego work-life, a nie life-work balance – pytają. I słusznie. Przecież większość czasu spędzamy poza pracą (a przynajmniej powinniśmy). Dlaczego więc mamy na pierwszym miejscu stawiać „work”? Zwłaszcza że w Europie Polacy pracują najdłużej! Ale czy na pewno dobrze wykorzystujemy czas?
I tutaj przypomina mi się rozmowa z jedną z koleżanek z pracy. Miało to miejsce podczas modnych szkoleń dotyczących coachingu. Dyskutowaliśmy o tym, jak to każdy musi znaleźć motywację w sobie, a pokolenie Y chce, aby ich zmotywować. I jakimś trafem rozmowa zeszłą na aktywność fizyczną. Wszyscy się zgodzili, że to potrzebne, że pomaga, że lepiej się wtedy człowiek czuje i generalnie – jest to „cool”, a nawet modne. Z tym że… koleżanka upierała się przez dłuższą chwilę, że przy dwójce dzieci i pracy nie ma czasu. Coach prowadzący przysłuchiwał się z uśmiechem, inni też. Wymieniała wszystkie możliwe powody (zresztą zgodnie z regułą nie tylko biznesową: jak chcesz, szukasz sposobów, jak nie, szukasz powodów), aż dotarliśmy do… Internetu. Tak właśnie. Zapytałem: „A gdybyś tak odpuściła Pudelka, Facebooka, Zalando i inne, to znalazłabyś czas na inne rzeczy?”. Zapadła cisza…
Naturalnie, że się da! Wystarczy zrobić rachunek „wydatkowania” czasu i wszystko jest możliwe. W tygodniu mamy do dyspozycji 168 godzin, a zatem 4 godziny stanowią wtedy tylko 2,5 proc. naszego czasu. Oczywiście, że jest praca, sen, posiłki, ale dalej 4 godziny tygodniowo to niedużo, a tyle wystarczy, aby usprawnić działanie naszego organizmu.
To, że osoby aktywne fizycznie funkcjonują lepiej, przekłada się zarówno na wyniki w pracy, jak i sukces firm, w których ci ludzie pracują lub którymi zarządzają. Nie tak dawno temu zostało przeprowadzone badanie „Fit CEO versus Company Values”. Przebadano grupę menedżerów zarządzających przedsiębiorstwami. Z badania wynikało, że firmy, którymi zarządzali menedżerowie aktywni fizycznie, miały średnio o 5 proc. wyższą wartość niż inne, gdzie CEO nie był aktywny fizycznie. Ciekawe?
Jak zacząć, aby szybko nie zrezygnować, nie zaszkodzić sobie i mieć z tego „fun”?
• Jeżeli już podjąłeś wyzwanie, to wpisz aktywność na stałe w swój kalendarz. Możesz to zrobić gdziekolwiek: w komputerze, telefonie czy na kartce przyczepionej do lodówki. Kieruj się zasadą pochodzącą z filmu „The Edge”: good plan for Today, than best plan for Tomorrow.
• Nie przesadzaj! Jeśli wpiszesz w kalendarz 10 godz. treningu, oczywiście będzie to fajnie wyglądać na początku tygodnia, natomiast możesz mieć wyrzuty sumienia, jeżeli pod koniec stwierdzisz, że udało się zrealizować tylko 30 proc. swojego planu.
• Zacznij od aktywności, którą lubisz najbardziej. Jeżeli jest to na przykład rower, zaplanuj wycieczki rowerowe w weekend. Staraj się, aby to nie były tzw. jazdy turystyczne, czyli jazda – piwo – jazda – grill – jazda. Jeśli chcesz, aby aktywność przyniosła pożądany efekt, powinieneś zadbać o większą intensywność.
Autor jest pomysłodawcą i dyrektorem Samsung KNOX Triathlon IT.
Artykuł Aktywność fizyczna dla… nieaktywnych (cz. 1) pochodzi z serwisu CRN.
]]>