Popyt na komputery stacjonarne zmniejsza się drugi rok z rzędu. Po rekordowym 2007, kiedy rozprowadzono ponad 1,7 mln maszyn, w 2008 r. nastąpił blisko 10-proc. spadek sprzedaży. Teraz zapaść rynku jest jeszcze większa. Sprzedaż notebooków spadła o blisko 20 proc., natomiast producenci desktopów zanotowali dwa razy większe straty. Zdaniem vendorów na taki stan rzeczy złożyły się dwa czynniki: drastyczny spadek zamówień ze strony sektora publicznego oraz fakt, że więcej użytkowników indywidualnych zdecydowało się na nabycie notebooka, a nie komputera stacjonarnego. Obecnie na każdych 40 sprzedanych desktopów przypada 60 notebooków i nikt nie liczy na to, że trend się odwróci. Producenci nie są jednak zgodni, w jakim tempie będzie się zmniejszał popyt na komputery stacjonarne. Niektórzy uważają, że w przyszłym roku nastąpi stabilizacja, inni przewidują, że w ciągu roku – dwóch udział desktopów w rynku komputerów spadnie do 30 proc. (na 70 sprzedanych notebooków przypadałoby 30 maszyn stacjonarnych). Optymistami są przede wszystkim producenci
desktopów.

Niedawno uważano, że z rynku znikną telefony stacjonarne, bo wszyscy mają komórki, tymczasem tradycyjne telefony nadal są w użyciu – mówi Marcin Harasim, dyrektor handlowy Actionu. – Podobnie będzie z desktopami. Mimo że użytkownicy kupują coraz więcej notebooków, na tradycyjne pecety na razie nie zabraknie chętnych, bo rynek nie jest nasycony. Wiele osób nie ma żadnego komputera i niektórzy klienci kupią desktopy ze względu na korzystną cenę.

Marcin Harasim przypuszcza, że tegoroczne proporcje sprzedaży desktopów i notebooków, tj. 40:60, zostaną zachowane w przyszłym roku, przede wszystkim ze względu na spodziewany wzrost zakupów ze strony firm i instytucji, związany z wprowadzeniem nowego systemu operacyjnego Windows 7. Producenci maszyn stacjonarnych uważają, że będą one najczęściej kupowanym urządzeniem w biznesie i w sektorze publicznym, bo w porównaniu z notebookami są tanie i funkcjonalne.

Desktop przetrwa, bo będzie wykorzystywany do zastosowań biznesowych, ma bowiem lepsze parametry niż notebook w porównywalnej cenie – zapewnia Paweł Skultecki, Brand Manager Lenovo. – Koszty są najważniejsze dla firm i jednostek administracji, które mają bardzo ograniczone budżety.

Tanie do biur

Według producentów w sektorze publicznym i małych firmach największym wzięciem cieszą się maszyny za 1,5 – 2 tys. zł brutto wyposażone w dwurdzeniowy procesor, 1 – 3 GB RAM i dysk twardy 160 – 250 GB. Ich zdaniem w najbliższym roku, dwóch maszyny o podobnych parametrach nadal będą najczęściej zamawiane do biur, bo w zupełności wystarczą do pracy z aplikacjami Office i do Internetu. Ze względu na zainteresowanie klientów zmniejszaniem kosztów desktopy będą zużywać coraz mniej prądu. Już teraz są na rynku urządzenia wyposażone w Power Manager, który steruje poborem mocy. Stosowanie coraz bardziej rygorystycznych norm Energy Star przyczyni się do dalszych zmian konstrukcji prowadzących do oszczędności energii. Odbiorcy biznesowi będą również kupować maszyny za 4 tys. zł i więcej, pracujące jako stacje robocze. Produceni desktopów uważają, że są one nie tylko tańsze w zakupie i eksploatacji niż urządzenia przenośne, lecz także lepiej sprawdzają się w zastosowaniach biurowych.

Mają większe możliwości konfiguracji i upgrade’u, są bardziej wytrzymałe – twierdzi Łukasz Jakubowski, Product Manager w NTT System. – Ich zaletę stanowi bezpieczeństwo użytkowania. Są lepiej chronione przed kradzieżą, więc nie trzeba się martwić o poufne dane firmy.

Z takimi argumentami nie do końca zgadzają się producenci laptopów (przynajmniej ci, którzy nie są mocno zaangażowani na rynku maszyn stacjonarnych). Zapewniają, że desktopy są wypierane z przedsiębiorstw i instytucji przez notebooki, bo do pracy w firmie nie są potrzebne wydajne maszyny.

