W ciągu ostatnich kilku lat zapotrzebowanie na komputery rosło rekordowo szybko – o 20 proc. rocznie. Na początku zeszłego roku producenci przewidywali, że popyt na desktopy wyhamuje ze względu na wzmożoną sprzedaż notebooków. W ubiegłorocznym raporcie dotyczącym rynku komputerów stacjonarnych („Apogeum wzrostów, CRN 6/2008, s. 42) pisaliśmy: „W bieżącym roku wzrost liczony w procentach okaże się z pewnością mniejszy, co wynika z coraz większego nasycenia rynku. Prawdopodobne, że zeszłoroczny wzrost będzie nieosiągalnym już rekordem nie tylko pod względem procentowym, ale też ilościowym. (…) Bardzo prawdopodobne, że od bieżącego roku będzie się zmniejszał rynkowy udział komputerów produkowanych przez resellerów”.

Co było…

Choć producenci i dystrybutorzy spodziewali się spadku popytu na desktopy, nikt nie sądził, że w 2008 r. nabywców znajdzie mniej urządzeń niż w 2007. Nic dziwnego, nie przewidywano ogólnoświatowego kryzysu.

Detaliści ze względu na groźbę kryzysu nie zamawiali tyle, co wcześniej, sprzętu na wystawę, obawiali się bowiem, że nie uda się go sprzedać, a klienci mniej kupowali, bo nie widzieli komputerów na półkach – mówi Tadeusz Kurek, prezes zarządu NTT System.

W zeszłym roku zabrakło przetargów, które wcześniej przyczyniały się do dużego wzrostu sprzedaży komputerów stacjonarnych. Również klienci indywidualni kupowali mniej maszyn, bo wielu decydowało się na nabycie notebooka. Sprzedaż desktopów spadała z każdym kwartałem, a ostatni kwartał roku, zwykle najlepszy, okazał się wręcz katastrofalny. Sprzedano o prawie jedną trzecią maszyn mniej niż w tym samym okresie 2007. W efekcie w całym ubiegłym roku krajowy rynek wchłonął ok. 1,6 mln komputerów, czyli prawie 10 proc. mniej niż w 2007.

Niewątpliwie główną przyczyną takiego stanu rzeczy był wspomniany trend nabywania notebooka zamiast desktopa, w wielu przypadkach niezależnie od tego, czy rzeczywiście był on potrzebny.

To prawda, wielu użytkowników zdecydowało się na zakup notebooka. Każdy chce mieć komputer przenośny, tak jak kilka lat temu telefon komórkowy – tłumaczy Tadeusz Kurek. – Posiadanie laptopa często jest postrzegane jako podniesienie statusu społecznego.

Czy w bieżącym roku sprzedaż notebooków będzie rosła w tej samej skali co w zeszłym? W styczniu i lutym tak niewątpliwie było. Popyt na sprzęt przenośny był nieco większy niż w tych samych miesiącach 2008 r., tymczasem na maszyny stacjonarne spadł wręcz dramatycznie, bo o co najmniej 30 proc. Ale według wstępnych danych z marca sytuacja się zmieniła. Dlaczego?

Wytłumaczenie wydaje się bardzo proste. Na początku roku dystrybutorzy wyprzedawali laptopy z zeszłorocznych zapasów, za 2 tys. zł można było kupić komputery o wydajnych konfiguracjach. W tym czasie desktopy były stosunkowo drogie, bo nikt nie produkował ich z zapasów komponentów kupowanych w IV, a nawet III kwartale 2008 r. Na początku roku można było zatem kupić notebooka, który został sprowadzony, gdy euro kosztowało niewiele ponad 3 zł, natomiast ceny desktopów oferowanych w styczniu czy lutym były ustalane na podstawie bieżącego kursu euro, czyli grubo ponad 4,5 zł. Na początku roku średniej klasy komputer przenośny kosztował niemal tyle samo, co stacjonarny. Z pewnością wielu klientów było świadomych tej sytuacji i kupowało laptopa, choćby dlatego, że lada chwila mógł zdrożeć. W II kwartale już tak nie będzie.

…Co będzie?

Co kupią klienci, gdy okaże się, że notebook, po który przyszli, nie kosztuje już 2 tys., tylko 3 tys. zł? Ci, którzy wymagają od komputera dużej mocy obliczeniowej, za 2 tys. zł będą mogli nabyć bardzo wydajny tradycyjny desktop. Ci, dla których najważniejszym kryterium jest mobilność, wybiorą netbook w cenie nie wyższej niż 1,5 tys. zł. Warto zauważyć, że konstrukcje takie stały się bardzo popularne w krajach zachodnioeuropejskich, ale czy u nas będzie podobnie? Chyba nie.

