Na początku listopada ub.r. polską prasę obiegła sensacyjna informacja o 'jednym z największych skandali od czasu nawiązania przez nasz kraj stosunków z Unią Europejską’ (’Rzeczpospolita’, 2.11.2001 r.). W tonie niepozostawiającym wątpliwości, że oto właśnie wykryto kolejne gospodarcze przestępstwo, gazeta donosiła, że Unia Europejska będzie domagała się zwrotu przynajmniej 30 mln euro, ponieważ zbudowany za jej pieniądze polski system IACS do niczego się nie nadaje. 'Wszystko wskazuje na to, że budowa tego systemu w Polsce to jedna wielka afera korupcyjna – pisał 3 listopada Bronisław Wildstein. – Od pewnego poziomu korupcja podważa fundamenty państwa i naraża na szwank narodowe interesy – chyba zaczyna dotyczyć to również Polski’. Jeśli tylko zastąpić w ostatnim zdaniu słowo 'korupcja’ sformułowaniem 'partyjny interes’, możemy przyjąć je za prawdziwe.

Pytany o zdanie wykonawca systemu, HP, wypowiadał się bardzo oszczędnie. Firma nie zorientowała się jeszcze wtedy, że wygrywając przetarg na IACS, wsadziła palce między drzwi i że są to bardzo ciężkie drzwi, które nazywają się polityka. W ciągu zaledwie dwóch tygodni sprawa dotycząca, jak się wówczas wydawało, tylko Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa stała się nieoczekiwanie sprawą HP. 16 listopada 'Rzeczpospolita’ poinformowała o unijnym ultimatum, które miało mówić ni mniej, ni więcej: 'albo Polska zerwie umowę na budowę systemu IACS z firmą Hewlett-Packard, albo Unia Europejska nie dołoży się do tego projektu’.

Winny zawsze się znajdzie

Nie wiadomo, kim byli cytowani przez gazetę przedstawiciele UE, grożący rządowi tak poważnymi konsekwencjami za dalszą współpracę z HP. W każdym razie ani ówczesny rząd, ani Unia oficjalnie słowem nie wspomniały o tego rodzaju naciskach (zresztą IACS miał być finansowany z budżetu, za pieniądze Phare powstał tylko pilotaż). Niemniej jednak, w czasie gdy ukazywały się wspomniane publikacje, pracy ARiMR przyglądali się już urzędnicy Najwyższej Izby Kontroli, którą miesiąc wcześniej wątpliwościami UE zainteresował minister rolnictwa, Artur Balazs. Zastrzeżenia Unii były faktem i rząd traktował je poważnie. Jednocześnie Unia sama próbowała wyjaśnić swoje wątpliwości i zleciła przeprowadzenie audytu w ARiMR holenderskiej firmie Agriconsulting Europe. Rzecz w tym, że wszystko to nie dotyczyło w ogóle HP, lecz prowadzonego od grudnia 1999 r. przez ARiMR programu pilotażowego. Oto, co 2 listopada 2001 r. na temat kontroli NIK pisała cytowana już gazeta:

’Pytany o to, dlaczego sprawą IACS zainteresowała się NIK [Artur Balazs – przy. red.], powiedział: – Chodziło o sposób wykorzystania programów pilotażowych prowadzonych przez Phare przy realizacji całego systemu IACS […]. Do NIK zwróciłem się tylko dlatego, że ambasador Unii Europejskiej zgłaszał wątpliwości odnośnie do realizacji programów Phare’.

Jednak już 16 listopada czytamy: ’- KE oczekuje od polskich władz odpowiedzi, czy zamierzają zerwać umowę z HP na budowę IACS, czy też wolą zrezygnować z udziału w finansowaniu projektu przez fundusze europejskie – powiedzieli Rzeczpospolitej unijni dyplomaci. Taką informację otrzymaliśmy z dwóch niezależnych źródeł także w Polsce. Wicepremier Kalinowski przesłał w tej sprawie list do premiera Leszka Millera. Znalazło się w nim zdanie, że UE żąda zerwania umowy z HP albo wycofa się ze współfinansowania projektu IACS’.

W ten sposób za domniemane błędy w pilotażu (oficjalnych wyników unijnego audytu nie opublikowano), w który w gruncie rzeczy włączona była tylko rządowa agencja, nagle i niespodziewanie odpowiedzialne stało się HP. (HP włączyło się do projektu dopiero w lecie 2001 r., czyli półtora czy może dwa miesiące przed kontrolą NIK, podczas gdy ARiMR prowadził pilotaż od dwóch lat.)