Na mobilnych stanowiskach notebooki zagościły już dawno – utrzymuje Grzegorz Wachowicz, Vaio Business Manager Sony. – Teraz wchodzą na stanowiska, na których mobilność nie jest najważniejsza. Taki trend się utrzyma. W końcu w biurach będzie się używać prawie wyłącznie notebooków.

Grzegorz Wachowicz zwraca uwagę, że wyraźnie wzrosła sprzedaż laptopów za 9 – 10 tys. zł brutto dla wyższej kadry menedżerskiej.

Teraz sprzedajemy ich kilkaset miesięcznie, a dwa lata temu, gdy takie rozwiązania pojawiły się w Polsce, klienci zamawiali co miesiąc kilkadziesiąt urządzeń – mówi przedstawiciel Sony. – Wyższa kadra menedżerska jest zainteresowana zaawansowanymi technicznie, stylowymi i ultralekkimi laptopami, a nie wydajnymi desktopami.

Producenci rozwiązań mobilnych podkreślają, że w sektorze publicznym ogłasza się coraz więcej przetargów na laptopy, co oznacza, że maszyny przenośne są coraz silniej obecne w tym segmencie. Odrzucają również twierdzenie, że komputery stacjonarne są bardziej bezpieczne niż notebooki. Laptopy mają systemy ochrony danych ważnych dla klientów biznesowych.

Klienci biznesowi wybierają maszyny, które spełniają wyższe wymogi bezpieczeństwa – podkreśla Marek Kołkowski, Business Development Manager MSI. – Mają na przykład szyfrowane dyski, czytniki linii papilarnych, moduły TPM. Takie laptopy są bezpieczne i praktyczne, więc firmy będą je kupować zamiast desktopów.

Dla CRN Polska mówi Marcin Morawski,
Marketing Coordinator w Toshibie.
LAPTOPY DLA BIZNESU
SĄ BEZPIECZNE

Odbiorcy biznesowi będą coraz częściej
wybierać notebooki zamiast desktopów.
Już teraz sporą grupę klientów stanowią
małe i średnie firmy, a w korporacjach
notebook to już standard. Przy desktopach
mocno trwają instytucje publiczne, ale i to
się będzie zmieniać. Wprawdzie zwolennicy stacjonarnych
komputerów argumentują, że są bardziej wydajne, ale różnica
wydajności ciągle się zmniejsza. Przede wszystkim jednak
notebooki są praktyczne. Można je zabierać w delegacje, na
prezentacje, pracować na nich w domu. To ważne, bo coraz
większa liczba pracowników wykonuje swoje obowiązki poza
biurem. Być może desktopy są wciąż tańsze od notebooków
o porównywalnych parametrach, ale lepiej wyłożyć
400 – 500 zł więcej i mieć uniwersalną przenośną maszynę.
Laptopy, zwłaszcza te dla biznesu, zapewniają użytkownikom
wysoki poziom bezpieczeństwa, mają mechanizmy ochrony
informacji, więc poufne dane są dobrze chronione. Na rynku
konsumenckim natomiast notebooki już ponad rok temu pokonały
komputery stacjonarne, bo nie tylko są praktyczne, ale
stały się modne. Notebook po prostu wypada mieć, desktop
jest passé.

Większość
do domu

Wśród producentów przeważa opinia, że komputery stacjonarne biznesowe bronią się na rynku lepiej niż rozwiązania konsumenckie. Prawdopodobnie zainteresowanie nimi klientów indywidualnych będzie maleć szybciej niż instytucjonalnych, jednak nikt nie przewiduje gwałtownych spadków.

Jakie maszyny najchętniej wybierają użytkownicy indywidualni? Według producentów najpopularniejsze są urządzenia kosztujące 1,7 – 2,5 tys. zł. Wyróżniają się szybszym procesorem niż desktopy do biura, lepszą kartą graficzną, mają więcej pamięci (3 – 4 GB RAM, HDD 320 – 500 GB). Zapotrzebowanie na większą wydajność tłumaczy się tym, że w domu komputer jest maszyną uniwersalną, która służy nie tylko do korzystania z aplikacji tekstowych i Internetu, lecz także do gier i multimediów. Czy zainteresowanie najpopularniejszymi dziś konfiguracjami nie spadnie? Producenci uważają, że w domach będą częściej pojawiać się notebooki oraz desktopy mniejszych formatów.

