Do niedawna istniało ryzyko, że pierwsze pieniądze z nowej unijnej siedmiolatki 2021–2027 trafią na rynek rozwiązań IT dla administracji dopiero za trzy lata. To drastycznie zmniejszyłoby wysokość finansowania i wiele przedsiębiorstw postawiłoby na skraju bankructwa.

„W tej chwili nie mamy takiego zagrożenia. Poprzednia perspektywa została przedłużona w realizacji aż do roku 2023, a nowa weszła w życie bardzo szybko. Z najnowszych informacji wynika, że pierwsze środki będą wydatkowane już w 2022 roku” – twierdzi Sławomir Hemerling-Kowalczyk z zarządu Sputnik Software w Newseria Biznes.

Wielka kumulacja w 2022 r.

To oznacza, że branżę GovTech czekają lata prosperity wywołanej dostępnością w tym samym czasie środków zarówno ze starej, jak i nowej perspektywy finansowej UE.

Jeszcze w tym roku zostaną ogłoszone pierwsze nabory, a środki będą wydatkowane już w 2022 r.

„Będziemy mieli komfortową sytuację dla rynku GovTech, na którym w tym samym roku będą dostępne środki zarówno ze starej, jak i nowej perspektywy. Wygląda na to, że żadnego zagrożenia nie ma, a popyt na usługi technologiczne ze strony administracji publicznej będzie stabilnie rósł” – twierdzi ekspert.

Bez grantów rynek leży

Fundusze UE są głównym źródłem finansowania w administracji, zwłaszcza samorządach, dlatego tak ważne są perspektywy unijne i to, żeby pieniądze szybko spływały.

„Część projektów w ogóle by nie zaistniała, gdyby nie finansowanie zewnętrzne” – przyznaje Sławomir Hemerling-Kowalczyk.

Być albo nie być dla firm z branży

Uruchomienie środków może zdecydować o przetrwaniu niektórych firm.

„W okresie przejściowym między perspektywami wiele firm z niepokojem przyglądało się, czy te pieniądze będą. Na pewno ta niewiadoma mogła niektórych przyprawić o ból głowy związany z ryzykiem upadłości” – mówi członek zarządu Sputnik Software.

Szansą może być też Fundusz Odbudowy europejskiej gospodarki po koronakryzysie, z którego Polska ma otrzymać w sumie ponad 58 mld euro w bezzwrotnych dotacjach i pożyczkach. Ok. 15 proc. kwoty dotacji, czyli ponad 23 mld zł, trafi do Polski już w 2021 r. Część przypadnie samorządom i zostanie wydana na cyfryzację.

Na razie jeszcze nie wiadomo, na jakie konkretnie projekty pójdą pieniądze.

Wykonawcy nie palą się do inwestycji

Według eksperta firmy ostrożnie podchodzą do udziału w postępowaniach, uważnie licząc koszty.

„Odbywają się przetargi centralne, ogłaszane są zamówienia, ale firmy nie są zbyt skore, żeby w nich startować. Ewidentnie wynika to z ostrożności – obawiają się ryzyka związanego z podjęciem się takiego projektu albo są na tyle pochłonięte realizacją bieżących przedsięwzięć, że nie chcą ryzykować kolejnych” – uważa Sławomir Hemerling-Kowalczyk.

Kompetencje wąskim gardłem projektów

Jednym z powodów tej ostrożności są koszty związane z przyciągnięciem i utrzymaniem w firmie najlepszych specjalistów. Jak wskazuje ekspert, rywalizacja o kadry IT z dużymi korporacjami i ciągły wzrost kosztów pracowniczych to wyzwanie dla wielu firm skoncentrowanych na rynku zamówień w administracji.

Rynek public: mniejsze zyski, a specjalistom trzeba dobrze płacić

„GovTech jest rynkiem, który przynosi nieco mniejsze zyski niż rynek prywatny. Natomiast na każdym z nich firmy muszą pozyskać pracownika. Rynkowi GovTech trudno jest konkurować stawkami dla programistów z dużymi, zagranicznymi korporacjami, dla których 20 do nawet 40 tys. zł miesięcznie nie stanowi problemu. Małe i średnie lokalne firmy stoją więc przed dużym problemem szybujących stawek. Rynek pracownika w sektorze IT może okazać się bardzo dotkliwy dla branży GovTech” – zwraca uwagę członek zarządu Sputnik Software.

Źródło: Newseria Biznes