Casus Delekty, czyli corpus delicti

Prasa codzienna nie jest od tego, by zajmować się szczegółami. Jej zadaniem jest dostarczanie prostych i zrozumiałych dla każdego wiadomości. Słowem: upraszczanie, a nie komplikowanie spraw. Zarzuty (jak już wspomniano – do dziś oficjalnie niesprecyzowane) dotyczące programu pilotażowego nie trafiłyby zapewne rykoszetem w HP, gdyby nie fakt, który z oczywistych przyczyn stawiał pod znakiem zapytania uczciwość przetargu na IACS. Przejście Maksymiliana Delekty, przewodniczącego komisji przetargowej ARiMR, do spółki stworzonej przez ComputerLand (w celu realizacji zamówienia dotyczącego systemu IACS!) – to przypadek tak sugestywny, że przez dłuższy czas, jak sądzę, nie tylko będzie można z powodzeniem powoływać się w branży na 'casus Delekty’, ale nawet uczynić z tego wyrażenia synonim sformułowania corpus delicti. Są rzeczy, których się nie robi. Prezes Tomasz Sielicki powinien był o tym wiedzieć.

W dziennikowym uproszczeniu wątpliwości dotyczące pilotażu, domniemane naciski Unii i 'casus Delekty’ zlały się w obraz jednej potężnej afery gospodarczej, za którą wyłączną i całkowitą odpowiedzialność ponosi HP. Oczywiście, nie stało się to tak całkiem samo z siebie. Do wykreowania tej wizji potrzebny był jeszcze ktoś, kto dostrzegł, że HP ma coś, co by mu się bardzo przydało, i czego – jak nietrudno zgadnąć – firma nie będzie chciała oddać po dobroci. W lutym 2002 r. na scenę wkroczył Aleksander Bentkowski, nowy prezes ARiMR, i bardzo szybko udowodnił, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Świat według Bentkowskiego

Prezes Bentkowski z PSL zabrał się do pracy bez zbędnych ceregieli. Do prokuratury (którą sprawą zainteresował wcześniej Jarosław Kalinowski, nowy minister rolnictwa, z tej samej partii) dołączył Urząd Kontroli Skarbowej i Urząd Ochrony Państwa, co w zasadzie wyczerpało listę organów kontrolnych (NIK jak pamiętamy był w agencji już wcześniej). Następnie złożył HP propozycję nie do odrzucenia (ultimatum z 18 lutego). W międzyczasie zajął się rozpętaniem publicznej nagonki, co przyszło o tyle łatwo, że mówiąc o skomplikowanej bądź co bądź materii, posługiwał się argumentami do tego stopnia niepoddającymi się weryfikacji (a często także – interpretacji), że ich treść pozostaje (w każdym razie dla mnie) do dziś nieprzeniknioną tajemnicą.

Propozycje nie do odrzucenia mają tę skądinąd oczywistą cechę, że najczęściej się ich nie odrzuca. Nie trzeba było wielkiej przenikliwości, by przewidzieć, jak w tej niecodziennej sytuacji zachowa się HP. Dziwić może natomiast, że dopiero 'Gazeta Wyborcza’ z 27 lutego nieśmiało wysunęła twierdzenie, że 'awantura wokół kontraktu na budowę IACS ma swój polityczny wymiar: PSL (szef ARiMR pochodzi z tej partii) nie chciało wypuścić z ręki kontroli nad rekrutacją i szkoleniem powiatowych urzędników obsługujących IACS – w sumie chodzi o grubo ponad 2 tys. stanowisk’.

Od pewnego momentu źle pojęta dbałość o partyjne interesy podważa fundamenty państwa i naraża na szwank interesy narodowe – można rzec, parafrazując cytowany na wstępie komentarz Bronisława Wildsteina. Pominąwszy budowę samego systemu, której być może konflikt jednak nie zaszkodzi, cały przebieg wypadków, a już szczególnie stosowane przez prezesa Bentkowskiego metody negocjacji – to dość marna zachęta nie tylko dla firm, ale i w ogóle dla wszystkich, którzy jakoś nie stracili jeszcze nadziei, że Polska nie zmierza w kierunku republiki bananowej. Trudno jakoś pogodzić się z myślą, że niezależnie od naszych poczynań władza zawsze może przyjść i wyrównać, i nikt nie będzie miał w tej sprawie nic do powiedzenia.