Notebooki będą wybierać użytkownicy, którzy potrzebują komputera poza domem, ale takich klientów nie jest wielu – twierdzi Piotr Gendek, Product Manager PC Faktory. – Kupno laptopa to czasem kwestia mody, a nie rzeczywistej potrzeby. Na desktopie pracuje się wygodniej, więc jeśli mobilność nie jest priorytetem, użytkownik raczej zdecyduje się na komputer stacjonarny. Moim zdaniem mobilne urządzenia będą zastępować w domach najtańsze desktopy, a nie te z najpopularniejszej obecnie średniej półki.

Nikt nie ma wątpliwości, że w segmencie konsumenckim nadal najlepiej będzie się sprzedawać maszyny 15-calowe.

Sądzę, że użytkownicy domowi będą kupować najczęściej notebooki z matrycą 15,4 i 15,6 cala, bo to najbardziej uniwersalne maszyny, które spełniają oczekiwania olbrzymiej większości klientów – mówi Szymon Winciorek, CPM w Asusie.

Producenci przypuszczają, że coraz większym zainteresowaniem będą się cieszyć mniejsze urządzenia stacjonarne, takie jak nettopy oraz zestawy all-in-one, czyli niewielkie pecety zintegrowane z monitorem. Ceny takiego sprzętu zaczynają się od ok. 1,2 tys. zł brutto. Nowe komputery będą pojawiać się coraz częściej nie tylko w domach, lecz także w firmach, ponieważ mają wystarczającą wydajność do większości zastosowań domowych i biurowych, zużywają dwa, trzy razy mniej prądu niż zwykły pecet i zajmują mało miejsca, a na rynku panuje moda na mniejsze urządzenia.

Klasyczne desktopy będą zastępowane przez urządzenia all-in-one w domach i biurach – uważa Marek Kołkowski. – Maszyny typu all-in-one są niedrogie, z monitorem kosztują ok. 2 tys. zł, zajmują mało miejsca. Podzespoły są bardziej zintegrowane, więc jest mniej kabli. Maszynę łatwo odłączyć od zasilania i przenieść do innego pokoju. Poza tym komputery all-in-one są ładniejsze niż zwykły desktop, a użytkownicy, dokonując wyboru, coraz częściej kierują się wyglądem sprzętu.

Część producentów uważa, że lepiej przyjmą się nettopy ze względu na zastosowania multimedialne.

Ich wydajność jest podobna lub nieco wyższa niż maszyn all-in-one – mówi Łukasz Jakubowski. – Nasze nettopy mają sprzętowe dekodowanie filmów na karcie graficznej i mogą służyć do odtwarzania filmów w domu. Ze względu na niewielkie rozmiary można je zintegrować z monitorem tak jak komputer all–in-one. Jedyna wada – nie da się na nich pograć w nowsze gry, tutaj niezmiennie najlepiej sprawdzają się wydajne desktopy.

Łukasz Jakubowski jest zdania, że klasyczne urządzenia do zastosowań domowych na dłuższą metę przetrwają w dwóch obszarach: jako komputery dla uczniów i sprzęt dla graczy. Jego zdaniem uczniom szkoły podstawowej i średniej mobilność nie jest potrzebna, wystarczający będzie komuter stacjonarny za ok. 2 tys. zł, który nadaje się do nauki i pociągnie większość gier. Producenci są zgodni, że klasyczne pecety z górnej półki będą również wybierane przez graczy, bo notebook nie sprawdza się w grach tak jak dobrze desktop. Sądzą, że polscy gracze raczej nie będą masowo przesiadać się na konsole, gdyż pecety mają większą możliwość rozbudowy, są bardziej uniwersalne. Konsolę trudno rozbudować i jak się zestarzeje, trzeba kupić nową – mówią dostawcy. Przeważają również opinie, że tradycyjne komputery będą nadal trudne do zastąpienia w zastosowaniach multimedialnych.

Desktop będzie kupowany do domu przede wszystkim jako sprzęt do gier i zastosowań multimedialnych – twierdzi Paweł Skultecki. – Jeśli ktoś chce zbudować kino domowe na bazie komputera, w tej roli lepiej sprawdzi się maszyna stacjonarna niż notebook, bo można do niej włożyć szybszą kartę graficzną, szybszy procesor i więcej pamięci. Jednak producenci starają się, by najmocniejsze konfiguracje notebooków dorównały wydajnością najmocniejszym desktopom.