Na zachodzie Europy netbook jest najczęściej kupowany
jako kolejny komputer. Nic dziwnego – jego cena (400 euro), stanowi niewielką część pensji
– mówi Tadeusz Kurek. – W Polsce równowartość 400 euro to połowa przeciętnego wynagrodzenia.

Jak widać, na Zachodzie netbook może być potraktowany jak zabawka, która – choć droga jak na zabawkę – nie obciąży za bardzo miesięcznego budżetu domowego. W Polsce niestety jest inaczej. Za równowartość 400 euro można kupić całkiem niezły komputer stacjonarny, a niebawem w ofertach producentów pojawią się całkiem nowe konstrukcje – desktopy ze stosowanym w netbookach intelowskim procesorem Atom. Komputery takie, wymiarami przypominające duży notatnik o grubości mniejszej niż 2 cm, będą kosztowały nie więcej niż 1 tys. zł.

Mało przetargów

Wiele wskazuje, że użytkownicy końcowi znowu zaczną wybierać desktopy i dzięki temu tak zła koniunktura jak rok temu raczej się nie powtórzy. Ale na znaczący wzrost sprzedaży raczej nie ma co liczyć, bo w sektorze zamówień publicznych nie zanosi się na duże przetargi, które w przeszłości były dźwignią handlu.

Przetargów jest dużo mniej i, sądząc po zawartości biuletynów przetargowych, w najbliższej przyszłości nie będzie ich tyle, co w poprzednich latach – przewiduje Edward Wojtysiak, wiceprezes Actionu. – Z tego co słychać, instytucje takie, jak wojsko czy policja, miały poważne problemy z zapłatą za projekty zrealizowane w 2008 r.

Jest zatem wysoce prawdopodobne, że funduszy na 2009 rok może po prostu zabraknąć, co spowoduje, że spora część inwestycji zostanie wstrzymana.

W bieżącym roku ma być dokonany duży zakup radarów dla policji drogowej, a jego elementem są też komputery. Ale czy dojdzie do skutku? Wiceprezes Actionu jest sceptyczny…

Już od kilku lat policja zapowiada duże zakupy sprzętu, ale do tej pory na deklaracjach się kończyło. Nie jestem więc przekonany, czy w 2009 r. odbędzie się przetarg urządzeń dla policji. Lepiej żeby moje słowa się nie sprawdziły – mówi Edward Wojtysiak.

Oczywiście brak pieniędzy z budżetu państwa nie oznacza, że zostaną wstrzymane wszelkie przetargi, bowiem ich część będzie finansowana ze środków unijnych. Jak zwykle jednak rodzi się pytanie, czy uda się spełnić wszystkie wymagania, by dostać pieniądze z unii.

Więcej
A- I B-Brandów

O tym, że dni C-brandów są policzone, mówi się od dawna. Jednak od lat komputery produkowane przez resellerów niezmiennie stanowiły około 60 proc. rynku desktopów. Gdy już się wydawało, że na C-brandy nie ma mocnych, ich udział zaczął spadać. Według danych IDC w 2007 r. resellerzy wyprodukowali przeszło milion desktopów, a w roku ubiegłym – niespełna 840 tys.

Czy był to chwilowy spadek związany z zeszłorocznym załamaniem rynku jeszcze nie wiadomo, ale fakty są następujące: w 2008 r. zostało sprzedanych
310 tys. desktopów A-brandowych (o 7 proc. więcej niż w 2007) oraz 450 tys. B-brandowych (o 6 proc. więcej). To całkiem duży wzrost, jeśli pamiętać, że miał miejsce w roku dekoniunktury, w którym zanotowano 20-proc. spadek sprzedaży najpopularniejszych maszyn – C-brandowych.

Wśród producentów zagranicznych największy wzrost sprzedaży w 2008 r. zanotował Dell. 112,4 tys. rozprowadzonych komputerów to o 10 proc. więcej niż w 2007 r. Tym samym Dell zbliżył się do lidera polskiego rynku pecetów (czyli desktopów i notebooków razem), HP, który znalazł nabywców na ponad 118 tys. komputerów stacjonarnych. Z dostawców krajowych NTT System, bez wątpienia przodujący wśród producentów desktopów, w 2008 r. sprzedał 148,7 tys. maszyn, o 1,5 proc. mniej niż rok wcześniej. Największy spadek, bo o jedną trzecią, zanotowało PC Factory.

Wzrost w segmencie B-brandów był możliwy przede wszystkim dzięki Actionowi, który zwiększył sprzedaż (prawie 80 tys. desktopów) o ponad 40 proc.