Niewykluczone, że klasyczne pecety będą ewoluować w kierunku urządzeń przeznaczonych do multimediów w rodzaju HTPC (Home Theater Personal Computer). Są to maszyny wyposażone w napęd DVD albo Blu ray, tuner telewizyjny, funkcję odtwarzania plików filmowych i muzycznych.

Komputer stacjonarny zmierza w kierunku urządzenia multimedialnego, które w znacznym stopniu będzie służyło do oglądania filmów i słuchania muzyki oraz do rozrywki oferowanej przez Internet – przewiduje Grzegorz Wachowicz. – Już w tej chwili cały hardware jest integrowany w monitorze, który przypomina obsługiwany pilotem telewizor. Jednak i w tym segmencie laptopy mogą okazać się silną konkurencją. Już od jesieni 2008 r. mamy w ofercie multimedialne notebooki z ekranem Full HD 18,4 cala i napędem Blu ray. Takie urządzenie kosztuje około 7 tys. zł.

Być może w tej chwili kino domowe zbudowane na bazie desktopa jest tańsze, ale różnica w cenie będzie maleć, a zaletą takiego rozwiązania z pewnością jest mobilność.

Dla CRN Polska mówi Paweł Skultecki, Brand
Manager Lenovo.
MAŁE JEST MODNE

Użytkownicy domowi będą przesiadać się
na notebooki albo maszyny typu all-in-one
zintegrowane z monitorami. Z jednej strony
to kwestia mody – w branży IT widać tendencję
do miniaturyzacji, lepiej sprzedaje się
mniejsze urządzenia, co widać na przykładzie
netbooków. Przede wszystkim jednak desktop zintegrowany
z monitorem jest praktyczny – zajmuje znacznie mniej
miejsca niż klasyczny, łatwiej go przestawić. Ponieważ całość
znajduje się w jednej obudowie, jest mniej kabli. Wydajność
takiej konstrukcji w zupełności wystarczy do typowych zastosowań
domowych. Mocniejsze konfiguracje, wyposażone
w monitor Full HD, napęd Blu ray i wydajną kartę graficzną,
zadowolą również wymagających użytkowników. Klasyczny,
bardziej wydajny pecet jest zbyt duży jak na skromną
powierzchnię naszych mieszkań. W roli bardziej wydajnej
maszyny lepiej sprawdzają się notebooki, które wprawdzie są
trochę droższe niż desktopy o porównywalnych parametrach,
ale mają wiele zalet: są wyposażone w monitor, mobilne,
można je złożyć i schować. A desktop cały czas zajmuje miejsce
na biurku. Oczekiwania użytkowników domowych spełnią
zapewne maszyny z ekranem 15,4 albo 15,6 cala, który przydaje
się do zastosowań multimedialnych i graficznych.

Spadek sprzedaży
C-brandów

Ponieważ mniej maszyn będzie kupowanych do domu, wszyscy przewidują, że skurczy się udział w rynku C-brandów. Mimo że w tej chwili składacze mają około 40 proc. rynku komputerów stacjonarnych, w 2008 r. ich udział zmniejszył się o jedną piątą. Szacuje się, że w 2009 spadek w segmencie C-brandów będzie jeszcze większy. Producenci argumentują, że klienci mogą kupić tanie gotowe maszyny, więc składanie się nie opłaca. Poza tym C-brandy nie staną do większego przetargu, a rynek zamówień publicznych jest nadal duży. Co mają zrobić w tej sytuacji resellerzy? Odpowiedź jest znana nie od dzisiaj – serwis i usługi. Innym rozwiązaniem dla C-brandów jest specjalizacja, bo w segmencie najpopularniejszych pecetów nie poradzą sobie z konkurencją dużych firm.

Powinni wyspecjalizować się w składaniu komputerów dla specyficznej grupy odbiorców, np. architektów, grafików, graczy – wyjaśnia Marcin Harasim. – Wymagający użytkownik wśród gotowych maszyn nie zawsze znajdzie optymalne konfiguracje, więc składacze powinni szukać dla siebie niszy.

Przedstawiciele producentów sprzętu B-brandowego uważają, że rynek C-brandów będzie przejmowany przez B-brandy i A-brandy, które powinny iść łeb w łeb. A-brandy dlatego, że sprzedają swój sprzęt przede wszystkim firmom, a B-brandy przejmą większość
rynku po C-brandach. Ich zdaniem w przyszłym roku A-brandy i B-brandy będą miały po 40 proc. rynku, a C-brandy zachowają 20-proc. udział.

Producenci komputerów stacjonarnych z segmentu A-brandów sądzą jednak, że w najbliższych latach lepiej będą sobie radzić A-brandy, bo kierują swoją ofertę przede wszystkim do klientów biznesowych, natomiast B-brandy, nastawione w większości na odbiorców indywidualnych, będą stopniowo tracić rynek. Z takimi opiniami nie zgadza się Marcin Harasim z Actionu.

Fakt, że coraz więcej desktopów będą zamawiać odbiorcy biznesowi, nie zagrozi pozycji B-brandów – zapewnia. – Z powodzeniem konkurujemy z A-brandami ceną i jakością. Sprzedajemy firmom znaczne ilości sprzętu, myślę więc, że utrzymamy swoją pozycję.

Dla CRN Polska mówi Adam Dyszkiewicz,
Product Marketing Manager – Deskbound
Solutions w Fujitsu Technology Solutions.
KOMPUTERY MOBILNE
I STACJONARNE BĘDĄ SIĘ
UZUPEŁNIAĆ

Nie mam wątpliwości, że desktopy przetrwają.
Wiele osób wróżyło ich rychły koniec,
ale przez najbliższe kilka – kilkanaście
lat z pewnością on nie nastąpi. Jest co najmniej
kilka ważnych powodów. Po pierwsze
nie wszyscy potrzebują mobilności, a w wielu
miejscach jest to wręcz wada, np. w instytucjach publicznych,
szkołach, sklepach, call center itp. Po drugie ceny
notebooków są i będą wyższe niż desktopów, wyższa będzie
również średnia awaryjność sprzętu mobilnego ze względu
warunki pracy (notebooki dużo nadrobią w tym segmencie,
kiedy dyski flash staną się standardem). Warto też pamiętać,
że cykl życia laptopów jest krótszy, co oznacza wyższy koszt
utrzymania infrastruktury. Po trzecie desktopy to duży kawałek
biznesu dla Intela i wielu innych vendorów. Każdy producent
hardware’u będzie dążył do takiego pozycjonowania
produktów, aby rozwiązania mobilne i stacjonarne nie były
idealnie komplementarne. Spadki sprzedaży będą dotyczyć
głównie lokalnych wytwórców sprzętu najniższej jakości. Na
rynku dużo lepiej radzą sobie maszyny dla biznesu, przede
wszystkim dlatego, że właśnie w segmencie wyrobów konsumenckich
typowe zastosowania czynią notebooka produktem
komplementarnym w 95 proc.

Moda na
ładne myszki

Jak zmiany na rynku komputerów wpłynęły na sprzedaż akcesoriów? Liczba nabywców się zmniejszyła, ale spadek nie jest tak duży jak w przypadku kupujących desktopy. W pierwszej połowie 2009 r. klienci nabyli około 20 proc. mniej klawiatur i 10 proc. mniej myszek niż w tym samym okresie 2008. Producenci sygnalizują jednak wyraźny wzrost zainteresowania akcesoriami do notebooków. Lepiej sprzedaje się myszy, kamery, podstawki i torby do komputerów przenośnych.

Być może sprzedaż wszystkich akcesoriów do notebooków, liczona w sztukach, nieznacznie się zmniejszyła, ale wartościowo ten segment jest coraz ważniejszy – podkreśla Bogusław Góral, SMB & Corporate Sales Manager Poland w Logitechu.

Najbardziej spektakularny wzrost zbytu odnotowano w przypadku myszy, które uchodzą za najczęściej kupowany dodatek do notebooka. W okresie od stycznia do lipca 2009 r. co trzecia mysz kupiona w Logitechu była przeznaczona do komputera mobilnego, rok wcześniej takie urządzenia stanowiły 22 proc. sprzedaży. Dwa lata temu wśród wypuszczanych przez Microsoft nowości połowa to były małe myszy do notebooków, teraz na jedną mysz standardową przypadają trzy małe. Popyt na myszy w Microsofcie ciągu ostatniego roku wyraźnie wzrósł. Rok temu sprzedaż tych akcesoriów dawała 21 proc. obrotów (w segmencie akcesoriów), teraz prawie dwa razy tyle. Karolina Sałas-Szlejter, PC Platform Business Manager w Microsofcie, zwraca uwagę, że znacznie lepiej sprzedaje się myszy małe i bezprzewodowe.

Klienci preferują produkty związane z mobilnością – podkreśla menedżer Microsoftu. – Wybierają częściej myszy małe, funkcjonalne, o niskim poborze energii. Coraz większą popularnością cieszą się również myszy kolorowe, o ciekawszej linii.

Jeśli przyjąć, że większość małych i bezprzewodowych myszy kupują użytkownicy notebooków, to rynek standardowych urządzeń, przeznaczonych do komputerów stacjonarnych, się zmniejsza. W przypadku klawiatur większy spadek sprzedaży producenci tłumaczą tym, że są one nadal kupowane przede wszystkim do desktopów. Moda na notebooki wpłynęła jednak na konstrukcję klawiatur – użytkownicy chętnie kupują cieńsze, o niskim profilu klawiszy, podobne do montowanych w notebookach. Drugi rok z rzędu notuje się mniejsze zainteresowanie kamerami.

Zapotrzebowanie na kamery spada, bo zarówno w notebookach, jak i w wielu monitorach są już takie urządzenia, więc użytkownicy nie potrzebują zewnętrznych kamer – mówi Karolina Sałas-Szlejter. – Popyt na te akcesoria nie ma więc wiele wspólnego ze zmianami na rynku komputerów.

W porównaniu z zeszłym rokiem nieźle sprzedaje się akcesoria dla graczy – myszy, klawiatury i pady. Producenci przypuszczają, że ten segment rynku nadal będzie się trzymał mocno, bo pasjonaci gier nie żałują pieniędzy na nowy sprzęt. Według prognoz sprzedaż akcesoriów dla graczy będzie nieznacznie rosnąć. Cały rynek akcesoriów również powinien wyjść z dołka.

Jeśli rynek desktopów odbije, klienci zaczną kupować również więcej akcesoriów – przekonuje Marcin Harasim. – Klawiatury i myszy to cenowo dostępny sprzęt, więc użytkownicy raczej nie będą na nim oszczędzać.

Dla CRN Polska mówi Tomasz Buk, Country
Category Manager Desktop Computers,
Workstations, Thin Clients & Monitors w HP.
POZOSTANIE 30 PROC.

Moim zdaniem udział desktopów w rynku
komputerów nie spadnie poniżej 30-proc.
IV kwartał zapewne będzie lepszy niż początek
roku – sprzedaż w porównaniu z tym
samym okresem 2008 r. nie powinna spaść
więcej niż o jedną trzecią. Warto zauważyć,
że komputery stacjonarne mają podwójną konkurencję.
Z jednej strony rywalizują z przenośnymi, z drugiej strony
dynamicznie rośnie rynek rozwiązań terminalowych (thin
client). Terminale są o 30 – 50 proc. tańsze niż klasyczne desktopy,
a w przypadku wielu użytkowników mogą je zastąpić.
Pracują, korzystając z zasobów udostępnianych przez serwer.
Wydaje mi się, że takie maszyny będą zastępować tradycyjne
komputery stacjonarne, np. w szkołach i małych firmach.
Jedynie bardzo duże przetargi w sektorze publicznym mogłyby
znacząco wpłynąć na wzrost sprzedaży desktopów.
Obecnie największą popularnością cieszą się komputery za
1,5 – 2,5 tys. zł netto. Mają 80-proc. udział w naszej sprzedaży.
Spodziewam się dalszego umacniania się zbytu konfiguracji
standardowych zaliczanych do średniej półki. Myślę, że coraz
większa grupa klientów będzie sięgała po urządzenia mające
w standardzie takie rozwiązania jak pasywne zabezpieczenia
oraz oprogramowanie do zarządzania infrastrukturą IT.
Parametry desktopów w ciągu najbliższych lat nie zmienią się
znacząco. Nowy system operacyjny Microsoftu – Windows 7
– nie wymusza na użytkownikach zdecydowanego upgrade’u
komputerów, więc w zastosowaniach biurowych nie będzie
rewolucji, nastąpi raczej ewolucja w kierunku nowych chipsetów,
procesorów, pamięci itp. Ze względu na wzrost popularności
wirtualizacji oraz poszukiwanie przez klientów źródeł
oszczędności zwiększy się sprzedaż rozwiązań terminalowych,
które stopniowo powinny znaleźć zastosowanie w mniejszych
firmach. W przypadku rozwiązań dla użytkowników najbardziej
wymagających, takich jak projektanci, graficy, analitycy
i tak zwani power users, dominacja stacji roboczych zostanie
utrzymana, bo urządzenia mobilne nie są w stanie zastąpić
wydajnych maszyn.

Monitory
na wymianę

Z powodu malejącej sprzedaży desktopów zmniejsza się również zapotrzebowanie na monitory. Producenci szacują, że w tym roku rynek skurczy się o 15 – 20 proc. Jednak w przyszłym sprzedaż ma nieznacznie wzrosnąć. Zdaniem producentów sprzedaż monitorów nie jest ściśle związana z popytem na komputery stacjonarne, bo użytkownicy sukcesywnie wymieniają stare urządzenia na nowe. Monitory się zmieniają, a nikt nie chce trzymać w domu staroci. Najpierw nastąpiło przejście ze standardu CRT na LCD, potem z formatu 4:3 na 16:10 i 16:9, ostatnio nastała moda na coraz większe przekątne i rozdzielczość. Nadzieje na zwiększenie obrotów daje pojawienie się urządzeń z matrycami LED.

Nie sądzę, aby spadek popytu na desktopy wpłynął znacząco na sprzedaż monitorów – twierdzi Adam Wawiński, Sales Director ISP w LG. – Starsze urządzenia będą zastępowane większymi modelami LCD albo monitorami z matrycami LED. Pojawią się one na rynku już w bieżącym roku. Monitory LED zapewniają obraz lepszej jakości, zużywają mniej prądu. Uważam więc, że przyjmą się na rynku.

Na początku monitory LED mają być o 20 – 25 proc. droższe od urządzeń LCD, lecz w miarę wzrostu ich sprzedaży różnica cen zapewne będzie się zmniejszać. Producenci przypuszczają, że nadal zdecydowana większość monitorów będzie kupowana do desktopów. Według szacunków 10 – 20 proc. użytkowników notebooków 15-calowych i większych decyduje się na zewnętrzny monitor. Producenci mają nadzieję, że ten odsetek wzrośnie, bo zewnętrzne monitory wyraźnie wyprzedzają pod względem parametrów i rozmiarów matryce montowane w komputerach przenośnych.

Słabnąca sprzedaż komputerów stacjonarnych powoduje zmianę oferty w segmencie konsumenckim. Kiedyś w marketach masowo pojawiały się zestawy 3 w 1 (monitor, pecet, wielofunkcyjne urządzenie drukujące), teraz prawie ich nie widać. Zastąpiły je zestawy 2 w 1 (notebook, wielofunkcyjne urządzenie drukujące). W maszynach drukujących standardem stały się moduły łączności bezprzewodowej. Takiego sprzętu poszukują klienci.

Kombajny i drukarki mają moduły Wi-Fi i Bluetooth, co moim zdaniem oznacza, że coraz częściej drukujemy z notebooków, telefonów komórkowych oraz bezpośrednio z aparatu fotograficznego – mówi Aleksander Całko, Consumer Channel Sales Manager w Epsonie. – Jeśli drukarka współpracuje z komputerem stacjonarnym, możliwość przesyłania danych bez kabla nie jest taka ważna.

Producenci przypuszczają, że maszyny drukujące będą zmieniać się w samodzielne urządzenia, które do pracy nie potrzebują ani desktopa, ani notebooka. Już teraz niektóre modele mogą same łączyć się z Internetem. Z kolei drukarki fotograficzne mają sloty kart pamięci i kolorowe wyświetlacze, które umożliwiają drukowanie zdjęć bez włączania komputera.

Perturbacje na rynku komputerów będą miały więc coraz mniejszy wpływ na sprzedaż urządzeń drukujących, które za jakiś czas przestaną zaliczać się do peryferii. Niektórzy uważają, że małe drukarki będą zintegrowane z
notebookami, co również oznaczałoby uniezależnienie od komputera stacjonarnego. Rynek peryferii i akcesoriów jest więc coraz silniej związany z laptopami. Większość producentów sądzi, że będzie rósł popyt na akcesoria do notebooków, a zainteresowanie sprzętem przeznaczonym do desktopów będzie maleć wraz z kurczącym się rynkiem maszyn stacjonarnych.